Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ruiny grobu

Ciemnica w kościele katedralnym w Gorzowie Wlkp.

Jak przejść do radości Zmartwychwstania, gdy mamy świadomość toczącej się wojny, gwałtów dokonywanych na kobietach, mordów wobec ludności cywilnej, zniszczenia dobytku, unicestwienia niejednego losu?

Tegoroczna Ciemnica w kościele katedralnym w Gorzowie Wlkp. miała wyjątkowo aktualny wystrój. Jej tło stanowiło ogromne zdjęcie zbombardowanego bloku z jednego z ukraińskich miast. To może Mariupol, może Bucza. W zdjęcie wkomponowano oblicze Jezusa w koronie cierniowej. Pod blokiem stoją ludzie i z podniesionymi głowami patrzą się w górę. Na oryginalnym zdjęciu wpatrywali się zapewne w czeluść zniszczonego domu. Być może niedawno tam jeszcze mieszkali. Teraz wpatrują się w twarz Jezusa.

Zastanawiałem się, jakim cytatem biblijnym opisać tę sytuację. „A lud stał i patrzył” (Łk 23, 35)? Chyba nie, bo to raczej słowa o tych, którzy byli zafascynowali krwawym widowiskiem oglądanym na Golgocie. Może raczej „Będą patrzeć na tego, którego przebili” (J 19, 37)? Tylko że tutaj jest trochę inaczej niż zapowiadało biblijne proroctwo. Tutaj inni Go przebili, inni na Niego patrzą. Co widzieli? Co zobaczyli? „Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał” – podpowiada nam Izajasz (Iz 53, 2). Od takich widoków wzrok się raczej odwraca. O śmierci Jezusa ks. Józef Tischner napisze: „Śmierć ta nie ma w sobie nic pięknego. Jest potwornością. Krzyż jest znakiem hańby”. 

A oto już trzeci dzień, jak się to stało. Dziś rano kobiety pobiegły do grobu, gdzie Go złożyli pobożny Józef z Arymatei i sprawiedliwy Nikodem. Maria Magdalena rozpoznała Go ukrytego w przebraniu ogrodnika. Piotr i Jan pobiegli na wyścigi do grobu, o którym kobiety powiedziały, że jest pusty. Wieczorem zobaczą Go na własne oczy w Wieczerniku. Ale radość widzenia Pana mieszać się będzie ze świadomością Jego bólu. Na Jego ciele będą rany, których będzie chciał dotykać Tomasz.

Czy wypada się w ogóle radować, wiedząc, jak cierpiał ich Pan? Jeszcze tak niedawno, bo w Wielki Czwartek „po odśpiewaniu hymnu wyszli ku Górze Oliwnej” (Mt 26, 30). Jego krwawy pot był poprzedzony uroczystym śpiewem. „Tylko ten, kto potrafi śpiewać hymny, może wejść w zbawczą agonię, w przeciwnym razie jego walka nie polega na radości, lecz na upodobaniu boleści” – przestrzega Fabrice Hadjadj. Czy śpiewają z Nim teraz? „Czy Chrystus śpiewał? Niewątpliwie, i to raczej codziennie, a nie od święta, ponieważ był Żydem i obchodził szabat tańcem i pieśniami”. Czy teraz puścili się w tan ze Zmartwychwstałym? Czy zaśpiewali razem z Nim hymn radości? Czy rozbrzmiał risus paschalis, gromki śmiech wielkanocny? Nie wiem, ale chciałbym bardzo, by tak było. 

W tym roku byłoby to trudniejsze niż kiedykolwiek. Tradycyjne „Wesołych Świąt” więźnie nam w gardle. „Alleluja” też brzmi jakby mniej radośnie. Od ponad miesiąca, od początku Wielkiego Postu, od 24 lutego, od agresji Rosji na Ukrainę – bardziej niż kiedykolwiek – wchodziliśmy w przepaść Męki. Jak teraz z niej wyjść, jak przejść do radości Zmartwychwstania, gdy mamy świadomość toczącej się wojny, gwałtów dokonywanych na kobietach, mordów wobec ludności cywilnej, zniszczenia dobytku, unicestwienia niejednego losu?

Niespodziewaną podpowiedź znalazłem w biografii papieża Benedykta XVI. W roku 1927, gdy się rodził, Wielka Sobota także przypadała 16 kwietnia. Tak pisze Ratzinger o kontekście swoich urodzin i chrztu: „Urodziłem się w Wielką Sobotę, 16 kwietnia 1927 roku, w Marktl nad Inn. To, że dzień moich urodzin był ostatnim dniem Wielkiego Tygodnia i wigilią Wielkanocy, było w rodzinie ciągle podkreślane. W związku z tym następnego dnia zostałem ochrzczony wodą, która była dopiero co poświęcona podczas (celebrowanego w tamtych czasach rankiem) rytu Wielkiej Nocy. Byłem pierwszym ochrzczonym z nowej wody i to zostało ocenione jako znaczące wydarzenie. W ten sposób moje życie od początku było zagłębione w tajemnicę Świąt Wielkanocnych, co wypełniało mnie ciągle wdzięcznością, bo mogło być tylko znakiem błogosławieństwa. Oczywiście nie była to Niedziela Wielkanocna, lecz Wielka Sobota. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej wydaje mi się, iż jest to zgodne z istotą naszego ludzkiego życia, które – jeszcze nie w pełni ukształtowane, ale już pełne ufności – czeka na święto Wielkiej Nocy”. 

Ma rację papież Ratzinger. Nam ludziom, cierpienie i śmierć są bezpośrednio dostępne. W ostatnich latach doświadczamy tego aż nazbyt dobrze. Ledwo zakończyła się pandemia, która siała postrach i odebrała życie i zdrowie tak wielu ludziom w Polsce i na świecie, tuż za naszą wschodnią granicą rozpoczęła się krwawa wojna. „Der Tod ist ein Meister aus Deutchland” (Śmierć jest mistrzem z Niemiec) – pisał Paul Celan w „Fudze śmierci”. Dziś – zdaje się – zmieniła swój główny adres, więc chciałoby się sparafrazować poetę i powiedzieć: „Смерть – мастер из России”, śmierć jest dzisiaj mistrzem z Rosji.

Wielki Piątek narodu ukraińskiego trwa. Ciszę i samotność Wielkiej Soboty także dobrze znamy. Tylko Wielkanoc zdaje się być dla nas niedostępna. Bo jak doświadczyć zmartwychwstania? Ma rację Ratzinger: życie jest nieustannym oczekiwaniem na Wielką Noc, zdaje się wręcz być wielkosobotnim czuwaniem przy grobie. Ta radość zawsze będzie niepełna. Tylko cierpienie i śmierć wydają się przekraczać granice. Gdzie więc szukać nadziei?

Spośród wielu zdjęć z udręczonej Ukrainy jedno zrobiło na mnie ostatnio szczególne wrażenie. Na zdjęciu widać otwartą przyczepę samochodu ciężarowego, a w jej czeluści czarne worki z ciałami zmarłych. Na brzegu siedzi młody człowiek w białym kombinezonie. Pod zdjęciem podpis: „Wolontariusz pomagający przy ekshumacji zwłok”.

Gdy wpatrywałem się w to zdjęcie, przypomniał mi się opis z Ewangelii wg św. Marka: „Weszły więc do grobu i ujrzały młodzieńca […] ubranego w białą szatę” (Mk 16, 5). Skojarzenie było dla mnie jednoznaczne: anioł u wejścia do grobu. Owszem, ekshumacja to nie zmartwychwstanie, ale było w tym zdjęciu coś paschalnego, wszak ekshumacja ma w sobie coś z przywrócenia kogoś do istnienia, ocalenia jego tożsamości, godności. W końcu ostatecznie nie chodzi o ciało, które przecież i tak się rozpadnie, ale o miłość, która temu ciału została okazana, miłość, która – jak wierzymy – potężniejsza jest niż śmierć. Bo przecież to właśnie dzisiaj wyznajemy: że tylko miłość może pokonać śmierć, tylko miłość może się jej przeciwstawić, tylko miłość jest paschalna. „Miłość i więcej nic, by przemówić do dział/ I ta jedyna pieśń, by bębnom zmienić takt”, jak śpiewał Jaques Brel. 

Wesprzyj Więź

Zastanawiałem się, o czym myśleli ci ludzie ze zdjęcia, które posłużyło za tło do katedralnej Ciemnicy. Co mówili do siebie, wpatrując się w oczodoły ruin? Pewno nie znali poezji Leopolda Staffa, ale może mówili sobie mniej więcej coś takiego: „Będziemy znowu mieszkać w swoim domu, / Będziemy stąpać po swych własnych schodach. / […] Nie patrz na smutnych tych ruin zwaliska. / Nie płacz. Co prawda łzy to rzecz niewieścia”. „Niewiasto, czemu płaczesz?” (J 20, 13) – zapyta Marię Magdalenę Jezus o poranku.

Świat, który jej się zawalił przed trzema dniami i który jeszcze przed chwilą opłakiwała, właśnie zaczął zmartwychwstawać. W ruinach grobu rodzi się nowe życie. 

Przeczytaj także: Przed świtem, który nie nadchodzi, udaję się do pustki

Podziel się

4
2
Wiadomość

Wraz z krążownikiem Moskwa na dno poszedł maluteńki kawałeczek drewna wart 40 milionów dolarów. Ponoć relikwia najświętsza, ponoć. owych domysłów, sugestii, przypuszczeń i insynuacji jest cała masa. Prawda, fałsz, kto dojdzie, zresztą czy ma to jakiekolwiek znaczenie. Czy rzeczywiście ten kawałeczek drewna to oryginał? Nikt nie docieka ilu gierojów przy okazji pagibło. Ki czort kazał tam ów artefakt umieścić i jakie miał względem tego intencje? Oto pytania które powinniśmy sobie zadawać. W kontekście takich okoliczności wierzący powinien rozważać, dokąd prowadzą nas chrześcijańscy pasterze i komu oni po prawdzie służą. Ponoć po owocach ich poznamy. Wiele owoców już dojrzało, zgniło, a my wciąż opowiadamy sobie głodne kawałki. Zasadniczo nie czytamy, ani nie zgłębiamy poezji, słuchamy głosu naszych pasterzy, ostatnio jakby nieco ostrożniej.