Musimy szukać skrzywdzonych i im pomagać, a nie zastanawiać się, ile trzeba będzie zapłacić – mówi „Gazecie Wyborczej” o. Marcin Mogielski.
We wrocławskiej „Gazecie Wyborczej” ukazała się rozmowa Ewy Wilczyńskiej z dominikaninem o. Marcinem Mogielskim, który od lat wspiera osoby skrzywdzone przez swojego współbrata Pawła M.
O. Mogielski wyznaje, że czuł „dużą ulgę i satysfakcję”, gdy dominikanie 22 stycznia podpisali ugody ze skrzywdzonymi. „To były lata cierpienia poszkodowanych, ale też ciężaru, który ja nosiłem. I w końcu się udało. Chociaż w tej sytuacji trudno mówić o sukcesie, bo przecież czasu się nie cofnie, a to, co się stało, pozostanie zadrą w sercach skrzywdzonych przez Pawła M. To domknięcie instytucjonalne było jednak bardzo potrzebne. Przede wszystkim, żeby wreszcie głośno wybrzmiało, kto był w tej sprawie krzywdzicielem, a kto ofiarą” – mówi.
Dominikanin zauważa, że przedstawiciele jego zakonu w kontaktach ze skrzywdzonymi nie ustrzegli się „błędów, niezrozumienia czy braku empatii”. „A to wszystko dlatego, że zamiast na początku wysłuchać osób skrzywdzonych, wymyślane były cuda na kiju. Powinniśmy być mądrzejsi i czerpać z doświadczeń Kościołów w Stanach Zjednoczonych czy Irlandii, gdzie takie spotkanie jest pierwszą rzeczą, którą się robi po ujawnieniu nadużyć” – mówi.
„Przede wszystkim mam dużą wdzięczność do pokrzywdzonych za ich heroizm. W tej sprawie niejednokrotnie wykazywały więcej męstwa niż my dążąc do sprawiedliwości” – dodaje.
O. Mogielski przyznaje, że podczas mediacji czuł się rozdarty: „Starałem się balansować jak na jachcie w czasie sztormu, raz na jedną burtę, zaraz na drugą. Jak zakon popełniał błędy, to ich dociskałem, ale kiedy znowu oczekiwania osób poszkodowanych stawały się nierealistyczne, to rozmawiałem z nimi”.
Czy sprawa Pawła M. zmieni polską prowincję dominikanów? „Już trochę zmieniła, bo otworzyła nam oczy. Myślę, że po tym, czego dowiedzieliśmy się o Pawle M., okrutnym drapieżcy seksualnym, nie będzie już lekceważenia i obojętności wobec takich historii” – odpowiada o. Mogielski.
Informuje również, że pojawiły się propozycje szkoleń „wszystkich braci, by wyczulić ich na takie sytuacje, a także, by wiedzieli, jak rozmawiać z poszkodowanymi. Jest też wniosek o powołanie wewnętrznej komisji, na wzór komisji zawodowych lekarzy czy prawników, która przyglądałaby się poczynaniom braci”.
A czy dominikanie liczą się z koniecznością wypłacania dalszych zadośćuczynień? „We Francji sprzedają majątek kościelny, jak trzeba będzie, to i my wszystko posprzedajemy. Tym nie powinniśmy się martwić. Trzeba się martwić osobami skrzywdzonymi. Szukać ich i im pomagać, a nie zastanawiać się, ile trzeba będzie zapłacić” – podkreśla zakonnik.
O tym, że bez wysłuchania skrzywdzonych nic dobrego by się w polskiej prowincji dominikanów nie wydarzyło, mówił nam wcześniej o. Paweł Gużyński. „Ugody podpisane z osobami pokrzywdzonymi przez dominikanów to szansa na sprawiedliwość i pojednanie. A przed nami ciąg dalszy: reforma zakonu” – powiedział w rozmowie Zbigniewa Nosowskiego.
Historię Pawła M. opisywała niespełna rok temu, ujawniając nowe fakty, Paulina Guzik w dwóch reportażach publikowanych na Więź.pl: „Dominikańska recydywa” i „«Dla czystego wszystko jest czyste». Dominikańskie historie prawdziwe”. Autorka otrzymała potem Nagrodę Dziennikarską „Ślad” im. bp. Jana Chrapka.
Przeczytaj także: Duchowa i psychiczna transgresja Pawła M.
To o. Mogielski jest prowincjałem zakonu i może realnie wytyczać jego drogę w przyszłości?
Też mi to pytanie przyszło do głowy, że o ile jestem za odszkodowaniami dla ofiar, to jednak na takie tematy powinny się wypowiadać osoby uprawnione, a nie zakonnik, który nie ma mocy ani prawa podejmować żadnych decyzji.
Druga rzecz: co to znaczy „wszystko”? Kościoły i klasztory też? Rozgonimy tysiące ludzi, którzy gromadzą się przy naszych kościołach, zlikwidujemy wszelkie duszpasterstwa i kasę oddamy ofiarom?
O. Marcin jest tym, ktory realnie pomaga osobom wykorzystanym. I ma rację mówiąc iż Zakon nie potrzebuje majatku ziemskiego jak tego majatku nie potrzebują biskupi z dworami kuriami. Jezus nie miał nic!!
Zobaczymy co zrobi dalej zakon.
Schematy kościelnego myślenia to często zestaw dyskrecji, odwracania wzroku,
ukrywania, obrony duchownego i jego dobrego imienia.
Wiele rozjaśnił też artykuł Agnieszki Pizkozub-Piwosz.
https://magazynkontakt.pl/teologia-po-gwaltach-refleksje-wokol-sprawy-benedykta-xvi/
Klerykalizm plus szantaż sakramentalny daje duże pole do popisu.
Dlatego skrzywdzeni przez zakonnika latami byli zbywani, bo byli dorośli
a zakonnik zrobił w tym czasie m.in. doktorat i niczego mu nie brakowało.
Dlatego czasem rodzina dziecka skrzywdzonego doświadczała ostracyzmu ze strony innych parafian. Bo ksiądz dobry, bo dużo zorganizował, bo się dziecku przewidziało …
Albo były prośby, by nie niszczyć księdza, bo „mu się zdarzyło”. A obiecał, że już nie będzie.
Poniżej link do nagrania, które uzupełnia słowa pani Agnieszki – że ludzie instytucji ukrywali winy duchownych, bo jak wierni zgorszeni odejdą, to nie będą zbawieni.
Tutaj padają słowa, trochę inne, że za nierozdmuchiwanie brudów – będzie Niebo.
Wychodzi i tak na to samo – trzeba milczeć. I dominikanie też latami milczeli.
To odpowiedź dlaczego tak po grudzie idzie rozliczanie pedofilii i innych skandali w KRK.
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,25971897,nie-rozdmuchiwac-pan-bedzie-mial-niebo-za-to-siostra-zakonna.html
?
I tak na koniec – na poziomie szeregowych wiernych i szeregowych duchownych „ukształtowanych”przez KRK dobrze działają dwa powyżej napisane argumenty.
U dominikanów tak samo.
Na poziomie wyższych stanowisk w KRK działają tamte dwa plus czysto ludzkie motywy – wpływy, władza i pieniądze.
Rezultat pozostaje bez zmian – milczenie, ukrywanie, przeciąganie spraw.
U dominikanów podobnie.
A na poziomie papieża Franciszka mamy sprawę „argentyńskiego” Paetza.
Jakie to powtarzalne, może czas na raport argentyński? Albo Buenos Aires?
Sprawa bp Zanchetty. Prokuratura nie otrzymała dokumentów od Watykanu.
Hm …
Przeczuwam tylko jak ogromne są układy, pieniądze i polityczne interesy instytucji KRK.
I jak mało w tym Boga.
Spokojnie, nie odpuszczę
Dziękuję
Ojciec Mogielski jest w mojej pamięci i w modlitwie, jak i wszystkie osoby skrzywdzone. Mogę się tylko domyślać, ile Ojca kosztuje to, co jako jeden z nielicznych podjął się dźwigać.