Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ksiądz dwukrotnie skazany za molestowanie seksualne ministrantów znów mieszka obok szkoły podstawowej

Diecezjalny Dom Księży Emerytów w Otwocku

Zapytałem biskupa warszawsko-praskiego Romualda Kamińskiego, dlaczego ponownie skierował duchownego w to miejsce. „Ja na to odpowiadać nie będę” – usłyszałem. A w tle sprawy: czyszczenie kościelnych archiwów.

Jak informują „Więź” mieszkańcy Otwocka, w domu księży emerytów przy ul. Geislera ponownie zamieszkał ks. Grzegorz K., antybohater jednego z najgłośniejszych polskich skandali pedofilskich, dwukrotnie skazany za molestowanie seksualne ministrantów. Sprawa bulwersuje otwocczan, gdyż działka domu księży emerytów bezpośrednio sąsiaduje z instytucjami uczęszczanymi przez dzieci i młodzież – z jednej strony ze szkołą podstawową, a z drugiej z całorocznymi kortami tenisowymi. Na dodatek dzieje się to na terenie parafii, w której prawdopodobnie dochodziło przed laty do wykorzystywania seksualnego chłopców przez ks. K.

To kolejny pobyt duchownego w otwockim domu księży emerytów. Poprzedni – zaledwie nieco ponad trzy lata temu! – skończył się głośnym skandalem i przeniesieniem ks. K. przez bp. Romualda Kamińskiego do zamkniętego klasztoru. Dlaczego zatem obecnie ten sam biskup ponownie skierował tego samego duchownego do tego samego domu księży emerytów (tyle że w charakterze mieszkańca, a nie kierownika administracyjnego)? Czyżby przestały być aktualne przesłanki decyzji bp. Kamińskiego z września 2018 r. (zapadła ona, jak wówczas informowano, „w trosce o dobro społeczne oraz dobro Kościoła”)?

Wiedzieli, nic nie zrobili

65-letniego księdza Grzegorza K. trudno traktować jak zwykłego pensjonariusza domu dla emerytowanych duchownych. Polska usłyszała o nim we wrześniu 2013 r., za sprawą głośnego reportażu w TVN 24. Wojciech Bojanowski pokazał, że – za przyzwoleniem ówczesnego biskupa warszawsko-praskiego abp. Henryka Hosera – przez pół roku po wyroku skazującym pierwszej instancji, a przez dwa i pół roku od wpłynięcia do kurii informacji o molestowaniu seksualnym młodych chłopców, ks. K. swobodnie pełnił funkcję proboszcza parafii na warszawskim Tarchominie.

W 2018 r. bp Kamiński motywował przeniesienie księdza K. do zamkniętego klasztoru „troską o dobro społeczne oraz dobro Kościoła”. Czy troska ta jest już nieaktualna i możliwy stał się pobyt duchownego w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły podstawowej?

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

W reportażu Bojanowskiego wypowiadali się dawni ministranci z Otwocka Wielkiego, wsi położonej 7 km na południe od Otwocka. Ks. Grzegorz K. był tam proboszczem w latach 2001–2006. „Zaczął mówić mi, że to dobrze, jak mężczyźni mają homoseksualne doświadczenia, bo to ich rozwija. Wskazywał, że tak było w starożytnej Grecji, że prawdziwa miłość może być tylko między mężczyznami. Mówił, że chciał być takim mentorem dla mnie, abym ja mógł miłość przekazywać dalej” – wspominał jeden z ministrantów.

W zeznaniach pojawiały się informacje o przytulaniu, całowaniu, lizaniu po szyi i uszach, pokazywaniu genitaliów. Duchowny zapraszał ministrantów do siebie, pokazywał im filmy pornograficzne i częstował alkoholem. Wyjeżdżał z nimi na basen, gdzie w czasie pływania miał zwyczaj chwytania ich pod wodą za krocze. Jeden z mężczyzn relacjonował, że ksiądz całował go „przed samą mszą” w zakrystii. „Ja później w ogóle nie chciałem przychodzić na plebanię, miałem lęki i obawy, że to się powtórzy” – opowiadał.

Wedle ustaleń prokuratury, potwierdzonych przez sąd, najmłodsi ministranci uczestniczący w tych spotkaniach mieli nieukończone 11 lat. Prokuraturę powiadomił o sprawie w 2011 r. psychoterapeuta Marek Sułkowski, który poznał tę historię od swojego pacjenta. Zawiadomił on również kanclerza kurii diecezjalnej, sugerując przynajmniej odsunięcie duchownego od kontaktów z ministrantami. Znana jest konkretna data złożenia zawiadomienia w kurii: 1 kwietnia 2011 r.

Wyrok pierwszej instancji zapadł w sądzie rejonowym w Otwocku 28 marca 2013 r. Sąd orzekł karę jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres czterech lat oraz grzywnę w wysokości 3,4 tys. zł. Pismem z 3 kwietnia sąd zawiadomił o wyroku kurię diecezjalną. Jednak dopiero 25 września 2013 r. pod presją medialną proboszcz został odwołany ze swej funkcji przez biskupa. Abp Hoser przez miesiąc nie odpowiadał na pytania red. Bojanowskiego, zdążył jednak odwołać proboszcza w przeddzień emisji reportażu.

„Kwestia podlegająca interpretacji”

Mimo wyroku nadal jednak w zaparte bronił księdza K. ówczesny kanclerz warszawsko-praskiej kurii ks. Wojciech Lipka. W reportażu Bojanowskiego można zobaczyć scenę, jak kanclerz odmawia rozmowy z dziennikarzem, mówiąc: „Nie będzie odpowiedzi. Po prostu”. Natomiast 27 września 2013 r., podczas konferencji prasowej w wypełnionej dziennikarzami sali obrad plenarnych Konferencji Episkopatu Polski, Lipka z ironicznym uśmiechem na ustach przekonywał, że wyrok pierwszej instancji nie jest wystarczającą podstawą do odwołania proboszcza (bo nieprawomocny), że kuria wyjaśniała sprawę „wewnętrznymi kanałami” i „zarzuty się nie potwierdzały”, że „inne czynności seksualne” zarzucane księdzu K. przez prokuraturę to „kwestia podlegająca interpretacji”.

W konsekwencji swych wypowiedzi ks. Lipka stracił stanowisko kanclerza kurii. Księża warszawsko-prascy mówią, że o swoim odwołaniu Lipka dowiedział się z… wywiadu telewizyjnego abp. Hosera. Biskup zmieniał bowiem w tej sprawie punkty widzenia (pisałem o tym wtedy w komentarzu „Dwie twarze Kościoła, dwie twarze biskupa”). Najpierw argumentował identycznie jak Lipka, w końcu jednak – jak sądzę, ratując własną skórę – stanął na stanowisku „zero tolerancji”. W rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w TVP Info zapowiedział odwołanie kanclerza i powołanie w kurii grupy szybkiego reagowania w sprawach wykorzystywania seksualnego. Dwukrotnie przepraszał, mówił o biciu się w piersi. Zachęcił parafian i księży do zgłaszania wszelkich przypadków podejrzeń wobec duchownych czy innych osób delegowanych przez Kościół. Nawiasem mówiąc, po odwołaniu ks. Lipka pozostał pracownikiem kurii, a wielu uważało go nadal za szarą eminencję tej instytucji.

W oświadczeniach kurii warszawsko-praskiej pojawiały się wtedy informacje jawnie nieprawdziwe. Zapewniano opinię publiczną, że „tuż po wyjawieniu podejrzeń ksiądz proboszcz otrzymał nakaz powstrzymywania się od kontaktu z dziećmi i młodzieżą, poza sprawowaniem liturgii. Ksiądz proboszcz przestrzegał tych reguł, nie prowadził katechezy w szkole i nie opiekował się ministrantami. Natychmiast po wyroku, który jak dotąd nie jest prawomocny, ksiądz arcybiskup zakomunikował księdzu proboszczowi decyzję o odwołaniu z funkcji”. Tymczasem bez trudu można było znaleźć w internecie aktualne fotografie ks. K. wraz z dziećmi i młodzieżą. W swojej parafii sam prowadził Msze dla dzieci.

Na stronie internetowej Domu św. Faustyny w Ostrówku do dziś dostępne są zdjęcia z pielgrzymki dzieci pierwszokomunijnych z tarchomińskiej parafii. Pielgrzymka odbyła się w czerwcu 2013 r., a więc trzy miesiące po wyroku pierwszej instancji na ks. K. Proboszcz, rzecz jasna, towarzyszył dzieciom wraz z katechetkami i wychowawczyniami. „Promienie słońca odbiły się na radosnych twarzach dzieci, co zostało upamiętnione na zdjęciach”. Tyle że dziś już nie wszystko można zobaczyć – ze strony internetowej skasowano nazwisko proboszcza i wszystkie fotografie, na których było go widać.

Co z procesem kanonicznym?

W 2013 r. Kuria warszawsko-praska zapewniała, że w przypadku ks. Grzegorza K. „po zakończeniu sprawy prawomocnym wyrokiem [w sądzie państwowym – Z.N.], jego osoba i działania zostaną poddane dodatkowemu dochodzeniu kanonicznemu i wszystkie dokumenty zostaną przekazane do Kongregacji Nauki Wiary, właściwej do rozstrzygania przypadków pedofilii osób duchownych”.

Diecezja powoływała się na ówczesne kościelne wytyczne, które zalecały zawieszenie dochodzenia kanonicznego na czas śledztwa prokuratorskiego lub procesu sądowego: „W przypadku, gdy wcześniej zostało wszczęte postępowanie przez organy państwowe, nie wszczyna się dochodzenia kanonicznego, a już wszczęte ulega zawieszeniu do czasu zakończenia tego postępowania” (przepisy te zostały później zmienione; obecnie w przypadku prowadzenia postępowania przez organy państwowe „wstępne dochodzenie kanoniczne winno być prowadzone w zakresie, w jakim to będzie możliwe z uwagi na ograniczenia prawne, wynikające z postępowania organów państwowych”).

28 stycznia 2014 r. zapadł wyrok prawomocny w sprawie księdza Grzegorza K. Sąd okręgowy podtrzymał werdykt sądu rejonowego: jeden rok więzienia z zawieszeniem na cztery lata. W jawnym uzasadnieniu wyroku, jak relacjonowała telewizja TVN 24, „sędzia Małgorzata Bańkowska mówiła m.in, że nie można uznać, by zabarwienia seksualnego nie miało kilkukrotne całowanie 11-latka przez obcego dorosłego mężczyznę, połączone z wkładaniem mu języka do ucha. «Nawet gdyby to odbywało się za zgodą małoletniego, byłoby to przestępstwem»”. Sąd podkreślił również, że proboszcz zapraszał do siebie małoletnich chłopców, częstował ich alkoholem i nakłaniał do oglądania filmów pornograficznych. Według sądu zrozumiałe są powody, dla których przez 10 lat pokrzywdzony nie ujawniał zachowań duchownego wobec siebie.

Następnego dnia nowy kanclerz kurii warszawsko-praskiej ks. Dariusz Szczepaniuk oświadczył, że „po zakończeniu sprawy przez organy państwowe rozpoczęło się postępowanie kanoniczne. Po dopełnieniu wstępnego dochodzenia kanonicznego sprawa zostanie przekazana do Kongregacji Nauki Wiary. Jednocześnie przypominamy, że ks. Grzegorz K. nie sprawuje żadnych funkcji w diecezji i pozostaje nadal odsunięty od wszelkich posług duszpasterskich”.

Ukarany, zatrzymany, umorzony, ukarany ponownie

Po pierwszym wyroku prawomocnym toczyły się jednak wciąż inne sprawy przeciwko księdzu Grzegorzowi K. w prokuraturze i w sądach. W ich efekcie 15 marca 2014 r. abp Henryk Hoser nałożył na duchownego karę suspensy. Kuria nigdy o tym fakcie nie informowała w żadnym komunikacie. Nie wiadomo też, jakiego rodzaju konkretne restrykcje objęły księdza. Prawdopodobnie nałożenie suspensy przez biskupa miało związek z informacją o planowanym zatrzymaniu duchownego przez policję.

Dwa dni później bowiem, 17 marca 2014 r., ks. Grzegorz K. został zatrzymany na polecenie prokuratury w Wołominie, która prowadziła śledztwo z zawiadomienia pokrzywdzonego mężczyzny. Śledztwo prowadzono w sprawie m.in. obcowania płciowego z małoletnim, dopuszczania się wobec niego tzw. innych czynności seksualnych oraz prezentowania małoletniemu treści pornograficznych. Do czynów tych miało dochodzić w Radzyminie i w Otwocku Wielkim. Kuria zapewniała wówczas, że jest „w kontakcie z osobą poszkodowaną, której zaoferowaliśmy pomoc duszpasterską i psychologiczną”.

Prokuratura złożyła wtedy wniosek o areszt tymczasowy wobec księdza. Uzasadniano to obawą przed matactwem z jego strony i możliwością ucieczki z Polski. Sąd nie wyraził jednak zgody na areszt. Ostatecznie argumenty zgromadzone przez prokuraturę w tej sprawie okazały się niewystarczające i śledztwo prokuratorskie zostało umorzone. Z powodu przedawnienia karalności umorzono też inne postępowania dotyczące rozpijania ministrantów i pokazywania im filmów pornograficznych.

Nie był to jednak koniec prawnych postępowań z księdzem K. w roli głównej. Wkrótce zapadł wobec niego – o czym do tej pory nie informowały media – drugi wyrok skazujący. Od 2013 r. ciągnął się bowiem drugi proces dotyczący wykorzystania seksualnego innego ministranta w Otwocku Wielkim. Przedłużał się on m.in. z powodu niestawiennictwa oskarżonego, który przedstawiał zwolnienia lekarskie, oraz wypowiedzenia pełnomocnictwa przez obrońcę. W końcu jednak 29 grudnia 2015 r. Grzegorz K. został skazany wyrokiem sądu rejonowego w Otwocku za czyn z art. 200 par. 1 kodeksu karnego (ta sama podstawa prawna wyroku, co poprzednio) na karę jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres dwóch lat oraz na karę grzywny w wysokości 3 tys. zł. Po złożeniu apelacji 15 lipca 2016 r. wyrok ten został utrzymany w mocy przez sąd okręgowy Warszawa Praga.

Tym samym ks. Grzegorz K. został dwukrotnie prawomocnie skazany z tego samego paragrafu kodeksu karnego – mówiącego o wykorzystaniu seksualnym osoby małoletniej. Wyroki wydają się dziś rażąco niskie, ale pamiętać trzeba, że były one podejmowane w oparciu o brzmienie kodeksu karnego w momencie popełnienia czynu, a przewidywane sankcje były wtedy łagodniejsze niż obecnie.

Nic nie wiadomo natomiast o werdykcie Kongregacji Nauki Wiary. Nigdy bowiem diecezja warszawsko-praska nie przekazała do wiadomości publicznej informacji na ten temat. Najpierw jedynie mówiono o oczekiwaniu na decyzję KNW, a później zapadło w tej kwestii zupełne milczenie.

Dom księży emerytów po raz pierwszy

Następca abp. Hosera, bp Romuald Kamiński, objął rządy w diecezji 8 grudnia 2017 r. Wkrótce – czego oczywiście nie ogłaszano publicznie – albo zdjął z księdza K. karę suspensy nałożoną przez swego poprzednika, albo przynajmniej ograniczył wcześniejsze sankcje. Następnie – już 1 kwietnia 2018 r. – mianował go administratorem diecezjalnego domu księży emerytów. Najwidoczniej uznał, że upływ okresu zawieszenia wykonania wyroku wydanego przez sąd państwowy umożliwia mu przywracanie duchownego do aktywności.

Po raz kolejny o księdzu K. zrobiło się głośno we wrześniu 2018 r. Wtedy Daniel Flis ujawnił w Oko.press nową funkcję i miejsce pobytu skazanego za czyny pedofilne duchownego. Po licznych artykułach medialnych i listach protestacyjnych mieszkańców Otwocka bp Kamiński zmienił decyzję. Ogłoszono komunikat, że „w trosce o dobro społeczne oraz dobro Kościoła, decyzją Biskupa Warszawsko-Praskiego, ksiądz Grzegorz K. został przeniesiony z Domu Księży Emerytów w Otwocku do zamkniętego klasztoru z poleceniem wykonywania prac fizycznych na rzecz wspólnoty zakonnej”. Kuria ponownie wtedy stwierdziła, że „ksiądz Grzegorz K. jest odsunięty od wszelkich posług i funkcji o charakterze duszpasterskim aż do momentu rozstrzygnięcia jego sprawy przez watykańską Kongregację Doktryny Wiary”.

Wciąż marzę o tym, żeby miejscowy biskup zadał sobie przede wszystkim pytanie: „Czy zrobiłem wszystko, co powinienem, dla osób pokrzywdzonych przez duchownego działającego w imieniu Kościoła?”, a nie tylko „Co ja mam zrobić z tym księdzem?”

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Rok 2018 przyniósł jeszcze jedną niezrealizowaną obietnicę złożoną w imieniu diecezji warszawsko-praskiej. Gdy dziennikarz Oko.press dopytywał o postępowanie kanoniczne, 5 września otrzymał odpowiedź: „Zawiadamiamy, że informacje dotyczące każdego dochodzenia kanonicznego nie są jawne do momentu zakończenia sprawy i ostatecznej decyzji. Kiedy Stolica Apostolska zdecyduje o dalszym losie księdza, poinformujemy o tym w specjalnym komunikacie”. Żadnego komunikatu na ten temat nie było aż do dzisiaj.

Nie wiadomo również, czy ks. Grzegorz K. trafił wtedy, jak zapowiadano, do zamkniętego klasztoru. Niektórzy mieszkańcy Otwocka Wielkiego twierdzą, że raczej mieszkał u znajomych na terenie swojej byłej parafii i utrzymywał się z własnej pracy zawodowej. Coś jednak musiało się wydarzyć, skoro dzisiaj mamy do czynienia z „powtórką z rozrywki”. Ten sam biskup ponownie przysłał tego samego księdza w to samo miejsce, z którego odwołał go w atmosferze skandalu przed trzema laty.

„Odpowiadać nie będę”

Czy zatem obecnie ówczesna motywacja decyzji biskupa o przeniesieniu księdza K. do zamkniętego klasztoru – „troska o dobro społeczne oraz dobro Kościoła” – jest już nieaktualna i możliwy jest pobyt duchownego w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły podstawowej? To pytanie i szereg innych zadałem wczoraj rano biskupowi warszawsko-praskiemu. Przesłałem je również do kanclerza kurii, dyrektora biura prasowego diecezji oraz proboszcza miejscowej parafii.

Zaledwie 50 minut po przesłaniu pytań zadzwonił do mnie bp Romuald Kamiński. Mówił, jak bardzo jest przybity i zasmucony moimi pytaniami. Podkreślał, że zgodnie z przepisami państwowymi ks. K. może robić co chce, odbył karę, przeszedł terapię. Dziwił się, że ktoś poważny może uważać dom księży emerytów za niewłaściwe miejsce pobytu dla takiego duchownego. Sąsiedztwa szkoły nie widział jako problemu, bo wszędzie jakaś szkoła będzie blisko. Przyznał, że werdykt Kongregacji Nauki Wiary w sprawie ks. K. został wydany, lecz nie został opublikowany („bo nie musimy go ogłaszać”). Nawiązując do przesłanych przeze mnie pytań, zakończył rozmowę słowami: „Ja na to odpowiadać nie będę”.

Ja natomiast nie będę porzucał tej sprawy i tych pytań. Myślę bowiem o pokrzywdzonych przez proboszcza mężczyznach (wówczas: młodych chłopcach), dla których nie dokonał się akt kościelnej sprawiedliwości. Myślę o podziałach, jakie powstały wśród parafian w Otwocku Wielkim: część mieszkańców oskarżyła pokrzywdzonych i osoby ich wspierające o działanie na szkodę Kościoła.

Wciąż marzę o tym, żeby miejscowy biskup zadał sobie przede wszystkim pytanie: „Czy zrobiłem wszystko, co powinienem, dla osób pokrzywdzonych przez duchownego działającego w imieniu Kościoła?”, a nie tylko „Co ja mam zrobić z tym księdzem?”. Żeby spotkał się – jak człowiek z człowiekiem – z osobami pokrzywdzonymi przez księdza K. i ukorzył się przed nimi. Żeby odważnie stanął przed parafianami w Mogielnicy, Otwocku, Radzyminie, Otwocku Wielkim, Cegłowie, na Tarchominie (w tych parafiach pracował ks. Grzegorz K.), przeprosił za krzywdy wyrządzone ich synom oraz wyjaśnił jednoznacznie, kto jest w tej sprawie winowajcą (nawet jeśli pięknie śpiewa jako ksiądz), a kto pokrzywdzonym. Oj, jest za co przepraszać…

Nagłe przenosiny z Otwocka

W tej sprawie dużo kwestii wymaga jeszcze wyjaśnienia. I znowu zacząć będzie trzeba od Otwocka, z którym co i rusz splatają się losy ks. Grzegorza K. W pierwszej połowie lat 90. XX wieku był on bowiem wikariuszem w tutejszej parafii św. Wincentego a Paulo. 8 kwietnia 1995 r. został jednak w trybie nagłym – na 8 dni przed świętami wielkanocnymi! – odwołany przez ówczesnego ordynariusza bp. Kazimierza Romaniuka i przeniesiony do parafii w Radzyminie. Sprawa ta do tej pory nie została odpowiednio zbadana i wyjaśniona, choć była zgłaszana do władz diecezjalnych. Znając dalsze losy duchownego, można z dużym prawdopodobieństwem domniemywać, jakie były powody tej nagłej decyzji.

Sęk w tym, że dokładnie sześć lat później – w kwietniu 2001 r. – ten sam bp Romaniuk uznał, że wszystko jest w porządku do tego stopnia, iż mianował ks. Grzegorza K. proboszczem parafii w nieodległym Otwocku Wielkim. To tam właśnie doszło do czynności seksualnych wobec ministrantów, które stały się podstawą obu wyroków skazujących.

Pamiętać zaś trzeba, że kanclerzem kurii warszawsko-praskiej w latach 1992–2005 był ks. Romuald Kamiński, obecny jej ordynariusz. Jego następcą w funkcji kanclerza stał się – z nominacji nowego rządcy diecezji abp. Sławoja Leszka Głódzia – znany już nam ks. Lipka. Sam ks. Kamiński został zaś w 2005 r. biskupem pomocniczym diecezji ełckiej. Stamtąd wrócił do diecezji warszawsko-praskiej we wrześniu 2017 r. jako biskup koadiutor (z prawem następstwa), a trzy miesiące później – po rezygnacji abp. Hosera – objął urząd biskupa diecezjalnego.

Znikające archiwa

Intrygującym wątkiem jest też wyczyszczenie teczki personalnej ks. Grzegorza K. z kompromitujących go materiałów. Po raz pierwszy publicznie powiedział o tym ks. Henryk Zieliński, redaktor naczelny tygodnika „Idziemy”, wydawanego przez diecezję warszawsko-praską.

W edytorialu „Gra o wszystko” („Idziemy” nr 40/2013) red. Zieliński bronił abp. Hosera, obciążając odpowiedzialnością jego współpracowników. Przekonywał m.in.: „ktoś chyba odpowiada (…) za to, że w teczce personalnej odwołanego z probostwa księdza z Tarchomina nie znalazły się żadne ślady sprawy, która trafiła do kurii biskupiej przed kilkunastu laty”. Z uznaniem przyjąłem fakt, że ten zdecydowanie konserwatywny duchowny stał się wtedy pierwszą osobą w Polsce, która publicznie powiedziała o niszczeniu niewygodnych dokumentów przez instytucje kościelne.

Znaczący był też dalszy ciąg komentarza redaktora „Idziemy”, wskazujący na wcześniejsze poważne problemy tej diecezji, i to o charakterze moralnym. „Błędy współpracowników zawsze jakoś obciążają również szefa. Ale błędem największym i największym sukcesem wrogów Kościoła byłoby doprowadzenie do ustąpienia arcybiskupa z urzędu z powodu win współpracowników. Kościołowi w Polsce abp Hoser jest bowiem szczególnie teraz potrzebny w obliczu starcia cywilizacji chrześcijańskiej z dyktaturą relatywizmu i nihilizmu. Potrzebny jest również diecezji warszawsko-praskiej, w której rozpoczął proces jej moralnego uzdrowienia i oczyszczenia. Powinien móc ten proces dokończyć”.

Poprosiłem więc obecnie ks. Zielińskiego o bardziej konkretną i precyzyjną wypowiedź w tej sprawie. Przesłałem mu następujące pytania:

1) Kto odpowiada za zniszczenie dokumentów dotyczących ks. K. w archiwum kurialnym?

2) Kiedy to zniszczenie mogło się dokonać?

3) Kiedy dokładnie stwierdzono w archiwum diecezji warszawsko-praskiej braki w teczce personalnej ks. K.?

4) Czy przeprowadzono w diecezji warszawsko-praskiej dochodzenie w sprawie zaginięcia tych dokumentów?

5) Czy kwestia braku dokumentacji w archiwach kurialnych diecezji warszawsko-praskiej dotyczy także innych duchownych podejrzewanych lub oskarżanych o (ewentualnie sądzonych za) wykorzystywanie seksualne osób niepełnoletnich?

Analogiczne pytania przesłałem też wcześniej do biskupa warszawsko-praskiego. Stamtąd jednak, jak już wiem, odpowiedzi spodziewać się nie mogę. Liczyłem, że redaktor naczelny „Idziemy” zechce podzielić się z opinią publiczną swoją wiedzą w sprawie, którą sam jako pierwszy zasygnalizował.

Wesprzyj Więź

Niestety, również ks. Zieliński odmówił szerszej odpowiedzi. Odpisał mi: „Dziękuję za docenienie mojej odwagi w występowaniu przeciwko tolerowaniu ‎pedofilii. W tej sprawie u mnie nic się nie zmieniło. W kwestii, którą jest Pan aktualnie zainteresowany, muszę odpowiedzieć słowami: «com napisał, napisałem». Nie mam bowiem nic więcej do dodania, prócz pytań, które wówczas postawiłem. Jak Pan wie, nie jestem pracownikiem kurii, tylko redaktorem i nie mam bezpośredniego wglądu w pracę i dokumenty tajne tej instytucji”.

Trzeba będzie zatem drążyć sprawę dalej i głębiej…

Przeczytaj także: Współwinni. Pytania do dominikanów po raporcie komisji Terlikowskiego

Podziel się

21
8
Wiadomość

Znowu mocny materiał.
Nie wiem, czy bliskość szkoły jest tu argumentem przeciw pobytowi w domu księży emerytów – dla mnie bardziej to, że ofiary mogą spotkać oprawcę na ulicy. Nawet tego im ksiądz biskup nie chce oszczędzić. „Nie będę odpowiadać” komentuje się samo.
Księdzu Zielińskiemu trzeba zwrócić uwagę, iż jego obrona księdza abp Hosera (sam zwrócę uwagę Autorowi, że posunął się o stopę za daleko przypisując nieciekawą motywację dobrej decyzji odwołania księdza K., jaką miała być chęć ratowania swojej skóry – może jednak nie?) jest tego typu, jak listy podwładnych abp Paetza czy Głodzia – nie mają siły moralnej, nawet, gdyby były prawdziwe, bo pisane przez osoby uzależnione od decyzji biskupa. I tak jest z funkcją naczelnego „Idziemy”.
Kiedyś Kościół będzie się chwalił Pana wkładem w wypalaniu zła jako dowodem, że sprawiedliwi się w nim jednak ostali. Do czasu będzie jednak Pan musiał znosić oskarżenia i insynuacje. Nie wiem, co mógłbym zrobić aby Pana w tym wesprzeć, może kiedyś jakaś okazja się przydarzy.

Znowu się okaże, że skoro wśród murarzy też są pedofile, to znaczy że nic się nie stało….

Kościołowi do upadku nie są potrzebni ani komuniści, ani masoni ani Żydzi z przerażających mitów i wyobrażeń.
Żeby zniszczyć Kościół wystarczą biskupi.

Może biskup Kamiński w swoim biskupim herbie ma właśnie słowa „Nie będę odpowiadać”? Mówiąc łagodnie, bardzo łagodnie, to jest jakaś monstrualna bezczelność nie tylko tego biskupa. Oni nie muszą odpowiadać, tak jak w tym wypadku, nawet na pytania ludzi wierzących. Na usta ciśnie się pytanie – to po jaką, hm, hm… oni są. A skoro biskup nie musi odpowiadać, to także proboszcz czy wikary, przełożony i przełożona wspólnoty zakonnej. Za kogo oni się uważają? Gorzkie to, ale myślę, że kiedyś i niekoniecznie dopiero na Sądzie Ostatecznym, oni będą musieli odpowiedzieć. Już dziś wierni „nogami” pytają ich o włodarstwo i żądają rozliczenia. Tu już nie chodzi nawet o sprawiedliwość, choć jest ona bardzo ważna, ale o sens ich powołania, o ile jeszcze takowe posiadają.

Bo biskup wyobraża sobie, że dobry Ojciec (a stosunki ksiądz-biskup są w teorii oparte nie na podstawie Kodeksu Pracy a właśnie nie do końca dorosłych relacji rodzinnych) powinien zbłąkanemu synowi wybaczać nie raz, a 77 razy. Dzieci już wykorzystane lub mogące być wykorzystane w przyszłości to tylko nic nie znaczące ogony.
A poza tym: tańczmy na wulkanie. Po nas choćby potop…
Takich biskupów mamy, bo pewnie na nich zasłużyliśmy swoją biernością. Gdyby takie zachowania biskupie kończyły się zadymami pod kuriami i niebotycznymi zarobkami szklarzy toby i nuncjusz i Watykan zastanowili się kogo mianują. A tak mogą mianować byle kogo. Byle by się bał tak jak inni i nie próbował nic zmieniać.

No właśnie! Musimy wziąść sprawy w swoje ręce! Dość naszej biernosci! Mamy synod! Mamy prawo juz teraz do reakcji , do zabrania głosu mimo , ze nazwano nas ogonem…. idzmy pod kurie w Polsce i wezwijmy biskupow do rozmów a tam gdzie są skompromitowani biskupi wezwijmy ich do złozenia dymisji!

No , nastepny ksiadz… wobec ktorego kuria i Kongregacja nie ogłaszają wyroku jaki zapadł. Tak samo jest ze zmarlym ks…. Panem Dymerem ze Szczecina. I to jest ta otwartosc Watykanu i takze papieza wobec osób wykorzystanych, skoro taki płynie przykład i to z samej góry zaby wyroków nie ogłaszac ,mimo ze osoby wykorzystane mają prawo znać te wyroki to nie ma się czemu dziwić ze hierachia w Polsce mając wsparcie Watykanu nic nie robi i nie zrobi aby swe szeregi oczyszcić! Kto tam bedzie słuchał osoby wykorzystane! Po co! Klerykalizm jest ważniejszy i władza i szmal !!

„Konserwatywny” ks. Zieliński udzielił Panu adekwatnej odpowiedzi. Przy okazji poczęstował Pan x. Zielińskiego typową dla waszego środowiska łatką i jeszcze się dziwi, że nic więcej nie uzyskał. Jesteście w stanie napisać każdą teologiczną i publicystyczną głupotę, nie dziwcie się więcej, że jesteście traktowani niczym trędowaci. Trąd toczy Wasze serca i umysły. Trąd liberalizmu, relatywizmu, naiwności i teologicznej ignorancji.

Juz raz ks. Zielinski w zlych slowach mówił o osobach wykorzystanych przez … duchownych.. a to własnie P Nosowski dzieki swym dociekaniom broni nas wszystkich wykorzystanych w konflikcie z hierarchią! I to P Nosowski ujawnil to co bylo w diecezji kaliskiej, szczecinskokamienskiej! I chwała P Nosowskiemu za odwagę! Wręcz brawurową odwagę!

@MS:
1. A dlaczego ks. Zieliński miałby uznawać określenie „konserwatywny” za jakąś łatkę?
2. A dlaczego, zdaniem MS, dla mnie określenie „konserwatywny” jest jakąś łatką?
3. Proszę o przykład trzech teologicznych głupot, jakie ostatnio opublikowaliśmy.
4. Proszę o przykład trzech publicystycznych głupot, jakie ostatnio opublikowaliśmy.
5. Proszę o przykład tego, że jesteśmy traktowani niczym trędowaci (inny przykład niż opinie MS).
6. Itd.

Niestety, póki mamy zbratanie Kościoła z partią rządzącą, póty będą nam włazić z butami do łóżek, wychowywać nasze dzieci na patriotów głosujących na PiS i bezmózgich katolików a Ordo Iuris będzie decydowało na wet o wystawach sztuki (dziś jest informacja o obecności prezesa Ordo Iuris na spotkaniu z nowym dyrektorem w Zachęcie). Słów brak!

@ Monikaa ——————————————————————— Pewno w ramach miłości do imigranta z pogranicza nazywa Pani katolików bezmózgimi .
Niedawno Jerzy Urban wzywał z GWyborczej, bez zbędnych kropek na łamach : ” Dopier….jcie. katolikom ! ” Wydaje się, że na swój sposób spełnia Pani jego polecenie. —————
Ordo Iuris może podobnie jak inne organizacje przedstawiać mecenasowi utrzymującemu „Zachętę” – swoje propozycje i wyrażać opinie o dyrekcji a mecenas ma prawo do podejmowania decyzji.
Więc dziwi mnie Pani ” słów brak ! „, tym bardziej, iż jak wcześniej Pani pisała – chodzi na manify a tam przecież słów nie brakuje…

Dawid Kiszcz – katolicy podlegają takim samym ocenom, jak inni. Pisząc o bezmózgich katolikach miałam na myśli tylko grupę, która bezmyślnie słucha Ordo Iuris i chce innym (ateistom, wyznawcom innych religii) układać życie według katolickich zasad. A Ordo Iuris wara od kultury, Zachęty i innych instytucji!

Monikaa ———— ” katolicy podlegają takim samym ocenom, jak inni ” — a czy ja twierdziłem inaczej ? Mam zastrzeżenia co do posługiwania się w opiniach takimi słowami jak np. „bezmózgie” . No bo czy nie miałaby Pani nic przeciwko, gdyby nazwać bezmózgimi – grono kobiet które określają siebie wściekłymi macicami i bezmyślnie (- to też z Pani dziarskiego słowniczka) zapatrzone w Zachód , chciałyby wyznawcom religii i zwolennikom tradycyjnych wartości ułożyc życie wedlug gender, ateistów i ruchów LGBT. ———- Na hasło „Ordo Iuris wara od kultury” – odpowiadam „Precz z subkulturą urągowisk lansowanych przez bluzgające wodzirejki „.

Panie Tomaszu, nie zapomniałam – napisałam „partia rządząca”, pamiętam Platformie bratanie się z Kościołem. Dla mnie Kościół w Polsce jest sprzedajny (nie chcę być wulgarna, więc pominę typowe określenie), za kasę jest w stanie zgodzić się na wszystko (vide dwukrotny ślub kościelny prezesa TVP). Żal patrzeć, jak Kościół się stacza, pyszny, gardzący wiernymi, ukrywający pedofilów, szukający winy wszędzie, poza własnymi szeregami (zwłaszcza pierwszymi).

@ Monikaa ——————Ja też wpaniałomyślnie nie będę wulgarny, tylko zapytam :
Czy pobieranie dotacji od rządu przez różne instytucje czy ośrodki kultury nieraz antypisowskie, albo od Sorosa – to nie sprzedajność ?
Mieszkania czy finansowe środki przyjmowane przez wiele lat przez imigrantów – to nie kupowanie i sprzedajność ? Albo chętka na całkowite oddanie się za kasę dobrodziejom z Unii E. ?
A komu i za co zaprzedały duszę najbardziej zaciekłe aktywistki ze Strajku Kobiet , skoro otrzymały wsparcie od Global Order of Satan ( https://polskieradio24.pl/5/1222/Artykul/2611134,To-piekna-akcja-Swiatowy-Zakon-Szatana-wyrazil-poparcie-dla-Strajku-Kobiet ///// https://pch24.pl/ataki-na-koscioly-zaklocanie-mszy-swiatowy-zakon-szatana-zachwycony-protestami-w-polsce/ ) ?
Może jednak nie tylko kasą można tłumaczyć różne zachowania i decyzję ?
Może np. kościół woli utrzymywać przyjażniejsze kontakty z tymi, którzy nie mają ciągotów do zastąpienia religii niekoniecznie lepszą ideologią ?
A środowiska totalnie lgnące do UE robią to z wysokich jak Alpy pobudek ?