rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Biadolenie nad światem czy duszpasterskie nawrócenie

Biskupi podczas zebrania plenarnego episkopatu 19 listopada 2021 r. na Jasnej Górze. Fot. EpiskopatNews

Jako chrześcijanie jesteśmy dziś ludźmi trudnej nadziei czy raczej ciągłego przygnębienia i chwytania się wszystkiego, na czele z władzą polityczną, by przetrwać?

„Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: «Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy – Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu»”.

Zastanawia mnie, dlaczego Filip powiedział do Natanaela, że „znaleźli Mesjasza”. Przecież wcześniej czytamy, że to Jezus postanowił pójść do Galilei i tam spotkał Filipa. W jakim sensie więc Filip Go szukał i znalazł? Co więcej, mowa tu o wspólnym znalezieniu. Nie „ja znalazłem”, a „my znaleźliśmy”, my, czyli Filip, Andrzej i Piotr.

Czy nie należałoby raczej powiedzieć, że to Jezus ich znalazł? Istotne jest tutaj to, że obustronne znalezienie staje się spotkaniem dwóch pragnień i dokonuje się przez wybranie, powołanie. Przecież to Jezus pierwszy przyszedł do apostołów i ich powołał na uczniów. Znalezienie zakłada szukanie, a szukanie motywowane jest pragnieniem, tęsknotą. Naprzeciw tej tęsknoty wychodzi sam Jezus.

Nawrócenie zaczyna się od wejrzenia w siebie, a nie w innych i w świat

o. Dariusz Piórkowski

Udostępnij tekst

To bardzo charakterystyczne w Ewangelii według św. Jana, że zaczyna się ona od powołania uczniów, którzy mieli pragnienie, szukali Mesjasza, oczekiwali czegoś więcej, byli uczniami Jana. Gdyby nie to pragnienie, nie poszliby za Jezusem, by „zobaczyć, gdzie mieszka”. To byli ludzie szukający czegoś więcej niż ich praca, przeżycie i rodzina.

Żyjemy w czasie, kiedy u wielu osób tego pragnienia nie ma albo jest głęboko zepchnięte. Jezus nie kojarzy im się z kimś, kogo warto czy należy szukać. Uczymy religii, katechezy, niektórzy biskupi narzekają, jaki to zły świat, internet, smartfony, jakby wszystko zależało tylko od zewnętrznych warunków. A w sercu nie ma szukania, nie ma pragnienia. Dlaczego Jezus stał się dla wielu nieatrakcyjny? Po części winę ponosimy także my, ludzie Kościoła, którzy tak a nie inaczej przedstawiamy chrześcijaństwo i samego Jezusa. To wielowiekowe procesy.

Abp Marek Jędraszewski twierdzi, że „nie tyle Kościół wpłynął na to, co dzieje się w Kościele, jeśli chodzi o frekwencję na mszach świętych, obecność młodzieży. Kościół stał się ofiarą tego wszystkiego, co się dzieje”. Inaczej natomiast mówi papież Franciszek i kilku innych ludzi Kościoła. Abp Jędraszewski o defensywie i bezsilności. Papież o wyjściu z kościołów, o gorliwości, o nawróceniu duszpasterskim. Wybieram to drugie podejście. Pierwsze to gaszenie ducha i nadziei.

Jest więc narracja wypierania, wybielania się, która dostrzega tylko problem „na zewnątrz”, szuka winnych poza sobą. Nie ma kontaktu z wnętrzem. Jest też narracja nadziei, która zawsze ma na celu osiągnięcie trudnego dobra, po ludzku czasem wręcz niemożliwego. Ale ostatecznie jesteśmy ludźmi wiary, a nie tylko obywatelami tego świata i ofiarami „tego wszystkiego, co się dzieje”.

Każde nawrócenie zaczyna się od wejrzenia w siebie, a nie w innych i w świat. I nie chodzi tylko o skandale z małoletnimi w tle. Bardziej o to, jak i jaką głosimy Ewangelię, jak odnosimy się do siebie nawzajem. Czy szanujemy tych, którzy nie są tacy jak my, ale mają sumienie i są zdolni do dobra?

Wesprzyj Więź

Dalej: jaka jest nasza postawa wobec nauki? Czy jesteśmy ludźmi nadziei czy ciągłego przygnębienia i chwytania się wszystkiego, co możliwe, na czele z władzą polityczną, aby jakoś przetrwać? Ile agresji, nieraz złączonej z pobożnością, płynie z ambon, z katolickich dyskusji internetowych, ile zajadłości? To ma przyciągać do Boga? Czy coraz częściej nie słyszymy w kościołach tego samego co w mediach, że jest źle? Czy nie jęczymy i narzekamy? I jak to ma wzbudzić pragnienie spotkania Jezusa?

Tekst ukazał się na Facebooku. Tytuł od redakcji

Przeczytaj też: Bóg w otchłaniach ciemności

Podziel się

1
1
Wiadomość

Zdarzają się ludzie, którzy umknęli społecznej tresurze. Jedzą gdy są głodni, piją gdy spragnieni, śpią gdy dopada ich zmęczenie. Z Bogiem rozmawiają własnymi słowami, bo i jak z nim rozmawiać formułkami wymyślonymi przez innych. Postrzegamy ich jako dziwaków, delikatnie rzecz ujmując. Takim dziwakiem zapewne był Jezus. Dociekanie dziś ze słów Ewangelii, kto co do kogo powiedział i jak to interpretować, jest częścią tresury jakiej jesteśmy poddawani. Jakoś nikt nie wpadł na pomysł, uczenia dziecka zwyczajnej rozmowy z Bogiem, bez udziału “zdrowasiek”. Bez prawdziwego kontaktu z Bogiem, takiego z wnętrza, nie wytresowanego, nie ma mowy o jakimkolwiek nawróceniu. Jako wierni mamy bezmyślnie wtórować kapłanowi. Szkoła a w niej lekcje religii, ukazały przepaść miedzy naukami przyrodniczymi i teologicznymi. Na jednej lekcji nauczyciel ceni krytyczne i logiczne myślenie. Na następnej katecheta karze wierzyć w “Trzech Króli” prowadzonych przez gwiazdę. Nic się z tym już zrobić nie da, bo zwyczajnie kupy się to nie trzyma.
Za namową małżonki, poruszonej losem piesków w schroniskach, gdy zdechł nasz sędziwy Burek. Przygarnęliśmy jednego z owych sierot. Ładny był piesek, reagował na komendy. Niestety szybko okazało się, że tresowano go przy pomocy głodzenia i bicia, ma zwichrowaną psychikę, jest nieobliczalny. Wylądował w kojcu gdzie do dziś mieszka, bo stanowi zagrożenie nawet dla domowników. Analogicznie u ludzi, złe metody tresury dają katastrofalne efekty.

Ewangelia jest nadzieją, przesłaniem dobra i miłości. To dlatego to Franciszek jest papieżem. Arcybiskup Jędraszewski? No cóż. Widzimy, że nie zmarnuje żadnej okazji, żeby zabłysnąć. Wybiera okazje wielkie, gdzie na pewno pojawi się prasa. I póki co jest ostatnim, o którym można by powiedzieć “pokój czyniący”. Skoro jednak św. Piotr był potrójnym zdrajcą, ba, usłyszał nawet “idź precz, szatanie”, a jednak szefuje ziemskiemu Kościołowi już blisko 2000 lat, to taki abp Jędraszewski jest jak 7 chudych lat, próba dla wszystkich. Ufam, że w jakimś sensie pozwoli ona oczyścić kościół z bylejakowatości- księży i wiernych, bo takiego arcybiskupa przetrwają tylko najwytrwalsi i najsilniejsi.