Przybysze otrzymują od nas stałą pomoc w codziennych, prozaicznych sprawach. Mamy współpracujące z nami przedszkola, szkoły, organizujemy kursy języka polskiego i polskiej kultury, pomoc prawną – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” ks. Mieczysław Puzewicz.
Tydzień temu informowaliśmy o tym, że zakony w Lublinie przyjmą kilkudziesięciu uchodźców przebywających obecnie w ośrodkach dla cudzoziemców w Polsce. W sobotę na stronie „Tygodnika Powszechnego” ukazała się rozmowa Edwarda Augustyna z ks. Mieczysławem Puzewiczem, koordynatorem akcji.
Duchowny opowiada, jak do niej doszło: otrzymał on pytanie od Tomasza Sieniowa z Instytutu na Rzecz Państwa Prawa w Lublinie o to, czy prowadzone przez niego Centrum Wolontariatu znalazłoby mieszkanie dla trzech dziewcząt z Etiopii; tego samego dnia „przyszła druga prośba – o ulokowanie czteroosobowej rodziny kubańskiej. A potem kolejna – o przyjęcie sześcioosobowej rodziny Afgańczyków”.
„Pojechałem do klasztoru Sióstr Białych w Lublinie, które nota bene są białe tylko z nazwy, bo jedna jest z Tanzanii, druga z Ugandy a trzecia z Nigerii, i które od razu zgodziły się udostępnić dwa pokoje. Potem pojechałem do Sióstr Nazaretanek, które, jak się okazało, mają wolny cały klasztor, bo przeniosły przedszkole w inne miejsce. Pomysł się spodobał matce prowincjalnej, a także generalnej, która akurat przebywała w Polsce. To Amerykanka. Gdy usłyszała propozycję, aż podskoczyła z radości. Resztę udało się załatwić telefonicznie – w klasztorze ojców białych i sióstr franciszkanek misjonarek Maryi. Tak więc już w sobotę mieliśmy zapewnione 40 miejsc” – relacjonuje.
Ks. Puzewicz, który pomaga migrantom i uchodźcom od 1993 roku, zapewnia, że jako Centrum Wolontariatu mają pomysł na integrację przybyszów. „Otrzymują oni stałą pomoc w codziennych, prozaicznych sprawach – trzeba im pokazać, gdzie jest tania apteka czy najtańsze sklepy, oprowadzić po mieście. Mamy współpracujące z nami przedszkola, szkoły, organizujemy kursy języka polskiego i polskiej kultury, pomoc prawną. Szukamy dla nich pracy, choć tu wciąż napotykamy się na olbrzymie przeszkody biurokratyczne” – mówi.
„Wspaniałą praktyką, którą wprowadzamy od lat, jest tzw. partnerstwo rodzin, czyli spotkania migrantów z polskimi rodzinami. Poznają się, wymieniają telefonami i adresami, zaczynają się sami do siebie zapraszać. To się fantastycznie sprawdza w przypadku rodzin z dziećmi, bo łączą ich wspólne problemy. Imigranci bardzo sobie takie naturalne spotkania cenią” – dodaje.
„Czy zdarzały się jakieś ataki na waszych podopiecznych?” – pyta Augustyn. „Przypominam sobie tylko jedną taką sytuację, gdy istniał jeszcze ośrodek dla cudzoziemców w Lublinie. Mieścił się przy ulicy, gdzie było wiele ubogich domów. Jedno z lokalnych mediów nakręciło spiralę nienawiści, mówiąc, że uchodźcy dostają pieniądze i mieszkają w hotelu, a Polacy żyją w biedzie. Zrobiliśmy później specjalne szkolenia dla mediów i od tamtego czasu nasza działalność i nasi podopieczni spotykają się z większym zrozumieniem, przynajmniej tu, w Lublinie” – opowiada duchowny.
Na pytanie o to, czy on i jego wolontariusze pomagają obecnie migrantom na polsko-białoruskiej granicy, odpowiada: „Na ile to tylko jest możliwe. Granice naszej działalności zakreślają granice stanu wyjątkowego. Jeśli ktoś stamtąd się wydostanie – w taki czy inny sposób – jesteśmy gotowi na pomoc”.
Ks. Puzewicz jest delegatem metropolity lubelskiego ds. osób wykluczonych. W latach 1997-2011 był rzecznikiem prasowym abp. Józefa Życińskiego.
Przeczytaj też: „Solidarność” staje się martwym słowem, jeśli odwracamy się od potrzebujących
DJ