Zima 2024, nr 4

Zamów

Wybiła godzina pojednania i braterstwa. Rozmowa z abp. Stanisławem Budzikiem

Abp Stanisław Budzik podczas zebrania plenarnego KEP na Jasnej Górze, sierpień 2020. Fot. episkopat.pl

Dziś w relacjach polsko-ukraińskich panuje wręcz euforia, która winna się przerodzić w trwałe braterstwo. Musimy uważać, aby nie pozwolić jej zburzyć. Nakazem chwili jest uzdrowienie ran z przeszłości – mówi abp Stanisław Budzik, metropolita lubelski, w rozmowie Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Marcin Przeciszewski (KAI): Jednym z podstawowych tematów wizyty Księży Biskupów w Ukrainie była kwestia otwarcia kolejnego etapu pojednania polsko-ukraińskiego. Jak ten proces pojednania obecnie winien przebiegać i jaka może być w nim rola Kościoła?

Abp Stanisław Budzik: Podczas naszej wizyty w Ukrainie mieliśmy okazję oglądać zgliszcza Irpienia i miejsca masowych grobów w Buczy. Widzieliśmy zasieki, słyszeliśmy alarmy, mrożące krew w żyłach opowieści z frontu. Ale zobaczyliśmy też z bliska wielkiego ducha ukraińskiego narodu, jego umiłowanie wolności i gotowość do obrony najcenniejszych wartości.

Wygląda na to, że dramat tej brutalnej wojny może stać się szansą dla Ukrainy. Świat pomaga Ukrainie, by mogła odnieść zwycięstwo nad agresorem. Ukraińcy zyskali ogromną sympatię na całym świecie. Polska znajduje się w pierwszym szeregu przyjaciół Ukrainy z całego świata, wspierających ją we wszystkich wymiarach. Istnieje wielka szansa na pogłębienie wzajemnych relacji i przezwyciężenie trudnej nieraz przeszłości. Dziś w relacjach polsko-ukraińskich panuje wręcz euforia, która winna się przerodzić w trwałe braterstwo, ale musimy uważać, aby nie pozwolić jej zburzyć. Dlatego nakazem chwili jest uzdrowienie ran z przeszłości.

Co konkretnie Ksiądz Arcybiskup ma na myśli?

– Jako Polacy i Ukraińcy mamy różne rachunki krzywd. Były przecież rzeź wołyńska i akcja „Wisła”, magnaci traktujący swoje latyfundia w Ukrainie niczym kolonie i Kozacy na usługach carskich. Dziś – kiedy nasze relacje są tak bliskie – jest okazja, aby spojrzeć prawdzie w oczy: nie zapominamy, ale wybaczamy i prosimy o wybaczenie. Mówił o tym Jan Paweł II w 2001 roku podczas pielgrzymki do Ukrainy: „Niech przebaczenie – udzielone i uzyskane – rozleje się niczym dobroczynny balsam w każdym sercu. Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy będą gotowi stawiać wyżej to, co jednoczy, niż to, co dzieli, ażeby razem budować przyszłość opartą na wzajemnym szacunku, na braterskiej wspólnocie, braterskiej współpracy i autentycznej solidarności”.

Czas obecny jest dobrym punktem wyjścia, momentem zwrotnym w sensie „kairos”, aby dokonało się pełne pojednanie między Polską a Ukrainą. Jestem przekonany – i o tym rozmawialiśmy z biskupami w Ukrainie – że wybiła godzina, aby wyciągnąć rękę i budować wzajemne pojednanie na drodze, którą proroczo ukazywał Jan Paweł II.

Dotychczasowy proces pojednania polsko-ukraińskiego toczył się z udziałem dwóch Kościołów: rzymskokatolickiego i greckokatolickiego. Czy po tej wizycie i nawiązaniu oficjalnych kontaktów z Prawosławnym Kościołem Ukrainy nie powinno włączyć się do tego procesu także ukraińskiego prawosławia? Przecież Ukraina jest krajem w większości prawosławnym.

– Zgadzam się, że do procesu pojednania polsko-ukraińskiego warto zaprosić Prawosławny Kościół Ukrainy. Oba wspomniane Kościoły są dziś swego rodzaju ikonami ukraińskiej tożsamości religijnej a zarazem narodowej. Rola religii w tworzeniu świadomości narodowej jest bardzo istotna. Kościół greckokatolicki uosabia ukraińską tradycję katolicko-bizantyjską, a PKU ukraińską tradycję prawosławną. Współczesna tożsamość ukraińska jest syntezą obu tych tradycji.

Jedną z rzeczy, która nas najbardziej uderzyła podczas pobytu w Ukrainie, jest niezwykła otwartość ekumeniczna Prawosławnego Kościoła Ukrainy, który trzy lata temu uzyskał autokefalię z rąk patriarchy konstantynopolitańskiego Bartłomieja, gwarantującą mu pełną niezależność od Moskwy. Dziś PKU jest na Ukrainie Kościołem skupiającym największą liczbę wiernych.

Przyjęcie, jakie nam przygotował zwierzchnik Prawosławnego Kościoła Ukrainy, metropolita Epifaniusz, było naprawdę niezwykłe. Podobnie jak i otwartość w rozmowach. Nasi gospodarze rozpoczęli spotkanie od pokazania nam niezwykłego bogactwa architektury i sztuki soboru Bożej Mądrości, która jest najcenniejszą świątynią wschodniego prawosławia. Modliliśmy się także w soborze św. Michała o Złotych Kopułach.

Dziś jest okazja, aby spojrzeć prawdzie w oczy: nie zapominamy, ale wybaczamy i prosimy o wybaczenie

abp. Stanisław Budzik

Udostępnij tekst

Symboliczne znaczenie mają trzy dęby posadzone nieopodal siedziby metropolity Epifaniusza: przez ekumenicznego patriarchę Bartłomieja, przez metropolitę Epifaniusza oraz przez arcybiskupa większego Światosława Szewczuka, zwierzchnika grekokatolików. Są one znakiem, że prawosławie na Ukrainie pozostaje w jedności z patriarchą ekumenicznym oraz świadczy o bliskości Kościołów autokefalicznego prawosławnego i greckokatolickiego.

Rozmowy z Kościołami w Ukrainie dotyczyły z pewnością kontynuacji pomocy uchodźcom w Polsce i pomocy Ukrainie ze strony Kościoła w Polsce?

– Na każdym niemal kroku spotykaliśmy się z wyrazami wielkiego uznania i wdzięczności dla Polaków, którzy na wszystkie możliwe sposoby pomagają zmagającej się z agresją rosyjską Ukrainie i uchodźcom, którzy znaleźli się w Polsce. Podkreślano, że nie ma u nas obozów dla uchodźców, bo uciekinierzy znaleźli gościnę w naszych domach, instytucjach kościelnych, państwowych i samorządowych. Poczynając od przejścia granicznego, poprzez obsługę pociągu, którym podróżowaliśmy między Lwowem a Kijowem, aż po wszystkie spotkania doświadczaliśmy ogromnej życzliwości.

Polacy chętnie przyjęli Ukraińców. Ale jest takie przysłowie, że ryba i gość po trzech dniach zaczynają brzydko pachnieć. Czy nie obawia się Ksiądz Arcybiskup, że Polacy niebawem mogą poczuć się zmęczeni pomocą Ukraińcom i będą ich pozostawiać samym sobie?

– Uważam, że to przysłowie, choć trafne, nie oddaje stosunku Polaków do Ukraińców. Bo Ukraińcy są potrzebni w Polsce jako pracownicy. Przecież jeszcze przed agresją rosyjską pracowały w Polsce setki tysięcy Ukraińców, bardzo cenionych przez pracodawców. Bez nich sobie nie poradzimy, zwłaszcza w kontekście naszej zapaści demograficznej. Raczej dostrzegałbym inny problem na horyzoncie: w interesie Ukrainy jest powrót uciekinierów, potrzebnych dla odbudowy zniszczonego kraju i na tym tle może pojawić się konflikt interesów.

Polska i Ukraina stoją przed wspólnymi wyzwaniami: w wymiarze politycznym, obronnym, gospodarczym. One nas łączą i będą łączyć w przyszłości, więc nie obawiam się, iż Polacy odwrócą się do Ukraińców plecami. A na poziomie państwowym możemy ten wspólny potencjał wnieść jako istotny wkład do zjednoczonej Europy.

Kolejny wątek wizyty na Ukrainie to spotkanie z Ukraińcami, którzy pokazują wyjątkowe umiłowanie wartości, choćby takich jak wolność, że gotowi są za nie oddać życie….

– Przypomina mi się piosenka religijna z młodości: „Co jest najpiękniejsze, co jest najważniejsze, za co warto życie dać…”. W dzisiejszym, coraz bardziej konsumpcyjnym świecie wydaje się, że nie ma już takich wartości, za które ludzie byliby gotowi oddać życie. Ukraińcy pokazują co innego. Nie szczędząc przelanej krwi, przypominają, że są wartości cenniejsze nawet od własnego życia. Pamiętam wyniki badań socjologicznych, gdzie zanalizowano, co byśmy jako Polacy zrobili w momencie podobnej jak w Ukrainie agresji. Duży procent respondentów przyznało, że najchętniej wyjechaliby za granicę. Niewielki był procent gotowych do zaryzykowania swego zdrowia i życia.

Zdaje się, że były to badania przeprowadzone tuż przed wojną lub na jej początku. Myślę, że przykład Ukrainy uczy nas, że inni pomogą nam tylko wtedy, gdy sami będziemy gotowi do walki i do obrony podstawowych wartości.

A w związku z tą gotowością do obrony wartości, wydaje się, że Ukraina jest bardzo potrzeba dzisiejszej Europie, przeżywającej kryzys w tej sferze?

– Ukraina ze swą gotowością przelania krwi za najbardziej podstawowe wartości jest prawdziwym wyrzutem sumienia dla Europy. Walka, jaką prowadzi dziś Ukraina, jest też walką o jej obecność w Europie i w świecie Zachodu. Powinna więc znaleźć się w miarę szybko w Unii Europejskiej, ale także w Pakcie Atlantyckim. Po tym, co zrobił rosyjski agresor, to co do niedawna wydawało się niemożliwe, zdaje się być teraz całkiem realne.

Wesprzyj Więź

Jako chrześcijanie, budujący swoją tożsamość na wierze w zmartwychwstanie Chrystusa, wierzymy, że świat może być lepszy i naszym zadaniem jest przyczyniać się do zwycięstwa dobra. „Narzekamy na złe czasy – pisał św. Augustyn – ale to my jesteśmy czasami: takie są czasy, jacy my jesteśmy”.

Uwierzmy, że świat może być lepszy i budujmy ten lepszy świat wspólnie z Ukrainą. Ufajmy – nawiązując do słów Psalmu wyrytych na gdańskim pomniku Trzech Krzyży – że „Pan da siłę swojemu ludowi, Pan ześle Ukrainie błogosławieństwo pokoju” (por. Ps. 29,11).

Przeczytaj też: Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest głęboko niemoralna

Podziel się

1
4
Wiadomość

Droga Redakcjo.
Skoro przeprowadzanie wywiad z konkretnym człowiekiem to może by tak dać jego normalne zdjęcie jako Osoby a nie jako fragmentu Episkopatu?
Jako pojedynczego człowieka ubranego zwyczajnie, codziennie? W końcu nie przemawia on w takim tekście (a przynajmniej nie powinien} jak od ołtarza.
To chowanie się Osoby za strojem staje się coraz bardziej nieznośne. Problem w tym, że wielu polskich biskupów ubranych w normalną marynarkę z koloratka nagle staje się nikim ciekawym, istnieją tylko w pancerzu kolorowych szat.
Naprawdę nie macie fotografa czy biskup nie zgodził się na zrobienie zdjęcia w innym otoczeniu?

Zrobione. Tym niemniej prosiłbym przemyśleć pokazywanie biskupów na zdjęciach bardziej jako Osoby, a nie tylko jako część Instytucji.

Raz jeszcze dziękuję. Bardzo chętnie byśmy, tylko takie zdjęcia nie są dostępne w źródłach, z których korzystamy.

Symptomaryczne, że takich zdjęć nie ma. Widać nie zależy im na tym, by strój nie przesłaniał siły ich argumentów….

Ludziom nie potrzeba przypominać o bezinteresowności i empatii,
gdy w ich sercach wcześniej tę wrażliwość na krzywdzonych przygotował Bóg;
co się mogło w oczy wbić nawet tym co w loży siedzą.
Chyba żeby się znów chciało na nauczaniu zbić interes,
że co byśmy bez biskupów sami dziś zrobili i poszerzać swoje wpływy.
Jeszcze nic nie jest stracone, jeszcze zło szaleje, jeszcze Bracia Ukraińcy, Irakijczycy, Jemeńczycy, Libańczycy, Syryjczycy potrzebują z dziećmi choćby w gmachach seminariów, domów katechetycznych głowę swoją schronić.
Ludzie chcą ze sobą żyć, a nie spierać się o religię.

Jak to kiedy ? Nigdy, a przynajmniej do przejścia na emeryture jest nietykalny; widocznie za duże ma wpływy w Watykanie w odpowiednich dykasteriach, żeby mu zrobiono jakąkolwiek “krzywdę”. O biskupie Dziubie z Łowicza też nic nie słychac o efektach zakończonego śledztwa ( juz ponad dwa lata temu wysłano akta do Rzymu).
Przeczekamy, aż Franciszek odejdzie… chociaz on już też chyba w tym aspekcie abdykował . Została tylko mowa -trawa, a wiarygodności ZERO.

“Chyba żeby się znów chciało na nauczaniu zbić interes …”
Witam w klubie insynuatorów do którego w dyskusji z Pana udziałem kilka dni temu zostałem zaliczony za to, że przypuściłem, iż autor artykułu nadużycia seksualne duchownych może traktować instrumentalnie do dekonstrukcji Kościoła w obecnym kształcie.

Pojednanie jest ważne. W pewnym sensie przyszło już przed wojną. Młodsi nie mają osobistego żalu do siebie nawzajem, takiego jaki miało pokolenie dziadków doświadczone zbrodniami. Z drugiej strony część młodych z obu krajów ulega historiozofii, bo nie znają świadków, budują przekonania na stronniczych opisach. Jeśli myślimy o szczerym pojednaniu to nie możemy tego robić emocjonalnie, na fali, jak kibice na pogrzebie Papieża. Teraz dla Ukrainy najważniejsza jest sprawa pokoju, wyniszczonego kraju i potrzeba zwykłej solidarności. Natomiast pojednanie przyjdzie samo, kiedy zaakceptujemy, że historia dla nas zawsze będzie miała gorzki smak, że tamte rany pozostaną bliznami. Ale bliznami, które już nie krwawią, które uczą przebaczenia bez pustosłowia i uniesień.

Czy tylko ja mam skojarzenie ze słowami : Wybiła godzina wyzwolenia. Ach ci towarzysze i szkolne akademie 🙂
Do @Piotr Ciompa – Pan nie insynuował, tylko powiedział wprost : „Na tej podstawie mam prawo nie wykluczać, że Autor należy do tych, którzy przestępstwa pedofilskie niektórych księży traktują instrumentalnie do dekonstrukcji Kościoła w dotychczasowym kształcie i nie chodzi tu o prawdę” I stąd komentarze. Nie pod takim artykułem. Otóż chodzi tu o prawdę. To jest obnażanie, aż do bólu chorych układów, zależności, sympatii. Nie umiem sobie wyobrazić, jak można dalej uważać, że to destrukcja Kościoła.
To jest leczenie. Boli. Łańcuch jest tak silny jak jego najsłabsze ogniwo. A i tak VELM nie działa.
Odsyłam do komentarzy pod artykułem o VELM. Na nowo.
Bo nie da się tak tego tematu traktować – jako elementu dekonstrukcji Kościoła, to raczej postawa przyzwoitości wobec realnego zła, panie Piotrze.

@Marek2 – a jak ja komentuję – nie jestem platońską ideą, chociaż byłaby to kusząca propozycja.
Wielce. Pozdrawiam.
Niestety komentuję szczerze i od serca. Sorry. Może przestanę. Za dużo kosztuje.

A co do zbijania interesu – zbiją interes. Przyjmujemy, pomagamy, dajemy i ponad naszymi głowami przypiszą to sobie – jako zasługę.
Mądre słowa. ; „Ludziom nie potrzeba przypominać o bezinteresowności i empatii”.
Naprawdę – to może : https://www.facebook.com/kamil.syller/posts/5127630277291995
Niemedialne.

Nikt z nas nie jest ideą, ale chodziło mi o to by od razu sądów krytycznych wobec naszego widzenia świata nie traktować jako ataku ad personam, jako nagonki, prześladowania i w ogóle areny z lwami.
Czasami możemy mieć rację, czasem nie.

Kościół ma ogromne zasługi w przypominaniu o rachunku krzywd, nie tylko z Ukrainą, byłoby cudownie gdyby jaśnie oświetleni hierarchowie, przestali wspierać ruchy nacjonalistyczne w kraju i przestali zajmować się pojednaniem narodów. Ot tak po prostu. Młode pokolenie nie pamięta tamtych czasów, nie żyją naoczni świadkowie. Przekaz historyczny jest zafałszowywany. Ja zdanie wyrabiam na osobistych relacjach, z tymi co tu przyjechali za chlebem i uciekli przed bombami. To są tacy sami ludzie jak my, chcą żyć i pracować w spokoju. Jak tylko jakiś klecha się w temacie odezwie, zaraz o banderowcach, Wołyniu. Nie żeby wypominał, żądał zadośćuczynienia, ale wiecie rozumiecie… . Panowie szlachta wyluzujcie, czy tam gumki w majtach poluzujcie.

Niestety, fotografia prasowa to dziś gatunek wymierajacy, zastąpiony przez gimbazę dziennikarską z komórkami. Zrobienie dobrego “zwyklego” zdjęcia wymaga umiejętności, a nie tylko aparatu. Szkoda, że takich zdjęć nie ma.

A cóż się Pan tak na to zdjęcie uparł? Arcybiskup zawsze jest arcybiskupem i jako taki udziela wywiadu, jego wypowiedzi nie mogą być już całkiem prywatne. Tak samo jak prezydenta czy premiera. Reprezentuje kościół, w znacznym stopniu swój urząd i jego stanowisko, nie przeszkadza to indywidualności osoby, ale nie wymaga odarcia z szat.