rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Nasza dzisiejsza dewocja odwetowa

Ks. Józef Tischner. Fot. Archiwum rodzinne / tischner.pl

W „świętości” dewotów jest coś, co mierzi. Co? Dwie, jak się wydaje, rzeczy: majątek i władza.

Fragment książki „Wiara ludzi wolnych”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2021. Tekst ten ukazał się w czasopiśmie „Hale i Dziedziny” nr 1/1993 pt. „Udokumentowana dewotka”

Kiedy Jasiek opowiadał o swojej sąsiadce Anielci, nie był w stanie opanować wzburzenia. „Udokumentowana dewotka” – rzekł. Rzeczywiście, były dokumenty: Anielcia „zorganizowała ligę różańcową”, niby to dla modlitwy, ale tak naprawdę, to po to tylko, by zamaskować swą „prawdziwą złodziejską i znieważającą naturę”.

Natura ta jedno miała na celu: mnożyć majątek. I choć Anielcia nie miała dla kogo tego majątku gromadzić, bo nie była wydana, to i tak jej nie przeszkodziło „wepchnąć się do połowy placu Jaśkowego”, a po wsi rozbębnić, że to Jasiek się do jej placu wepchał. Jasiek ma z Anielką kłopot niemały. Napisał do mnie list z prośbą o pomoc. Jakże pomóc! Pomogę Jaśkowi, to się narażę „lidze różańcowej”.

Nie słyszałem, żeby Jezus się procesował o majątek. A na władzy całkiem mu nie zależało

ks. Józef Tischner

Udostępnij tekst

Anielcia jest dewotką. Tys piknie. Pewnie nie pierwszą i nie ostatnią. Tym bardziej, że nadeszły na nas czasy „dewocyjne”. Dewotki i dewoci wyszli na światło dzienne. Niektórzy trafili nawet do sejmu. Jak ich poznać? Poznać ich po „świętości”. Świętość – dobra rzecz. Ale w ich „świętości” jest coś, co mierzi. Co? Dwie, jak się wydaje, rzeczy: majątek i władza. Czasem osobno, czasem razem. Mamy przed sobą nie tę świętość, która bywa celem dążeń człowieka, ale tę, która jest środkiem do celu. Jakby ktoś kurzył po to tylko, by móc sobie kupić fajkę. Jednym chodzi o majątek, innym o władzę. Anielcia chce majątku. Tym w sejmie pachnie władza. Jedni i drudzy chcą się pokazać „świętszymi”, niż są. I to właśnie mierzi. Dajcie mi władzę, bo jestem święty! Dajcie mi pół placu, bom święta!

W Ewangelii natrafiamy na taką „świętość” u faryzeuszy. Faryzeusze troszczyli się, aby się nie splamić zetknięciem z tym, co pogańskie, co „nieczyste”. Nie weszli na dziedziniec pałacu Piłata. Niemniej krzyczeli: „ukrzyżuj!”. To ich nie plamiło, ale gdyby weszli, to by ich plamiło. Dewocja lubi wyglądać na świętość. Otacza się „świętościami”: różańce, medaliki, modlitewniki. Im więcej dewocjonaliów, tym większa „świętość”. Patrzcie: „mój wygląd świadczy o mnie”.

Wiara ludzi wolnych
i „Wiara ludzi wolnych”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2021

Powtarzam: nasze czasy stały się czasami dewocji. Dewoci i dewotki latają po świecie i szukają „udokumentowania” swej wiary. Ale czy naprawdę o wiarę tu idzie?

Prawdziwą świętość poznaje się po owocach: „drzewo dobre rodzi dobre owoce”. Spotykając prawdziwie świętego, mówimy: „dobry człowiek”. O Chrystusie powiedziano: „Nauczycielu dobry”. Kiedy indziej: „przeszedł, dobrze czyniąc”. Nie słyszymy, żeby się procesował o majątek. A na władzy całkiem mu nie zależało. Świętość rzetelna nie potrzebuje znaków zewnętrznych, żeby się pokazać. Pokazuje się po prawdomówności, po miłosierdziu, po rzetelności, po mądrości. Nie znaczy to, że unika tamtych znaków. Nie, nie unika, ale nie one są ważne. Ważny jest duch. Jest pokora. Kto styka się z rzeczami naprawdę świętymi, ten wie, że one same przez się budzą pokorę. A pokora znaczy prawda.

Nasza dzisiejsza dewocja ma jeszcze jedno znamię: jest odwetowa. W imieniu religii, w imieniu wiary, głosi potrzebę odwetu. Wczorajsi niewolnicy biorą odwet na tych, którzy ich zniewolili. Ale ten odwet oznacza, że są nadal w niewoli – niewoli nienawiści, którą pielęgnują. Z nienawiści stają się dewotami. Chcą samego Boga uczynić narzędziem swej zemsty. Doprawdy, niezgłębione są tajemnice ludzkich dusz.

A jeśli idzie o Anielcię, to mimo wszystko jedno jest u niej miłe. Anielcia się nie wydała i pewnie już się nie wyda. Miła jest piosenka, którą nuci sobie w czasie wolnym od modlitw, postów i umartwień:

Lepiej zyć samemu,
jako się źle wydać
Piyknie wióneckowi,
Kie go z trumny widać.

Wesprzyj Więź

A Jasiek, zamiast pozazdrościć, to się wpiyrzo! Jak to Jasiek.

Tytuł od redakcji

Przeczytaj też: Józef Tischner, myśliciel zapowiadający kościelną katastrofę

Podziel się

18
5
Wiadomość