Ks. Dominik Chmielewski powtarza wskazywane przez teologów błędy i nieścisłości doktrynalne z pełną świadomością, że na ten temat toczy się publiczna dyskusja.
Gorąca publiczna dyskusja o kaznodziejstwie ks. Dominika Chmielewskiego trwa od kilkunastu tygodni. Jak pisze Monika Białkowska, naukowe publikacje o licznych zastrzeżeniach doktrynalnych wobec salezjanina i jego publikacji ukazują się już od dwóch lat. Jak zaś wykazał Zbigniew Nosowski, od 2020 r. trwają kościelne próby zbadania i zdyscyplinowania popularnego kaznodziei.
Sama mieszkam i pracuję w archidiecezji katowickiej, w której działalność salezjanina i (założonych przez niego) wspólnot Wojowników Maryi jest – na mocy decyzji biskupa – zakazana. Wykładam teologię dogmatyczną w Archidiecezjalnym Centrum Formacji Pastoralnej, jestem więc zainteresowana dyskusjami dotyczącymi doktryny Kościoła. Postanowiłam sprawdzić, w jaki sposób ks. Chmielewski przedstawia kwestie opisywane jako kontrowersyjne w swoim kaznodziejstwie z ostatnich kilkunastu dni.
Zgodnie z nauczaniem Kościoła, jako wierzący katolicy nie musimy ani czytać objawień prywatnych, ani w nie wierzyć – i nie jest to żadna przeszkoda w naszym zbawieniu
W niniejszym tekście odnoszę się do przesłuchanych w całości na YouTubie konferencji „Apokalipsa sumień” oraz rekolekcji w Bydgoszczy (8-11 października 2022 r.), a także konferencji „Funkcjonujemy w fałszywym miłosierdziu”. Tytuły konferencji zapewne nie pochodzą od kaznodziei, lecz zostały wprowadzone przez osoby publikujące nagrania na swoich kanałach – nie zniekształcają jednak prezentowanych treści.
Prywatne objawienia niczym Objawienie Boże
Trzeba przyznać ks. Chmielewskiemu, że jest niezwykle sprawnym i charyzmatycznym mówcą. W swym nauczaniu wielokrotnie nawoływał do autentycznego nawrócenia i głębokiej relacji z Bogiem oraz szczerej pokuty za grzechy – co oczywiście jest cenną wskazówką jeśli chodzi o życie duchowe wiernych. Problem się pojawia, gdy salezjanin zaczyna przechodzi do szczegółów. Posługuje się przy tym wątpliwymi teoriami teologicznymi, pełnymi nieścisłości i wybiórczego traktowania nauczania Kościoła.
Podstawową kwestią, na którą należałoby zwrócić uwagę, jest przywoływanie objawień maryjnych czy doświadczeń świętych w sposób sugerujący ich równorzędną wartość teologiczną wobec Objawienia publicznego przekazywanego w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła. Płynne przejście pomiędzy przesłaniem pochodzącym z objawień prywatnych a słowami z Ewangelii skutkuje wśród słuchaczy postawieniem znaku równości pomiędzy tymi wypowiedziami. Tym bardziej tak się dzieje, gdy głoszący wiele razy usilnie podkreśla, że są to objawienia uznawane przez Kościół. Niestety nie tłumaczy, co to znaczy.
Oczywiście każdy rekolekcjonista może korzystać z dowolnych źródeł teologicznych, w tym z doświadczeń świętych – one przecież po to m.in. są, by wzbudzać w nas gorliwość i inspirować. Tylko pozostaje pytanie: jak to robić? W przypadku objawień prywatnych rzadko zdarza się, by słuchacze rozumieli, jak należy je traktować i klasyfikować. Nie ułatwia tego podejście ks. Chmielewskiego, który nawołuje do ich poznawania oraz wręcz wyrzuca słuchaczom ignorancję w tym temacie.
A przecież, zgodnie z nauczaniem Kościoła, jako wierzący katolicy nie musimy ani czytać objawień prywatnych, ani w nie wierzyć – i nie jest to żadna przeszkoda w naszym zbawieniu. Po drugie, ewentualne uznanie ich przez Kościół oznacza tylko, że ich główne przesłanie zgadza się z duchem Ewangelii. Nie jest to jednak zakwalifikowanie każdego słowa jako natchnionego czy stwierdzenie o prawdziwości zawartych w nich opisów nieba, piekła, czy czyśćca. Zresztą również wśród osób mających objawienia różnorodność tych opisów jest całkiem spora…
W swoim oficjalnym nauczaniu Kościół katolicki nie wypowiada się na temat tego, jak wygląda niebo, czyściec czy piekło, a w przypadku dwóch ostatnich – nie precyzuje, kto w nich jest lub nie (pomijam już fakt, że współcześnie w teologii odchodzi się od plastycznych opisów rzeczy ostatecznych na rzecz relacyjnego przedstawiania życia po śmierci). I tu pojawia się kolejny problem w metodzie teologicznej ks. Chmielewskiego. Otóż przywołuje on zarówno fragmenty Pisma Świętego, jak i spisanych doświadczeń mistyków lub innych osób mających objawienia w sposób wyrywkowy oraz bez uwzględnienia szerszego kontekstu, nierzadko dokonując fundamentalistycznej interpretacji tychże objawień. Nie wspomina o kontekście kulturowym zarówno tekstów biblijnych, jak i doświadczeń mistyków.
Uważam, że clou problemu z nauczaniem ks. Chmielewskiego stanowią właśnie kwestie doboru źródeł teologicznych oraz ich interpretacji. Nie można salezjaninowi zarzucić, że ten czy inny fragment jego wypowiedzi nie ma pokrycia w Piśmie Świętym czy w „Dzienniczku” św. Faustyny, natomiast sposób wykorzystania tych tekstów budzi poważne zastrzeżenia i często jest niezgodny z nauczaniem Kościoła. Do tego dochodzi autorytarny styl wypowiedzi ks. Chmielewskiego, sugerujący, że wszystkie źródła, na które się on powołuje, należy traktować z takim samym posłuszeństwem wiary.
Opowiadanie o przebiegu egzorcyzmu jest zakazane
Teraz trzeba przywołać odpowiedź ks. Chmielewskiego w sprawie wskazanych mu błędów teologicznych w jego nauczaniu. Zwraca w niej uwagę na wyrywanie jego wypowiedzi z kontekstu oraz uzasadnia swoje poglądy o działalności złego ducha, odwołując się do wprowadzenia zamieszczonego w „Rytuale egzorcyzmów” (czyli oficjalnej księdze do sprawowania egzorcyzmów; konkretnie mowa o pkt. 13). Niejednokrotnie odwołuje się do swoich doświadczeń z egzorcyzmów czy też do analogicznych doświadczeń innych osób.
Tymczasem właśnie we wspomnianym przez niego samego wprowadzeniu do „Rytuału egzorcyzmów” w pkt. 19 znajduje się jednoznaczne zobowiązanie do dyskrecji wszystkich osób uczestniczących w egzorcyzmie – właśnie po to, by pozostałych wiernych nie straszyć ani nie fascynować złem: „Zarówno egzorcysta, jak uczestnicy obrzędu winni zachować dyskrecję i nie informować o nim ani przed faktem, ani po jego dokonaniu”.
Również we „Wskazaniach dla kapłanów pełniących posługę egzorcysty” przyjętych przez Konferencję Episkopatu Polski w 2015 r. wyraźnie czytamy w pkt. 42: „Ponieważ zaś nie można dopuszczać do tego, aby egzorcyzm stał się widowiskiem, uczestnicy obrzędu, tak jak sam egzorcysta, obowiązani są zachować dyskrecję i nie informować o nim ani przed faktem, ani po jego dokonaniu. Zakazane jest zatem udostępnianie przebiegu egzorcyzmu środkom społecznego przekazu, a nawet opowiadanie o przebiegu egzorcyzmu”.
Trzeba też zauważyć, że nieuwzględnianie kontekstu (chociażby w minimalnym zakresie) to stała metoda samego ks. Chmielewskiego. Stosuje ją przy cytowaniu lub odwoływaniu się do różnego rodzaju tekstów.
Gdy się weźmie pod uwagę wszystkie wskazane problemy – głównie trzy: dobór źródeł teologicznych, ich interpretacja oraz niezwykle sugestywny sposób przekazu – nauczanie to staje się niebezpieczne dla słuchaczy. Sprawia ono bowiem wrażenie, że jest to – w całości – oficjalne nauczanie Kościoła, do którego przestrzegania w posłuszeństwie wiary katolicy są zobowiązani.
Polacy nie są narodem wybranym
W przesłuchanych przez mnie konferencjach pojawiają się błędy czy nieścisłości już znane – wymienione w „Opinii teologicznej na temat działalności i nauczania ks. Dominika Chmielewskiego SDB”, sporządzonej przez zespół teologów w roku 2021 na prośbę Komisji Duszpasterstwa KEP. Pojawiły się też w nich również wątki, które nie znalazły się w tym opracowaniu.
Pierwszym z nich jest interpretowanie orędzia siostry Faustyny („Polskę szczególnie umiłowałem, z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na moje przyjście”) jako szczególnej roli Polski w dziejach współczesnego świata. Taka interpretacja słów św. Faustyny nijak się ma do dokumentów II Soboru Watykańskiego II, a zwłaszcza do konstytucji „Lumen gentium”, w której wyłożona została współczesna nauka o Kościele. Misja przekazywania zbawienia, jednania ludzkości z Bogiem, a tym samym przygotowywania świata na Paruzję została powierzona Kościołowi jako całości, a nie tylko Kościołowi w Polsce. W historii zbawienia, której wszyscy jesteśmy uczestnikami, powołany został jeden naród wybrany i nie jest nim Polska.
Styl kaznodziejski ks. Chmielewskiego składa się ze sformułowań zgrabnych, chwytliwych i silnie oddziaływujących emocjonalnie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że w wielu miejscach nauczanie to jest co najmniej nieścisłe teologicznie
Kolejny dodatkowy wątpliwy wątek nauczania ks. Chmielewskiego to interpretowanie naturalnych psychicznych stanów człowieka jako przejawu działalności złego ducha (np. pojawiających się w stanach depresyjnych oskarżeń wobec siebie, zbytniego krytycyzmu czy negatywnej interpretacji otaczających zjawisk). Tego typu stwierdzenia czy sugestie wpisują się w ogólny nurt niezdrowej spirytualizacji rzeczywistości, dokonywanej przez ks. Chmielewskiego. Pomija on rolę cielesności i naturalnych procesów zachodzących w człowieku, które są częścią składową dążenia do zbawienia, a także działania Boga w świecie.
Bóg nie zsyła cierpienia
Ponadto we wspomnianych konferencjach dominuje przekonanie o jakimś niezwykłym, eschatologicznym napięciu, sugerującym bliski już koniec, ostateczne rozstrzygnięcie walki duchowej. Tymczasem Kościół, a w nim chrześcijanie – czytając Ewangelię, uczestnicząc w liturgii, a nawet odmawiając modlitwę „Ojcze nasz” – na przestrzeni ostatnich dwudziestu wieków ciągle są w napiętym oczekiwaniu Paruzji. To oczekiwanie nie jest zarezerwowane tylko dla naszych czasów. Natomiast historycznie daje się wykazać, że różnorodne dramatyczne wydarzenia, wojny, epidemie, przełomy wieków wzbudzały w poszczególnych jednostkach przekonanie o wyjątkowości czasów (przeważnie negatywnej).
Tego typu retoryka niestety potęguje w słuchaczach strach – niekiedy (co trzeba przyznać) prowadzący do nawrócenia czy refleksji nad swoim życiem, czasem jednak do nerwicowego podejścia do wiary i magicznej wiary w modlitwę (co również we frazach nauczania ks. Chmielewskiego się przejawia). Może to także prowadzić do niemal pelagiańskiego przekonania o roli naszych uczynków w procesie przyjmowania zbawienia lub Bożej łaski.
Ks. Chmielewski oczywiście wspomina o łasce i działaniu Ducha Świętego, ale przedstawia je jako skutek wysiłków dokonanych przez człowieka, a nie jako źródło przemiany życia. Umacnia ten sposób myślenia, interpretując Bożą sprawiedliwość w kategoriach zsyłania przez Boga kary za grzechy w postaci cierpienia. Cierpienie to niejednokrotnie staje się w tym ujęciu udziałem nielicznej grupy „świętych”, chcących przyjąć je jako przebłaganie za grzechy innych lub odpokutować za tych, którzy nie chcą się nawrócić.
Rzeczywiście w duchowości przedsoborowej można znaleźć całkiem sporo tego typu wyznań, sama siostra Faustyna jest przykładem tego typu myślenia. Warto jednak, po pierwsze, w szerszym (a zwłaszcza biblijnym) kontekście spojrzeć na pojęcie sprawiedliwości; po drugie zaś – na kwestię cierpienia czy w ogóle szeroko rozumianego zła w świecie jako wyborów ludzkiej wolności i jej konsekwencji.
Interpretacja cierpienia czy doświadczanych w życiu trudności jako przejawu działania złego ducha albo jako zesłanego przez Boga testu prowadzi do zrzucania odpowiedzialności za to, co się dzieje w świecie na jakieś niezależne od człowieka siły – czy to Boga, czy złego ducha. To niebezpieczny kierunek, ponieważ sugeruje on obraz Boga, który specjalnie zsyła na człowieka cierpienie, podczas gdy w Kościele wierzymy, że cierpienie jest konsekwencją zła i grzechu (pierworodnego, ale też czasami naszych aktualnych grzechów, czasami innych ludzi, a także konsekwencją procesów zachodzących w przyrodzie, na które nie mamy wpływu lub jeszcze nie wiemy, że mamy).
Cierpienie jest zatem efektem wyborów ludzkiej wolności i jako takie jest dopuszczone przez Boga. Stanowi konsekwencję Bożej wierności wobec podarowanej człowiekowi wolnej woli, dzięki której może on wybierać swojego Stwórcę i kochać, bądź wypowiadać posłuszeństwo, tym samym krzywdząc siebie i innych.
Absolutne posłuszeństwo?
Dostrzec trzeba także niespójność obecną w kaznodziejstwie ks. Chmielewskiego. Czasem zaprzecza on samemu sobie, nawet w trakcie tej samej konferencji, bądź w jednym cyklu rekolekcyjnym. Podam tylko najbardziej rzucające się w oczy przykłady.
Raz słyszymy stwierdzenie, że nie należy prosić innych o modlitwę, ale skupić się na kształtowaniu swojego duchowego charakteru. Tezę tę kaznodzieja popiera osobistym wyznaniem, że on nie prosi innych o modlitwę. Po czym w innym miejscu stwierdza konieczność modlitwy za drugiego, wręcz walki duchowej za bliskich. W interpretacji zła czy cierpienia raz odpowiedzialnością obarcza szatana (wówczas jest to po prostu przejaw duchowej walki dziejącej się w świecie), raz Boga, który trenuje swoich wiernych. W jednym miejscu stwierdza, że nie ma nic przeciwko charyzmatycznym spotkaniom czy modlitwie uwielbienia, po czym kilka minut później przedrzeźnia osoby modlące się w taki sposób i je dyskredytuje.
Styl kaznodziejski ks. Chmielewskiego składa się ze sformułowań zgrabnych, chwytliwych i silnie oddziaływujących emocjonalnie. Nie byłoby w tym nic złego, a wręcz przeciwnie – gdyby nie fakt, że w wielu miejscach nauczanie to jest co najmniej nieścisłe teologicznie.
Niestety wielu wiernych wychwytuje te najbardziej nośne hasła, silnie oddziaływujące emocjonalnie, nie zastanawiając się, jak mają się one do całości nauczania Kościoła. Wręcz nie są do tego zachęcani, ponieważ w nauczaniu ks. Chmielewskiego nieraz pobrzmiewa kwestia absolutnego posłuszeństwa duszpasterzom. W statucie Wojowników Maryi widnieje nawet zapis, że „kwestionowanie zasad ustalonych przez kapłana – Opiekuna Duchowego Ruchu” może być podstawą do usunięcia z grupy.
To także ważny wątek. Sugestia posłuszeństwa jest słuszna, ale tylko do pewnego stopnia. Z chrztu obowiązuje bowiem wiernych posłuszeństwo duszpasterzom, ale jednocześnie mają też powinność działania zgodnie z własnym sumieniem. Bezkrytyczne słuchanie nauczania nawet najbardziej charyzmatycznego mówcy niestety nie służy kształtowaniu dojrzałego sumienia.
Podsumowując – gdy ks. Dominik Chmielewski wygłaszał konferencje, których w całości wysłuchałam, miał pełną świadomość, że na jego temat toczy się publiczna dyskusja. Okazuje się jednak, że powtarzają się w nich wskazywane wcześniej przez teologów błędy, nieścisłości doktrynalne czy wątpliwej jakości wnioski teologiczne. Mało tego, bez trudu znaleźć można przykłady nowych uzasadnionych wątpliwości. Zatem restrykcje wobec jego działalności wprowadzone przez biskupów dwóch diecezji są jak najbardziej uzasadnione.
O nauczaniu ks. Dominika Chmielewskiego na Więź.pl
1. Tomasz Terlikowski: Ksiądz Chmielewski i „ewangelia” lęku
2. Dariusz Piórkowski: Jesteśmy iskrą mającą przygotować świat na drugie przyjście Chrystusa? To myślenie sekciarskie
3. Monika Białkowska: Szkoda życia na herezje. Ks. Dominik Chmielewski oraz jego wizja Boga, szatana i człowieka
4. Monika Białkowska: Dwanaście błędów ks. Dominika Chmielewskiego według polskich teologów
5. Wojciech Jędrzejewski OP: Żarliwy kaznodzieja i żarliwi wyznawcy
6. Ks. Dominik Chmielewski odpowiada na zarzuty
7. Opinia teologiczna na temat działalności i nauczania ks. Dominika Chmielewskiego SDB (dokument)
8. Zbigniew Nosowski: Spychologia eklezjalna. Biskupi i przełożeni wobec ks. Dominika Chmielewskiego
Przyznam, ze nie rozumiem tej fali niechęci wobec bohatera tego artykułu. Jak to jest, że ekumenizm jest Okej, jest wiele dróg to Boga, a jednocześnie jak w ramach KK ktoś troche inaczej rozumie wiare, a do tego zademonstruje talent w dotarciu do ludzi, to zaraz jest tak wielu gotowych wykazać że się myli, tak naprawdę szkodzi i zacząć go dezawuować. Dziwne to trochę.
To nie jest „trochę inaczej rozumie wiarę”. To jest „fałszuje przesłanie Ewangelii”. Niestety ma Pan prawo tego nie rozumieć i nie jest to Pana wina – bo w Kościele w Polsce od dłuższego czasu zwraca się uwagę jedynie na pobożność i na liczbę ludzi w Kościele, a nie na zgodność tej pobożności z doktryną. Czyli na zgodność z prawdą, po prostu. To jest o tyle niebezpieczne, że za jakiś czas możemy mieć tłumy ludzi prawdziwie pobożnych i „wierzących” w takiego Jezusa, jaki nigdy nie istniał – stworzonego w umysłach kolejnych natchnionych kaznodziejów. Dlatego teologia tak mocno się upomina, żeby tej prawdy o Jezusie strzec i nie zniekształcać. Dla nas i dla przyszłych pokoleń.
Dziekuję za odpowiedź. Przyznam, że Pani opinia jest dość zasadnicza, nie będę się spierał, bo z moim poziomem wiedzy nie mam do tego podstaw. Ale w dalszym ciągu nie rozumiem jak można jednocześnie akceptować ekumenizm i dość ostro traktować odstępstwa we własnych szeregach. No, chyba że moje założenie o akceptacji ekumenizmu jest fałszywe.
mam do Pani takie pytanie: Niedawno o. Kramer napisał, że wierzy iż niedawno zmarły Goebbels stanu wojennego dowie się teraz prawdy od bł. x. Jerzego. Oznacza to, że o. Kramer de facto samowolnie beatyfikuje owego zmarłego, bo wierzy że jest on już w Niebie. Dlaczego żaden z teologów nie zwróci uwagi na takie rażące nadużycie?
Pytanie co prawda nie do mnie, pozwole sobie jednak na komentarz. Przepraszam. Czy naprawde nie dostrzega Pan roznicy pomiedzy jednorazowym wpisem umieszczonym w mediach spolecznosciowych a regularnym, wieloletnim nauczaniem ks. Chmielewskiego? A tak na marginesie: tzw. nadzieja powszechnego zbawienia nie jest razacym naduzyciem – ta mysl jest obecna w Kosciele. Wyznawanie tej nadziei nie jest herezja. Pozdrawiam serdecznie
W.ojtek, żaden teolog nie zwróci uwagi, bo to żadne nadużycie. Każdy człowiek może mieć nadzieję zbawienia każdego zmarłego człowieka.
W bardziej rygorystycznej teologii masz obraz z przypowieści o bogaczu i Łazarzu, gdzie bogacz, choć potępiony może usłyszeć słowa prawdy od Łazarza. Jeśli już, to nadużyciem będzie Twoje twierdzenie, że tak wyrażone słowa są „beatyfikacją”, która nie stanowi stwierdzenia, że „ktoś jest w Niebie”, lecz zezwolenia na kult lokalny. Który to kult lokalny wypływa z przeświadczenia o świętości i właśnie takiego „oddolnego” ogłoszenia kogoś świętym.
„…ma Pan prawo tego nie rozumieć…”. Ta arogancja Pani zdradza, że nie mamy tu do czynienia nie z obiektywną troską, tylko nagonką.
„…na zgodność tej pobożności z doktryną. Czyli na zgodność z prawdą, po prostu” – zgodność pobożności z doktryną oczywiście można analizować, ale z prawdą? Ktoś kiedyś udowodnił np. niepokalane poczęcie NMP?
zapewne wiele db wykszatalconych kobiet widzialoby O. Chmielewskiego w roli kolejnego duszpasterza oazy animujacego do schwycenia sie w koedukacyjnym kregu za rece i zaspiwenaia abba Ojcze lub barki – zadanmei poboznosci ludowej nie jest poprawnosc dogmatyczna
A może tajemnica ks. Chmielewskiego tkwi gdzie indziej? Nie w takiej czy innej interpretacji tego czy owego problemu teologicznego? Polacy nigdy zbyt mocni w teologii nie byli? Może po prostu ten ksiądz jest tak inny od znakomitej większości polskich kapłanów i biskupów?
Może dlatego cieszy się takim posłuchem, gdyż jest wyrazisty, budzi emocje, daje jasną wizję, jego słowa są jak cios karate. Pewnie w wielu sprawach rozmija się z doktryną, ale napominania bezimiennych teologów nie odejmą mu ani jednego wyznawcy. Dlaczego tak niewielu księży i biskupów pozostających ze swoim nauczaniem w obrębie Kanonu nie potrafi tak mówić jak on?
I kto jest większym problemem Kościoła w Polsce: nadmiernie ekspresyjny ks. Chmielewski czy masa kapłanów bez twarzy, bez ikry, bez charyzmy? Samym narzekaniem na ks. Chmielewskiego problemu się nie załatwi. Wielu wierni potrzebuje innego stylu niż coniedzielny banał. On im to zapewnia.
Ja tam prawdę mówiąc wolę, jak ktoś mówi mi prawdę, choćby niezbyt porywająco – niż kiedy mnie z wdziękiem i wielką fantazją oszukuje i wciska kity. Ale to już rzeczywiście każdy ma wybór.
Ma i z niego jak widać wielu korzysta. Ale to słabość wielu uczyniła tę jednostkę tak głośną.
Mocno dziwne. On mówi prawdę episkopatowi, że się nie sprawdził, zamknął kościoły przed wiernymi, czynił Eucharystię wirtualną. Oni miast bić się we własne piersi, odsuwają jednego z najbardziej światłych.
„Oszukuje, wciska kity”. W której wypowiedzi oszukiwał? Może wówczas kiedy wspomniał, iź Episkopat miast stać na straży nauczania Ewangelii, pozamykał kościoły i sprawował wirtualną Eucharystię?
Mam wrażenie, że u ks. Chmielewskiego jest więcej poznania Boga, niż teologii (nauki o Bogu)… Preferuje relacje z Bogiem przed doktryną… Na końcu zaś, będziemy sądzeni z miłości, nie nauki Kościoła… „Będziesz miłował Pana Boga swego…” Kwestia priorytetów…a błędy ? Któż z nas, się przed nimi ustrzeże?…
Ks Chmielewski jest prorokiem naszych czasów. Wspaniały kapłan i kaznodzieja. Czyżby zazdrość autorki artykułu…?
Tak jest. Każdy może tworzyć swój własny kościół.
Ale niech ma przynajmniej odwagę powiedzieć, że wcale nie jest rzymskim-katolikiem i niech stworzy własne wyznanie.
Proste rozwiązanie
Zazdrość? Nie słyszałem, by pani Monika Białkowska miała ambicję stworzenia swojej grupy ślepych wyznawców.
Za to zdecydowanie i wprost mówiła wielokrotnie, że jej troska wynika wyłącznie z dbania o Ewangelię.
Prorok nie falszuje przeslania Ewangelii… Pozdrawiam serdecznie
A ja myślę, że chodzi o coś innego niż o błędy teologiczne. Ks. Chmielewski skupia wokół siebie mężczyzn w sile wieku. A mężczyzna w sile wieku ma swoja wagę (nie chodzi tylko o kilogramy ). Nie jakichś narwanych, młodych byczków szukających zadymy , tylko statecznych, wyznających wartości rodzinne, konserwatywnych mężczyzn. I to jest zagrożenie dla środowisk progresywistycznych.
Laokon, patrząc na to jakich mężczyzn przyciąga Chmielewski, to raczej nie ma co się obawiać. „Konserwatywni mężczyźni” skupieni wokół tego ruchu, to bardziej zagubieni ludzie, którzy zwyczajnie nie odnajdują się w otaczającym świecie, który ich przeraża, dlatego szukają sobie czegoś, co przekuje tę przegraną w pozorny sukces.
Skoro nie ma co się obawać, to dlaczego tyle tu tych alarmistycznych artykułów i komentarzy?
Laokon, bo należy się ich bać na innych płaszczyznach, niż obawy o środowiska progresywne. Artykuły tu na Więzi dotyczą przecież Ewangelii, a nie obaw wybranych środowisk.
Że niby katolicy otwarci boja się herezji, odmienności w pojmowaniu wiary ? Chyba się nikt na to nie nabierze.
Laokon, masz przecież w całym cyklu podaną motywację pani Moniki Białkowskiej, że jest nią troska o Ewangelię.
Jeśli chodzi o sam literalnie pojmowany strach przez Wojownikami Maryi, to nie płynie on ze strony katolików otwartych, tylko na przykład ze strony środowisk feministycznych. I słusznie, bo wpajanie podszytego religijnie wzorca toksycznej męskości jest zagrożeniem dla wszystkich, także samych mężczyzn, którzy dają się na to nabrać.
Słuszna teza.
Ileż to ludzi szczerze kochających Kościół, nie jakichś jego wrogów i rzeczywiście znających się na rzeczy, wyrażało mniej lub bardziej wyraźnie zaniepokojenie treściami serwowanymi przez ks. Dominika Chmielewskiego. Że wspomnę takich choćby: Mikołaj Kapusta, ks. Dariusz Piórkowski, ks. Przemysław Sawa,Tomasz Terlikowski, księża z komisji teologicznej powołanej przez episkopat,Monika Białkowska, Grzegorz Kramer, Marcin Jakimowicz, Zbigniew Nosowski, Weronika Kostrzewa, Monika i Marcin Gajdowie, ks. Tomasz Szałanda, a teraz Magdalena Jóźwik. Ks. Dominik naprawdę nie chce zmierzyć się z zarzutami pod swoim adresem. Jeśli w ogóle podejmuje polemikę, to , choć deklaruje chęć dialogu,polemika ta idzie w kierunku podkreślania niekompetencji komunikacyjnych słuchaczy i czytelników: źle zrozumieliście, wyrywacie z kontekstu albo nie doceniacie objawień prywatnych. A w gronie swych wyznawców wchodzi w retorykę bycia ofiarą nagonki. Wobec bierności większości biskupów i salezjańskich władz w tej sprawie, czarno to widzę. Najważniejsze, że ekskarateka w koloratce gromadzi tłumy. A wiadomo, że święta Statystyka czczona jest nad Wisłą z nabożnością.
To nie ks.Dominik jest ofiarą nagonki, ale ofiarami bywają żony Wojowników Maryji. Każdy szanujący się i „stateczny, wyznający wartości rodzinne i konserwatywny” (cytat za @laokon) mężczyzna z WM inspirowany przez ks.Dominika z gorliwością pouczy swoją żonę, że jeśli potajemnie przed nim będzie brać antykoncepcję (bo na utrzymanie większej gromadki dzieci ich nie stać, a konserwatywni mężczyźni nie grzeszą wstrzemięźliwością) to przykładnie się z nią rozwiedzie. Taki piękny przykład autentycznej miłości małżeńskiej.
@Bez podpisu
Słuszna uwaga.
Oprócz ekonomicznego dodałabym jeszcze aspekt zdrowotny: ciąża i poród to stan bardzo obciążający zdrowie kobiety, więc nie zawsze jej zdrowie pozwala na kolejne dziecko. Ale faktycznie, jak już żona przestaje służyć do rodzenia dzieci, to niewątpliwie jest już „do wyrzucenia”.
(Drugie zdanie to ironia, oczywiście.)
Bez podpisu, ale jak to rozwiedzie? Rozwód jest zakazany.
No właśnie…dlaczego nie stać na utrzymanie dzieci ludzi , którzy pracują na pełny etat ( a nawet dłużej)…Jakoś mi się ten „Ruch”dziwnie kojarzy z sierpniem 1980 roku. Zapewne wielu z nich uważa, że ten świat jest postawiony na głowie i nie można już dłużej milczeć. Na razie jest ich kilka, kilkanaście tysięcy ( dokładnie nie wiadomo). Ale kiedy będzie pół miliona, to już nie będzie niektórym tak do śmiechu.
Tylko że w 1980 (przynajmniej teoretycznie) raczej chciano -przestawić świat z głowy na nogi. Nie do końca co prawda wiedziano co to znaczy, ale chciano normalności a nie Królestwa Maryi.
Wałęsa też miał Matkę Boską w klapie.
I został i tak uznany za zdrajcę….
Cóż znaczy Matka Boska wobec chęci politycznej zemsty?
Czyli chodzi o zmianę ustroju i o zwiększenie benefitów socjalnych dla rodzin? To pozytywny cel. Czy taki jest cel WM, z tymi mieczami? WM mogą też rozwiązać problem braku powołań do kapłaństwa. Kościół może wypełnić lukę diakonami po formacji w WM u ks.Dominika. Bo to wypróbowani mężczyźni, którzy cenią wartości rodzinne, jak mało kto w tym pędzącym świecie.
„(Diabeł) będzie się posługiwał nawet tymi, którzy w różny sposób są zwiedzeni, żeby za wszelką cenę rozwalić to co jest dziełem Matki Bożej. Ten ruch jest dziełem Matki Bożej. (…) i to nie z ks. Dominikiem czy kimkolwiek innym się walczy, to z Nią się walczy.” Chmielewski w wypowiedzi już po publikacjach.
Słowami Joanny – „krew w piach”. Dla mnie to zasadniczo koniec wiary w sens dyskusji.
Kościół obudzi się za późno.
https://m.youtube.com/watch?v=Yygu-PFTaqo
Przypisywanie sobie cech boskich jest podstawowym elementem sekty.
Jak widać Kościół instytucjonalny obrywa już z obu stron.
Jedni odchodzą bo widzą zbyt wiele irracjonalizmu w nauczaniu, inny są na wylocie bo owego irracjonalizmu pragną jak kania dżdżu […].
Jak się wali to się wali.
Marek2, irracjonalizacja zawsze była przejawem etapów schyłkowych. To taka naturalna kolej rzeczy, Kościół nie nadąża, więc oczekujący reform odchodzą, co osłabia Kościół i budzi tych, co myślą, że uda się trend odwrócić zaklęciem „kiedyś było lepiej”.
Dla mnie nie tylko koniec wiary w sens dyskusji, ale pytanie czy ja czuję że mogę z czystym sumieniem być dalej Kościele, który taką naukę głosi.
Anna2, usłyszysz pewnie w odpowiedzi bon mot, że w Kościele jest się dla Chrystusa, a nie dla księdza. Tylko zaraz jest zgrzyt, bo jak to pogodzić z doktryną, że ksiądz reprezentuje Chrystusa i przemawia w jego imieniu?
Anno2,
zupełnie serio: przecież to jest „nauka” ks. Chmielewskiego, nie „nauka Kościoła”; właśnie na tym polega problem, że on skutecznie rozmywa tę różnicę – jak widać także wśród niektórych swoich krytyków.
A co do bon motu – zgodnie z definicją jest to powiedzenie zwięzłe i trafne. W tym przypadku bardzo trafne: w Kościele zaiste nie jest się dla jakiegokolwiek księdza (a zwłaszcza dla księdza, którego zna się tylko z mediów). Na pewno.
Spokojnie, nie dokonam (jeszcze) apostazji z powodu jakiegoś jednego Chmielewskiego, aczkolwiek oczekiwałabym od skompromitowanego episkopatu, że choćby przyzna że nauka Chmielewskiego jest zgodna z doktryną. To będziemy mieć jasność gdzie jesteśmy.
Zbigniew Nosowski, zgodnie z dokumentem soborowym Presbyterorum Ordinis nie ma czegoś takiego, jak ksiądz nauczający w swoim imieniu. W dobrej wierze zakłada się, że każdy ksiądz przekazuje wyłącznie nauczanie Kościoła i nie może głosić prywatnych poglądów. Z kolei wierni nie mają obowiązku zastanawiania się, czy aby dany ksiądz nie gada głupot. Skoro więc słyszę błędy z ust księdza, a Kościół hierarchiczny nie reaguje, to znaczy, że nauka ks. Chmielewskiego jest traktowana tak, jakby była to nauka katolicka. Zgorszenie słowami ks. Chmielewskiego jest jakby zgorszeniem nauczaniem Kościoła. Nie można więc powiedzieć „dla Chrystusa, nie dla księdza”, bo ksiądz w swojej posłudze kapłańskiej jak i w przepowiadaniu reprezentuje Chrystusa i jego Kościół.
Gdybym miał mówić analogią, jeśli policjant na służbie, albo sędzia wydający wyrok w imieniu Rzeczpospolitej obiektywnie mnie skrzywdzi, to znaczy, że skrzywdziło mnie państwo, nie zaś prywatnie osoba funkcjonariusza. Nikt mi wówczas nie powie, że jak z tego powodu emigruję, to znaczy, że robię to „z powodu policjanta, nie Polski”. Funkcjonariusz reprezentuje kraj, więc to kraj będę oskarżać i od kraju żądać zadośćuczynienia. Tu mówimy o czymś jeszcze większym, bo ksiądz nie reprezentuje Kościoła, bo ma taki zawód, a z uwagi na sakrament święceń kapłańskich.
Wojtek! Skoro wspomniałeś policjanta, to pozwolisz, że ja sparafrazuję dzisiejszy felieton Michała Rusinka (którego miałam przyjemność poznać osobiście, ale od razu informuję ewentualne zainteresowane, że nic z tego nie wyszło). Zatem…
Episkopat rozmawia z wiernymi tak, jak policyjny negocjator z potencjalnym samobójcą: nie zaczyna zdania od „nie” aby uniknąć negatywnego wydźwięku wypowiedzi. Ponadto każdy biskup jest biskupem, a biskup to człowiek, który nie przyznaje się do porażek, bo wówczas ktoś mógłby powątpiewać, czy nadaje się na tę funkcję.
(Mam nadzieję, że Michał Rusinek wybaczy mi ten plagiat.)
Przecież wie Pan dobrze, że:
1. właśnie na argument, iż prezbiter ma głosić to, czego uczy Kościół, a nie własne teorie, powołujemy się od początku poruszania sprawy
2. dyskutuję z czym innym.
Zbigniew Nosowski, to, że ma głosić to co Kościół jest oczywiste. Podobnie oczywiste jest, że odejście z powodu zgorszenia słowami księdza jest uzasadnione. Stosowanie tu rozróżnień „dla Chrystusa, nie księdza” jest niewłaściwe, bo ksiądz ewangelizując zawsze reprezentuje Chrystusa.
Pan dyskutuje nie z tym, co ja twierdzę.
Zbigniew Nosowski, dyskutuję ze stwierdzeniem, że „jest to powiedzenie zwięzłe i trafne”. Nie jest. Jest bardziej próbą ucieczki od odpowiedzialności, nie zaś wskazaniem rozwiązania.
Dziękuję za wyjaśnienie. Jak widać, albo się głęboko nie zgadzamy, albo inaczej rozumiemy słowa. Dla mnie deklaracja „jestem w Kościele nie dla księdza, tylko dla Chrystusa” to właśnie wyraz odpowiedzialności, a nie uciekanie od niej.
Rzecz jasna, nie jest to wskazanie rozwiązania, ale to zupełnie inna kwestia. Bon mot ma coś zwięźle i trafnie wyrażać, a nie wskazywać rozwiązania trudnego problemu.
@Rozumiem Pana wpis inaczej niż Wojtek. Wielu nawróciło się dzięki Chmielewskiemu (to fakt), ale pytanie czy do wiary, którą głosi kościół? Czy wrócili do kościoła czy tylko pod dach gdzie głosi Chmielewski? Czy nie są tam tylko dla niego? W tym sensie w kościele nie jest się dla księdza. A kiedy te dwie nauki się różnią gdzie się jest?
@Basia – o tym akurat stale tu piszemy.
Nie zdążyłem przyjrzeć się zjawisku nagonki medialnej w PRL. Dzięki Wam poznałem jej kształt i znaczenie. Smutne jest to, że w ten sposób dezawujecie swój dorobek np. w sprawie x. Dymera
@MS: Z nagonką miał(a)by Pan/i do czynienia, gdybyśmy złośliwie i bezpodstawnie szukali problemu. A – jak pokazuje opinia teologiczna sporządzona na zamówienie przewodniczącego Komisji Duszpasterstwa KEP – problem doktrynalny w przypadku tego kaznodziei naprawdę istnieje i jest poważny. Dlatego wnikliwie analizujemy rozwój sprawy.
Sądzę, że zarówno w przypadku serii publikacji o x. Dymerze, jak i serii publikacji o ks. Chmielewskim (i w ogóle) chodzi nam o to samo: aby Kościół był taki, jaki powinien być.
O tę opinię chodzi?
„Zgromadzenie i zorganizowanie w jednolity ruch kilku tysięcy mężczyzn w sile wieku (nieznana jest dokładna liczba Wojowników Maryi), jakiego dokonał ks. Dominik Chmielewski SDB, niewątpliwie jest sukcesem duszpasterskim i zasługuje na uznanie. Jest on charyzmatycznym kapłanem, który swoją żarliwością przepowiadania pociąga wielu do Boga. ”
… i dalej: „W kontekście, z jednej strony, postępującej laicyzacji polskiego społeczeństwa i NARASTAJĄCEJ AGRESJI wobec Kościoła oraz wiary katolickiej, a z drugiej strony – wciąż dość pasywnego modelu zwyczajnego duszpasterstwa parafialnego, które – jak się wydaje – bardziej bazuje na obecności i zaangażowaniu kobiet, dzieło Wojowników Maryi okazuje się być ciekawą propozycją dla mężczyzn, w płaszczyźnie osobistego życia duchowego, jak i aktywnego włączenia się w różne obszary duszpasterstwa.”
…i wnioski i sugestie z „części krytycznej”opinii: „W drodze dialogu i przy zastosowaniu zasady audiatur et altera pars należałoby wykazać ks. D. Chmielewskiemu doktrynalne błędy i nieścisłości oraz wezwać do ich publicznego skorygowania, skoro były publicznie głoszone.”
@MS, skoro mowa o ks.Dymerze, czy byłby Pan uprzejmy wkleić
tutaj informację w jaki sposób abp.Dzięga zatroszczył się o ofiary w swojej diecezji? Na stronie
https://kuria.pl/
widnieje ciepły list abp.Dzięgi skierowany do Kościoła Murondawa na Madagaskarze, ale nie mogę nigdzie odszukać podobnego listu do ofiar śp.ks.Dymera.
Jutro skrzywdzeni w diecezji Szczecińsko-Kamieńskiej będą się modlić wraz z Prymasem w Sanktuarium Św.Jana Pawła II w Krakowie, mam nadzieję że abp.Dzięgi albo Pana tam jutro nie zabraknie.
Dla mnie nie tylko koniec wiary w sens dyskusji, ale pytanie czy ja czuję że mogę z czystym sumieniem być dalej Kościele, w którym Głódź ani Jędraszewski nie poniósł żadnych konsekwencji.
Karol, czy opłaciłeś myto za kopanie dołków czy tylko za przejazd drogą (do nikąd)?
Ten bon ton to mnie tylko wypchnie jeszcze dalej. Marek2 pisał kiedyś, że coraz mniej przestrzeni – tak, trafnie. Właśnie jeśli potraktuje sprawe poważnie, że Chrystus miałby przemawiać przez takich jak x.Ch., należy odejść w sposób uporządkowany. Z drugiej strony zostają ci, którym wiele zawdzięczamy i też się męczą, a my dręczymy moderację. Quasi-empiryzm Quine’a.
Anna2, domyślam się i rozumiem, bo ten zabieg, że „nie dla księdza” od zawsze był jedynie próbą odwrócenia uwagi od złych uczynków księży.
A moderacja myślę że wybaczy, póki wpisy są rzeczowe
Złe uczynki księdza to nie jest raczej przypadek x.Ch. W jego przypadku problemem jest stosowanie praktyk sekciarskich, z podziałem na my-oświeceni i wy-opętani. A tak zwane dobre owoce jego ewangelizacji mają polegać na nachalnym nawracaniu innych (tak… poznałam taką jedną panią co miała misje nawracania, męcząca).
Natomiast ostatnie zdanie to nawiązanie do dyskusji z Łukaszem, któremu może bardziej o quasi-empiryzm, niż empiryzm chodziło. Ale to nie jest forum żeby takie dyskusje prowadzić.
Faryzeusze i uczeni w piśmie. Oni takie dysputy prowadzili chcąc ukrzyżować Chrystusa. Jesli kościół nie jest misyjny zatraca najważniejszą część swojej działalności. Ks Dominik taką prowadzi w pokorze opierając się na Bogu i Matce Bożej. Teolodzy badają pisma, krytykują sami uważając się za alfę i omegę. Owszem, są potrzebni ale w oparciu o Łaskę Boga. Człowiek dzisiaj potrzebuje kerygmatu, wiedzy, że Bóg kocha grzesznika oddając życie swojego Syna za wszystkich ludzi. I to słyszę w homilia ks Chmielewskiego. I zachętę do różańca św, to już jest pewnik, że ten kapłan pełni wolę Boga. A w waszych komentarzach wyczuwam uczonych w piśmie, którym ciężko wejść do Królestwa Bożego…
Ja też Pana zachęcam do różańca. Serio 😉
W jaki sposób ta „teologiczna” dyskusja ma prowadzić do dobra? Jak ono ma wyglądać – czy będzie nim zadekretowanie wyłączenia z Kościoła wyznawców teologii ks.Chmielewskiego jak np. wcześniej w innej skali wyznawców teologii wyzwolenia? Komu nie brakuje wyobraźni, do czego mogą prowadzić takie „debaty”, niech pierwszy pogodzi się z tym, by ostatnie słowo nie należało do niego.
Piotr, w taki sposób, że ma zaprowadzić do prawdy i uniknąć niebezpiecznego zwodzenia sluchaczy w stronę sekty.
Porównanie z teologią wyzwolenia chybione, bo w jej przypadku nie było debaty teologicznej, a odgórna decyzja.
A ostatnie słowo należy do doktryny i dogmatyki. Ks. Chmielewski nie trzymając się doktryny stawia się poza Kościołem, a to wymaga zdecydowanej reakcji z uwagi na skalę niebezpiecznego zjawiska.
Wojtku, tak. Doktryna to nie jest fanaberia „uczonych w piśmie”. Chmielewski też jest uczonym w piśmie i się na naukę powołuje wedle swojej interpretacji. Tu nie idzie o faryzeizm. Przecież dyskusja nie jest o jedzeniu pasztetu w wigilię, a o osobę, której oddaje się kult. O samo sedno.
Zawsze podejmując dyskusję trzeba mieć na uwadze, że ostatnie słowo może należeć do kogo innego, ale kto powiedział, że w dyskusji chodzi o ostatnie słowo? To nie zapasy. Dyskusja to nie tylko rozmowa stron. Są też obserwatorzy i ci są równie czynnymi uczestnikami, choć nie zawsze mówią. Dyskusja o Chmielewskim być może uwrażliwi ludzi na dwie kwestie. Pierwsza, że w kościele może czaić się niebezpieczeństwo duchowe. Że sekta w kościele jest możliwa (i to niezależnie od oceny WM). Druga to, że mają prawo do wątpliwości, nawet wobec księdza. I proszę nie zrozumieć źle, nie chodzi o wpychanie ludziom wątpliwości, ale o to o czym pisze Wojtek, Tomasz, Anna2. Ksiądz to tylko człowiek, to co robi „ma być” wolą Bożą, a nie „jest” wolą Bożą. To jest klucz. Kiedy ksiądz łapie dziecko za pośladki to nie jest wola Boża, tylko ksiądz woli Bożej (czystości wobec dziecka) nie spełnia. Jeśli ksiądz głosi herezje to wierny ma prawo wątpić czy to „wola Boża”. Czy organizacja wrogo nastawiona do innych to „dzieło Maryi”. To nie czyni człowieka „wrogiem Maryi” albo przeciwnego „woli Bożej”.
Tezy ks.Chmielewskiego są powtarzane z wypiekami na twarzy też przez innych, wiesz. A najlepszą formą obrony jest atak, więc nie zdziwiłabym się, że upomnienie to może i gorliwie wydadzą, ale dla kogo innego. Potem się tylko dowiesz, że kto mieczem walczy ten od miecza ginie. Jeśli to jest Kościół gdzie obowiązującą doktryną jest ta o matce-córce-żonie-współodkupicielce, to przepraszam czy Ty nie uważasz, że to czas na apostazje?
Mnie najbardziej zadziwiła sugestia zawarta w wystąpieniu „Apokalipsa sumień”. Pada tam sformułowanie, że Izrael, nie rozpoznając Mesjasza, udaremnił Boży plan, który zostanie zrealizowany przez Polaków, czyli nowy naród wybrany. Tak więc Jezus to mesjasz, któremu nie wyszło, a Jego Męka i ofiara zbawcza to wypadek przy pracy, a nie zbawczy plan, który skonkretyzował się dokładnie w takiej formie, jaką wybrał Najwyższy, czyli przez środki ubogie. Te słowa nie są lapsusem kapłana, którego poniosły emocje i retoryczny zapał, gdyż doskonale współbrzmią z wizją świata, w którym zło jest tak potężne, że opętuje nieświadomych tego ludzi przez zwierzęta, miejsca czy przedmioty. I jest tu ks. Chmielewski piekielnie konsekwentny – Jezusowi nie wyszło, bitwa z siłami zła wciąż przed nami (Polakami). To zaprzeczenie najbardziej źródłowej prawdy, na jakiej opiera się chrześcijaństwo. Nie rozumiem, dlaczego ks. Chmielewski głosi podobne poglądy pod szyldem Kościoła Katolickiego.
@Przemek, w punkt. To samo powtarzają jego zwolennicy.
@laokon, w kwestii „narastającej agresji” taka scena duszpasterska:
na jednym spotkaniu w pewnym duszpasterstwie pojawiło się małżeństwo, ona w nieplanowanej (kolejnej) ciąży, ich sytuacja finansowa nienajlepsza, podłamani. Po spotkaniu biegnie przez sale „osoba z misją nawracania”, natchnienie chyba z inspiracji ks.Chmielewskiego, i zaczepia po kolei ludzi „gdzie są ci nowi? bo duszpasterz prosił mnie żebym dała świadectwo przed nimi na temat teologii ciała i nauczania Jana Pawła II”.
Ja się pytam @laokon kto tu jest ofiarą „narastającej agresywnej ewangelizacji”?
Wogóle czy to jest ewangelizacja? A wogóle to jest nauka Kościoła powszechnego, czy polska lokalna tradycja od św.Jana Pawła II?
@Przemek , słowa o ponownym nadejściu Jezusa są w Ewangelii. Nie jest wykluczone, że będzie to w Polsce. A mesjanizm już mamy w tradycji literackiej od czasów Mickiewicza. Episkopat życzliwie spogląda na dzieło ks.Chmielewskiego.
@bez podpisu, nie znam sprawy , ale skoro para przyszła do duszpasterstwa to chyba w jakimś celu? Nie wygląda to na jakąś „agresywną ewangelizację”.
Laokon, mesjanizm mickiewiczowski został potępiony przez KK jako błędny.
Nie wiedziałem . W jakim dokumencie?
@Laokon, polecam przeczytanie artykułu skąd pomysł, że mesjanizm pochodzi rzekomo od Mickiewicza „Prof. Bogusław Dopart: Polska Chrystusem narodów? Ależ to niedorzeczne. Mickiewicz się w grobie przewraca”, wywiad przeprowadzony przez Olgę Szpunar z literaturoznawcą, teoretykiem i historykiem literatury, kierownikiem Katedry Historii Literatury Oświecenia i Romantyzmu Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wywiad ukazał się 21 stycznia 2022 w Gazecie Wyborczej (możliwe, że to było w lokalnym dodatku krakowskim). No chyba, że uważa Pan, że GW się nie czyta, bez względu na to kto pisze. Nie jest to dokument Kościoła, ale to chyba lepiej. No chyba, że Kościół jest też ekspertem w kwestii literatury romantycznej.
@laokon
„słowa o ponownym nadejściu Jezusa są w Ewangelii”
Jakim ponownym przyjściu ? Przecież Jezus przychodzi każdego dnia w Eucharystii wraz z duszą i bóstwem i ciałem a więc cały czas tu jest na ziemi.
To jak niby ma „wrócić” skoro cały czas tu jest ?
Bardzo dobrze, że Autorka pani Magdalena zwraca uwagę na propagowanie przez ks. Dominika nieuznanych przez Kościół rzekomych objawień w Medjugorie.
Wszystkim tak głęboko zaniepokojonym nauczaniem ks. Dominika Chmielewskiego polecam rozdział o Wielkim Inkwizytorze w „Braciach Karamazow” Dostojewskiego. Postawę inkwizytorską odnajduję w wypowiedziach wielu krytyków, którym – mam wrażenie – chodzi przede wszystkim o obłaskawienie swojego ego, ugięcie się przed nim – swoich racji trzeba bronić wszak do upadłego. A Wielki Inkwizytor ciągle żyje, niszcząc w imię Boga to, co jest znakiem sprzeciwu wobec zła. Wysłuchałem wielu konferencji ks. Chmielewskiego i dziękuję Bogu za jego pełne wiary do Boga i miłości do Maryi nauczanie. To jego słowa, a nie setki innych, często płytkich i pozbawionych głębszych treści homilii, zapadły mi sercu. Deo gratias.
Słuchałam jednego z nowszych kazań ks. Chmielewskiego i wydaje mi się, że brnie coraz bardziej na manowce. Nie jestem teologiem ale wierzacym katolikiem, który czyta Pismo Święte i jestem mocno zaniepokojona tym co słyszę na kazaniach ks. Chmielewskiego, bo dużo czasu poświęca swoim własnym wyobrażeniom i interpretacjom. Dla mnie to bardziej aktor niż kaznodzieja. Słuchając kazania szukam treści, które pomogą mi w nawróceniu a nie wyimaginwoanych obrazów, które powstały w głowie kaznodziei. Widzę pewną róznicę w nauczaniu ks. CHmielewskiego od czasu, keidy pojawiły się krytyczne głosy: zaczął wplatać w swoje wypowiedzi stwierdzenie „wg mojej osobistej opinii” czym w moich oczach jeszcze stał się niewiarygodny, bo co ja mam sobie myśleć jako wierny o tym … wg księdza osobistej opinii a to jest zgodnie z opinią Kościoła, Ewangelii Tradycji czy nie? (odnoszę się do kazania z pierwszej soboty listopada). Znam też nauczanie osób, które krytykują ks. Chmielewskiego i jestem przekonana o ich dobrych intencjach. Widzę, że grupa zwolenników ks. Chmielewskiego bardzo polaryzuje Kościół, to nie jest dobre zwłaszcza, że jest ich dużo i mają duże oddziaływanie na parafie. A to nie jest kwestia tego, że ktoś sobie słucha ks. Chmielewskiego a ktoś nie. To nauczanie generuje negatywny wpływ na wspólnotę Kościoła. Brak odzewu biskupów, moim zdaniem to niewypełnianie ich posłania aby dbać o wiernych. Widząc tak nabrzmiewajace spory wsród wiernych powinni wypowiedzieć się jednoznacznie.
Jeżeli Pani, Pani Magdaleno, wybrała teologię z powołania, to bardzo się Pani z tym powołaniem rozminęła. Pani edukacja raczej ma niewiele wspólnego z wiarą. Nawet ślepy jest w stanie zauważyć, że to co się dzieje na świecie wskazuje wyraźnie na jego schyłek. Ja dziękuję Bogu za posługę ks. Dominika
Amen
Teologia to nauka, a nie wyziewy własnych przeczuć.
Dla mnie to jest wielki ból że chcąc wyjechać na konferencję ks, Dominika muszę jeździć po Polsce czy innych Diecezjach. Jestem mieszkańcem województwa Śląskiego i powiem tyle że to właśnie dzięki temu Księdzu moja wiara się umocniła i zacząłem pobożnie uczestniczyć we Mszy Świętej a nie odwiedzać Kościóła jak muzeum. Dowiedziałem się o sile modlitwy i różańca. Nie będę się wypowiadał na temat naszego Biskupa i tego co robi dla Kościoła ale powiem tyle że jest mi go żal i trzeba się za niego modlić i to bardzo bo tego tylko potrzebuje.
Warto dodać, że ksiądz Chmielewski opowiada absolutnie niestworzone historie, które w żaden sposób nie mają pokrycia w Piśmie. W tym filmie np. https://www.youtube.com/watch?v=1xkHRcSUjM0&ab_channel=MocWiary (6 min, 25 sekunda) opiwada, że dzięki modlitwie zatrzymuje się czas, a za „dowód” wskazuje, że siostry zakonne wyglądają młodo, ponieważ dużo się modlą (ergo, dla nich zatrzymuje się czas). Naprawdę wydaje się, że najwyższy czas zdiagnozować psychicznie tego kapłana.
akceptuję księdza Dominika aLe trzeba być posłusznym przełożonym w kościele katolickim