Czego potrzebujemy jako społeczeństwo, aby przetrwać chaos?
Co łączy różne polskie tzw. środowiska alternatywne – antyszczepionkowe, nacjonalistyczne, antysemickie i antyunijne, których przedstawiciele przekonują, że COVID-19 to światowy spisek polityków i wielkich korporacji oraz doszukują się związków między rozwojem technologii 5G i wybuchem pandemii? Wszystkie te kręgi świadomie wykorzystują nowe media do prowadzenia dezinformacji, której celem jest budowanie społecznego poparcia dla własnych postulatów politycznych.
Obniżanie odporności państwa
W ostatnich latach marginalizowani dotychczas demagodzy – dzięki rozwojowi mediów społecznościowych i zagwarantowaniu niemalże nieograniczonego dostępu do mediów publicznych oraz tych uznawanych za powiązane z władzą – stali się popularnymi ekspertami i komentatorami. Ich teksty ukazują się w gazetach i tygodnikach, są zapraszani do radia i telewizji, a publiczne dotacje wspierają rozwój prowadzonych przez nich tzw. mediów własnych. Przykładami takich organizacji są skrajnie prawicowe stowarzyszenia, na czele których stoi Robert Bąkiewicz – Stowarzyszenie Roty Marszu Niepodległości i Straż Narodowa, ale także np. Centrum Edukacyjne Powiśle i kręgi z nim związane oraz media takie jak telewizja wRealu24.
Według Anny Mierzyńskiej działania podejmowane przez duże media, w tym wiele materiałów publikowanych przez TVP i inne ośrodki całkowicie wpisują się w definicję propagandy
Środowiska posługujące się takimi metodami mają swoich przedstawicieli w Sejmie. Przebiły się zatem do głównego nurtu i mają niebagatelny wpływ na kształtowanie społecznej świadomości, wprowadzanie chaosu i – tym samym – obniżanie odporności państwa.
Wiele ośrodków badawczych potwierdza, że zjawisko dezinformacji jest dziś głównym zagrożeniem dla wartości i kultury demokratycznej, które niszczy podmiotowość komunikacyjną i polityczną obywateli celowo wprowadzanych w błąd. Małgorzata Kilian, prezeska Stowarzyszenia Demagog, podkreśla, że zjawisko dezinformacji polega na „tym, że osoby lub grupy ludzi o negatywnych intencjach, rozprzestrzeniają nieprawdziwe informacje na dany temat. Celem jest oczywiście wyrządzenie krzywdy adresatom lub domniemanym autorom informacji”.
Dezinformacja przybierać może różne formy, w tym manipulowania kontekstem danej wiadomości, używania fałszywych zdjęć i danych czy fabrykowania informacji, ale może być nią także satyra czy parodia. Eksperci wyróżniają trzy zjawiska, istotne przy rozpowszechnianiu informacji: mis-informacja (mylne informacje rozpowszechniane bez złej woli nadawcy, np. wskutek błędów), dezinformacja (fałszywe informacje rozpowszechniane celowo w złych intencjach, które wpływają na decyzje lub zachowania odbiorców; w tej kategorii mieszczą się także fake newsy) oraz mal-informacja (złośliwe wykorzystywanie prawdziwych informacji w celach zaszkodzenia osobom i instytucjom, np. wykradziona korespondencja, niektóre aspekty mowy nienawiści).
Analityczka mediów społecznościowych, zajmująca się śledzeniem źródeł wielu fałszywych informacji Anna Mierzyńska, zaznacza, że siostrą dezinformacji jest po prostu propaganda, a działania podejmowane przez duże media, w tym wiele materiałów publikowanych przez TVP i inne ośrodki całkowicie wpisują się w jej definicję.
Stowarzyszenie Demagog informowało kilka tygodni temu o analizach dokonanych przez jeden z najpoważniejszych północnoatlantyckich think tanków – Atlantic Council, odnoszących się do skali politycznej dezinformacji w Polsce w przestrzeni mediów społecznościowych. Ośrodek zidentyfikował sieć 130 stron na Facebooku, które „udostępniały te same linki, w tym samym czasie i z niemal identycznym opisem. Od stycznia 2015 roku do października 2021 roku sieć opublikowała 1,1 mln postów i zdobyła 18 mln reakcji. Zamieszczane treści prorządowe i antyopozycyjne były łudząco podobne, a strony zarządzane były przez te same osoby oraz prawdopodobnie fikcyjnie stworzone osobowości”.
W opisie Demagoga czytamy o trzech rodzajach powiązanych ze sobą stron: „Zdecydowana większość odznacza się prawicowymi oraz nacjonalistycznymi nazwami, podczas gdy pozostałe podkreślają swój antyopozycyjny charakter. Kilka podkreśla swoje poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości (jednocześnie uderzając w ideologię lewicową)”. Większość z nich utworzono w 2014 roku, a intensywność publikowania treści wzrosła mocno po 2019 roku. 90 proc. komentarzy ukazało się w latach 2020-2021. Ta zorganizowana operacja, którą namierzył amerykański ośrodek powinna zostać uznana jedynie za wierzchołek góry lodowej.
Według badania magazynu „Press”, 77,3 proc. dziennikarzy uważa, że zjawisko fake news – rozumiane w szeroki, publicystyczny sposób – jest w Polsce problemem. Każdego dnia spotyka się z nim ponad 25 proc. z nich, a prawie 30 proc. przynajmniej raz w tygodniu. Najczęstszym miejscem styku z fałszywymi informacjami są dla nich internet (87 proc.) oraz telewizja (12,3 proc.). Dziennikarze wskazują, że w sieci, kontakt z fake newsami najczęściej mają w mediach społecznościowych (93 proc.) oraz na portalach informacyjnych (36,6 proc.). Główne obszary tematyczne celowego rozpowszechniania nieprawdziwych informacji stanowią: polityka, zdrowie i bezpieczeństwo publiczne. Odbieramy też wiele fałszywych informacji ekonomicznych. Jako najbardziej rażące przykłady fake newsów badani dziennikarze wymieniali te dotyczące pandemii COVID-19, m.in.: „wirus nie istnieje, chowane są puste trumny”, „noszenie maseczek nie chroni, jest bezcelowe”, „szczepionki bardziej szkodzą, niż pomagają”, „nie ma pandemii, to wymysł firm farmaceutycznych”.
Bardzo zbliżone dane można spotkać także w innych opracowaniach. Jednym z nich jest analiza IAB Polska „Dezinformacja w sieci. Wiarygodność kanałów informacyjnych”, w której wskazano, że media społecznościowe są głównym miejscem styku z nieprawdziwymi wiadomościami. Również w tym badaniu na drugim miejscu znalazły się portale informacyjne. Według powyższej analizy większość internautów jest przekonana, że fake newsy rozpowszechniają inni użytkownicy internetu, ale jednocześnie uważa, że źródłem fałszywych informacji są specjalnie szkolone osoby, które działają zza granicy.
Wyniki najnowszych badań Eurostatu z końca 2021 roku zwiększają dramatyzm sytuacji. Według nich Polska jest na trzecim miejscu od końca w Unii Europejskiej pod względem skali weryfikowania informacji, z jakimi stykamy się w social mediach. Tylko 16 proc. z badanych mieszkańców Polski sprawdzała prawdziwość znalezionych w internecie informacji w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Średnia dla UE wynosi 23 proc. Dla porównania: liderami są Holendrzy (45 proc.), Luksemburczycy (41 proc.) i Irlandczycy (39 proc.). Według tych samych badań 47 proc. obywateli państw Unii w ciągu ostatnich trzech miesięcy spotkało się z nieprawdziwymi lub wątpliwymi informacjami w sieci.
Kompetencje przyszłości?
Wszystkie wskazane wyżej ośrodki, a także – co ciekawe – Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji czy państwowy instytut badawczy NASK, nie tylko podnoszą w swoich raportach wagę zagrożenia związanego z tworzeniem i rozpowszechnianiem fałszywych treści, ale podkreślają także potrzebę wprowadzania edukacji medialnej do szkół. Dla precyzji i ze względu na jej współczesnej wielowymiarowości można nazwać ją edukacją cyfrową, informacyjną i medialną. Wiele dyskusji dotyczących wpływu nowych technologii na nasze życie dotyczy potrzeby umieszczenia podstaw wiedzy i umiejętności korzystania z nich w szkolnej podstawie programowej. O ile są to żądania ze wszech miar słuszne, o tyle chyba niewystarczające.
Kompetencje funkcjonowania w ekosystemie mediów oraz technologii informacyjnych posiąść muszą wszystkie, bez wyjątku, grupy społeczne. Zasadniczym celem tej dziedziny edukacji powinno być kształtowanie kapitału społecznego opartego na kulturze zaufania. Biorąc pod uwagę, że funkcjonowanie we współczesnym społeczeństwie odbywa się za pośrednictwem technologii informacyjnych, należy uznać, że kształtowanie świadomych odbiorców i użytkowników treści medialnych jest obecnie jednym z najważniejszych wyzwań kształtowania poczucia odpowiedzialności społecznej i podstaw demokratycznego obywatelstwa.
Spójrzmy na propozycję psychologicznych umiejętności i cech niezbędnych do bycia tzw. demokratycznym obywatelem autorstwa amerykańsko-irańskiego psychologa prof. Fathali’ego Moghaddama:
1. Dopuszczanie do siebie, że mogę się mylić: autokrytycyzm;
2. Gotowość do podważania norm i utartych reguł: umożliwianie konstruktywnego podważania utartych reguł i „świętości” społecznych, narodowych i rodzinnych;
3. Gotowość do zmiany mojej opinii, jeśli dowody mówią co innego – radzenie sobie z wieloznacznością;
4. Potrzeba lepszego zrozumienia tych, którzy są inni ode mnie: postawa wychodzenia poza własne ograniczenia;
5. Przyjęcie założenia, że mogę się uczyć od tych, którzy są inni ode mnie (mają inne doświadczenie, pochodzenie, przekonania): postrzeganie innych jako źródła nowej wiedzy;
6. Potrzeba poszukiwania informacji oraz opinii z wielu różnorodnych źródeł: niezbędne do krytycznej analizy i budowania niezależności;
7. Potrzeba otwartości na nowe doświadczenia: aktywne poszukiwanie nowych doświadczeń;
8. Otwartość na tworzenie nowych doświadczeń dla innych: także przez dzielenie się z innymi własnymi doświadczeniami, porażkami i sukcesami;
9. Przekonanie o istnieniu reguł dobra i zła: relatywizm moralny nie służy demokracji, istnieje niezbędna potrzeba akceptacji uniwersalności praw i godności człowieka, choćby opartych na Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka;
10. Zaakceptowanie, że nie wszystkie doświadczenia mają tę samą wartość: budowanie na bardziej wartościowych doświadczeniach i odrzucanie gorszych.
Ze wszystkich powyższych umiejętności możemy korzystać w ekosystemie mediów, w którym funkcjonujemy przez 24 godziny na dobę. Zasadniczym fundamentem dla kompetencji obywatelskich w cyfrowym świecie jest bez wątpienia umiejętność krytycznego i refleksyjnego myślenia. Za amerykańskim filozofem Johnem Deweyem można wskazać, że „istotą krytycznego myślenia jest odroczenie sądu; a istotą tego odroczenia jest dociekanie w celu określenia natury problemu przed przystąpieniem do prób rozwiązania go. […] Rozważać pro i kontra, zastanawiać się nad daną kwestią, znaczy szukać dalszych dowodów, nowych danych, które by pozwoliły rozwinąć nasuwającą się myśl, potwierdzić ją lub wykazać jej bezsensowność i niewłaściwość”.
Według prof. Henryka Mizerka refleksyjność jest gotowością i umiejętnością „pogłębionego namysłu nad własnym działaniem” i jest cechą dojrzałych osobowości, „w biografii człowieka pojawia się relatywnie późno”. OECD uznaje je za centralny element kluczowych kompetencji i procesów poznawczych definiując je jako umiejętność „myślenia nad myśleniem”. Co ciekawe, prof. Iwona Czaja-Chudyba z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie twierdzi, że duża część nauczycieli i nauczycielek nie posiada nawyku wątpienia i krytycznej analizy, opierając się na stereotypach i ogólnikowych informacjach. Nie sprawdza też prawdziwości informacji ani kontekstu prezentowanych w publikacjach wiadomości. Na uwagę zasługują też niewielkie umiejętności definiowania problemów, wyzwań i stawiania pytań mających ułatwić poszukiwanie odpowiedzi.
Natomiast badania studentów wykazują, że najniższym poziomem myślenia refleksyjnego wykazują się słuchacze studiów I stopnia, a dopiero doktoranci – relatywnie najwyższym. Refleksyjne myślenie krytyczne kształtowane jest poprzez metody dialogiczne: „zaangażowani w dialog ludzie stają się obserwatorami własnego myślenia” – twierdzi cytowany już Henryk Mizerek. Len Masterman, ekspert edukacji medialnej, także akcentuje potrzebę budowania krytycznej inteligencji i autonomii przy jednoczesnej potrzebie dialogu i uczenia się „opartego na współpracy”. Prowadzi to do upodmiotowienia obywateli i demokratyzacji struktur państwa.
Wydaje się, że w systemie medialnym i politycznym rolę instytucji kształtujących refleksyjny i krytyczny namysł pełnią magazyny i środowiska intelektualne oraz think tanki, takie jak „Więź” wraz z Laboratorium „Więzi” i im podobne. W systemie zdominowanym przez logikę partyjnej propagandy lub komercyjno-reklamowe cele współczesnych mediów, postrzeganie takich ośrodków jako miejsc fundamentalnie ważnych dla istnienia krytycznej refleksji obywatelskiej powinno być racją stanu.
Naszkicowany powyżej obraz nauczycieli i nauczycielek także nie napawa optymizmem. Dodatkowa trudność w kształtowaniu kompetencji krytycznego i refleksyjnego myślenia związana jest z tym, że rozwijać można ją tylko w stanie relatywnego poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Dokładnie tego, czego od kilku ostatnich lat najbardziej brakuje wszystkim pracownikom oświaty i szkolnictwa wyższego. Wystarczy wspomnieć radykalną reformę szkolnictwa, ciągłą presję polityczną i zmiany prawne zmniejszające autonomię szkół i ich dyrekcji oraz wpływy samorządu w sektorze edukacji.
Walka z radykalizacją młodzieży – projekt PRECOBIAS
Próbując wyjść naprzeciw potrzebom wszystkich pracujących z młodzieżą – nauczycieli, pedagogów, edukatorów, animatorów kultury, a także liderek i liderów organizacji pozarządowych powstał projekt PRECOBIAS. Jest to inicjatywa Komisji Europejskiej mająca na celu zapobieganie radykalizacji młodzieży w internecie poprzez zwiększanie świadomości błędów poznawczych, jakim ulegamy w codziennym życiu. W ramach projektu powstało darmowe 12-godzinne szkolenie e-learningowe, zawierające studia przypadków, wiedzę teoretyczną, a także materiały z ćwiczeniami zajęć. W skrócie rzecz ujmując, jest to unikalne połączenie nauki krytycznego myślenia, psychoedukacji, edukacji obywatelskiej oraz umiejętności odnajdywania się w świecie nacechowanym obecnością mediów cyfrowych.
Ukończenie szkolenia potwierdzane jest certyfikatem sygnowanym przez Uniwersytet w Gandawie oraz Uniwersytet Ludwika i Maksymiliana w Monachium. Laboratorium „Więzi” wraz z innymi organizacjami jest częścią krajowego konsorcjum tej inicjatywy.
Rozpoczynamy także cykl webinariów dla wszystkich uczestniczących lub rozważających udział w kursie. Najbliższy odbędzie się 26 stycznia o g. 17:30 i będzie transmitowany na platformie Zoom. Zapraszamy do rejestracji pod tym adresem.
Kiedy weźmiemy pod uwagę radykalny kryzys społecznego zaufania, przytaczaną w niniejszym komentarzu skalę dezinformacji oraz pandemię, która zwielokrotniła ryzyka radykalizacji prowadzącej do przemocy, warto zadać sobie pytanie, czy na pewno używanie wobec krytycznego i refleksyjnego myślenia oraz edukacji cyfrowej, informacyjnej i medialnej sformułowania „kompetencje przyszłości” jest wciąż aktualne? Znacznie słuszniejszym wydaje się uznać, że są to umiejętności, które będą niezbędne do przetrwania nie tylko w przyszłości, ale także tu i teraz.
Bibliografia: IAB Polska, „Dezinformacja w sieci. Wiarygodność kanałów informacyjnych”, Lipiec 2018; KRRiT, „Fake news – dezinformacja online. Próby przeciwdziałania tym zjawiskom z perspektywy instytucji międzynarodowych oraz wybranych państw UE, w tym Polski”, Warszawa, Grudzień 2020; NASK – Państwowy Instytut Badawczy, „Zjawisko dezinformacji w dobie rewolucji cyfrowej. Państwo. Społeczeństwo. Polityka. Biznes”, Warszawa, Wrzesień 2019; F. Moghddam, „The psychology of democracy”, American Psychological Association 2016, Washington, DC; H. Mizerek, „Refleksja krytyczna w edukacji i pedagogice. Misja (nie)wykonalna?, Impuls”, Kraków 2021; A. Ogonowska, „Współczesna edukacja medialna: teoria i rzeczywistość”, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Pedagogicznego, Kraków 2013
Przeczytaj także: Polacy w socjologicznej próżni. „Takie społeczeństwo nie ma prawa istnieć”
Myślę, że największy wpływ na duże media będziemy mieć, jeśli Autor, którego najcieplej pozdrawiam, skieruje swoją uwagę na niegodziwe postępowanie mediów opozycyjnych, a ja na, niech będzie, media prawicowe i ich nadużycia, i zaczniemy je rozliczać, każdy swoje. A nie, jak rozpoczął Autor, od cudzych grzechów przywołując w poszlakowanym kontekście tylko TVP. Proponuję Autorowi zacząć od TVN. Pomogę. No ale ja, słowo się rzekło, zacznę od TVP. Uważam, że największym medialnym łajdactwem od 2015 roku były materiały TVP na temat kłopotów wychowawczych z nastoletnim synem jednej z najważniejszych postaci opozycji. Nie będę przywoływać nazwisk i szczegółów by nie pogłębiać krzywdy. Długo, długo po tym nie ma nic aż do zwykłych świństw, gdzie m.in. TVN zajmuje poczesne miejsce. Proszę młodym uczestnikom webinarium podać następujący case do analizy.
Istniały trzy generalne inspektoraty sanitarne – cywilny, lilipuci MSWiA i ukrywający się pod inną nazwą wojskowy. O ile wojskowy ma trochę odrębnych zadań, cywilny i MSWiA praktycznie robiły to samo. W ramach upraszczania struktur państwowych rząd postanowił przyłączyć inspektorat MSWiA do cywilnego. Formalnie ustawa musiała zlikwidować inspektorat MSWiA. Wszyscy pracownicy przechodzili do inspektoratu cywilnego i realizowali te same zadania, nikt nie tracił pracy poza dyrektorem. Ustawa została uchwalona przed pierwszą falą pandemii, ale okres „likwidacji” (przyłączania) został rozciągnięty na cały rok. W trakcie szczytu pierwszej fali pandemii TVN24 wyemitował materiał o nieodpowiedzialnym rządzie, który w czasie kryzysu LIKWIDUJE inspektorat sanitarny. W materiale puszczono wypowiedź na komisji sejmowej wiceministra spraw wewnętrznych Macieja Wąsika, jak uzasadnia (a za oknami szaleje pandemia, z którą jeszcze nie byliśmy oswojeni) likwidację ważnej jednostki walczącej z pandemią. Tyle, że wypowiedź była nagrana dużo wcześniej gdy nie było pandemii. Maciej Wąsik został przedstawiony jako skończony idiota, a PiS jako grono palantów rozwalających państwo.
No, ale ktoś powie, że to polityka, nasze świństwa usprawiedliwiają świństwa drugiej strony. Więc przykład spoza polityki. Kilka lat temu ze szpitala w Kutnie odprawiono z SORu rodziców z silnie przeziębionym 2 latkiem na leczenie w warunkach domowych. Kilka godzin po powrocie dziecko umarło. Program TVN Uwaga rozpętał kampanię nienawiści wobec personelu. Przed szpitalem odbyła się manifestacja kilkuset mieszkańców żądających dopadnięcia winnych śmierci dziecka. Starosta ratując swoją pozycję zwolnił dyrektora szpitala, poleciały głowy ordynatora SORu i ordynatorki oddziału pediatrii. Ludzie zniszczyli pomyłkowo samochód innego lekarza. Obwinieni wyprowadzili się z Kutna. Sekcja zwłok wykazała, że dziecko po powrocie z SORu do domu udusiło się po połknięciu skuwki od długopisu, która leżała na dywanie. Czy TVN Uwaga przygotował program prostujący swoją pomyłkę? Przeprosiło skrzywdzonych pracowników szpitala? Czy to był wpadka przy pracy czy standard TVN?
Jakiś czas później w Przemyślu pacjent został skierowany z problemami kardiologicznymi na oddział szpitalny. Niestety, było wolne miejsce tylko na korytarzu. Pacjent zdecydował się, że położy się nazajutrz, po zwolnieniu łóżka. W nocy umarł. TVN Uwaga rozpętało atak na lekarzy za błąd medyczny i nie udzielenie pomocy, która uratowałaby mu życie. Przez dwa dni myszkowali z jawną i ukrytą kamerą po szpitalu łowiąc nieręczne wypowiedzi personelu. Żądali zajęcia stanowiska przez dyrektora. Odpowiedział, że dopiero po sekcji zwłok. Pracownicy TVNu jednak nalegali. Na odpowiedź, czy doświadczenie z Kutna szeroko znane w Polsce wśród pracowników szpitali niczego ich nie nauczyło szef odpowiedział „my teraz rozmawiamy o Przemyślu, nie o Kutnie”. Z lekarzy zrobiono morderców, z dyrektora bezdusznego cynika. Wszystko to w prime timie o 19.50. Ich dzieci dowiedziały się o tym w szkole. Sekcja zwłok wykazała, że zbiegiem okoliczności pacjent umarł tej nocy nie na serce, a na błędnie zdiagnozowaną przez lekarza rodzinnego jako problemy z sercem długotrwałą, przewlekłą i nie leczoną chorobę, i był w stanie już nieuleczalnym. Czy TVN Uwaga przygotował program prostujący swoją pomyłkę? Przeprosiło skrzywdzonych pracowników szpitala? Czy to był wpadka przy pracy czy standard TVN? Regularna pogoń za „mięsem” dla klasy średniej?