rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Nigdy jej nie poznałem, ale jest w moim życiu niezbędna

Karolina Jankielewicz z babcią Marysią i dziadkiem Józkiem. Fot. Archiwum rodzinne

Czy też macie kogoś takiego, kogo nigdy nie poznaliście, o kim tylko słyszeliście, a kto w waszym życiu jest bardzo ważną, niezbędną wręcz osobą? Może tak ważną, że bez tego kogoś wasze życie byłoby całkowicie inne.

27 października minęła kolejna rocznica śmierci babci mojej żony – Marii. Jestem przekonany, że właśnie tej kobiecie zawdzięczam najczulszą i najukochańszą żonę oraz moje dzieci, które noszą w sobie jej geny.

Babcia Marysia pochowana jest na cmentarzu w Bardzie Śląskim. Z cmentarza rozciąga się widok na Góry Bardzkie, a u jego stóp malowniczo wije się przełom Nysy Kłodzkiej. Kilkadziesiąt metrów od cmentarza wznosi się bazylika Nawiedzenia NMP, jedno z najstarszych sanktuariów w Polsce.

Moją przyszłą żonę poznałem 31 grudnia 1995 roku. Nie mogłem więc poznać Marii, zmarła rok wcześniej. Pamiętam jednak, że już na pierwszej naszej randce, Karolina wspomniała o swojej ukochanej babci. Zaskoczyło nas, że oboje mamy przodków, którzy urodzili się we Francji, a po wojnie przyjechali do komunistycznej Polski.

Maria urodziła się w 1932 roku, w niewielkiej miejscowości w okolicach Compienge. Mama mojej żony nie znała dokładnie historii swojej matki, udało mi się jednak ustalić, że rodzice Marii przybyli do Francji po pierwszej wojnie światowej z terenów wschodniej Wielkopolski. Pierwotnie, jak wielu polskich emigrantów, trafili do departamentu Pas-de-Calais, potem przenieśli się bardziej na południe.

W latach wojny Maria uczęszczała do gimnazjum dla stenotypistek (nie wiem, niestety, kto te stypendia finansował). W 1948 roku matka Marii – Helena i jej mąż – postanowili wrócić do Polski, jak wielu ówczesnych emigrantów, którzy liczyli na poprawę swojego losu w „robotniczym raju”. Dla szesnastoletniej wówczas Marii, która urodziła się i wychowała we Francji, ta decyzja wydawała się tragedią. Rodzinna anegdota wspomina babcię, którą trzeba było siłą odrywać od słupa na peronie dworca w Paryżu, by wsiadła do wagonu, mającego ją zabrać z kraju dzieciństwa.

Mówiła po polsku, ale nie umiała w tym języku pisać, więc w Polsce uczęszczała do szkoły zawodowej, gdzie uczyła się krawiectwa. Francuski miał jednak na zawsze pozostać językiem, którym wolała się posługiwać z władającymi nim najbliższymi. W Polsce Maria poznała swojego męża – Józefa Szczotkę, byłego żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Pobrali się w roku 1952, jeszcze przed jej dwudziestymi urodzinami. Na zdjęciach z tamtego okresu dziadek Józek wyglądał jak młody Clint Eastwood.

Małżonkowie zamieszkali w Bardzie Śląskim, gdzie znajduje się klasztor redemptorystów. Zakonnicy, którzy przygotowywali się do wyjazdu na misje, przychodzili do babci uczyć się francuskiego. Proponowano jej nawet posadę nauczycielki francuskiego we Wrocławiu, ale i ona, i mąż, nie chcieli opuszczać Barda.

Dziadkowie żony doczekali się dwóch córek. Prowadzili ożywione życie towarzyskie, ich dom był otwarty dla licznego grona znajomych.

Szczęśliwe życie przerwała tragedia. Babcia Marysia została skierowana na rutynową operację tarczycy. Lekarze usunęli za dużo – babcia opuściła szpital bez przytarczyc. Ich brak prowadzi do osteoporozy, która bardzo szybko przykuła babcię do łóżka, a następnie pozbawiła ją życia. Nie pomagały żadne leki. Strasznie cierpiała. Każdy ruch, a nawet delikatny dotyk, powodował pękanie kości. Kończyny i ciało były zdeformowane i nie pozwalały jej prowadzić normalnego życia.

Mimo to nie straciła pogody ducha. Dla mojej przyszłej żony, która spędzała w Bardzie co najmniej miesiąc każdych wakacji, stała się najlepszą przyjaciółką i powierniczką. Uczyła Karolinę, jak opiekować się ciężko chorą osobą, jak być uważną i czułą. Wyjaśniała, jak ważne w życiu, wręcz niezbędne są miłość i wierność. Jako przykład wskazywała swojego męża, który się nią opiekował. Odeszła dużo za wcześnie, w wieku zaledwie 62 lat.

Wesprzyj Więź

Dawno temu, kiedy Karolina i ja jeszcze nie byliśmy małżeństwem, poprosiłem panią Marię, nad jej grobem, aby wsparła mnie w staraniach o jej wspaniałą wnuczkę. I zrobiła to! Wspiera nas – jestem tego pewien – nadal. W przyszłym roku będziemy obchodzić 25. rocznicę ślubu.

Nie tylko dziś, w Dzień Zaduszny, dziękuję Bogu za życie babci Marysi, bez którego moje byłoby całkiem inne.

Przeczytaj też: Dzień, w którym obchodzimy naszą świętość

Podziel się

1
Wiadomość