Przemiana współczesnej duchowości idzie w kierunku mniejszej ostentacji metafizycznej, a większej dozy odczuwania jedności ze światem. W polskiej literaturze katolicyzm nadal jest punktem odniesienia, ale to nie on najbardziej inspiruje.
Zacznę od definicji sformułowanej na własny użytek. Słowo „duchowość” jest na tyle wieloznaczne oraz pojemne, że zależnie od kontekstu, od tego, kto go używa i kto je odczytuje, może być rozumiane w rozmaity sposób. A zatem ja mogę w nim dostrzegać nazwę sposobu doznawania i przeżywania spraw przekraczających trywialne doświadczenie zwyczajności, powszedniości, doczesności, materialności itd.
Duchowość bliska jest religii, ale nie jest z nią tożsama, zresztą w obrębie religii, zwłaszcza wielkiej, można spotkać wiele duchowości. Nie jest też tożsama z teologią, a więc dyskursem, jest nade wszystko przeżyciem, niejednokrotnie niepodlegającym racjonalnemu wyjaśnianiu. Ta definicja pokrywa się chyba z intuicyjnym rozumieniem pojęcia, a zarazem nie jest sprzeczna z wieloma innymi proponowanymi. Przyznam jednak, że mam z nią kłopot, bo gdy obserwuję literackie zmagania z duchowością, często widzę, że nie obejmuje ona doświadczenia paradoksalnego, bo na pozór pozbawionego jakiegokolwiek ducha, tak głęboko zakorzenionego w materialności i namacalności konkretu, że aż metafizycznego.
Najdobitniejszym tego przykładem w literaturze polskiej jest scena w kościele z Pornografii Gombrowicza, gdzie doświadczenie pustki, braku Boga jest aż tak żarliwe, głębokie, że właściwie zbliża się do granicy mistyki – zresztą tak jest wyrażone, to prawdziwa noc zmysłów i noc duszy. Mówi się niekiedy o duchowości laickiej. Może warto by jednak mówić o swego rodzaju duchowości negatywnej? Duchowości bez ducha, ale z przemożnym i upartym poszukiwaniem lub kreowaniem sensu?
A zatem z duchowością jest kłopot – możemy ją dostrzec wszędzie, możemy też ją wyeliminować z przestrzeni naszej obserwacji. Mimo wszystko jednak spróbujmy. Zadaję sobie pytanie: ile w najnowszej literaturze polskiej duchowości? Choć może raczej warto by je zmodyfikować: z jaką duchowością mamy do czynienia?
Spojrzenie wstecz, czyli ku uduchowieniu
Nie sięgajmy zbyt daleko w przeszłość, niemniej warto choć na chwilę spojrzeć wstecz. W latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia i jeszcze pierwszych latach obecnego literatura polska była mocno uduchowiona. Zwłaszcza poezja. Zadawała pytania o Boga, sens świata, przyczynę cierpienia i zła. Niewątpliwie ton nadawał jej wówczas Czesław Miłosz z jego niepokojami metafizycznymi.
Przeżywanie duchowości zyskuje obecnie charakter ekologiczny (w takim sensie, że oznacza połączenie człowieka z naturą, ze środowiskiem), traci charakter religijny i nie zna ograniczeń
Rozpiętość postaw poetyckich była bardzo duża. Od afirmacji bytu, podszytej jednak lękiem i świadomością, że nie ma ucieczki przed tym, co boli, do buntu i wierzgania przeciw regułom świata. Sam Miłosz poruszał się między zachwytem (szukał w poezji epifanii) a przerażeniem (unde malum?). To był czas, gdy przeżycie religijne było czymś, czym warto było się dzielić – toteż Miłosz pisał Traktat teologiczny i odpowiadał mu Jan Paweł II Tryptykiem rzymskim. Pisał ksiądz Jan Twardowski i debiutował żarliwymi wierszami Wojciech Wencel, zmagał się z religijnością Tadeusz Różewicz, którego niewiara coraz bardziej miała charakter nie tyle ateistyczny, ile apofatyczny. Nieoczywistość przeżycia religijnego pojawiała się u Zbigniewa Herberta, powściągliwa religijnie, ale uduchowiona w jednaniu się z bytem była poezja Adama Zagajewskiego. Po intensywnych poszukiwaniach Boga w nowoczesnej cywilizacji w tomie Widokówka z tego świata Stanisław Barańczak bez ostentacji, ale w przejmujący sposób zdawał sprawę z duchowej pustki, przed jaką staje człowiek zawsze osamotniony w swoim cierpieniu. Przewrotnie z religią zmagali się Marcin Świetlicki czy Jacek Podsiadło – pierwszy wyrażający dogłębną niezgodę na zło (ocierająca się u niego o bluźnierstwo poetyka przewrotności w istocie ugruntowana była w tęsknocie za jakimś rodzajem duchowej czystości), drugiego przewartościowywanie tradycyjnych pojęć wiodło do poszukiwań bez mała buddyjskiego wejścia w naturę.
Można by długo o tym pisać. Postawy były różne, toczyła się światopoglądowa dyskusja, a może wymiana duchowych doświadczeń. Tak, głównie w poezji, ale też w prozie: od wyrażającej ból niejednoznacznej twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego po prowokacyjne gesty Jerzego Pilcha, który ostentacyjnie eksponował swój luteranizm, by się z nim zmagać, przełamywać ustanawiane przez religię bariery, szydzić z katolicyzmu i bronić go, wreszcie wracać do tego, co w przeżyciu duchowym podstawowe i najważniejsze, odwoływać się do ewangelickiego sumienia. Czy to się zmieniło w nowym stuleciu?
Istota bytu
Wydaje się, że obecnie autorzy mniej są skłonni do otwartego dzielenia się swoimi duchowymi przeżyciami. Poezja z jednej strony przesunęła się ku badaniu własnych granic, języka, wyobraźni, z drugiej jednak strony zajęła się sprawami publicznymi, społecznymi, politycznymi. W obu sytuacjach indywidualne przeżycie zeszło na dalszy plan. Najbardziej wyrazisty przykład porzucenia duchowości widać w poezji Wojciecha Wencla, u którego zwyciężyła religia, ale nie jako głębokie doznanie, lecz jako element kultury, a nawet polityki.
Zbyt często religijność zaczęła być traktowana jako forma literacka, za którą znika autentyczność – czyżby wynikało to z utraty języka lub z lęku przed obnażeniem tego, co dzieje się głęboko w duszy? Lepiej zasłonić się klasyczną frazą, która, owszem, doda wzniosłości, ale zarazem nie dopuści do zranienia siebie samego? A może religia jest tylko elementem polityki, orężem w wojnie kulturowej?
To jednak nie znaczy, że nie ma duchowości we współczesnej poezji. Jest, ale przybiera jednak inną niż uprzednio postać. Z rzadka ma ona charakter otwarcie religijny, jeśli już, to wyrażana jest dyskretnie lub za pomocą paradoksu i nieoczywistości. To przykład wierszy Wojciecha Bonowicza, gdzie „druga przestrzeń” (że posłużę się określeniem Miłosza) przeziera przez codzienność, zwyczajność, jest i nie jest jej zaprzeczeniem lub przedłużeniem, to obecność czegoś więcej w świecie, odczuwana i przeżywana, a przecież powściągliwie pokazywana.
Podobny sposób pisania można znaleźć u dwóch poetów-księży (czy ktoś jeszcze pamięta o nurcie poezji kapłańskiej z końcówki XX wieku?): Wacława Oszajcy i Alfreda Wierzbickiego. U obu przeżycie duchowe zakorzenione jest w powszedniości. Teologia, kult, zewnętrzna forma religii pojawiają się jako punkt odniesienia, niejednokrotnie polemicznie, nie one są jednak istotą, „coś więcej” zawiera się w „coś mniej”, doświadczeniu jednostkowym, w na pozór nieważnych zachowaniach, gestach, w spotkaniach z ludźmi, zachwytach i bólach.
Innego rodzaju duchowość pojawia się w wierszach Urszuli Zajączkowskiej, Małgorzaty Lebdy czy Urszuli Honek. Nie ma tam religijności (jeśli już, to pojawia się jako echo rytuału), możemy natomiast dojrzeć intensywne zakorzenienie w świecie. U tych poetek z całą intensywnością przeżywana jest natura i to właśnie w niej kryje się owa paradoksalna, nienazwana, ale odczuwana duchowość. Natura wydaje się tu istotą bytu. Przy czym nie chodzi o czystą afirmację, bo przecież natura potrafi być groźna, w niej zawierają się cierpienie i śmierć, ale o swego rodzaju zgodę, włączenie się w świat natury, który jest o tyle uduchowiony, że to on jest całym światem, w każdym metafizycznym sensie.
Można by powiedzieć, że przemiana współczesnej duchowości idzie w kierunku mniejszej ostentacji metafizycznej, a większej dozy odczuwania jedności ze światem.
Pozachrześcijańskie żywioły i duchowość negatywna
Ta przemiana widoczna jest w prozie. Zwróćmy uwagę na twórczość trojga autorów.
Nie przypadkiem Andrzej Stasiuk jedną ze swoich książek zatytułował Wschód. U niego Wschód jest nie tylko kierunkiem geograficznym, to orientacja kulturowa, a nawet duchowa. Wschód zaczyna się zaraz za progiem, to wschodni brzeg Wisły w Warszawie, to wschodnie rubieże Polski, które autor przemierza samochodem, to Ukraina, Rosja, wreszcie Chiny i Mongolia. W sensie kulturowym to duchowość zamiast zachodniej racjonalności. To zespolenie z naturą, wtopienie się w świat materialny, co umożliwia duchowe przeniknięcie rzeczywistości.
Stasiuk rozmawia ze zwierzętami, medytuje, podróż zyskuje u niego walor bez mała mistyczny – pokonywanie przestrzeni to nie tylko kiełznanie geografii, to opanowywanie widzialności, która zyskuje nowy, pozamaterialny wymiar. Samochód staje się wehikułem metafizycznym. Warto przy tym zwrócić uwagę na znamienny szczegół, jeśli chodzi o podróże Stasiuka po Polsce. On w ich trakcie słucha… Radia Maryja. Czy którykolwiek inny pisarz przedstawia się jako słuchacz Radia Maryja?
Przy czym nie chodzi tu o dewocję, tym bardziej o sympatie polityczne. Radio Maryja nadaje podróżom Stasiuka jakiś rytm, pozwala zespolić się z innymi słuchaczami, na pewno mniej zdystansowanymi, natomiast odczuwającymi duchową wspólnotę. Choć pisarz sytuuje się na zewnątrz tej wspólnoty, to jednak nią nie pogardza. Tak jak bez wyższości poddaje się rytmowi modlitw i śpiewów.
U Stasiuka kontekst katolicki jest bardzo istotny, zwłaszcza w jego wymiarze ludowym, nieulegającym intelektualnemu ociosaniu. To jest jeden z tych wschodnich aspektów jego przeżywania świata. Dla niego ludowy katolicyzm jest w jakiś sposób bliski buddyzmowi przez wtopienie w naturę, zawiera w sobie bez mała pogańskie (czyli pozachrześcijańskie) pogodzenie się z żywiołem.
Olga Tokarczuk idzie dalej. Owszem, pojawia się u niej kontekst katolicki, jednak w tonie polemicznym. Pisarka porusza się po obrzeżach religii, interesują ją herezje, wszystko, co nieoficjalne, z perspektywy ortodoksji (jakiejkolwiek, nie tylko religijnej) nieakceptowalne, dziwne, dziwaczne, bizarne (jak określiła swoje opowiadania). W Księgach Jakubowych herezja rodzi się w środowisku żydowskim, jednak przekracza granice judaizmu, islamu, Kościoła katolickiego. Przeżywanie duchowości nie zna ograniczeń. Religijność okazuje się płynna.
Może zamiast o duchowości laickiej warto mówić o duchowości bez ducha, ale z upartym poszukiwaniem lub kreowaniem sensu?
Podobnie jest i w innych dziełach pisarki. Duchowość łączy się z niepokojem (jak w Biegunach), poszukiwaniem, transgresją (nie tylko między religiami, ale i między rolami społecznymi, a nawet rolami płci, jak w historii świętej Kumernis i mnicha Paschalisa w Domu dziennym, domu nocnym lub w Empuzjonie). Ona raczej obejmuje – podobnie jak u Stasiuka – zespolenie z naturą, zwłaszcza widoczne w powieści Prowadź swój pług przez kości umarłych. To pewien mistycyzm ekologiczny, bliski buddyzmowi, ale na swój sposób (jak u autora Przewozu) pogański. Na pewno Tokarczuk jest bardzo zdystansowana wobec jakiejkolwiek religijności instytucjonalnej. U niej duchowość musi być niezależna, wypływająca z samego człowieka, z jego doznania świata, autonomicznego zmierzenia się z naturą, ale też z sobą samym, w tym ze swoim ciałem.
I wreszcie Szczepan Twardoch – u niego mamy do czynienia z dobitnie wyrażoną duchowością negatywną. W obrębie narracji występuje duch (na przykład w Morfinie, Drachu, Królu). On opowiada lub czuwa nad światem. Tyle że ten duch nie jest w istocie duchem lub jest bytem niedookreślonym. Jest konceptem literackim, który ma przynieść niezwykłość i dystans wobec opowiadanej historii. Bo tym, co u Twardocha na pewno istnieje, jest materia. Dlatego tytułowy drach to nie jest żaden smok ani istota nadprzyrodzona – to ziemia.
Z ziemi wyłania się natura i do ziemi wszystko zmierza. Możemy wręcz mówić tu o paradoksalnej materialistycznej mistyce ziemi. Znów (jak u Stasiuka i Tokarczuk) pojawia się w jakiś sposób pogański kult bytu dotykalnego. U Twardocha znajduje to zresztą przedłużenie w niemal obsesyjnym skupianiu uwagi na wszystkim, co poznawalne zmysłami, co widzialne, dotykalne, słyszalne. To rzeczy, a zwłaszcza obiekty techniczne. Człowiek u niego zawieszony jest między potężną naturą i równie potężną cywilizacją. Duchowość obejmuje doznawanie takiej rzeczywistości bez poszukiwania innych wymiarów (dlatego jest negatywna), zarazem znajduje wyraz w pewnego rodzaju metafizycznym jednak (bo przekraczającym granice zmysłowości) odczuciu fatalizmu, który przecież nie z samej materii się bierze, ale z jakiejś ponadmaterialnej, niezrozumiałej mocy świata.
Jeśli literaturę potraktować jako sejsmograf oddający ruchy dokonujące się w świadomości społecznej, to można w niej dostrzec przemiany duchowości zachodzące w naszym stuleciu. Katolicyzm, owszem, jest punktem odniesienia, ale nie on najbardziej inspiruje. Duchowość zyskuje charakter ekologiczny (w takim sensie, że oznacza połączenie człowieka z naturą, ze środowiskiem), traci charakter religijny. Intensywność przeżycia ma swój początek w zwyczajności, niekiedy w banale, na pewno w zmysłach, w konkrecie doświadczenia, materii, naturze.
Być może innej duchowości, przynajmniej w bliskiej przyszłości, nie będzie.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2022 jako część bloku tematycznego „Prywatna duchowość w sztuce”.
Pozostałe teksty bloku:
Teatr to dla mnie rodzaj jogi, Iwan Wyrypajew w rozmowie z Pawłem Dobrowolskim i Sebastianem Dudą
Ewa Kiedio, Wiecznie poszukiwany. Sztuka współczesna wobec religii i duchowości