Jesień 2024, nr 3

Zamów

Treny Iwaszkiewicza

Jarosław Iwaszkiewicz podczas uroczystego otwarcia Teatru Wielkiego po odbudowie ze zniszczeń wojennych. Warszawa, 19 listopada 1965 r. Fot. Archiwum Fotograficzne Zbyszka Siemaszki / NAC

Moja przygoda z poezją Jarosława Iwaszkiewicza trwa. Właśnie zafascynował mnie jego nieopublikowany za życia cykl „Droga” dotyczący tragicznej miłości poety do Jerzego Błeszyńskiego.

Czytam „Wybór poezji” Jarosława Iwaszkiewicza w opracowaniu Radosława Romaniuka, rzecz pięknie wydaną w serii „Biblioteka Narodowa”. Zachwycam się jednym i drugim – i tą poezją, i jej krytycznym opracowaniem. Lektura nieoczekiwanie przerodziła się dla mnie w literacką przygodę.

Zacząłem od ogólnego zapoznania się ze strukturą dzieła. Spis rzeczy wyodrębnia dwie zasadnicze części: „Wstęp” autorstwa Radosława Romaniuka, podzielony na siedemnaście rozdziałów, odpowiadających kolejnym etapom życia i twórczości Iwaszkiewicza, oraz sam „Wybór poezji”, respektujący chronologię tomów wydawanych za życia poety. Postanowiłem jednak czytać nie po kolei, lecz kierując się własnymi impulsami. Sięgam więc najpierw do wybranego rozdziału „Wstępu”, potem do odpowiadających mu utworów.

Najpierw przypomniałem sobie „Oktostychy” (1919), które wciąż zachwycają. Potem zaciekawił mnie we „Wstępie” rozdział zatytułowany „Droga”, z datą 1959 – dziwna rzecz, w samym wyborze nie znajdujący wprost odpowiednika pod takim tytułem,  lecz niejako schowany w dziale „Utwory inne z lat 1956-1963”. Wyjaśnienie znaleźć można właśnie we „Wstępie”. Otóż zbiór „Droga”, skomponowany przez samego Iwaszkiewicza z wyraźną myślą o publikacji, nigdy jako taki nie ukazał się drukiem za życia autora (tylko pojedyncze utwory z tego cyklu rozproszone były po czasopismach).

Wiersze te dotyczą wprost miłości poety do młodszego o 37 lat Jerzego Błeszyńskiego, prostego robotnika o wyjątkowej urodzie, miłości zakończonej tragicznie śmiercią kochanka, który chorował na nieuleczalną wówczas gruźlicę. Sama historia tej homoseksualnej miłości nie była tajemnicą, ale opublikowanie cyklu „Droga” w całości miało miejsce dopiero w dwadzieścia lat po śmierci Iwaszkiewicza. Są to wyjątkowo piękne, przejmujące wiersze, a tematem ich jest – od pierwszego do ostatniego – czająca się na horyzoncie lub już dokonana śmierć ukochanego. Nasuwa mi się określenie, że „Droga” to jakby treny Iwaszkiewicza.

Posłuchajmy dwóch z trzydziestu.

VIII

Bo tu zupełnie o co innego chodzi,
Kiedy deszcz pada, kiedy smutno,
I wie się, że szczęście się nie narodzi
Ani pojutrze, ani jutro.

Chodzi tylko o trochę wiosennego wiatru,
Żeby włosy rozrzucił na twoim czole
I żebym, kiedy już te dnie się zatrą,
Zapamiętał twą dłoń wspartą na stole.

XXIII

28 V 59 (to data śmierci Jurka)

Niechaj się twoje serce jak ptak nie rozbija,
Niech się z ust twoich nie wysącza ślina.
Wieczór majowy namioty rozwija,
Wybija twoja – i moja – godzina.

Przez zawęźlony bandaż krew przecieka,
Zaciśnij wargi, co gorzko grzeszyły,
Pod moim palcem niech twoja powieka
Zamknie blask oka dla cieniów mogiły.

Na niebie gwiazdy jak pszeniczne ziarna
Rodzą się w męce,
I opadają bezwładne i czarne
Myśli i ręce.

Już po lekturze tych wierszy niezwykłym doświadczeniem było dla mnie wysłuchanie podcastu Radosława Romaniuka „Pełnia literatury”, poświęconego właśnie miłości Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego. Romaniuk przedstawia pokrótce historię tej nietuzinkowej, trudnej relacji, czyta kilka wierszy, ale potem dodaje coś jeszcze:  fragmenty „listów do Surabai”, nigdy niewysłanych listów, jakie Iwaszkiewicz pisał  do ukochanego już po jego śmierci, zwracając się do niego jak do człowieka, który nie umarł, lecz po prostu wyjechał w daleką podróż. Po latach odnalazła  je w archiwum Zamku Królewskiego w Warszawie Anna Król. Wraz z kilkuset innymi listami poety do kochanka pisanymi jeszcze za jego życia opublikowała je następnie w tomie „Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego” (Warszawa 2017). 

Lektura tej książki może dostarczyć materiału do głębszej refleksji na temat skomplikowanej, ambiwalentnej, w sumie tragicznej relacji miłosnej starego poety z młodym mężczyzną. Jedno jest pewne: Iwaszkiewicz, płacąc za tę miłość niemałą cenę, jako pisarz i poeta inspirował się nią owocnie w wieloraki sposób. Doświadczenie miłości do Jurka zostawiło bowiem swój ślad nie tylko w wierszach, ale także w  opowiadaniu „Kochankowie z Marony”, w powieści „Sława i chwała”, w „Weselu pana Balzaka”.  

Wesprzyj Więź

Zainspirowany ciekawym i pięknie wykonanym podcastem  Radosława Romaniuka, zaproponowałem „kwadrans literacki” – jak to mam w zwyczaju – gronu moich przyjaciół. Po krótkim wprowadzeniu przeczytałem im trzydzieści trenów Iwaszkiewicza z cyklu „Droga”. Choć zapowiedziany „kwadrans literacki” trwał aż trzy kwadranse, uczestnicy słuchali cały czas w absolutnej ciszy.

A teraz wracam do lektury „Wyboru poezji” z Biblioteki Narodowej. Moja przygoda z poezją Iwaszkiewicza trwa.  Wielkie podziękowania dla Radosława Romaniuka.

Przeczytaj też: Cóż po starym poecie w czasie nowoczesnym?

Podziel się

4
Wiadomość

A ile miłości miał w swoim życiu Iwaszkiewicz? Siedemnaście? Dwadzieścia cztery? Ktoś to policzył? To były raczej emocje „na bazie” instynktów. Używanie słowa miłość w jego przypadku to chyba dopisywanie się do degradacji tego słowa przez współczesną popkulturę.
Tak, jestem uprzedzony do Iwaszkiewicza, bo od początku słyszałem o nim jako o oportuniście wyjątkowego kalibru (nie wypominajmy mu udziału w Ogólnonarodowym Komitecie Uczczenia Pamięci Józefa Stalina, bo miał prawo się bać o siebie, ale przypomnijmy jedynie jego rolę figuranta, który w 1959 pomógł Gomułce usunąć swojego przyjaciela Antoniego Słonimskiego z funkcji prezesa Związku Literatów Polskich w ramach odwrotu od Października ’56 – miał taką osobistą pozycję, że nie musiał się złajdaczyć, nic mu nie groziło). I to oportunisty wyjątkowo szkodliwego, bo innych przekonywał do podobnej postawy wykorzystując do tego swój autorytet literacki. Nie przyjmuję do wiadomości, że miłość kogoś takiego faktycznie nie jest karłowata i zasługuje na zachwyt (chyba, że się zignoruje wiedzę).
Ale w tym moim murze postawionym przed Iwaszkiewiczem jest szczelina. Podobne uprzedzenia za stalinowską twórczość miałem do Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Żona pokazała mi jego wiersz, w którym gorzko zapłakał nad swoim zniewoleniem. Po tym wierszu potrafiłem już go czytać. Proszę, pokażcie mi taki akcent u Iwaszkiewicza, który pomoże mi przełamać swoje bezlitosne uprzedzenia.