Jesień 2024, nr 3

Zamów

Skoro KUL obronił się przed swoimi władzami, to…

Zbigniew Nosowski. Fot. Więź

Dobrze, że w tym fundamentalnym sporze wygrało myślenie katolickie, a nie fałszywie pojęta kościelność.

Dzisiejsze orzeczenie Komisji Dyscyplinarnej ds. Pracowników Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w sprawie ks. Alfreda Wierzbickiego – uwalniające go od zarzutów, jakie postawili mu rektor uczelni ks. Mirosław Kalinowski i rzecznik dyscyplinarny Waldemar Bednaruk – pokazuje, że w Lublinie trzeźwość uniwersyteckiego myślenia i tradycja bycia oazą wolności wygrała jednak z zaściankowym podejściem, prowadzącym zasłużoną uczelnię w niepokojącym kierunku myślenia inkwizycyjnego.

Członkowie komisji dyscyplinarnej zachowali się bardzo przytomnie i rozsądnie. Nie podejmowali zagadnień doktrynalnych Kościoła – wbrew wykładni proponowanej przez rzecznika dyscyplinarnego, który powoływał się na kościelny status uczelni, nie leży to bowiem w zakresie ich kompetencji. Umorzyli postępowanie w tej części, w której zarzuty dotyczyły kwestii światopoglądowych (nota bene, skorzystali tu z nowelizacji przepisów o odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczycieli akademickich, jaką wprowadził… obecny minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, chcąc zapewne chronić przed zarzutami swoich prawicowych kolegów akademików). Uniewinnili natomiast „obwinionego” w pozostałych kwestiach.

W gruzach legło oskarżenie, które zainspirował sam rektor uczelni, a twórczo rozwinął rzecznik dyscyplinarny. To dobry znak – i dla KUL, i dla Kościoła w Polsce

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Pasażerowie porwanego samolotu nie tracą ducha

Tym samym w gruzach legło oskarżenie, które zainspirował sam rektor KUL, a twórczo rozwinął rzecznik dyscyplinarny. Członkowie komisji dyscyplinarnej zdobyli się na akt odwagi cywilnej – postąpili bowiem wbrew publicznie wyrażanej opinii nie tylko rektora uczelni, ale wręcz całego Kolegium Rektorskiego KUL (właśnie to grono zainicjowało przecież wielomiesięczne postępowanie dyscyplinarne przeciwko ks. Wierzbickiemu). A członkowie komisji pozostają wszak pracownikami tej uczelni.

Komisja stanęła więc na wysokości zadania. Celem działania niezawisłej komisji dyscyplinarnej nie może być przecież zabezpieczanie takich czy innych interesów władz uczelni, lecz pilnowanie standardów pracy nauczyciela akademickiego, a te nie zostały – jak wynika z orzeczenia – naruszone. Postawa członków komisji to dobry znak – i dla KUL, i dla Kościoła w Polsce.

Dobry znak dla KUL – bo pozwala szerszej opinii publicznej dostrzec mniej znaną twarz tej uczelni. „Jest tu wciąż wiele wspaniałych osób, znakomitych uczonych, którzy czują się dziś jak pasażerowie samolotu uprowadzonego przez terrorystów” – taką opinię usłyszałem kilka miesięcy temu od zasłużonego profesora KUL, oburzonego sytuacją na uczelni, m.in. pobłażliwością wobec ks. Tadeusza Guza, wrogością wobec ks. Alfreda Wierzbickiego i honorowaniem abp. Andrzeja Dzięgi.

Nawiązując do tej gorzkiej metafory, można by powiedzieć, że orzeczenie komisji dyscyplinarnej to przykład, iż pasażerowie porwanego samolotu nie tracą ducha. I choć nie są w stanie przejąć sterów maszyny, to potrafią jasno i czytelnie powiedzieć, że nie utożsamiają się z kierunkiem lotu nadawanym przez aktualną ekipę pilotów oraz wspierających ich polityków. Odwołują się w tym celu skutecznie i do tradycji akademickiej, i do przepisów prawnych. A w efekcie skutecznie wpływają na zmianę kursu, ratując samolot przed niechybną katastrofą.

Kościelne nieposłuszeństwo obywatelskie

Dzisiejsza decyzja to także bardzo ważny znak w kontekście zmagań o kształt Kościoła rzymskokatolickiego w naszym kraju. Bo skoro KUL obronił się przed swoimi władzami, to podobne zjawiska możliwe są także w innych obszarach życia Kościoła.

Istnieją tu pewne analogie. Mam przecież często wrażenie, że osoby wypowiadające się w imieniu Kościoła (a więc także w moim imieniu) prowadzą własne wojny ideologiczne i prezentują swoje prywatne wizje ortodoksji, zamiast głosić przesłanie katolickie. Stąd rodzą się takie idee, jak – zaproponowane przez Marka Kitę – „kościelne nieposłuszeństwo obywatelskie”, czyli, najkrócej mówiąc, odrzucanie skorupy systemu kościelnego w imię tego, czym jest (ma być) sam Kościół.

Jak pisał Marek Kita, postawa kościelnego nieposłuszeństwa obywatelskiego polega na „jawnym artykułowaniu sprzeciwu i kontestacji systemu kościelnego bez zrywania z organizmem społecznym i mistyczną rzeczywistością, które tym systemem obudowano”. Decyzję członków komisji dyscyplinarnej KUL można odczytać w takich właśnie kategoriach: jako „nieposłuszeństwo” wobec władz swojej uczelni w imię posłuszeństwa wyższym racjom i głębszym powodom istnienia uniwersytetu katolickiego.

Wesprzyj Więź

Istotą lubelskiego sporu jest bowiem pytanie o to, jak rozumieć katolickość i kościelność tej uczelni, a – patrząc szerzej – jak rozumieć katolickość i kościelność w ogóle. Samo wszczęcie tego postępowania świadczy, że niektórym wciąż bliższy jest model „cichego posłuszeństwa”, w którym władz kościelnych nie poddaje się krytyce, w którym się nie dyskutuje, w którym nie ma miejsca na ścieranie się różnych opinii, poglądów i stanowisk w łonie tego samego Kościoła i tej samej doktryny. Gdzie jednak – jeśli nie na katolickim i kościelnym uniwersytecie – winno się to dokonywać?

Dobrze, że w tym fundamentalnym sporze wygrało myślenie katolickie, a nie fałszywie pojęta kościelność. Oby więcej takich wygranych.

Przeczytaj także: Wydawało mi się, że duszpasterstwo musi dokonywać się przez ciskanie kamieniami zasad

Podziel się

7
1
Wiadomość

Redaktor Nosowski optymistycznie próbuje podtrzymać kaganek nadziei wśród pracowników KUL, ale niestety…. Z dawnego KUL zostały ruiny, zdarza się, że wyłoni się z nich ktoś taki, jak Prof. Wierzbicki, ks. Prof. Szostek i może jeszcze garstka innych osób.
W słabych środowiskach naukowych zazwyczaj ujawnia się konformizm, ścieżka na skróty dojścia do tytułów [ zwłaszcza u słabych naukowców] uległość, służalczość, umizgiwanie się władzy…. Profesor Wierzbicki mógł stanąć wobec tego całego zła, bo jest on silny duchowo i naukowo, nie funkcjonuje w tym środowisku z rektorskiej łaski. Do tego potrzebne są osiągnięcia sprawdzone w ogniu krytyki naukowej, nie zaś układów, kolesiostwa i konformizmu, tego całego szumu etatowych załatwiaczy.

Swoim dzieciom juz predzej polecilbym swiecka uczelnie, gdzie propagcja bezboznosci jest bardziej wyrazna i oczywista, gdzie zlo jest otwarte i nie udaje dobra dla zmylki. Latwiej wtedy odroznic i bronic sie.