Przez jakie noce ciemne przeszedł o. Marcin Mogielski? Kiedy umarła w nim nadzieja związana z Kościołem? I jak się odrodziła? Więcej w nowym odcinku „Półprzewodnika po nocy ciemnej”.
Marcin Mogielski, jak się okazuje, przeszedł przez więcej ciemności niż myślałem. Nawet o tym wszystkim nie wiedziałem, zapraszając go do rozmowy w podcaście „Półprzewodnik po nocy ciemnej”. Ten dominikanin to nie tylko fighter walczący o osoby skrzywdzone we wspólnocie Kościoła. Jestem pod wrażeniem… Teraz i Wy posłuchajcie! Premiera już dziś o 21 na facebookowym profilu „Więzi” i w aplikacjach podcastowych.
Słuchaj też na Youtube, Soundcloud i innych platformach podcastowych
Rozmowę zaczynam od pytania, czy dobry ksiądz – jak mawiają niektórzy – to były ksiądz. Marcin żartuje, że „religia mu nie pozwala” odejść z Kościoła. Ale też dodaje zupełnie serio: „skoro Jezus zostaje w Kościele, a nie widzę, żeby się pakował i uciekał – to i ja zostaję. Zostałem odkryty przez Jezusa w mojej słabości, ciemności, bólu. To doświadczenie, którego nie jestem w stanie wymazać ani się go wyprzeć. Miłość Chrystusa nie pozwala opuścić tonącego okrętu”.
Rozmawiamy oczywiście o dwóch publicznych wystąpieniach Mogielskiego z zeszłego tygodnia dotyczących biskupów. Najpierw mocno stanął w obronie prymasa Polaka, a później wystosował list otwarty do abp. Dzięgi z bardzo ostrymi zarzutami, dotyczącymi sprawy ks. Dymera, w której sam Marcin od ponad ćwierć wieku upomina się o pokrzywdzonych.
Co go skłoniło do tych działań? Czy list otwarty zakonnika do biskupa to właściwa metoda komunikacji w Kościele?– pytają Mogielskiego ludzie oburzeni jego wypowiedziami i dodają: Co Jezus mówi ci na modlitwie?
A on odpowiada: – Mówi mi: „Nie bój się, dzielny wojowniku!” [to odwołanie do historii Gedeona z Księgi Sędziów]. Odbieram te słowa jako podarowane przez Jezusa. One dają mi moc.
Pytam Marcina, czy byłby w stanie zobowiązać się publicznie, że nigdy-przenigdy nie odejdzie z zakonu/kapłaństwa/Kościoła. Czy stawia sobie jakieś warunki brzegowe? W odpowiedzi słyszę dwie historie.
O tym, jak kilkanaście miesięcy temu Marcin powiedział swoim współbraciom dominikanom, że to od ich postawy zależy, czy on wystąpi z zakonu. Ale było też odwrotnie – kilkanaście lat temu (po dramatycznym spotkaniu z abp. Zygmuntem Kamińskim) miał już dosyć, chciał porzucić zakon i kapłaństwo, myślał nawet o samobójstwie, odszedł z klasztoru, choć dzięki prowincjałowi Popławskiemu poszedł tylko na urlop… Ale z urlopu wrócił o wiele szybciej niż ktokolwiek przypuszczał.
Co Mogielski przeżył 2 maja 2009 r.? Czym były ta rozpacz, ta czerń, ta ciemność? I co się stało następnego dnia, że postanowił wrócić do zakonu? Przez jakie noce ciemne przeszedł? Kiedy umarła w nim nadzieja związana z Kościołem? I jak się odrodziła? Skąd on czerpie siły do kolejnych wewnątrzkościelnych zmagań w imię osób pokrzywdzonych? Jak to możliwe, że dziś mówi: „Warto było przeżywać takie ciemności, żeby doświadczyć takiego światła”?
Czy czuje się osamotniony w zakonie? Jak sobie radzi z przebijaniem się przez kościelne mury obojętności? Co robi, gdy kościelną stęchliznę czuje wyraźniej niż zapach Ewangelii? Jaką modlitwę odmawia codziennie od ponad 30 lat – nawet wtedy, gdy był poza klasztorem i miał zamiar odejść z zakonu?
Tego wszystkiego dowiecie się z rozmowy z Marcinem Mogielskim. I w sumie nawet mnie zaskakuje, że on kończy tę rozmowę słowami: „Wiem, że Kościół to Jezusowe dzieło i ostatecznie będzie dobrze. Jesteśmy obecnie w przedsionku chrześcijaństwa”.
Przeczytaj też cykl Zbigniewa Nosowskiego „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie” dotyczący sprawy ks. Andrzeja Dymera
Ojcze Marcinie, kłaniam się nisko! Dziekuję ze Ojciec jest naszym głosem wraz z O. Tarsycjuszem i P Z. Nosowskim.
Całym sercem się przyłączam
Obraz Jezusa, o którym mówił Ojciec, przedstawia Jego gorejące serce w cierniowej koronie. Wychowałam się w domu, w którym wisiał taki obraz. Po około 30 latach, żyjąc już samodzielnie, w wielkim mieście, przyśnił mi się ten obraz. Okazało się, że leżał na strychu. Dziś wisi na ścianie. Pozdrawiam Ojca Mogielskiego. I Redaktora.
Posłuchałam. Ogromne dziękuję.
To jest głos osoby żyjącej Ewangelią naprawdę. I modlitwą. Słowem.
A obraz szanownego grona hierarchów dramatyczny.
Abp Polak ryzykuje, tym, że się wstawia za skrzywdzonymi?
Paru pomaga po kryjomu? Co to jest ? Dalej?
Plus to sprawa dominikanów – między innymi była powodem mojego izolowania się od instytucji.
Przelała już kielich goryczy. Dobiła. Dobrze, że w miarę jak słyszę dobrze się zakończyła. W miarę.
A powrót mój. Całkiem podobny. Nie chciałam wracać do tej instytucji.
I Słowo w ciemności. Ale się tu odsłaniam.
Ale chyba taki Czas. Ważne, by o tym mówić. O powrotach. Nie tylko o zostawieniu KRK.
Dzięki Słowu się wraca. Jest. Taki pech, że On jest w tym Kościele… 😉
A i zbieranie podpisów pod projektem ustawy, by sprawy wykorzystania się nie przedawniały.
Ktoś tu ma większe doświadczenie prawnicze?
https://publicystyka.ngo.pl/100-tysiecy-podpisow-czyli-jak-obywatele-robia-ustawy
@Joanna
„Dzięki Słowu się wraca. Jest. Taki pech, że On jest w tym Kościele…”
Pani jest bardzo optymistyczna co podziwiam.
Zgadzam się z tym, że On jest tyle tylko, że uważam, że na pewno nie w KRK.
On jest wszędzie a nie w jakiejś szafce zamknięty „na zapas” czy w jakimś budynku.
W Piśmie Św. nigdzie Jezus nie mówił, żeby Go zamykać w szafkach i przychodzić Mu się tam kłaniać.
@Jerzy. Sprawdziłam jak o. Marcin.
Jest, nie spakował się, to ja się spakowałam …
Spowiedź, Eucharystia.
Dalej wierny. On.
Nic więcej nie da się powiedzieć.
Tego warto spróbować.
Tyle.
@Joanna
Ja też sprawdziłem. I wyszło mi zupełnie coś innego.
A w szafce „na zapas” też jest ?
Znajdzie pani w Piśmie gdzie napisano że Jezus kazał zebrać okruchy po Wieczerzy i wsadzić do szafki „na zapas” i się tym okruchom kłaniać i do nich modlić ?
Będę wdzięczny za wskazanie fragmentu bo ja nie znalazłem
Jerzy. Mój mail dostępny u moderacji. Jak coś na poważnie, to możemy porozmawiać.
Nie. Hmm. A może nie było okruchów? Może zjedli 😉 W katolicyźmie istotna też prócz Słowa Bożego, jest Tradycja czyli sposób w jaki pierwsze Wspólnoty praktykowały wiarę, i jak dalej ją przekazywały. Zabierano Eucharystię-Chleb do domów, zanoszono ją dla chorych, czy dla tych, co nie mogli wziąć udziału w Mszy. Więc jednak była praktyka rozumienia, że Chleb po konsekeracji jest Ciałem Jezusa czyli Nim całym.
@Maja
Ja lubię konkrety
„Więc jednak była praktyka rozumienia, że Chleb po konsekeracji jest Ciałem Jezusa czyli Nim całym.”
Szukała pani informacji od kiedy konkretnie tak jest to rozumiane ?
Z tego co udało mi się wyszukać to konkretnie w 1215 roku czyli na Soborze Laterańskim IV skodyfikowano w końcu spory na ten temat.
Wcześniej była cała masa dyskusji na ten temat.
A więc przez 1215 lat po Narodzinach nie rozumiano tak tego a część wiernych rozumiała zupełnie inaczej.
„Spory dotyczące tego, co dzieje się z chlebem i winem w czasie Eucharystii – czyli rozumienia sakramentalnej obecności Chrystusa w postaciach eucharystycznych – rozpoczęły się stosunkowo późno, w czasach renesansu karolińskiego w IX i X wieku. Wiążą się z pracami takich autorów, jak Paschazjusz Radbert (zm. ok. 860), opat klasztoru w Corbie w Galii. Napisał on w latach 831–833 rozprawę O Ciele i Krwi Pańskiej. W 844 r. przejrzał ją i wysłał do przeczytania królowi Karolowi Łysemu. Podobnie jak później Piotr Damiani (zm. 1072) i wielu uczonych wczesnego średniowiecza, uważał, że historyczne i eucharystyczne ciało Jezusa były tożsame. Poszukując właściwej odpowiedzi, Karol zapytał o opinię na ten temat innego mnicha z Corbie, Ratramnusa (zm. 868). Teolog ten odpowiedział w inny sposób niż jego współbrat z opactwa. Aby wytłumaczyć rzeczywistą obecność ciała Chrystusa, wprowadził rozróżnienie na rzeczywistość symbolu (łac. in figura) i rozpoznawaną przez wiarę rzeczywistość właściwą, duchową, (in veritate), przekazywaną przez tę pierwszą. Stwierdził, że Chrystus jest przyjmowany jak rzeczywiście obecny w sakramencie, ale przyjmowany w sensie duchowym, a nie jako rzeczywistość fizykalna. Jego osoba uległa z czasem zapomnieniu, a pisma zostały przypisane Janowi Szkotowi Eriugenie i potępione na synodzie w Vercelli w 1050 r.
Berengariusz z Tours (zm. 1088) poszedł za rozumowaniem Ratramnusa i w rozprawie O Wieczerzy Pańskiej sprzeciwił się ujęciom Paschazjusza[2]. Poglądy Berengariusza wywołały wiele sporów, zorganizowano kilka synodów. Autorytatywnie, jak od strony metafizycznej należy ująć realną obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina sformułował dogmatycznie Sobór laterański IV (1215 r.)”
itd. itd. To tylko ogólny zarys. Można wyszukać więcej informacji.
A więc problemem jest właśnie Tradycja bo pierwsze wspólnoty chrześcijańskie (nie katolickie !) nie rozumiały wcale w ten sposób Eucharystii.
Z chęcią bym podyskutował ale to na dłuższą rozmowę temat.
Pismo nie wspomina o tym, by kazał, ale nie jest to zobowiązujące dla sprawowanego dziś kultu. W ogóle Kościół nie jest związany ani zwyczajami z I wieku (w tym także tymi według których odbyła się Ostatnia Wieczerza) ani z X czy XV wieku jako bezwzględnie obowiązującymi – to po pierwsze.
Po drugie, naturalne jest że kult ewoluuje i przybiera różne formy – najskrajniej to widać w zupełnie innym porządku sprawowania Mszy na Wschodzie i na Zachodzie. Żaden z nich nie wygląda jak Ostatnia Wieczerza – i w pierwszych wiekach też nie wyglądał.
Po trzecie, Msza święta jest uobecnieniem Ofiary Krzyża (bez niej nie byłoby Mszy) – sama Ostatnia Wieczerza nie była pierwszą Mszą; Kościół powstał po Zmartwychwstaniu Chrystusa, a nie w Wielki Czwartek.
> A więc problemem jest właśnie Tradycja
> bo pierwsze wspólnoty chrześcijańskie
> (nie katolickie !) nie rozumiały wcale
> w ten sposób Eucharystii.
Didache oraz zrąb kanonu rzymskiego z IV wieku pokazują, że rozumienie było podobne do dzisiejszego.
Poza tym brak dogmatycznej definicji nie musi oznaczać innego poglądu. Na Wschodzie nie definiowano tego, czym jest obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie – a nie ma wątpliwości z punktu widzenia Kościoła katolickiego, że Msza sprawowana jest tam ważnie i to jeszcze w czcigodnym obrządku. Postacie eucharystyczne też się zresztą tam przechowuje i zanosi do chorych, a w Wielkim Poście nawet pada na twarz, gdy są przenoszone w procesji na ołtarz.
A co do słowa „katolicki” (którego używają chrześcijanie utrzymujący więź z biskupem Rzymu), to podobnie jak słowo „prawosławny” (którego używają chrześcijanie skupieni w Kościołach wschodnich tradycji bizantyńskiej) czy „apostolski” (którego używają np. chrześcijanie ormiańscy), to są to określenia zwyczajowo przyjęte, a nie ścisłe.
Np. prawosławni też odmawiają nicejskie wyznanie wiary w „jeden, święty, powszechny (καθολικὴν) i apostolski Kościół”, a nie stają się przez to katolikami.
@Wiktor
Dziękuję za głos w dyskusji
„Pismo nie wspomina o tym, by kazał, ale nie jest to zobowiązujące dla sprawowanego dziś kultu.”
Pismo to w ogóle na wiele tematów niewiele lub wręcz nic (sic!) nie wspomina.
I to jest właśnie problem. Narosło tak wiele „tradycji” która często jest zmienionym zabobonem lub wręcz pogańskimi zwyczajami, że szok. I wszystko to podszyte Duchem Św. etc.
„W ogóle Kościół nie jest związany ani zwyczajami z I wieku (w tym także tymi według których odbyła się Ostatnia Wieczerza) ani z X czy XV wieku jako bezwzględnie obowiązującymi – to po pierwsze.”
Skoro nie jest niczym związany to za ileś tam lat może narodzić się kolejna „tradycja” które nic nie ma wspólnego ani z Ewangelią ani z Jezusem co jest bardzo ryzykowne.
Wg mnie jednak jakaś podstawa, która ogranicza ewolucję rzekomej „tradycji” musi być / istnieć a tym jest Pismo Święte.
„sama Ostatnia Wieczerza nie była pierwszą Mszą”
Słusznie prawisz. Tylko, że wiele osób twierdzi w dyskusjach, że Jezus właśnie tego dnia ustanowił Eucharystię a więc coś tu się nie spina.
Wg mnie Jezus zupełnie o co innego wówczas prosi.
„A co do słowa “katolicki” (…) , to są to określenia zwyczajowo przyjęte, a nie ścisłe.”
„Np. prawosławni też odmawiają nicejskie wyznanie wiary (…), a nie stają się przez to katolikami.”
Ja właśnie użyłem słowa „katolik” w tym drugim znaczeniu.
Pierwsi chrześcijanie to nie byli żadni katolicy w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. (nie tyczy dosłownego tłumaczenia tego słowa !)
Miło podyskutować kulturalnie.
@Joanna
„Jak coś na poważnie, to możemy porozmawiać”
Ja zawsze na poważnie.
Ale takie rozmawianie nic nie da. Z prostej przyczyny. Mnie pani nie przekona a ja z kolei nie mam zamiaru nikogo do niczego przekonywać.
Każdy sam decyduje co myśli, o czym i w jaki sposób, co czyni a czego nie czyni. Każdy ma wolną wolę daną przez Boga i korzysta z niej.
Szanuję pani poglądy ale się z nimi nie zgadzam i to jest piękne że możemy sobie podyskutować nikogo nie oceniając.
@Jerzy
Ja też na poważnie . Mi bardziej chodziło, by moderacja odpoczęła od długich wpisów. To, co tu się pojawia czasem w komentarzach to mini artykuły i eseje 🙂 a i ja też do niczego nie chcę przekonać. Ja lubię posłuchać/przeczytać czyjeś odmienne zdanie.
@Jerzy2, piszesz że lubisz konkrety, ja też. Przywołujesz ciekawe dokumnty, ale właśnie w dokumentach, raczej nigdy nie znajdziesz sensownego uzasadnienia nadprzyrodzonej obecności Chrystusa w sakramentach. Tak jak ludzkie dokumenty (ok, niech będzie nawet że pod natchnieniem) nie stanowią „dowodu” w kwestiach wiary, tak samo archeologia nie może być żadnym „dowodem” wiary. Może potwierdzać jakieś wydarzenia, miejsca z PŚ, ale nie potwierdzi nigdy ich nadprzyrodzonej natury. Tak samo, żaden dokument, ani odgórnie ustalony dogmat sądzę, że Cię nie zaspokoi. Mnie zresztą też.
Już może pozostań przy tym co zgodziliśmy pod innym artykułem pare dni temu, że Pan Bóg nie ma rąk związanych sakramentami. A czy tenże Pan Bóg jest zamknięty w Tabernakulum, czy jest zamkniety w dogmatach KRK, czy wogóle KRK ma patent na wyłączność? To kwestia wiary. A nie dokumentów, dowodów, archeologii. A jeśli w jakikolwiek sposób wiara jest przekazywalna, to najpewniej przez spotkanie z ludzmi którzy prawdziwie wierzą, czyli mówiąc górnolotnie przez świadectwo. Często milczące świadectwo.
Świadectwo dla mnie to nie jest żadne „przegadanie kogoś”, to wogóle z gadaniem nie ma wiele wspólnego. To obawiam się nie jest jednorazowe olśnienie, a jeśli jest to nieczęsto. To dłuższy proces, często w milczeniu, tym trudniejszy jeśli poprzedzony antyświadectwem.
Może nasze dyskusje na tym forum są jakimś przyczynkiem, albo studiowanie Pisma takim przyczynkiem może być lub modlitwa.
Odpowiedź bardziej do @Kinga, choć nie tylko.
Te dyskusje to taki czasem przyczynek do zauważenia Pierwszej Przyczyny …
@Kinga
„Świadectwo dla mnie to nie jest żadne “przegadanie kogoś”, to wogóle z gadaniem nie ma wiele wspólnego. ”
Zgadzam się z Tobą.
Dlatego tak wiele antyświadectw duchownych mnie od KK odrzuciło.
Jest tego tak wiele, że nie sposób zamykać oczu i udawać, że nic się nie dzieje.
Hipokryzja i obłuda, wymaganie nie od siebie tylko od „plebsu” a sami żyją tak jak im się żywnie podoba.
Tacy ludzie mnie do zbawienia nie będą prowadzić.
Przykre to ale za to zgodne z moim sumieniem.
@Jerzy2 nie wiem czy przeczytałeś. Ale trzymając się zasady, że sprawy należy upraszczać jak tylko można, ale nie bardziej zauważyłam, że w credo (taka podstawa w co wierzymy) nie ma nic o tym temcie, który tu w dyskusji zgłębiamy. Chyba, że nie umiem czytać ze zrozumieniem, lub rozróżniać istoty sprawy (to możliwe), od tematów chwytliwych, a kontrowersyjnych. Mój punkt widzenia też ewoluował, jeszcze dwa lata temu bym tak nie napisała. Jednak liczne „świadectwa” skłaniają mnie do wątpliwości czy częsta komunia uświęca na przykład kapłanów lub innych, nie wymienię. Ta łaska jakoś inaczej musi być rozdzielana.
@Kinga
„Jednak liczne “świadectwa” skłaniają mnie do wątpliwości czy częsta komunia uświęca na przykład kapłanów lub innych, nie wymienię. Ta łaska jakoś inaczej musi być rozdzielana.”
Zgadzam się. Mam podobny punkt widzenia.
@Wiktor, przez Pana znowu marnuje czas na klepanie na forum Więzi. Na poważnie, to bardzo dziękuję, że Pan się włączył.
Cenne wyjaśnienia, jeśli uobecnienie Ofiary Krzyża,
to cała reszta pytań czy jest tak czy siak
obecny, to (przepraszam) już jakieś marginalia.
Ale skoro już się Pan tu na forum objawił, ze swoją wiedzą
to ja skorzystam z okazji. Pisze Pan
„Didache oraz zrąb kanonu rzymskiego z IV wieku pokazują,
że rozumienie było podobne do dzisiejszego.
Poza tym brak dogmatycznej definicji nie musi oznaczać innego
poglądu. Na Wschodzie nie definiowano tego, czym jest obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie – a nie ma wątpliwości z punktu widzenia Kościoła katolickiego, że Msza sprawowana jest tam ważnie (..).”
Czy dobrze rozumiem, że modlitwa eucharystyczna została
sformułowana w Didache, czyli apokryfie (czyli piśmie, któremu
nie przypisuje się jakoby było natchnione), tak? [pyt 1]
To dosyć ciekawe. Apokryficzne wątki w zrębie kanonu rzymskiego?
I brak dogmatycznej definicji, czyli to znaczy, że jednak kwestia
jak obecny i czy obecny nie jest kwestią „gardłową” [pyt 2], w sensie takim że nie stanowi zrębu, podstaw naszej wiary. Co innego wiara w Zmartwychwastanie, a co innego wiara w obecność (i pytanie jeszcze jaką, w jakiej formie?).
Pierwsze – kluczowe, drugie – mamy swobodę w myśleniu i rozumieniu każdy na swoją miarę (lub wiarę).
Ale tam jest jeszcze jedno bardzo ciekawe zdanie, że na Wschodzie nie precyzują jaka obecność (Chrystusa w Najśw.Sakr.) a msza sprawowana ważnie. Czyli tam przystapienie do komunii, to ma być takie samo jak w KRK? [pyt 3] A jeszcze co dokładnie znaczy „tam” (to znaczy co oznacza „na Wschodzie”)?
To jeśli można byłabym wdzięczna za coś w kwestii pyt 1, 2, 3.
Nawet morderstwo się przedawnia. To przez to, żeby nie zapychać systemu sprawiedliwości. Trzeba działać praktycznie, a nie demonstracyjne. Walczyć o wydłużenie okresu przedawnienia. Obecnie to bardzo krótki okres. Taka walka ma szanse powodzenia i pozwoli na szybkie zmiany.
@BasiaA zatem projekt, by sprawa przedawniała się przed ukończeniem 50 roku życia skrzywdzonego? Tylko to takie trochę cyniczne. Bo znów ograniczy niektórym dochodzenie sprawiedliwości.
Bo zbiorą siły na przykład po 50 roku życia.
Tak wiem, morderstwo się przedawnia, tylko że już w chwili morderstwa raczej wiemy, że miało ono miejsce, tak? Tu raczej problemem jest kto zabił, a nie czy zabił, jeśli mamy ciało. Natomiast w przypadku wykorzystania można przez lata nie zgłaszać krzywdy z powodu traumy. I nikt nie wie, co się wydarzyło. Myślę, że jest to istotna różnica. Dać czas skrzywdzonemu.
Zgadzam się absolutnie. Ale morderstwo nie zawsze okazuje się w dniu morderstwa. Setki osób są zaginione. Trudno określić dobry moment na przedawnienie. 50 lat od uzyskania pełnoletności? Po takim czasie już raczej żaden sprawca nie będzie żył, ale do tego czasu można pozwać kurię czy inne osoby, które tuszowały. Ale to na inną rozmowę.
Kilka słów o powrotach …
Już kilka razy spotkałem osoby z pogranicza Kościoła, które doświadczają działania Boga w swoim życiu. Spotkałem też człowieka deklarującego się jako ateistę, który pod wpływem literatury duchowej zaczął modlić się „Panie, kim jestem?”. I Bóg odpowiedział. Zauważam w tych ludziach otwartość, której nie widzę u zaangażowanych katolików. Ci ostatni w większości zachowują się jak spasione tłuste i zadowolone z siebie koty, które już niczego nie pragną. Piszę o tym, bo możemy bardzo się zdziwić, widząc za jakiś czas jakich ludzi Bóg powoła do odbudowy Kościoła.
A o. Marcinowi życzę, żeby nikt go nie chwalił, bo nic tak nie ogłupia ludzi Kościoła jak komplementy. Tak to już jest, że ci co zapomnieli o nas w trudnych chwilach, później klepią nas po plecach, jakby chcieli nadrobić stracony czas. Tacy ludzie są zawsze niebezpieczni.
Bardzo poruszajaca wymiana mysli. Dziekuje obu Rozmowcom!
strzelec52
„A o. Marcinowi życzę, żeby nikt go nie chwalił, bo nic tak nie ogłupia ludzi Kościoła jak komplementy. ”
I nie ma bardziej żałosnego obrazu, niż ludzie kościoła, osoby konsekrowane rozpaczliwie żebrzące o pochwały, o zauważenie. Wiem, deficyty….
Ale naprawdę, nie ma większej porażki niż osoba konsekrowana, który karmi się nienależnymi zasługami i tytułami, czy nagrodami, po które wyciąga bezwstydnie ręce.Świadectwo pustki i niespełnienia! No i słowo klucz: dyspozycyjność wobec wszystkiego, co może dać mu taki „pokarm”.
Recepta na porażkę kościoła. I stan kościoła, kary właśnie mamy.
W innym miejscu na Więzi wspomniałem, że receptą na kryzys w Kościele jest powrót do Ewangelii. Cóż to jednak znaczy? Jeśli zaangażowany katolik zrobi to uczciwe, to wcześniej czy później odkryje dzięki łasce, że …
– chce zaistnieć tak samo jak inni, może tylko tak się nie przepycha
– nie szuka Boga a ludzkiej uwagi, że jest aktorem, który potrzebuje widowni
– chce osiągnąć sukces duchowy
– zrozumie, ze Bóg nie jest dla niego najważniejszy
– zrozumie, że jest biedny i ślepy i zacznie wołać jak ślepiec Bartmeusz ” Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! ” i będzie prosił, „żebym przejrzał”.
Recepta prosta i skuteczna, ale historia i praktyka dowodzą, że nie wielu na tą drogę wchodzi. To jest właśnie wejście na drogę nawrócenia. Gdzie ta droga prowadzi? A no min. do takiej przemiany serca, po której człowiek widząc zło czynione przez swoich bliźnich, widząc głupotę i ślepotę swoich braci, już ich nie krytykuje a wstawia się za nimi. Ale to się nam raczej w głowie nie mieści.
Oskarżeniem o pychę można w tej wspólnocie załatwić każdego.
Niezłe słowo.
Może nie zrozumiałem, ale ja nikogo nie oskarżam. Napisałem to co wiem i to czego doświadczam. Doświadczenie oczywiście może być iluzją. Jednak tak to opisuje wielu autorów literatury duchowej. Tak to opisuje Pismo Święte. Ale kościół parafialny o tym zapomniał, a z nim większość katolików …
To było bardziej do Adama, nie za bardzo rozumiem jego wpis.
A abp Galbas tak wysoko ceni sobie doskonałość struktur kościelnych….
Rzeczywiście, struktura szczecińska od lat realizuje dar szlachetnej jednolitości i niezmienności trwania w swojej Prawdzie.
Napisałem list elektroniczny do abp . Galbasa odnosnie synodu. Odpisał mi… rzecznik kurii….
Abp. Galbas nie……
Słuchając, początkowo byłem zawiedziony, jednak na około sześć minut przed końcem usłyszałem to, czego mi w tym brakowało, słowa Jezusa „nikt mi życia nie odbiera, a ja sam je oddaje”. Zachęcam do uważnego odsłuchania od ok 7 do ok 5 minuty od końca.
Zapomnieliśmy, co znaczy „czyńcie to na moją pamiątkę”. Myślimy, że tu chodzi tylko o powtarzanie rytuału. A tu chodzi o wydawanie swojego życia za innych. Zapomnieliśmy, że kapłan nie jest od napominania a od wydawania swego życia za innych. To jest obumieranie. Czy ktoś nas uczy, czym jest obumieranie?
Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że Jezus częściej przychodzi w porażce niż w sukcesie.
A w samej końcówce „król jest nagi”. Dodam od siebie „głupi i ślepy i nagi”, ale Jezus Kościoła nie opuścił.
@strzelec52
Jak powiedział ostatnio w wywiadzie Zanussi:
„Ale Kościół nieoczyszczony jest Kościołem bezwartościowym”
I ja się z tym w pełni zgadzam.
@Jerzy (po przeczytaniu Twojej odpowiedzi do @Wiktora,
piszę tu na dole, bo u góry kończy się miejsce w wątku).
Sztywne trzymanie się tradycji oraz ideii nieomylności
nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością.
Z jednej strony nie jestem zwolenniczką, „usztywnienia”
nauczania dogmatami, bo to się po prostu nie sprawdziło.
Potem jest lawirowanie jak nazwać inaczej to co już
raz a pewnie zostało ustalone (o tym była mowa na forum).
Ale z drugiej strony, tak jak Ty rozumiem potrzebę nakreślenia jednak spójnych
i jak najprostszych podstaw. Po dwóch tysiącach lat trochę
za dużo różnych koncepcji narosło, którym jeszcze się przypisuje
jakieś wyjątkowe miejsce w nauczaniu.
Pismo Święte i sumienie do którego się @Jerzy2 odnosisz wydaje się być
jedynym sensownym odnośnikiem, z całym ryzykiem jakie to niesie.
Owszem, jest to ryzyko popłynięcia w herezje. Tylko albo
będziemy utrzymywać za wszelką cenę duchowy absolutyzm Kościoła,
jakieś formalistyczne podejście do zasad, prawd, tradycji,
albo będziemy z duchem czasu ewoluować w kierunku demokracji
i traktować nareszcie świeckich jak odpowiedzialnych i dorosłych (!),
a nie jak nieporadne dzieci, co grzecznie nie sięgną do niczego
co kiedyś było (a podobno już nie jest) na Indeksie Ksiąg Zakazanych.
Ciekawe, że podobno ten indeks został zniesiony przez Sobór Watykański II
(prawda to?), a nadal jednak niektóre dzieła pozostają ocenzurowane.
Np te z biblistyki. Ale to dygresja na marginesie z tą cenzurą.
Wracając do głównego wątku, to jest tak, że pochłania nas dyskusja nad marginaliami i jak nasze sumienie wizji szczegółowej serwowanej przez Kościół (lokalny) nie akceptuje, to powstaje ryzyko odrzucenia podstaw. Dodatkowo deficyt tych co prawdziwie świadczą.
Ten „zakręt” w Kościele na jakim jesteśmy obawiam się, że
wymaga od duchownych elastyczności w myśleniu, otwarcia na tych co są
na obrzeżach, otwarcia drzwi dla tych, którzy mówią że
już odeszli. Wymaga upraszczania i utrzymania tylko tego
co istotne, a pozwalania na własne rozeznanie w sumieniu
kwestii, gdzie Pismo Święte nie daje jednoznacznej odpowiedzi.
Bo i inaczej to słabo to widzę, kto się tu ostanie.
A skąd będą niby nowe powołania kapłańskie?
Chyba w Polsce nadal to trudno zrozumieć, że budynek
kościoła może zostać pusty, bo nie będzie komu tej eucharystii
sprawować, a braknie też świeckich do nauczania religii.
A w innych krajach to już się dzieje.
Dyskusja o tym co jest fundamentem wiary. Tyle słów o podstawie. Eucharystia i obecność Jezusa. Tak, wiem, że jakiś jeden tam (Wojtek może kojarzy nazwisko) powiedział, że co do słów Jezusa zapisanych w Ewangelii to możemy być pewni, że powiedział Amen. Reszta to późniejsze zapiski.
No ok, bo nikt za Jezusem z karteczką i ołówkiem nie biegał. Ani z dyktafonem.
„To jest ciało moje” Ewangelia. Zaczniemy ją podważać? Co znaczy ciało i że moje …bo może nie ciało tylko trochę ciało … czy i Wy chcecie odejść? Trudna jest Twoja mowa … Tak.
No to Amen.
https://www.rp.pl/prawo-karne/art37038521-sad-kazal-prokuraturze-zbadac-czy-biskup-chronil-pedofila
No, nareszcie!
@Tomasz
Super! Cieszę się, że Sąd to zrobił.
Bądźmy dobrej myśli.
Wystarczy kilku biskupów wsadzić chociaż symbolicznie do więzienia nawet i na tydzień aby dać jasny sygnał innym biskupom-naśladowcom :
Kryjesz przestępcę ? Więc sam jesteś przestępcą !
Krótko i na temat. Każdy (sic !) w miarę (sic!) przyzwoity człowiek wie, że ukrywanie przestępcy to przestępstwo tylko jakoś do niemoralnych hierarchów to jeszcze nie dotarło ! Ale dotrze w końcu !
Tylko się nie dziwcie Grabarze (potocznie nazywani „biskupami”) Kościoła Rzymsko-Katolickiego jak już będą puste seminaria i kościoły !
@Tomasz – abp i bp chyba jednak nie będą już tak spokojnie spać. I dobrze.
Od wczoraj kazda osoba wykorzystana moze isc do sądu i powołac sie na orzeczenie SN oraz na decyzję sądu kaliskiego odnosnie przeprowadzenia śledztwa przez prokuratury wobec tych ksiezy i biskupów, ktorzy od lat ! o wszystkim wiedzieli i nie zrobili nic aby zawiadomić organy ścigania i aby ochronić nastepne osoby przed wykorzystaniem.
Dyskutanci – więcej miłości do Jezusa, wiary i pokory, a mniej pustej paplaniny
@wasyl
Napisz pan to samo do biskupów, którzy kryli i kryją pedofilów.
Może coś zrozumieją i w końcu będą mieć choć odrobinę miłości do Jezusa w osobach… pokrzywdzonych dzieci!
A potem pochwal się pan jaki to skutek odniosło
Obawiam się, że wielu biskupów na pańskie wołanie „więcej miłości do Jezusa” odpowie… Do Kogo ??