rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Wyskoczyć z ciepłych kapci

Siostra Małgorzata Chmielewska. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Łatwo jest mówić o wartościach, trudniej nimi żyć, a najtrudniej – z ich powodu cierpieć.

Mamy Covid, oczywiście. Na szczęście prawie wszyscy są szczepieni, więc w dwóch domach przechodzą lekko. Zaraz ta podła zaraza pojawi się w innych.

*

Nasze ukraińskie dzieci poszły do szkoły. Prawie wszystkie. Kilkoro czeka na orzeczenia z poradni psychologicznych. To dzieci, które jeszcze przed wojną, w swoim kraju, miały pod górkę. Chowały się praktycznie same, głównie na ulicach rodzinnego miasta. Mama jest niepełnosprawna. Dzieci bywały w szkole czasami. Potem przyszła wojna, ukrywanie się w piwnicach, ucieczka.

I teraz mają pójść do polskiej szkoły, do klasy o dwa roczniki młodszej, bez możliwości wsparcia ze strony mamy, chociażby przy odrabianiu lekcji. A my nie wyrabiamy. Do tej rodziny są zatrudnione dwie osoby i pomaga wolontariuszka. Ale to panie z Ukrainy, nie mówiące po polsku. No i już to widzę, jak trzynastolatek, lekko niepełnosprawny, za to pełen energii nie od opanowania, siedzi w czwartej klasie! A to wszystko w imię „nie krzywdzić dziecka”. Powodzenia, szkoło! A nam wszystkim, co te dzieciaki znają, jest ich po prostu szkoda. W szkole dla dzieci z lekką niepełnosprawnością poradziłyby sobie bez problemu z własnymi rocznikami. I byłaby szansa, że ją w ogóle skończą i później nauczą się jakiegoś zawodu.

*

Kilka powrotów. Młodzi idą w świat pełni pomysłów na życie, które w konfrontacji z rzeczywistością okazują się mrzonką. I wracają, potłuczeni, ale mądrzejsi o doświadczenie. Bo jesteśmy ich rodziną. Takie życie.

*

Budowa w Warszawie idzie, chociaż niekończące się formalności wysysają siły pana Łukasza, a inflacja mrozi krew w żyłach. Musimy dać radę, bo na ten dom czekają najsłabsi. Oni są zawsze największymi ofiarami wojen i kryzysów. Starzy, chorzy, niepełnosprawni, dzieci.

*

Dzwonią ludzie z prośbą o pomoc. Leki, środki do pielęgnacji leżących, żywność i wiele innych potrzeb, na opłacenie których ich nie stać. Robimy co możemy, mając na głowie naszych mieszkańców i ukraińskich gości. Opatrzność ma pełne ręce roboty. Pewnie muszą zatrudnić dodatkowy personel w Niebie dla obsługi tysięcy pomagaczy, usiłujących łatać to, co rujnują inni ludzie przez swoją chciwość, głupotę i nienawiść. Nie wiem, czy mają tam też departament ekonomiczno-gospodarczy, ale pewnie by się przydał, skoro nasze, ziemskie, okazują się hmm…niewydolne.

*

Jutro synek wraca z urlopu. Już dzisiaj dzwonił: „Gosia, Artur jedzie”. Z nim czasem ciężko, ale bez niego pusto. Przez tydzień można było zostawiać drzwi od wszystkich pokojów otwarte, a na stole zapalniczki, długopisy i dokumenty. Psy zajęły jego łóżko i wyciągają się rozkosznie, bo nie ma konkurencji i książek, którymi zwykle się obkłada przed snem, zabierając miejsce sierściuchom. A łóżko ma ogromne. A zasypia tylko z co najmniej jednym psem. I proszę mi nie mówić, że to niehigienicznie. Może i tak, ale za to przyjemnie. To jego świat. Każdy ma swój. A na razie… gdzieś koło Krakowa.

Wesprzyj Więź

Nasze chrześcijaństwo i nasze człowieczeństwo muszą wyskoczyć z ciepłych kapci. Łatwo jest mówić o wartościach, trudniej jest nimi żyć, a najtrudniej – z ich powodu cierpieć. Od niewygód, niedostatku po prześladowania.

Tekst ukazał się na blogu s. Małgorzaty Chmielewskiej

Przeczytaj też: Ewangelia to życie. A my tkwimy w duszpasterstwie karteczkowym

Podziel się

1
2
Wiadomość