rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Ks. Wierzbicki budzi z antyhumanistycznej obojętności

Ks. Alfred Wierzbicki na pogrzebie Adama Zagajewskiego w krakowskim Panteonie Narodowym 10 października 2021 r. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

To w obronie wykluczonych – członków mniejszości wyznaniowych, osób LGBT+, uchodźców, a wreszcie tych, wobec których dopuszczono się zbrodni pedofilii – wypowiadał się ksiądz Wierzbicki. I znów mu się oberwało. 

Laudacja dla ks. Alfreda Marka Wierzbickiego z okazji uhonorowanie go Medalem 75-lecia Misji Jana Karskiego „za odwagę prawdy w Kościele” wygłoszona 17 lutego w Lublinie

Szanowni Państwo,

Ksiądz doktor habilitowany Alfred Marek Wierzbicki żyje intensywnie i wielopłaszczyznowo. Jest kapłanem, filozofem, poetą, publicystą – by  wymienić tylko niektóre ze sfer jego aktywności. W nawiązaniu do dzisiejszej uroczystości pragnę przywołać z przebogatej jego osobowości i działalności trzy obszary, zresztą ściśle powiązane ze sobą, dla których kluczowymi słowami są: dialog, wykluczeni i Kościół.

W wydanej w ubiegłym roku książce-rozmowie z Karolem Kleczką „Bóg nie wyklucza. Rozmowy o państwie, Kościele i godności człowieka” słowo „dialog” pojawia się wielokrotnie. Tylko uwaga: dla księdza Wierzbickiego dialog to nie sympatyczna i kulturalna rozmowa przy kawie o różnych sprawach, które rozmówców interesują. Owszem, takie rozmowy są ważne i potrzebne, z Alfredem znakomicie się tak rozmawia, ale jemu chodzi o dialog (dyskusję, debatę) o sprawach moralnie i społecznie doniosłych (jest przecież etykiem!), które są zarazem trudne, aktualne i sporne. 

W tym dialogu chodzi o szukanie prawdy dotyczącej godności człowieka i sprawiedliwości. Ksiądz Wierzbicki wybrał sobie za bohatera swego doktoratu Mahatmę Gandhiego i jego walkę bez użycia przemocy. Czy Gandhi był człowiekiem dialogu? Tak, ponieważ chodziło mu nie tylko o polityczne zwycięstwo, ale nade wszystko o to, by poprzez odwołanie się do sprawiedliwości obudzić człowieka w tych, którzy są u władzy i krzywdzą innych, a także o przełamanie obojętności tych, którzy na niesprawiedliwość nie reagują, bo bezpośrednio na niej nie tracą. Dlatego właśnie obrał drogę walki bez użycia przemocy. 

Księdzu Wierzbickiemu o to samo chodzi: by zwrócić uwagę społeczeństwa, w tym zwłaszcza sprawujących władzę oraz ludzi Kościoła, na człowieka – na przypadki krzywdzenia go, odbierania mu godności, usuwania go na margines albo nawet poza nawias człowieczeństwa. W takim społecznym dyskursie trzeba wypowiadać swoje opinie wyraźnie, niekiedy dosadnie, z powołaniem się na konkretne, imiennie wymienione przypadki i osoby w te konflikty zamieszane. 

Trzeba tak mówić, ponieważ chodzi właśnie o obudzenie nas z moralnego letargu, z antyhumanistycznej obojętności. Za tę dosadność oraz za publiczną krytykę tak zwanych autorytetów (kościelnych, państwowych, naukowych) dostało się księdzu Alfredowi niemało. 3 lutego br. Komisja Dyscyplinarna KUL wydała orzeczenie kończące sprawę dyscyplinarną wytoczoną księdzu Alfredowi przez rektora KUL. Wysoka komisja oddaliła wszystkie skierowane przeciw księdzu Wierzbickiemu zarzuty (a było ich w sumie sześć), z jednych go uniewinniając, w innych umarzając postępowanie. 

Cieszy wyrok komisji, ale smuci to, że w ogóle do takich oskarżeń doszło. A część z nich dotyczyła właśnie sformułowań księdza Alfreda, który krytycznie odniósł się do wypowiedzi niektórych księży profesorów i do stanowiska episkopatu Polski w moralnie doniosłych, a zarazem spornych sprawach. Zresztą już wcześniej ksiądz Alfred bywał upominany przez swych przełożonych kościelnych i uczelnianych za język swych publicznych wypowiedzi. Czy pretenduje on do uznania go za ostateczną wyrocznię w poruszanych przezeń kwestiach? Nie. Zabiera głos w dyskusji i zaprasza innych, zwłaszcza tych, których poglądy krytykuje, do debaty, do dialogu, w którym chodzi o ważną moralnie prawdę.

Chodzi o prawdę o godności człowieka, zwłaszcza wykluczonego. Takimi kiedyś byli Żydzi (choć trudno uznać, że antysemityzm został już w Polsce przezwyciężony), takimi są dziś członkowie mniejszości wyznaniowych, homoseksualiści i inni ludzie określani mianem LGBT+, uchodźcy, a wreszcie ci, wobec których dopuszczono się zbrodni pedofilii (szczególnie wobec ludzi krzywdzonych przez księży). To w obronie tych wykluczonych wypowiadał się ksiądz Wierzbicki dopominając się o respektowanie praw człowieka, o wrażliwość na ich los, o czynną pomoc. I znów mu się oberwało. 

Przecież jednym z powodów wytoczenia przeciw niemu oskarżenia było sądowe poręczenie przezeń udzielone Margot dwa lata temu. Potem się ten zarzut w oskarżeniu nie pojawił, bo był ewidentnie nieuzasadniony, ale przypomnijmy, że młodzi ludzie z Fundacji Życie i Rodzina przez kilka dni stali przed gmachem głównym KUL i objeżdżali ulice Lublina z banerem z podobizną księdza Alfreda i żądaniem usunięcia go z uczelni. 

Wielokrotnie krytykował dokumenty wydane przez Konferencję Episkopatu Polski oraz wypowiedzi niektórych hierarchów właśnie za to, że brak w nich wrażliwości na bolesne doświadczenia pokrzywdzonych, na odmienność „innych”, za brak woli podjęcia z nimi dialogu, w miejsce którego wchodzą słowa wykluczenia lub wręcz potępienia (np. jako tęczowej zarazy niszczącej Polskę). W sprawie uchodźców biskupi podtrzymują zdecydowaną postawę papieża Franciszka, ale – zdaniem księdza Alfreda – czynią to nazbyt łagodnie i ostrożnie. 

On sam udał się na granicę polsko-białoruską, by choć tym gestem podkreślić potrzebę bardziej zdecydowanych działań na rzecz uchodźców. Alfred nie tylko wypowiada się tak o wykluczonych, nie tylko podejmuje wspomniane gesty, ale sam przeżywa ten dramat głęboko. 

Na ostatnie Boże Narodzenie przysłał on – poeta – między innymi do mnie, takie słowa w ramach świątecznych życzeń:

Niekolenda 

Przystrojone choinki
ręce wyciągnięte po opłatek
miłośnicy tradycji spokojni
że żaden uchodźca nie usiądzie
przy pustym talerzu
zadbano o to na granicy

Zimna noc przeklęta noc
nie słychać aniołów
uciekli pasterze
uczciwe słowa księdza Mietka:
zaśpiewam Bóg umiera
mam śpiewać że się rodzi
skoro umiera

Kolenda niekolenda
jak świętować w świecie na opak
z Bogiem w pieśniach
bez Boga w sercu i umyśle

Jako człowiek dialogu ksiądz Wierzbicki chętnie rozmawia ze wszystkimi, także z tymi, którzy dalecy są od Kościoła. Ale Kościół katolicki jest jego domem i jeśli w tym domu dzieje się źle, to Alfreda to bardzo boli.

Dlatego właśnie ze szczególną pasją woła o odzyskanie tożsamości Kościoła w nawiązaniu do ducha Chrystusowego, ducha otwartości na każdego człowieka, ducha wrażliwości i dialogu. Przestrzega przed powiązaniem Kościoła z panującą władzą polityczną, bo mariaż tronu i ołtarza zawsze przynosi fatalne skutki dla Kościoła, zresztą także dla państwa. Sprzeciwia się paternalizmowi wciąż obecnemu w wielu wypowiedziach hierarchów, trapi go klerykalizm, nadzieję pokłada w otwartości na świeckich w Kościele i w otwartości Kościoła na świat, w odejściu od stereotypu pojmowania Kościoła jako atakowanej przez licznych wrogów twierdzy, której trzeba bronić nawet za cenę ukrywania przykrych faktów.

To za krytykę wypowiedzi polskich hierarchów szczególnie wiele przykrości go spotkało. Raz jeszcze powtórzmy: księdzu Wierzbickiemu nie chodzi o to, by episkopat polski przyjął bezkrytycznie jego punkt widzenia. Chodzi mu o dialog, o uczciwą, szczerą, nie unikającą ostrych sformułowań rozmowę na trudne, trapiące nas dziś tematy.

Motyw przyznania księdzu Alfredowi Wierzbickiemu Medalu 75-lecia Misji Jana Karskiego wydaje się niedopowiedziany: „Za odwagę prawdy w Kościele”? O co chodzi: o głoszenie prawdy, czy o jej szukanie? Otóż o jedno i o drugie. A najbardziej o to, by sama prawda był w centrum uwagi i troski Kościoła: prawda o Bogu, prawda o człowieku, prawda o doznawanej przez niego krzywdzie, prawda o błędach i grzechach ludzi Kościoła, wreszcie prawda o Jezusie Chrystusie: Odkupicielu i Zbawicielu człowieka, każdego człowieka. O tę prawdę księdzu Alfredowi chodzi, o nią on walczy z odwagą i determinacją, za dopominanie się o tę prawdę sporo już zapłacił.

Wesprzyj Więź

Wpisuje się całkowicie w Misję Jana Karskiego, który – sam przecież nie Żyd, a gorliwy katolik – prawdę o potwornych zbrodniach dokonywanych na wykluczonych przez hitlerowców Żydach usiłował przekazać Zachodowi, o tym rozmawiał z prezydentem USA Franklinem Delano Rooseveltem. Rozmawiał bez oczekiwanego skutku, ale zrobił wszystko, by ta bolesna prawda dotarła do uszu i serc tych, którym ją przekazywał. Dlatego jest on dziś szczególnym symbolem dopominania się o prawdę o człowieku, zwłaszcza wykluczonym. O tę prawdę cały czas księdzu Alfredowi chodzi.

Oto powody, dla których ksiądz Alfred Marek Wierzbicki zdecydowanie zasługuje na to, by go uhonorować Medalem 75-lecia Misji Jana Karskiego.

Przeczytaj także: Jakże wiele ma nam dziś do powiedzenia Jan Karski w czasie obecnej smuty kościelnej i narodowej

Podziel się

7
1
Wiadomość