Wprowadzanie w kulturę polską musi być rozważne. Nie eksponujmy tego, co różni narody.
Według szacunków Ministerstwa Edukacji i Nauki w Polsce przebywa obecnie około 700 tysięcy osób – dzieci i młodzieży w wieku szkolnym przybyłych z Ukrainy po wybuchu wojny. To ogromne wyzwanie dla polskiego systemu oświaty pod względem logistycznym, organizacyjnym, a także dydaktycznym i wychowawczym. Dość powiedzieć, że jeśli wszyscy ci uczniowie zostaną objęci opieką szkolną, będzie to tak, jakby z dnia na dzień do placówek oświatowych od przedszkoli po licea trafiły dwa pełne roczniki młodych.
Wprowadzone rozwiązanie prawne – Ustawa z dnia 12 marca 2022 r. o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa (Dz. U. z 2022 r. poz. 583) – umożliwia przyjmowanie dzieci ukraińskich do polskich szkół i nakłada na organy prowadzące (w większości są to gminy i powiaty) organizację przeznaczonego dla nich nauczania. Centralna Komisja Egzaminacyjna została zobowiązana do przygotowania arkuszy egzaminu ósmoklasisty i maturalnych dostosowanych do możliwości uczniów, którzy władają językiem polskim w stopniu niewystarczającym, by zdawali na tych samych warunkach jak polscy uczniowie.
Wszystko wskazuje, że nie będziemy już krajem jednolitym etnicznie, w którym mniejszości odgrywają na tyle małą rolę, że można je bezproblemowo włączać w polski system edukacyjny
Minister edukacji i nauki powołał Radę do spraw Edukacji Uchodźców (skądinąd nie zaproszono do niej żadnego eksperta krytycznego wobec polityki obecnego rządu, minister z rozbrajającą szczerością wyznał, że chciał w radzie tylko osoby, do których ma zaufanie), wydającą stosowne rekomendacje.
Związek Ukraińców w Polsce przedstawił Ministerstwu Edukacji i Nauki postulaty dotyczące działań umożliwiających takie kształcenie przybyłych z Ukrainy dzieci, żeby nie traciły czasu przeznaczonego na naukę, ale też żeby można było zadbać o ich tożsamość narodową. Szereg cennych postulatów w tej kwestii przedstawiła opinii publicznej Inicjatywa Nowa Solidarność w opublikowanym w marcu raporcie na temat kryzysu uchodźczego.
Planowanie prawie niemożliwe, ale konieczne
Czy dotychczas podejmowane działania są wystarczające? Oczywiście sytuacja jest nadzwyczajna i trzeba podejmować decyzje obarczone dużym ryzykiem niepowodzenia. Mamy przed sobą wiele niewiadomych. Przede wszystkim nie jest znana dokładna liczba dzieci ukraińskich w Polsce. Nie wiadomo, ile z nich i na jak długo zostanie w Polsce. Nikt nie zna rozwoju wypadków w czasie wojny, a i po wojnie nie wszyscy Ukraińcy będą chcieli wracać do ojczyzny. Jakiekolwiek planowanie w tej sytuacji jest niemal niemożliwe. A jednak trzeba działać. Nie chcę krytykować dotychczasowych rozwiązań, bo sytuacja jest pod każdym względem bezprecedensowa. Pragnę jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie.
Pierwsza dotyczy działania na gorąco, już teraz. Istniejący system prawny nie przewiduje obecności na terenie kraju równoległego wobec polskiego systemu edukacji. W normalnych warunkach to naturalne. Mamy jednak wojnę i wielką falę uchodźców, którzy w miejscu, gdzie się znajdują, powinni mieć możliwość kontynuowania nauki na tych zasadach, jakie obowiązywały w ich kraju, gdy go opuszczali. Postulat taki przedstawia Związek Ukraińców w Polsce. Zwłaszcza dotyczy to uczniów ostatnich klas. Trzeba by zatem tak zorganizować zajęcia, żeby straty uczniów były jak najmniejsze. Umożliwienie im zdawania polskich egzaminów z takim tylko ułatwieniem, że arkusze byłyby dostosowane do ich możliwości językowych, jest rozwiązaniem dobrym tylko dla nielicznych.
Podstawy programowe, nawet jeśli pod niektórymi względami zbliżone (zwłaszcza z matematyki, przedmiotów przyrodniczych czy języków obcych), nie są tożsame, a więc i wymagania zasadniczo się różnią. Poza tym, oprócz podstawy programowej na efekty nauczania wpływają standardy egzaminacyjne oraz praktyka dydaktyczna.
Doświadczenie uczniów ukraińskich jest odmienne od doświadczenia uczniów polskich, więc egzaminy polskie nie sprawdzą wiedzy i umiejętności, które posiadają, lecz to, na ile ich kompetencje są zbieżne z oczekiwaniami polskiego sytemu egzaminacyjnego. A już zupełnie chybiony jest pomysł, żeby uczniowie, którzy dopiero co przyjechali do naszego kraju, zdawali egzamin ósmoklasisty lub maturę z języka polskiego. Pomijam znajomość samego języka, ale przecież poza jednostkami nikt nie zdoła w nagłym trybie przeczytać „Quo vadis?” lub „Lalki” ani napisać na ich temat rozprawki. To kwestia odmienności kulturowej, innego doświadczenia lekturowego, a także niekoniecznie takiej samej jak w Polsce pracy z tekstem. I przetłumaczenie na ukraiński poleceń nic tu nie zmieni.
O włączeniu w polski system edukacyjny można mówić tylko w przypadku młodszych dzieci, ale i tu trzeba dużo rozwagi i taktu. Nauka języka ojczystego, rodzimej literatury, historii, geografii musi być dostępna dla uczniów ukraińskich, bo przecież wielu z nich wróci do swojej ojczyzny, a nawet jeśli zostaną na obczyźnie, to nie można im odbierać tożsamości narodowej, zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy agresor właśnie tej tożsamości odbiera rację bytu.
Bezradność polskiego systemu edukacji wobec dzieci imigrantów
I tutaj dochodzę do drugiej kwestii. Chociaż w polskich szkołach od kilkunastu lat zwiększa się liczba uczniów, dla których język polski nie jest pierwszym językiem (dzieci imigrantów i – co trzeba podkreślić – reemigrantów, które pierwsze lata edukacji spędziły w szkołach poza granicami Polski), nasz system pozostaje właściwie bezradny wobec tego zjawiska. Owszem, mogą być powoływane klasy przygotowawcze, w których uczyłoby się polskiego (takie rozwiązanie jest obecnie przewidziane dla dzieci ukraińskich).
Dotychczas w praktyce dominowało inne rozwiązanie – indywidualna opieka nad osobami gorzej sobie radzącymi z językiem. To było racjonalne, gdyż w szkołach na ogół pojawiały się pojedynczy uczniowie z takimi problemami. Ponadto Centralna Komisja Egzaminacyjna przygotowywała arkusze dla nich dostosowane. Nie było jednak i nadal nie ma systemowego rozwiązania edukacji uczniów, dla których polski nie jest pierwszym językiem.
Tymczasem można korzystać z doświadczeń krajów, w których od lat rozwiązywane są edukacyjne problemy imigrantów i mniejszości narodowych. Trzeba wyważyć między przygotowaniem młodego człowieka do życia w naszym kraju (konieczna jest nie tylko biegła sprawność w posługiwaniu się językiem, ale też znajomość kultury, historii, systemu politycznego), możliwościami w przyswojeniu odpowiedniej wiedzy oraz umiejętności w języku polskim i wreszcie – co wcale nie najmniej ważne – szacunkiem dla jego tożsamości narodowej.
Doraźne rozwiązania nie wystarczą
Przydatne byłoby na przykład przygotowanie drugiej wersji podstawy programowej z języka polskiego, w której listę lektur dostosowano by do możliwości uczniów-imigrantów. O ile powinni poznać kilka najważniejszych arcydzieł z naszej literatury, o tyle nierozsądne jest oczekiwanie, że zrozumieją na podstawowym poziomie leksykalnym pieśni Kochanowskiego, „Dziady” Mickiewicza czy powieści Sienkiewicza.
Do tego dochodzi kontekst historyczny lub kulturowy. Wprowadzanie w kulturę polską musi być ponadto rozważne, nie powinno choćby eksponować tego, co różni narody. W przypadku uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy dochodzą jeszcze kwestie emocjonalne: trzeba tak dobierać utwory, żeby nie pogłębiały traumy.
Obecna sytuacja pokazuje, że przyjmowane rozwiązania nie mogą się ograniczać do działań doraźnych (choć te są obecnie najpilniejsze), jest to moment na przemyślenie i przyjęcie dalekosiężnej strategii edukacyjnej. Wszystko bowiem wskazuje, że nie będziemy już krajem jednolitym etnicznie, w którym mniejszości odgrywają na tyle małą rolę, że z zachowaniem ich praw do własnego języka i kultury można je bezproblemowo włączać w polski system edukacyjny. Problemy będą i już dziś trzeba się przygotować do ich rozwiązywania.
Przeczytaj też: Terapie szokowe, które właśnie się zaczęły
Jeżeli celem władz oświatowych jest szerzenie martyrologii i walka z genderem to jak można się spodziewać rozważnej polityki oświatowej?
Od pomagania uchodźcom są wolontariusze a od radzenia sobie z dziećmi i ich problemami są dyrektorzy nauczyciele którzy w razie czego będą winni.
Władza jest od zbierania oklasków i wypinania piersi.
Było, jest, będzie.
~Marek2: Niestety, ma Pan rację! Tak jak z pandemią, z kryzysem uchodźczym Polacy muszą poradzić sobie sami.
Kiedy do pisowskiego społeczeństwa w końcu dotrze smutna prawda, że rząd na gdzieś Polskę, Polaków i przyszłość naszych dzieci, a tylko myśli o władzy i kasie? Chyba nie ma szans, wyborcy PiS-u ewidentnie cierpią na syndrom sztokholmski, inaczej tego nie umiem wytłumaczyć…
Skazywanie na niebyt trudnej prawdy o zbrodniach Ukraińców na Polakach przez zamilczanie i zakłamywanie jest metodą antagonizująca obydwa narody teraz i w przyszłości. Państwo ukraińskie i Światowy Związek Ukraińców mają okazję do korekty dotychczasowej postawy wobec trudnej przeszłości a przez to pomocy uchodźcom w Polsce.
Mam wrażenie, że Pana komentarz nie odnosi się do treści artykułu. Pewnie go Pan nie przeczytał ze zrozumieniem
Żądanie przepraszania jest dobre na każdy temat i zagadnienie…
I zawsze pewnym ludziom poprawia humor i podnosi samoocenę.