rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Spojrzenie Boga nigdy nie zatrzymuje się na naszych błędach

Papież Franciszek w Brazylii, 2013. Fot. Tânia Rêgo/ABr

Pamiętajmy, że wolno patrzeć na człowieka z góry tylko po to, by pomóc mu się podnieść – mówił wczoraj w Watykanie papież Franciszek.

Rozważania przed modlitwą „Anioł Pański” 30 października 2022 r. w Watykanie

Dziś w liturgii Ewangelia opowiada o spotkaniu Jezusa z Zacheuszem, zwierzchnikiem celników w mieście Jerycho (Łk 19, 1-10). W centrum tej narracji znajduje się czasownik „szukać”. Zacheusz „chciał koniecznie zobaczyć Jezusa” (w. 3), a Jezus po spotkaniu z nim mówi: „Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło” (w. 10). Zastanówmy się nad dwoma spojrzeniami, które szukają się nawzajem: spojrzenie Zacheusza, szukającego Jezusa i spojrzenie Jezusa, szukającego Zacheusza.

Spojrzenie Zacheusza. Mowa jest o celniku, czyli jednym z tych Żydów, którzy zbierali podatki na rzecz panujących Rzymian i czerpali korzyści ze swojego stanowiska. Dlatego Zacheusz pozostawał bogaty, znienawidzony przez wszystkich i wskazywany jako grzesznik. Tekst mówi, że „był niskiego wzrostu” (w. 3) i przez to być może czyni aluzję do jego małości wewnętrznej, do jego przeciętnego, nieuczciwego życia, zawsze skierowanego ku dołowi.

A jednak Zacheusz chce zobaczyć Jezusa. Coś pobudza go, żeby Go zobaczyć. „Pobiegł więc naprzód – mówi Ewangelia – i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić” (w. 4). Wspiął się na sykomorę: Zacheusz, człowiek, który nad wszystkim panował, błaznuje, aby zobaczyć Jezusa. Pomyślcie tylko, co by się stało, gdyby na przykład minister gospodarki wspiął się na drzewo, żeby popatrzeć na coś innego: naraziłby się na drwiny. A Zacheusz naraził się na kpiny. By zobaczyć Jezusa, nie wahał się śmieszności.

Zacheusz w swojej nikczemności odczuwa potrzebę szukania innego spojrzenia, spojrzenia Chrystusa. Jeszcze Go nie zna, ale czeka na kogoś, kto uwolni go od jego stanu – moralnie niskiego – i wydobędzie z bagna, w którym tkwi. To ma fundamentalne znaczenie: Zacheusz uczy nas, że w życiu nigdy nie jest wszystko stracone. Proszę was, nigdy nie jest tak, że wszystko jest stracone, przenigdy! Zawsze możemy uczynić miejsce na pragnienie, by zacząć od nowa, wyruszyć na nowo, nawrócić się. Właśnie to czyni Zacheusz.

Decydujący jest w tym drugi aspekt: spojrzenie Jezusa. Został posłany przez Ojca, aby szukać zagubionych; a kiedy przybywa do Jerycha, przechodzi tuż obok drzewa, na którym jest Zacheusz. Ewangelia relacjonuje, że „gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu»” (w. 5).

To bardzo piękny obraz, bo skoro Jezus musi wznieść spojrzenie, to znaczy, że patrzy na Zacheusza od dołu. To historia zbawienia: Bóg nie spojrzał na nas z góry, aby nas upokorzyć i osądzić; nie, przeciwnie, uniżył się do tego stopnia, że umył nam nogi, spojrzał na nas z dołu i przywrócił nam godność. Zatem spotkanie oczu Zacheusza i Jezusa wydaje się podsumowywać całą historię zbawienia: ludzkość ze swoimi nędzami szuka odkupienia, ale przede wszystkim Bóg z miłosierdziem szuka swojego stworzenia, aby je zbawić.

Bracia, siostry, pamiętajmy o tym: Boże spojrzenie nigdy nie zatrzymuje się na naszej przeszłości pełnej błędów, ale z nieskończoną ufnością patrzy na to, czym możemy się stać. I jeśli czasem czujemy, że jesteśmy ludźmi niskiej postury, niezdolnymi do stawienia czoła wyzwaniom życia, a tym bardziej Ewangelii, pogrążonymi w problemach i grzechach, Jezus zawsze patrzy na nas z miłością: tak jak w przypadku Zacheusza, wychodzi nam na spotkanie, woła nas po imieniu i, jeśli go przyjmiemy, przychodzi do naszego domu.

Wtedy możemy zadać sobie pytanie: jak patrzymy na samych siebie? Czy czujemy się niezdolnymi i poddajemy się, czy może właśnie tam, gdy czujemy się przygnębieni, szukamy spotkania z Jezusem? A następnie: jak patrzymy na tych, którzy pobłądzili i z trudem podnoszą się z pyłu swoich błędów? Czy jest to spojrzenie z góry, takie, które osądza, wyszydza i wyklucza?

Pamiętajmy, że wolno patrzeć na człowieka z góry tylko po to, by pomóc mu się podnieść, nigdy więcej. Tylko w tym przypadku jest dopuszczalne patrzenie na kogoś z góry. Ale my, chrześcijanie, musimy mieć spojrzenie Chrystusa, które szuka zagubionych ze współczuciem. Takie jest i musi być zawsze spojrzenie Kościoła, spojrzenie Chrystusa, nie spojrzenie potępiające.

Wesprzyj Więź

Módlmy się do Maryi, na której pokorę wejrzał Pan, i prośmy Ją o dar nowego spojrzenia na nas i na innych.

tłum. Stanisław Tasiemski OP / KAI

Przeczytaj też: Rozładowujmy konflikty bronią dialogu

Podziel się

1
Wiadomość