Zima 2024, nr 4

Zamów

Bóg nie działa jak złota rybka. Jest tuż obok, w ekstremalnej bliskości

Ewa Kiedio. Fot. Marcin Kiedio

Jak można wierzyć po Mariupolu? Po Buczy? Po tysiącach osobistych tragedii? I patrząc na niekończące się tragedie cudze? Konkretne sytuacje wciąż nowe, ale zasadnicze pytanie od wieków to samo: skąd zło? W dodatku czemu brak na to zło Bożej reakcji?

Przeżywamy Wielkanoc, a za naszą wschodnią granicą wciąż trwa brutalna wojna. Postanowiliśmy więc zapytać wybrane osoby o trudną nadzieję. Czy widzą obecnie pocieszenie – i dla siebie osobiście, i dla ludzi wokół? Skąd je czerpią? A może pocieszenia nie ma, zostaje zmierzenie się z trudnymi emocjami i przeżyciami, niezapełnianie tego czasu zbyt łatwymi odpowiedziami? Jak dziś mówić o Zmartwychwstaniu Chrystusa, by nie zagadywać dziejących się na naszych oczach tragedii i dramatów zbyt łatwymi i banalnymi odpowiedziami?

Miałki, szary, do rozrzucenia na wiatr… strząśnięcia do śmieci… Popiół sypany ze słowami „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” przykrył w tym roku całe horyzonty myślowe. Ukrainę widzieliśmy już spopieloną. Siebie samych za kilka dni może również. 

Zawsze jest jutro – pocieszają poradniki psychologiczne. A co jeśli jutro będzie stokroć gorsze, a pojutrza już wcale nie będzie? Są i pociechy religijne: Boże spraw, aby… Jeśli błagacie wspólnie w słusznej sprawie, Bóg wysłuchuje waszych modlitw itd., etc. Cóż jeśli nie wysłuchuje, chociaż nużący homiletycy wloką swe zapewnienia, a księża celebryci gną się w nich nader sprawnie? 

Mamy powtórkę z historii. Pisał Różewicz: „zazdrościliśmy psom / chciałbym być szczurem […] chciałabym nie być / chciałabym zasnąć / i zbudzić się po wojnie”. Jak można pisać poezję po Oświęcimiu? Znane pytanie można przerabiać: Jak można wierzyć po Holokauście? Po Mariupolu? Po Buczy? Ale też zawsze: jak można wierzyć po śmierci żony? Po urodzeniu dziecka z niepełnosprawnością? Po diagnozie nowotworowej? Po powodzi zabierającej dorobek życia? Po setkach i tysiącach osobistych tragedii? I patrząc na niekończące się tragedie cudze? 

Konkretne sytuacje wciąż nowe, ale zasadnicze pytanie od wieków to samo: unde malum? W dodatku czemu brak na to zło Bożej reakcji? W Wielki Piątek całujemy krzyż. Adorujemy Cierpiącego, a pytanie o cierpienie rozciąga się. W Wielką Sobotę wszystko milknie, ciało Jezusa tkwi w grobie. W niedzielę… Wielu mówi, że to już dla nich puste – nie ma Niedzieli Zmartwychwstania. Szukam w sobie metody nazwania, czemu wierzę, że jest. W jakiego Boga wierzę. I czym wobec wszystkiego powyższego jest wielkanocna radość.

Sebastian Duda, człowiek o wielkim teologicznym i filozoficznym umyśle, którego mam zaszczyt mieć za redakcyjnego kolegę, szukając powodów milczenia Boga i wstrzymania przez Niego reakcji wobec cierpienia niewinnych, sugestywnie przekreślał Jego wszechmoc: „w naszych duchowych zmaganiach ostatnim teologicznym odkryciem może nie być wcale potężny Pan Zastępów, Kyrios Sabaoth, ale Bóg słaby, lecz współczujący naszemu losowi i dolom – taki choćby, jaki niepokojąco wyłania się z wierszy i poematów Leśmiana. Słabość Boga miłosiernego to być może najważniejszy obecnie trop duchowy dla człowieka pragnącego uwierzyć” („Przesilona wątpliwość”, Warszawa 2018, s. 11). 

A więc Bóg, który wprawdzie wiele zrobić dla nas nie jest w stanie, ale za to jest nam bliski w doświadczeniu, a dzięki temu zdolny do współodczuwania (tu mocno wybrzmiewa tak tajemnica Wcielenia, jak i tego Wcielenia konsekwencja – tajemnica Boga umierającego na krzyżu). Gdzieś w tych właśnie okolicach sytuuje się moje postrzeganie Boga. Z dwoma zastrzeżeniami. 

Po pierwsze, kluczową w tej myśli Bożą słabość tłumaczę sobie jako zawieszenie wszechmocy, by dać miejsce na ludzką wolność. W istocie to gest Kogoś o wielkiej sile. Ten dramatyczny ruch streszcza dobrze Maurice Blondel: „[…] abyśmy mogli istnieć, Bóg się niejako wycofał, Se ipsum exinanivit, «ogołocił samego siebie» (Flp 2,7), mówi św. Paweł: do nas należy więc przywrócenie Mu władzy nad nami, której się dobrowolnie pozbawił” („Filozoficzne wyzwania chrześcijaństwa”, Kraków 1994, s. 144). 

Nie jest to wyjaśnienie gładkie i bezproblemowe. Pisała do mnie ostatnio znajoma: „Przyzwolenie Boga na ludzkie draństwo tłumaczone jest miłością i uszanowaniem wolności. To ja się teraz pytam: gdzie jest boskie poszanowanie praw i wolności tych, którzy teraz giną w Mariupolu? Ile warta jest miłość Boga do Putina i jego uszanowanie wolności? Co to w ogóle jest za retoryka?”. Tak. Trudno nie wywrzaskiwać pytań. Trudno się nie buntować. Dlatego mówię o tej Bożej decyzji jako o ruchu dramatycznym, bardzo definitywnym – potworne skutki wolności nie mają konsekwencji w odebraniu wolności, ale otrzymują inną zaskakującą odpowiedź. W tym miejscu gęstym w sensy i kluczowym dla wyczucia pod stopami wąskiej, ale istniejącej drogi wiary i nadziei, sięgam po słowa Mikołaja Bierdiajewa: 

„Człowiek jest istotą wolną, jest w nim element pierworodnej, nie stworzonej wolności poprzedzającej świat. Jest jednak bezsilny, aby poradzić sobie ze swoją własną irracjonalną wolnością, z jej bezdenną ciemnością. Na tym polega jego odwieczna tragedia. Trzeba więc, żeby sam Bóg zstąpił w głąb tej wolności, w jej bezdenną ciemność i wziął na siebie skutki zrodzonego przez wolność zła i cierpienia. Odkupienie wcale nie jest pojednaniem Boga z człowiekiem, jak to opacznie wyobraża sobie ograniczona świadomość człowieka (sądownicza teoria odkupienia). Odkupienie jest przede wszystkim pojednaniem się człowieka z Bogiem i Stwórcą, tj. zwycięstwem nad ateizmem, nad oczywistym odrzucaniem Boga z powodu zła i męczarni świata. Ateizm jako krzyk oburzonego serca ludzkiego pokonany może być jedynie przez Boga cierpiącego i podzielającego los świata” („O przeznaczeniu człowieka”, Kęty 2006, s. 109-110).

Wesprzyj Więź

I tu wreszcie drugie zapowiedziane wcześniej zastrzeżenie. Użyte przeze mnie roboczo sformułowanie „Bóg wiele dla nas zrobić nie jest w stanie” na najgłębszym poziomie jest zupełnie nieadekwatne. Owszem, nie działa On jak złota rybka spełniająca modlitewne życzenia. Jego działanie to bycie tuż obok, w ekstremalnej bliskości zjednoczonego doświadczenia – a wierzę, że na krzyżu przeszedł przez wszystko, przez co przejść może człowiek. W istocie ta bliskość to wiele, najwięcej – o czym dobrze wiedzą ci, którzy mieli szczęście spotkać w życiu rozumiejącego człowieka, przyjaciela. 

W tym widzę światło, radość i nadzieję płynące ze świąt Wielkiej Nocy. A wreszcie w – zapowiadanym Zmartwychwstaniem Chrystusa – naszym przejściu do Innego Świata, w którym wolność nie będzie już niebezpieczna i raniąca. 

Przeczytaj też: Co może się w tę noc stać Bogu? Takiego pytania lepiej nie zadawać

Podziel się

2
Wiadomość