Zima 2024, nr 4

Zamów

Papierowy klasztor, papierowy kurator? Nowe wiadomości o ks. Grzegorzu K.

Dom Księży Emerytów w Otwocku. Fot. Google Street View

Ukarany duchowny przez kilka lat mieszkał nie w zamkniętym klasztorze, lecz na terenie parafii, w której wcześniej rozpijał i molestował ministrantów. Obecnie też tam przyjeżdża, łamiąc nałożony zakaz.

Przed dwoma tygodniami, po pierwszym moim artykule o powrocie ks. Grzegorza K. do domu emerytów w Otwocku, kanclerz kurii warszawsko-praskiej ks. Dariusz Szczepaniuk wydał oświadczenie „o aktualnym statusie” tego duchownego, dwukrotnie prawomocnie skazanego za molestowanie seksualne ministrantów.

Na papierze wszystko wygląda niemal wzorcowo: wyrok w procesie kanonicznym, nałożone kary, pokuta, zamknięty klasztor, miejsce odosobnienia, resocjalizacja, terapia psychologiczna, nadzór kuratora, zakaz wykonywania publicznie wszelkich funkcji kapłańskich, dożywotni zakaz pracy duszpasterskiej i posługi wobec małoletnich, zakaz przebywania na terenie dwóch parafii, gdzie ks. K. był w przeszłości proboszczem: w Warszawie-Tarchominie oraz w Otwocku Wielkim, obecnie zaś – dom księży emerytów. A jak to wygląda w rzeczywistości?

Więcej pytań niż odpowiedzi

Dlaczego o to pytam? Otóż ustalenie sytuacji ks. Grzegorza K. między wrześniem 2018 r. (decyzja bp. Romualda Kamińskiego o przeniesieniu duchownego z otwockiego domu księży emerytów do zamkniętego klasztoru) a listopadem 2021 r. (decyzja tego samego biskupa, po zakończeniu procesu kanonicznego, o ponownym skierowaniu go do tego samego domu emerytów, położonego tuż obok szkoły podstawowej i całorocznych kortów tenisowych) jest bardzo ważne z dwóch powodów. Po pierwsze, znalezienie odpowiedzi na te pytania może pozwolić na refleksję nad przebiegiem pokuty i resocjalizacji, a tym samym nad ewentualnymi możliwościami przywracania duchownego do aktywności kapłańskiej. Po drugie, może też pozwolić na określenie poziomu szczerości oświadczeń, skali zaangażowania i skuteczności nadzoru sprawowanego przez diecezję warszawsko-praską nad swoim kłopotliwym prezbiterem.

Według mieszkańców Kępy Nadbrzeskiej przez kilka ostatnich lat ks. Grzegorz K. mieszkał w ich wsi. Regularnie przyjeżdża tam również po wydaniu kanonicznego zakazu przebywania na terenie tej parafii

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Dziesięć dni temu wystosowałem długą listę pytań do dyrektora diecezjalnego biura prasowego Jakuba Troszyńskiego (można ją znaleźć w całości w aneksie na końcu tego artykułu). Liczyłem na odpowiedzi – mimo że nie chciał mi ich udzielić sam bp Kamiński – gdyż dyrektor biura prasowego reagował na podobne pytania dziennikarek TVN24 i „Gazety Wyborczej. Twierdził, że „w trakcie trwania procesu kanonicznego ksiądz Grzegorz K. odbywał pokutę w wyznaczonych do tego miejscach odosobnienia, jak na przykład we wspólnocie zakonnej. Nie może przebywać tam na stałe, gdyż klasztory nie są miejscem resocjalizacji, tylko realizacji charyzmatu zakonnego”.

Nie przeliczyłem się. Po kilku dniach dyr. Jakub Troszyński przesłał mi odpowiedź, podkreślając, że czyni to „w powiązaniu z ograniczeniami wynikającymi z przepisów prawa” (pełny tekst tej odpowiedzi w aneksie na końcu artykułu). Niestety, wiele się z tej korespondencji nie dowiedziałem. Zawiera głównie zapewnienia, że wszystko przebiegło prawidłowo. Nowym wątkiem jest jedynie teza, że „zamieszkanie ks. Grzegorza K. w domu księży emerytów daje możliwość nałożenia na niego obowiązku opieki nad chorymi i starszymi kapłanami. Jest to również pewna forma pokuty przez wykonywanie konkretnych prac służebnych. W domu księży emerytów nadzór nad ks. Grzegorzem K. pełni wyznaczony kurator, który działa na wzór prawa świeckiego”.

Jak już pisałem wcześniej, wciąż w tej w sprawie większość pytań pozostaje bez odpowiedzi. Zacząłem więc ich szukać na własną rękę.

„Przecież on tu długo mieszkał”

Bardzo pomocni okazali się dawni parafianie księdza K. z czasów, gdy był proboszczem w Otwocku Wielkim (2001–2006). Dobrze go znają. I z tej lepszej strony (bardzo zaangażowany, uśmiechnięty, pięknie śpiewał, miał świetny kontakt z młodzieżą), i z tej złej: oba prawomocne wyroki zapadły za jego czyny wobec ministrantów w tej właśnie parafii (najmłodszy z pokrzywdzonych miał wówczas 11 lat). Parafianie ci potwierdzają pogłoski, o których już wcześniej pisałem (pochodzące z zupełnie innego źródła), że dawny proboszcz przebywał wcale nie w zamkniętym klasztorze, lecz u znajomych na terenie swojej byłej parafii.

Najbardziej zdziwieni komunikatem warszawsko-praskiej kurii byli mieszkańcy wsi Kępa Nadbrzeska, należącej do parafii Otwock Wielki. „Przecież on tu długo mieszkał” – słyszę od osób, które z pewnością potrafią rozpoznać księdza K., mimo że nosił wtedy brodę, której przed laty nie miał. Według mieszkańców (proszą o anonimowość, ze względu na atmosferę we wsi) duchowny po prostu mieszkał przez ostatnie kilka lat u zaprzyjaźnionej rodziny właśnie w Kępie Nadbrzeskiej.

Wedle tych relacji ks. K. miał się sprowadzić do Kępy jeszcze w 2015 r., a więc w początkowej fazie toczącego się przeciwko niemu postępowania kanonicznego. W kwietniu 2018 r. przeniósł się do otwockiego domu emerytów (otrzymał nominację bp. Kamińskiego na administratora domu). Zatrudnił tam nawet wtedy kucharkę z Kępy Nadbrzeskiej, z którą wcześniej współpracował, będąc proboszczem w Otwocku Wielkim. Moim rozmówcom trudno obecnie ustalić konkretne daty. Są jednak przekonani, że duchowny wrócił do ich wsi wkrótce po decyzji biskupa o przeniesieniu go do „zamkniętego klasztoru”.

Dom, w którym mieszkał ks. K., rzecz jasna, nie ma nic wspólnego z zamkniętym klasztorem. Słyszę opowieści, że zawieszonemu duchownemu żyło się tam wygodnie, a czuł się całkowicie swobodnie. Wyjeżdżał stamtąd czasem (także na wakacje z poszczególnymi członkami rodziny, która go gościła), ale po 2018 r. nigdy na dłużej się nie wyprowadził. Ta sytuacja trwała aż do jesieni 2021 r., gdy ponownie – po w sumie około sześciu latach mieszkania w Kępie Nadbrzeskiej – został przez biskupa skierowany do domu księży emerytów w Otwocku.  

Świadome łamanie zakazu

Jak reagowali mieszkańcy Kępy Nadbrzeskiej na fakt zamieszkiwania we wsi przez ich dawnego proboszcza, o którym wiadomo, że był skazany za molestowanie chłopców i ciążą na nim jakieś kościelne sankcje? Jedni nie wierzyli w te zarzuty i uznawali księdza Grzegorza za niewinnego. Pamiętali go od dobrej strony z parafii, trudno im było przyjąć, że dopuścił się tak haniebnych czynów. Inni natomiast, wystraszeni, trzymali się od niego z daleka – a tym bardziej z daleka trzymali swoje dzieci i wnuki. Ktoś próbował zainteresować tematem lokalną prasę, ale bez skutku.  

Od mieszkańców Kępy Nadbrzeskiej dowiaduję się jednak jeszcze więcej. Otóż ks. K. regularnie przyjeżdża do przyjaciół we wsi również po wydaniu kanonicznego zakazu przebywania na terenie parafii Otwock Wielki (Kępa położona jest w odległości 3 km od kościoła i plebanii, gdzie dochodziło do „innych czynności seksualnych” proboszcza wobec nastoletnich chłopców). Moi rozmówcy widzieli go tam kilkakrotnie w ciągu ostatnich tygodni. I nie zaglądał tam na chwilkę, lecz nawet na parę godzin.

Płynie z tego prosty wniosek. Duchowny nie przejmuje się nałożonymi zakazami. Czuje się pewnie i bezkarnie nawet na terenie parafii, gdzie nie wolno mu przebywać, bo właśnie tam jako duszpasterz rozpijał i molestował młodziutkich ministrantów.

Mieszkańcy Kępy Nadbrzeskiej, z którymi rozmawiałem, ucieszyli się bardzo z jednego zdania w komunikacie kurii warszawsko-praskiej. Z niego dowiedzieli się o nałożonym na księdza K. zakazie przebywania na terenie ich parafii. Deklarują, że obecnie – skoro obowiązuje konkretny kościelny zakaz – nie będą już dłużej tolerować łamania go przez duchownego.

Żeby było jeszcze ciekawiej, zgodnie z odpowiedzią, jaką otrzymałem z biura prasowego diecezji (zob. aneks na końcu artykułu) kanoniczne ograniczenia swobody przemieszczania się i zamieszkania wobec księdza K. są „stosowane od kilku lat”. To by oznaczało, że kościelny zakaz przebywania na terenie parafii Otwock Wielki mógł być wydany już wcześniej niż w grudniu 2021 r. – ale też duchowny o wiele dłużej już by go nie przestrzegał.

Zdaniem moich rozmówców z Kępy Nadbrzeskiej o stałym zamieszkiwaniu księdza K. w parafii, na której terenie ma on kościelny zakaz przebywania, na pewno wie aktualny proboszcz z Otwocka Wielkiego. Niestety, mimo starań nie udało mi się z nim na ten temat porozmawiać.

„Przeszedł proces resocjalizacji”?

Czy wiedzą o tym wszystkim także biskup Romuald Kamiński i kurialni urzędnicy zapewniający, iż duchowny „w opinii specjalistów, biegłych, jak i kuratora przeszedł proces resocjalizacji”? Rzecz jasna, tego nie sposób ustalić. Bardziej zastanawia mnie co innego. Skoro ksiądz K. lekceważy najłatwiej egzekwowalny zakaz przebywania na terenie danej parafii, to skąd płynie przekonanie kurialistów, że wszystko jest w tej sprawie w porządku?

A także: w oparciu o jaką wiedzę wydają opinię biegli? Czym zajmuje się kurator, skoro nie umie doprowadzić do przestrzegania tak elementarnej sankcji nałożonej na swego podopiecznego? A może funkcja kuratora ma dobrze wyglądać jedynie na papierze – z nadzieją, że nikt tego nie zweryfikuje?

Wystarczyło napisać publicznie o sytuacji z księdzem K., żeby zaczęli zgłaszać się ludzie, którzy spotykali go w różnych sytuacjach w Otwocku i okolicach. Ktoś często widywał jego samochód zaparkowany pod kościołem w sąsiedniej parafii. Były też tropy fałszywe, jak przekonanie pewnej osoby, że to właśnie on przed dwoma laty odwiedził jej rodzinę z wizytą duszpasterską (po weryfikacji szybko okazało się, że chodzi o innego duchownego). W sumie jednak wiele wskazuje, że ów, słynny już, „zamknięty klasztor”, do którego bp Kamiński skierował księdza K. we wrześniu 2018 r., albo w ogóle istniał tylko na papierze w oświadczeniach kurialnych, albo też był dla duchownego jedynie drobnym, nieznaczącym epizodem.

Gdy w 1995 r. oburzeni rodzice 14-latka zażądali konfrontacji z księdzem katechetą, ten zapewniał, że były to niewinne zabawy, „tylko tarzaliśmy się po dywanie”

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Jak przyznają anonimowo księża z otwockich parafii, do nich samych przed moją publikacją nie dotarła z kurii warszawsko-praskiej żadna informacja ani o sankcjach nałożonych na ks. Grzegorza K., ani o jego nowym miejscu pobytu. Rzecz jasna, kuria nie musi ich informować o każdym księdzu skierowanym do domu emerytów. Sęk w tym, że ten akurat duchowny to nie jest „każdy inny”. A przecież to otwoccy katecheci – księża, siostry zakonne i świeccy – muszą obecnie tłumaczyć się przed swoimi uczniami i ich rodzicami oraz świecić oczami za decyzje podejmowane w kurii przy Floriańskiej.

Ćwierć wieku wcześniej

Nieco więcej udało się natomiast ustalić w sprawie opisu sytuacji, jaka miała miejsce w otwockiej parafii św. Wincentego a Paulo w roku 1995. Ks. Grzegorz K. był tu wikariuszem w latach 1991–1995. Jak już pisałem, 8 kwietnia 1995 r. został jednak w trybie nagłym – na 8 dni przed świętami wielkanocnymi! – odwołany przez ówczesnego ordynariusza bp. Kazimierza Romaniuka i przeniesiony do parafii w Radzyminie. Sprawa ta do tej pory nie została odpowiednio zbadana i wyjaśniona.

Mieszkam od urodzenia na terenie tej parafii, lecz o sytuacji z roku 1995 długo nie wiedziałem. Po ujawnieniu pierwszego wyroku sądowego na ks. K. – który był wówczas proboszczem na warszawskim Tarchominie – próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej o wydarzeniach w Otwocku od współparafian, zwłaszcza nauczycieli i ministrantów. Bezskutecznie. Jeden z dawnych lektorów, o którym byłem pewien, że coś musi wiedzieć, najszczerzej odpowiedział mi: „Moje kontakty z Grzegorzem były bardzo fajne. Myślałem wtedy, że spotkała go zwykła obmowa, bo był zbyt ufny wobec młodych ludzi. Świadkiem może byłbym dobrym, ale dla obrony, nie dla prokuratora”.

1 kwietnia 2014 r. rozmawiałem o otwockim wątku zarzutów wobec księdza K. z kanclerzem kurii warszawsko-praskiej ks. Dariuszem Szczepaniukiem. Działo się to dwa miesiące po pierwszym prawomocnym wyroku na duchownego i dwa tygodnie po jego głośnym zatrzymaniu przez policję. Podczas tego spotkania kanclerz Szczepaniuk zapewniał mnie, że sprawa z mojej parafii z 1995 r. zostanie objęta postępowaniem kanonicznym. Zapowiadał wręcz, kto zostanie w tej sprawie przesłuchany (m.in. ówczesny biskup, proboszcz, dyrektor podstawówki, w której uczył ks. K.).

Publicznie wtedy wielokrotnie mówiono o bliskiej współpracy kurii warszawsko-praskiej z prokuraturą w Wołominie, prowadzącą kolejne postępowanie dotyczące księdza K. Nie miałem więc podstaw, by wątpić, gdy kanclerz kurii stwierdził, że prokuratora już wie o sprawie z Otwocka z 1995 r. i prawdopodobnie dołączy ją do prowadzonej sprawy z Radzymina. Obecnie dowiedziałem się jednak w prokuraturze, że tak się nie stało, a samo postępowanie prokuratorskie zostało bardzo szybko, już 30 czerwca 2014 r., umorzone – „wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynów przez podejrzanego”. Postanowienie o umorzeniu zostało następnie utrzymane w mocy przez sąd.

Czy odbyło się natomiast postępowanie kanoniczne w tej sprawie? Nie udało mi się tego obecnie dowiedzieć ani od biskupa Kamińskiego, ani od kanclerza Szczepaniuka. Udało się natomiast wreszcie dotrzeć do podstawowych informacji o sytuacji w mojej parafii z roku 1995.

„Tylko tarzaliśmy się po dywanie”

Ks. Grzegorz K. uczył wtedy religii w jednej z otwockich szkół podstawowych. Szkolny pedagog zauważył u 14-letniego ucznia niepokojące zachowania. Po pewnym czasie chłopiec opowiedział o zachowaniach katechety wobec niego. Ksiądz zdobywał zaufanie ucznia, m.in. pozwalając mu jeździć swoim samochodem. Później pojawiło się częstowanie alkoholem i zachowania seksualne.

Oburzeni rodzice zażądali konfrontacji z księdzem. Gdy kierownictwo szkoły wezwało duchownego do złożenia wyjaśnień, ten wszystkiemu zaprzeczył. Twierdził, że jedynie się chłopcem opiekował. Zapewniał, że były to niewinne zabawy, „tylko tarzaliśmy się po dywanie”.  

O sprawie powiadomiono miejscowego proboszcza. Nie uwierzył. Był przekonany, że ma do czynienia z pomówieniami, za którymi stoją złośliwość i przewrotność rodziców chłopca. Pod stanowczą presją rodziców i nauczycieli proboszcz wystąpił jednak do biskupa Kazimierza Romaniuka z wnioskiem o przeniesienie duchownego do innej parafii. Policji ani prokuratury nikt nie zawiadomił – to były jeszcze inne czasy…

Ksiądz Grzegorz K. trafił wtedy do Radzymina. A dokładnie sześć lat później – w kwietniu 2001 r. – ten sam bp Romaniuk uznał, że wszystko jest w porządku do tego stopnia, iż mianował księdza K. proboszczem parafii w Otwocku Wielkim, położonym zaledwie 7 km na południe od Otwocka. A w sprawie tego, co tam się działo – dwukrotnie później prawomocnie orzekał sąd w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej.

Dziś natomiast, po ponad 26 latach, ks. K. ponownie mieszka na terenie otwockiej parafii św. Wincentego a Paulo, w domu księży emerytów, 400 metrów od kościoła parafialnego. Ponownie też bywa w parafii Otwock Wielki, pomimo jednoznacznego zakazu wydanego przez obecnego biskupa warszawsko-praskiego (a w latach 1992–2005 kanclerza tutejszej kurii) ks. Romualda Kamińskiego. I tu, i tam może spotkać na ulicy tych, których niegdyś skrzywdził, albo ich najbliższe rodziny lub przyjaciół. Czy tak być powinno?

Chociaż pozornie koło tej historii zamyka się, to jednak ona sama na pewno się nie kończy. Wedle mojej aktualnej wiedzy, żadna z osób pracujących wówczas z księdzem Grzegorzem K. w otwockiej szkole podstawowej nie składała zeznań kanonicznych. A to oznacza, że nie przeprowadzono w tej sprawie poprawnego postępowania kanonicznego – tych osób bowiem w procesie z prawdziwego zdarzenia nie można było pominąć.

A na dodatek – jak przypomniałem dwa tygodnie temu za ks. Henrykiem Zielińskim – w archiwum kurii warszawsko-praskiej ktoś zniszczył dokumenty dotyczące dawnych zarzutów przeciwko księdzu K. Kto, kiedy, dlaczego i w jakim celu? Czy uda się to kiedyś ustalić?

*

Aneks

Pytania przesłane do biura prasowego diecezji warszawsko-praskiej:

1. Czy w okresie 2018-2021 ks. K. przebywał tylko w miejscach wskazanych przez biskupa?

2. W jakim okresie – po wrześniu 2018 r. – ks. K. przebywał „we wspólnocie zakonnej”?

3. Czy cały okres 2018-2021 był dla ks. K. czasem „odbywania pokuty w wyznaczonych do tego miejscach odosobnienia’?

4. Jakiego rodzaju inne „miejsca odosobnienia” zostały mu wyznaczone w tym okresie do odbywania pokuty? (nie chodzi mi o adresy, lecz o charakter danego miejsca)

5. Na czym polegał w tym okresie nadzór sprawowany przez kuratora nad księdzem K.? Jak często kurator spotykał się z ks. K.? Jakie były zalecenia kuratora?

6. Jakie sankcje kanoniczne ciążyły na ks. K. w okresie 2018-2021?

7. Czy w okresie 2018-2021 ks. K. mógł publicznie sprawować funkcje kapłańskie, zwłaszcza odprawiać Mszę świętą?

8. Kiedy został na poziomie diecezji wydany wyrok w procesie karno-administracyjnym przeciwko ks. Grzegorzowi K.?

9. Kiedy dokładnie zapadła decyzja Kongregacji Nauki Wiary potwierdzająca kary nałożone w procesie karno-administracyjnym?

10. Czy oskarżony odwoływał się od wydanego wyroku?

11. Na czym polega obecnie nadzór kuratora w odniesieniu do duchownego mieszkającego w domu księży emerytów? Czy możliwy byłby kontakt z kuratorem?

12. Czy dom księży emerytów jest miejscem resocjalizacji?

*

Odpowiedź z biura prasowego diecezji warszawsko-praskiej:

Zgodnie z pozyskanymi informacjami, w powiązaniu z ograniczeniami wynikającymi z przepisów prawa, proszę przyjąć w odpowiedzi na pytania Pana Redaktora następujące wyjaśnienia:

Ks. Grzegorz K. w latach 2018–2021 odbył dalsze etapy terapii oraz resocjalizacji w miejscach i ośrodkach do tego powołanych. W opinii specjalistów, biegłych, jak i kuratora przeszedł proces resocjalizacji.

Zgodnie z decyzjami organów władzy państwowej ks. Grzegorz K. utrzymał pełnię praw obywatelskich. Obowiązujące przepisy prawa świeckiego zapewniają mu prawo swobodnego przemieszczania się. Normy prawa kanonicznego pozwoliły podjąć decyzje (stosowane od kilku lat) ograniczające temu kapłanowi wybrane wolności wynikające z prawa świeckiego. m. in. swobodę przemieszczania się, zamieszkania.

Zgodnie z normami prawa kanonicznego ks. Grzegorz K. odbył pokutę w miejscu odosobnienia. Orzeczono wobec niego kary kanoniczne, które na stałe pozbawiły go jako duchownego szeregu praw (oświadczenie Kurii z 05.01 br.). Ujawnienie szczegółów procesu byłoby naruszeniem norm art. 23 kodeksu cywilnego, jak i kan. 220 KPK. Ponadto przepisy RODO nie uprawniają biskupa ani nikogo innego, poza samym zainteresowanym, do przekazywania osobom trzecim danych osobowych. Złamanie tych norm niesie za sobą odpowiedzialność karną czy sankcje po stronie ujawniającego.

Proces kanoniczny został przeprowadzony rzetelnie, z zachowaniem wszelkich procedur wynikających z obowiązujących norm, a wydane rozstrzygnięcia wymagały czasu i rozwagi.

Wesprzyj Więź

Zamieszkanie ks. Grzegorza K. w domu księży emerytów daje możliwość nałożenia na niego obowiązku opieki nad chorymi i starszymi kapłanami. Jest to również pewna forma pokuty przez wykonywanie konkretnych prac służebnych. W domu księży emerytów nadzór nad ks. Grzegorzem K. pełni wyznaczony kurator, który działa na wzór prawa świeckiego.

Jakub Troszyński, dyrektor

Przeczytaj także: Cztery poziomy zgorszenia. Teologiczne konsekwencje wykorzystywania seksualnego osób małoletnich

Podziel się

4
5
Wiadomość

Księże biskupie, kanclerzu kurii, dyrektorze biura prasowego, jak się dowiedzieliśmy z okólnika rozesłanego przez nuncjusza (https://wiez.pl/2022/01/18/bedzie-po-staremu-biskupi-moga-wspolpracowac-ze-swieckim-wymiarem-sprawiedliwosci-ale/), Kościół w zakresie udostępniania wiedzy na tematy nadużyć seksualnych duchownych nie podlega prawu polskiemu, więc żadne RODO ani inne przepisy polskie nie powinny wam przeszkadzać w szczerym i wyczerpującym odpowiadaniu na zadawane pytania. Śmiało piszcie.

A my, ja, mamy coraz większy dług u redaktora Nosowskiego. Odgrzebuje fundamenty, bo to konieczne by je wzmocnić, odmalowanie popękanej fasady nie wystarczy. Mam częściowo inne zdanie jak to robić, no ale skoro Opatrzność powołała pana redaktora Nosowskiego na brygadzistę ekipy remontowej, bo budowniczy dyplomowani nie chcą, to przez spory o szczegóły nie będę odmawiał poparcia dla tych działań, dopóki nikt lepiej tego nie robi. Więcej przejrzystości tylko utrudni złu pełzanie po Kościele. Owszem, Kościół ma otaczać swoją troską także ks.Grzegorza K., ale te działania jego przełożonych, o których dowiedzieliśmy się od red.Nosowskiego mieszają hierarchię wartości i wyrządzają szkodę, także księdzu Grzegorzowi.

I co z tego?
Jednych to nie ruszy, bo Kościół jest zawsze święty i tylko atakowany przez wilki w owczej skórze (jak red. Nosowski czy Terlikowski).
Drugich też, bo tylko potwierdza to, co o Kościele wiedzą i sądzą od dawna.
Dopóki ci pierwsi będą płacić to nic się nie zmieni, bo nie ma żadnego powodu by się zmieniło.

Panie Marku, jak Pan moze tak kłamać! Pan Nosowski i Pan Terlikowski nie są wilkami w owczej skórze! Są nimi biskupi polscy, wielu księży i niestety tez obecny papież po decyzji o zablokowaniu przekazywania dokumentów z procesów księży…. pedofili.
To Pan Nosowski swymi mocnymi az do bólu sledztwami ujawnił to co sie działo w diec. kaliskiej i szczeińskokamieńskiej. Pan Terlikowski wraz z Panem Nosowskim nas bronią!nas! Osoby wykorzystane w środowislu Koscioła bo biskupi, nastepcy Apostołów tego nie czynią !

@Tomasz
Panie Tomaszu, Marek2 po prostu podał 2 grupy ludzi które i tak nie zmienią zdania Jedna z tych grup to taka, która uważa tych dwóch redaktorów za wilki.
Są tacy w KK czy ich nie ma ? No, są.

Marek2 nie twierdzi, że ci redaktorzy tacy są tylko, że istnieją tacy wierni, którzy tak uważają. Proszę z uwagą czytać.

I już raz prosiłem pana – zarzucanie na prawo i lewo każdemu kłamstw bo panu się jakieś zdanie nie podoba nie jest dobre w dyskusji. To jest oczernianie rozmówców !
Bardzo pana proszę – niech pan zaprzestanie zarzucać kłamstwa a odnosi się do meritum ! argumentując !

Równie dobrze ja teraz mógłbym napisać, że to pan kłamie ! bo pisze pan, że Marek2 uważa tych redaktorów za wilki w owczej skórze a tak nie jest czyli jest pan kłamcą ?
Prawda że paranoja ? Widzi pan to do czego prowadzi pański tok rozumowania ?

Mam wrażenie, że kuria wzięła sobie do serca wezwanie Chrystusa aby być zimnym albo gorącym i postanowiła być konsekwentnie zimna. Tak cholernie najzimniejsza jak tylko można, aby przypadkiem nikt nie miał wątpliwości.

Szanowny Panie Redaktorze, naprawdę chylę czoło przed pana pracą i podziwiam pana zaangażowanie. Ktoś wcześniej porównał Pańską pracę do remontowania budynku. Ja niestety czytając tekst miałam skojarzenia z pracą w oczyszczalni ścieków, ręczną i bez maski. Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo siły, Panu i pana Rodzinie, przecież oni też noszą ciężar tego co Pan robi. Wyrazy szacunku i uznania Anna

Trafiła Pani w sedno. Mówiłem nawet o tym publicznie (ciekawe, że akurat na Jasnej Górze), iż wykonujemy pracę szambonurka. Inni by chcieli przykryć wyziewy jakimś denkiem i co najwyżej okleić taśmą, żeby nie śmierdziało dokoła tak strasznie. A my sądzimy inaczej – aby doszło do prawdziwego oczyszczenia, trzeba wybrać także muł z dna. Przyjemne to rzeczywiście nie jest… Dziękuję serdecznie za wsparcie!

Pani Anna mysli to samo co ja. Kosciół w Polsce dzieki postawie biskupów jawi sie jako to szambo, ktore po wypełnieniu wybiło. Ale naszych biskupów to nie rusza! Bo otrzymali wsparcie z Watykanu , że to słuszna linia obrony… tylko czego obrony? Intytucji Koscioła czy Mistycznego Ciała Jezusa? Bo nim wszyscy jestesmy jako ochrzszczeni.

Wczoraj na TVP Kultura puszczano molierowskiego Świętoszka z początku lat 70-tych z gwiazdorską osadą (Łomnicki, Lutkiewicz, Kamas). Okazało się, że jest to sztuka niezwykle aktualna, jakby wczoraj napisana. Istny neomarksizm jak by minister Czarnek powiedział…..:-)