Prowadzona we Wrocławiu w latach 1996–2000 przez Pawła M. Wspólnota św. Dominika miała wszystkie cechy sekty. O. Maciej Zięba OP i późniejsze władze zakonu przez ponad 20 lat reagowali nieodpowiednio – diagnozuje komisja Terlikowskiego.
Publikujemy niżej streszczenie zawarte w 250-stronicowym raporcie niezależnej komisji eksperckiej powołanej przez prowincjała polskich dominikanów o. Pawła Kozackiego do zbadania sprawy ojca Pawła M. oraz przeanalizowania działań władz polskiej prowincji dominikanów w reakcji na jego czyny na przestrzeni ostatnich ponad 20 lat. Autorami streszczenia są dr Tomasz Terlikowski (przewodniczący komisji), dr Sebastian Duda, o. Jakub Kołacz SJ, Wioletta Konopa-Stelmach, dr hab. Michał Królikowski, prof. ucz. Bogdan Stelmach, ks. dr Michał Wieczorek, dr Sabina Zalewska.
Historię Pawła M., duszpasterza, który miał stosować wobec wiernych przemoc fizyczną, psychiczną, duchową i seksualną, poznaliśmy w dwóch reportażach Pauliny Guzik publikowanych na Więź.pl: „Dominikańska recydywa” i „«Dla czystego wszystko jest czyste». Dominikańskie historie prawdziwe”.
Pełny tekst raportu można pobrać i przeczytać tutaj.
Ze względu na publikację raportu Inicjatywa „Zranieni w Kościele” – telefon wsparcia dla osób dotkniętych przemocą seksualną przez ludzi Kościoła –uruchomiła programu wsparcia kryzysowego. Od dziś do niedzieli 26 września codziennie między godziną 19 a 22 pod numerem 800 280 900 będą dyżurować psychoterapeuci, wysłuchując osób skrzywdzonych, dając im pierwsze wsparcie oraz udzielając informacji o możliwości otrzymania pomocy prawnej, psychologicznej czy duchowej, a także kierując je do odpowiednich i zaufanych specjalistów. Więcej informacji: zranieni.info.
Tytuł, lid i śródtytuły pochodzą od redakcji Więź.pl.
*
Ujawnienie drastycznych faktów dotyczących działalności dominikanina Pawła M., które miało miejsce w marcu 2021 r., zbulwersowało opinię publiczną w Polsce. Media poinformowały, że przed ponad dwudziestu laty zakonnik we wspólnotach, których był duszpasterzem, dopuścił się straszliwych niegodziwości. Niepokój budziły opisy pobić, do jakich dochodziło podczas modlitw wspólnotowych prowadzonych przez niego. Jeszcze bardziej przerażająca była dla wielu informacja o wielokrotnym wykorzystaniu seksualnym kilku kobiet w ramach prowadzonego przez Pawła M. kierownictwa duchowego.
Sprawa Pawła M. to także w pewnym stopniu egzemplifikacja stanu Kościoła nie tylko w Polsce, ale i na świecie
Jedna z pokrzywdzonych – zakonnica, wobec której dominikanin wielokrotnie naruszył granicę intymności – 2 marca 2021 r. zgłosiła do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. W przypadku pozostałych pokrzywdzonych – ze względu na upływ czasu i przedawnienie – wydawało się to niemożliwe. Inaczej niż w wielu innych sprawach, które za przedmiot mają wykorzystanie seksualne przez duchownych osób nieletnich, Paweł M. krzywdził osoby dorosłe, które traktowały go jako swego przewodnika duchowego.
Odkąd wszystkie te fakty zostały ujawnione, stało się jasne, że w ciągu wielu lat dominikańscy przełożeni dopuścili się wielu zaniedbań w sprawie Pawła M., choć pokrzywdzeni wielokrotnie zwracali się do nich o elementarną sprawiedliwość. W obliczu zaistniałej sytuacji władze Polskiej Prowincji Zakonu Braci Kaznodziejów zdecydowały się na bezprecedensowy krok. Ojciec Paweł Kozacki OP, prowincjał polskich dominikanów, 30 marca br. powołał niezależną Komisję ekspercką, której zadaniem miało być zbadanie okoliczności działań Pawła M. oraz instytucji Prowincji w jego sprawie na przestrzeni ponad dwudziestu lat aż do chwili obecnej. Tym samym polscy dominikanie pragnęli wyznaczyć standardy rzetelnego postępowania w przypadkach podobnych do sprawy Pawła M. Publikacja tego Raportu jest dowodem na to, że Zakon Braci Kaznodziejów w Polsce nie odstąpił od pierwotnych zamiarów.
Skrajna demonizacja rzeczywistości
Powołana przez polskich dominikanów Komisja ustaliła, że w trakcie formacji zakonnej oraz od początku pracy duszpasterskiej Pawła M. można było zaobserwować niepokojące zjawiska związane z jego nieprawidłową osobowością, a także zdumiewającymi przejawami religijności. Tę ostatnią rozwijał w ramach duchowości charyzmatycznej bez oparcia się na wystarczająco solidnych podstawach intelektualnych. Swoje pragnienia kierował w stronę nadzwyczajnych przeżyć religijnych o charakterze mistycznym. Jednocześnie chciał być przewodnikiem innych ludzi na drodze do osiągania tego typu doświadczeń.
Pod wpływem praktyk religijnych o charakterze charyzmatycznym stopniowo ujawniały się w działalności i osobowości Pawła M. rysy coraz bardziej niepokojące. Ze strony zakonu dominikańskiego nie było na to odpowiedniej reakcji. Skutki okazały się dramatyczne. Zakonnik dopuścił się ogromnych krzywd względem wielu osób, z którymi zetknął się w pracy duszpasterskiej.
Zastosowana przez Pawła M. adaptacja ruchu charyzmatycznego w prowadzonej przez niego działalności duszpasterskiej była wadliwa, oparta na subiektywnych intuicjach i odczuciach, sprzeczna z regułami Kościoła katolickiego, z wykorzystaniem zniekształconych wątków mesjanistycznych, maryjnych i ekspiacyjnych. Od wczesnych etapów formacji zakonnika fascynowały przede wszystkim aspekty demonologiczne, co wpłynęło na kształtowanie się u niego coraz bardziej aberracyjnego ujęcia doktryny katolickiej.
Skrajna demonizacja rzeczywistości, wzmocniona modnymi w kręgach charyzmatycznych w latach 90. ubiegłego wieku lekturami (także powstałymi w protestanckich kręgach pentekostalnych) na temat tzw. modlitwy uwolnienia od wpływów zła osobowego oraz praktyk egzorcyzmalnych, utwierdziła Pawła M. w przekonaniu o jego wyjątkowej roli „terapeuty duchowego” w odniesieniu do powierzonych mu wiernych.
Ponadto zainteresowanie dziełami i osobą osławionych braci o. Marie-Dominique Philippe’a OP i (choć w mniejszym stopniu) o. Thomasa Philippe’a OP [1], zwieńczone obroną wątpliwej jakości doktoratu, jeszcze bardziej wzmocniło deformację wewnętrznego życia religijnego zakonnika. Paweł M. uznał bowiem, że jego powołaniem jest stworzenie – podobnie jak w przypadku dwóch francuskich dominikanów – „nowej wspólnoty” oraz zgromadzenia zakonnego, w których mógłby realizować jako przywódca i kierownik duchowy wyznawaną przez siebie wersję wiary chrześcijańskiej.
Kultura sukcesu w zakonie
Samo już dopuszczenie Pawła M. do święceń, pracy duszpasterskiej, sprawowania sakramentów, w tym sakramentu pokuty, i głoszenia Słowa Bożego, pozbawione odpowiedniej duchowej superwizji oraz kontroli intelektualnej, było błędem. W chwili podejmowania takiej decyzji zlekceważono ujawnione w początkowym okresie formacji wątpliwości co do osoby Pawła M. W późniejszym czasie decyzje w odniesieniu do zadań duszpasterskich zakonnika czy też o pozostawieniu go w zakonie oraz w stanie kapłańskim mimo ujawnionego zła, jakiego się dopuścił, wynikały z braku zrozumienia, a niekiedy nawet bagatelizacji problemów związanych z jego osobowością i krzywd wyrządzonych przez niego innym.
Identyfikację nieprawidłowości w postępowaniu Pawła M. utrudniły jego niewątpliwe sukcesy duszpasterskie, jego charyzma gromadząca setki ludzi na sprawowanej liturgii, zaangażowanie, oddanie i lojalność osób w prowadzonym przez niego duszpasterstwie. Jednak od samego początku zastrzeżenia do działalności Pawła M. były formułowane (zarówno przez jego zakonnych współbraci, jak i wiernych świeckich) oraz kierowane do przełożonych. Zainteresowanie nimi uległo radykalnemu osłabieniu po objęciu urzędu prowincjała przez o. Macieja Ziębę OP w 1998 r.
W czasie, gdy dochodziło do najbardziej bulwersujących zdarzeń związanych z działalnością wrocławskiej Wspólnoty św. Dominika, której duszpasterzem był Paweł M., zaczęła już funkcjonować narzucona przez ówczesnego prowincjała kultura sukcesu. Dominikanie cieszyli się niemałym prestiżem w społeczeństwie polskim, szczególnie w kręgach inteligencji. Dostrzegano w nich często jedną z najlepszych części Kościoła w naszym kraju. Doceniano poziom intelektualny zakonników, ich zaangażowanie w działalność publiczną, zasługi na polu duszpasterstwa. Ojciec Maciej Zięba OP pragnął na bazie wizerunku, jakim cieszyli się wówczas dominikanie, tworzyć strategię dalszego rozwoju zakonu w Polsce.
Sukcesy duszpasterskie Pawła M. świetnie się wpisywały w zamierzenia i plany ówczesnego prowincjała. Utrudniło to w maksymalnym stopniu odpowiednio skuteczne rozpoznanie zastrzeżeń zgłaszanych odnośnie do działalności krzywdzącego powierzonych mu ludzi zakonnika.
Autodeifikacja i automesjanizm
Prowadzona we Wrocławiu w latach 1996–2000 przez Pawła M. Wspólnota św. Dominika była oparta na mechanizmie psychomanipulacji. Dochodziło w niej również do przemocy fizycznej oraz nadużyć seksualnych. Wspólnota ta miała wszystkie cechy umożliwiające określenie jej mianem sekty.
Inna rzecz, że jej członkowie – podobnie jak wiele osób, na których drodze stanął Paweł M. – niewątpliwie doświadczało pod wpływem zakonnika niezwykle intensywnych przeżyć religijnych. Sprawiało to, że racjonalny ogląd sytuacji przez te osoby w związku z ich psychiczną zależnością od Pawła M. oraz od propagowanej przez niego duchowości często okazywał się bardzo trudny. Tym bardziej dziwi, że postępowanie zakonnika względem powierzonych mu w pracy duszpasterskiej osób nie spotkało się ze skuteczną, niwelującą jego destrukcyjne skutki odpowiedzią ze strony dominikańskich współbraci.
Uważamy za niemal niemożliwe, że tak funkcjonująca grupa mogła na tyle skutecznie „ukryć” się, by nie wzbudziła zainteresowania innych dominikanów. Zachowały się bowiem pochodzące z końca lat 90. pisemne świadectwa kilku współbraci Pawła M., którzy precyzyjnie identyfikowali zakres nieprawidłowości w posłudze zakonnika. Zauważono m.in niejasne zależności między Pawłem M. a członkami duszpasterstwa, opresyjne kierownictwo duchowe, rozpoznawanie powołania do stanu kapłańskiego i życia konsekrowanego z natychmiastowym wezwaniem do zerwania relacji z bliskimi, wielogodzinne modlitwy z wywieraniem psychicznej presji na ich uczestników, nieustanne tropienie przez zakonnika „nieczystości” u ludzi podlegających jego kierownictwu duchowemu, a także demonizowanie przez niego rzeczywistości, które przejawiało się np. w dziwnych rytuałach, takich jak palenie na klasztornym dziedzińcu sprzętów rzekomo zamieszkałych przez szatana.
Mimo tej wiedzy przełożeni polskich dominikanów nie podjęli wówczas wysiłku, by szczegółowo zbadać aberracje teologiczne w postępowaniu Pawła M. Skrajnie nieprawidłowe – w ramach duszpasterstwa katolickiego – wykorzystanie przez niego elementów duchowości charyzmatycznej opierało się bowiem u zakonnika na dwóch niebezpiecznych przeświadczeniach. Pierwszym z nich była autodeifikacja, tj. przekonanie o byciu wyjątkowym reprezentantem Boga, niemal doskonałym głosem Ducha Świętego. Drugi aspekt duchowej transgresji Pawła M. polegał z kolei na automesjanizmie. Zakonnik wierzył, że tak bardzo jest w stanie upodobnić się do cierpiącego Chrystusa, iż może wpływać na drogę zbawienia innych ludzi czy to przez cierpienie własne, czy to – częściej – przez zadawanie cierpienia (także fizycznego bólu) innym.
Jednocześnie Paweł M. był przekonany, że obdarzony został szczególnym charyzmatem rozeznawania sytuacji duchowej i egzystencjalnej ludzi, z którymi się spotykał. Przekonanie to prowadziło go wielokrotnie do poważnych nadużyć w sprawowaniu sakramentu spowiedzi oraz do naruszania jej tajemnicy.
Te i wymienione wyżej nadużycia nie były wówczas zupełnie nieznane współbraciom Pawła M., choć nie zdawali oni sobie w pełni sprawy z duchowej transgresji zakonnika i szczegółów wypaczeń teologicznych z niej wynikających. Mimo to brak skutecznej reakcji dominikanów (zarówno we Wrocławiu, jak i liderów duszpasterstw blisko związanych i współpracujących z grupą wrocławską w Poznaniu i Jarosławiu) na ówczesne działania Pawła M. nie daje się, jak sądzimy, usprawiedliwić.
Co wiedział prowincjał Maciej Zięba
Na szczególnej pozycji Pawła M. oraz skrajnie nieadekwatnej bezpośredniej reakcji na ustalone nadużycia niewątpliwie zaważyła jego relacja osobista z o. Maciejem Ziębą OP, solidarność wewnętrzna związanego z nim środowiska współbraci i ich podporządkowanie osobie o. Macieja, jak również zlekceważenie przez ówczesnego prowincjała powagi zdarzeń.
Od początku 1998 r. o. Maciej Zięba OP był informowany o karygodnych postępkach Pawła M. we wrocławskiej Wspólnocie św. Dominika. Dochodziły do niego sygnały o wielogodzinnych, czasami trwających do późna w nocy modlitwach. Zaniepokojeni członkowie rodzin oraz znajomi członków duszpasterstwa we Wrocławiu wskazywali na występowanie w grupie prowadzonej przez Pawła M. mentalności sekciarskiej. Powierzone duszpasterskiej opiece zakonnika osoby coraz bardziej ograniczały kontakty z rodzinami oraz z przyjaciółmi spoza Wspólnoty. Niektóre z nich zaniedbywały studia (aż do ich porzucenia) oraz oddawały swoje oszczędności na rzecz mającej powstać, wymarzonej przez Pawła M., „nowej wspólnoty”.
Ojciec Maciej Zięba OP zezwolił również na absurdalny „ewangelizacyjny” wyjazd swego współbrata do Chin wraz z kilkoma członkami wrocławskiego duszpasterstwa (Paweł M. „rozeznał”, że został powołany do nawrócenia społeczeństwa Państwa Środka na chrześcijaństwo). Ówczesny prowincjał polskich dominikanów był również informowany o aktach przemocy fizycznej, jakie miały miejsce podczas modlitw, oraz o stosowanej przez Pawła M. presji psychicznej i duchowej (m.in. o przemocowym wykluczaniu przez duszpasterza członków Wspólnoty jako „niewiernych Bogu Judaszy”).
Mimo to do początków 2000 r. o. Maciej Zięba OP nie ukrócił działalności swego współbrata we Wrocławiu. Stało się tak dopiero po przekazaniu mu przez o. Marcina Mogielskiego OP kilku pisemnych świadectw członków Wspólnoty, którzy byli już wówczas świadomi krzywdy doświadczonej przez nich z powodu psychomanipulacji Pawła M. W Wielki Wtorek 2000 r. ówczesny prowincjał polskich dominikanów odwołał zakonnika z funkcji duszpasterza akademickiego we Wrocławiu.
Już wiosną tamtego roku o. Maciej Zięba OP dowiedział się również o wykorzystaniu seksualnym przez Pawła M. w ramach prowadzonego przez dominikanina „kierownictwa duchowego” czterech kobiet. Dostał też na piśmie informację o wielokrotnym zgwałceniu jednej z nich. Nie zlecił jednak w tej sprawie postępowania kanonicznego ani nie zgłosił zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do prokuratury. Pawła M. spotkały jedynie ze strony o. Macieja Zięby OP „kary” o charakterze pokutnym: zakaz sprawowania sakramentów, kilkutygodniowy pobyt w klasztorze kamedułów na Bielanach w Krakowie oraz roczna praca w hospicjum w Lublinie.
Stosunek ówczesnych władz zakonu do pokrzywdzonych był absolutnie niewłaściwy. Po ujawnieniu nieprawidłowości w funkcjonowaniu Wspólnoty św. Dominika we Wrocławiu dominikanie nie podjęli zorganizowanego wysiłku w skorygowaniu skutków błędnej formacji religijnej i życia duchowego, które narzucił Paweł M. Praca z pokrzywdzonymi była tymczasem niezbędna i stanowiła część odpowiedzialności duszpasterskiej dominikanów. Niektórym z pokrzywdzonych zaoferowano jedynie pokrycie kosztów psychoterapii, co pokrzywdzeni odebrali jako upokorzenie. Poza tym (z wyjątkiem o. Marcina Mogielskiego OP) nie okazano im żadnych innych oznak empatii i wsparcia, co przyczyniało się do wystąpienia wtórnej wiktymizacji. Dominikanie nie reagowali też odpowiednio na przestrzeni kolejnych 20 lat na skargi i zapytania, jakie wysyłali do nich pokrzywdzeni, odnośnie do dalszego funkcjonowania Pawła M. w zakonie i możliwości wystąpienia niebezpiecznych sytuacji w ramach prowadzonej przez niego działalności.
Brak postępowania kanonicznego
Tymczasem po upływie rocznego zakazu sprawowania sakramentów, od 2001 r. do końca prowincjalatu o. Macieja Zięby OP w 2006 r., Paweł M. wrócił do normalnej działalności kapłańskiej – odprawiał Eucharystię, głosił Słowo Boże, sprawował sakrament pokuty. Nie otrzymał jedynie zadań związanych z prowadzeniem indywidualnego i grupowego duszpasterstwa. Od początku prowincjalatu o. Krzysztofa Popławskiego OP – tj. od 2006 r. – limitowano działalność Pawła M., z wyjątkiem okresu skierowania go po obronie doktoratu do pracy w szpitalu psychiatrycznym oraz pracy duszpasterskiej w Jarosławiu (co w kontekście znanych ówczesnemu prowincjałowi faktów jest decyzją dla nas niezrozumiałą), aż do niemal całkowitego wycofywania go od kontaktów z ludźmi poza środowiskiem dominikanów.
Z drugiej strony, Paweł M. przez lata był poddawany ograniczeniom w sprawowaniu władzy święceń oraz kontaktach z ludźmi wyłącznie na podstawie uznaniowej decyzji prowincjałów, bez zastosowania właściwej podstawy prawnej i takiejże procedury. Nawet po zakończeniu prowincjalatu o. Macieja Zięby OP w 2006 r., aż do roku 2021, nie przeprowadzono żadnego postępowania kanonicznego w sprawie Pawła M., nie dano mu prawa do obrony, nigdy nie orzeczono wobec niego kar w rozumieniu Kodeksu prawa kanonicznego. Jednocześnie, niejako pochodnie, nie stworzono realnego zagrożenia poważniejszymi konsekwencjami w przypadku naruszenia nałożonych na niego zakazów.
Jedyna próba złożenia formalnego odwołania (rekursu) przez Pawła M. do Generała Zakonu Kaznodziejskiego od decyzji o zastosowaniu ograniczeń względem niego okazała się nieskuteczna. W naszej ocenie wynikała ona z przekonania o konieczności ochrony innych przed Pawłem M., a nie dowodziła prawidłowości stosowanych przez prowincjałów środków.
Decyzje kolejnych prowincjałów były podejmowane na podstawie nie dość rzetelnego doradztwa prawnego oraz nieumiejętnego korzystania z niego. Miało ono wpływ na wadliwe ukształtowanie sytuacji prawnej Pawła M. i błędną świadomość prowincjałów co do możliwości prawnych, którymi ci w rzeczywistości dysponowali. W szczególności byli oni utrzymywani w przekonaniu, że nie mają prawa do nałożenia kar prawnokanonicznych na Pawła M. Kolejni przeorowie klasztorów, w których przebywał Paweł M., nie otrzymywali dostatecznie precyzyjnych informacji o jego sytuacji, które pozwoliłyby im zrozumieć powagę obowiązków przełożonego w jego sprawie. System kontroli przestrzegania ograniczeń był słaby. Gwoli prawdy należy jednak odnotować, że jeden z byłych przełożonych klasztoru św. Jacka w Warszawie wykazał się niezwykłą czujnością i dbałością w tym zakresie.
Rozbieżne opinie psychologiczne i psychiatryczne
Z czasem zaczęto ponownie doceniać gorliwość Pawła M. Z tego powodu akceptowano jego bardzo ograniczoną aktywność duszpasterską, którą kierowano głównie na pracę naukową (obrona doktoratu), pracę z chorymi i starszymi braćmi, obowiązki archiwalne i techniczne.
Prowincjałowie dysponowali rozbieżnymi opiniami psychologicznymi i psychiatrycznymi dotyczącymi Pawła M. W trakcie dwudziestu lat sporządzono ich kilka, o różnej jakości warsztatowej i o sprzecznych konkluzjach. Okoliczności powstawania tych korzystnych dla Pawła M. opinii, opartych na jednorazowym badaniu bez zapoznawania się całościowo z wcześniejszą jego historią, zawierających wyraźnie wypowiedziany jako ogólna konkluzja całkowity brak zastrzeżeń co do możliwości podejmowania przez niego działalności kapłańskiej i duszpasterskiej, pozwalają wątpić w rzetelność procesu ich przygotowania.
W konsekwencji powyższych wypadków, dokonywane w ostatnich latach stopniowe zdejmowanie z Pawła M. ograniczeń, takie jak zgoda na głoszenie rekolekcji w klasztorach żeńskich klauzurowych – w przekonaniu o minimalnej możliwości bezpośredniego kontaktu z zakonnicami – stało się przyczyną wejścia przez niego w bardziej bezpośrednie interakcje z kobietami, co stworzyło okazję do ponownego wykorzystania seksualnego jednej z nich.
Należy przy tym odnotować, że sam Paweł M., wbrew woli przełożonych (lub przez sprytne jej omijanie), podejmował działalność o charakterze duszpasterskim, nawiązując relacje na zewnątrz klasztoru. Utrzymywał także wcześniej, w okresie zakazów pracy duszpasterskiej, nieprawidłowe relacje z kobietami konsekrowanymi, poddając je manipulacji psychicznej. Świadectwa w tym zakresie są jednak bardzo ograniczone ze względu na niewielką współpracę dowodową tej grupy kobiet.
Akta w części tajnej prowincjała zawierały wszystkie istotne informacje wskazujące na poważne zaburzenia osobowości Pawła M. oraz stopień pokrzywdzenia członków Wspólnoty św. Dominika we Wrocławiu. W przypadku przeprowadzenia wstępnego dochodzenia kanonicznego, w każdym momencie po 2000 r., władze zakonu uzyskałyby dodatkowy materiał dowodowy wskazujący na popełnienie przez Pawła M. najpoważniejszych przestępstw w rozumieniu Kodeksu prawa kanonicznego, skłaniając do zastosowania wobec niego przewidzianych prawem kanonicznym środków najdalej idących.
W końcu, pokrzywdzeni byli – sądzimy, że nie zawsze świadomie – wprowadzani w błąd co do sytuacji Pawła M. Treść korespondencji kierowanej do pokrzywdzonych oceniamy jako pozbawioną dostatecznej empatii, zaś sposób postępowania wobec jednej z nich podejmowany w ostatnim czasie przez ówczesnego delegata prowincjała dominikanów ds. ochrony dzieci i młodzieży uważamy za odbiegający od standardów i pozbawiony kompetencji relacyjnych.
*
Sprawa Pawła M. ma w sobie kilka wymiarów, na które staraliśmy się zwrócić uwagę w toku prac Komisji. Poza ustaleniem podstawowej faktografii była to konieczność odpowiedzi na pytanie, dlaczego dominikanie nie byli w stanie zapobiec powstaniu tak wielkich krzywd, jakich dopuścił się ich współbrat. Zastanawialiśmy się też, jaki był powód, że aż do tej pory Zakon nie zdobył się na adekwatne zadośćuczynienie pokrzywdzonym.
Bez wątpienia wielką rolę odegrali w tym konkretni ludzie, przede wszystkim przełożeni Pawła M. z o. Maciejem Ziębą OP na czele. Swoje znaczenie miały też: słaba formacja intelektualna i duchowa zakonników oraz rozliczne wady samej wewątrzzakonnej struktury, w której możliwe było wieloletnie funkcjonowanie amatorskiego doradztwa prawnego. Sprawa Pawła M. to także w pewnym stopniu egzemplifikacja stanu Kościoła nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Wszystko to, co wiązało się i wciąż wiąże ze sprawą polskiego dominikanina, ma także szerszy, ogólnokościelny kontekst.
[1] Na temat działalności braci Philippe, krzywd oraz przestępstw, jakich się dopuścili zob. C. Hoyeau, La trahison des pères, Montrouge 2021 oraz inne artykuły tej autorki publikowane w ostatnim czasie w tygodniku „La Croix”. Na temat nieprawidłowości duszpasterskich i moralnych we wspólnocie założonej przez M. D. Philippe’a zob. ogłoszenie po obradach kapituły generalnej Wspólnoty św. Jana z 2019 r. (dostęp: 25.08.2021) oraz „czarną księgę” nadużyć i przestępstw, do jakich dochodziło w tej Wspólnocie: Communauté Saint-Jean – le livre noir (dostęp: 8.09.2021).
Przeczytaj także: Duchowa i psychiczna transgresja Pawła M.
I co teraz?
Marek2: A nic teraz. Tamtejszy wroclawski przelozony Pawla M. nadal jest szefem sanktuarium w Gidlach, prowincjal jest prowincjalem, a promotor „pracy doktorskiej” Pawla M. nadal jest powazanym dominikaninem.
Dobre pytanie, ja zadam jeszcze inne. Co z rewizja przybocznych Wojtyly? Bo ostatnie doniesienia dobitnie pokazuja, ze ulubiency ktorych namietnie promowal jak Dziwisz, Degollado, Groetz, McCarrick czy Zieba to kompletni moralni degeneraci. Zieba jest tylko kolejnym przykladem koscielnego zaklamania.
Dziwisz juz wyswiecil swojego przybocznego w tajemnicy na diakona, Polacy dowiedzieli sie o tym z prasy wloskiej, bowiem rodzina sie pochwalila zdjeciami.
@Ella
Trudno mi powiedzieć czy ma pani rację ale wziąwszy pod uwagę obecną wiedzę na ten temat oraz fakt, że w zeszłym roku o. Zięba bardzo intensywnie bronił Jana Pawła II właśnie w podobnym kontekście dyskutując na tym forum, między innymi ze mną, że papież „nie wiedział”, „nie był świadomy” jeśli chodzi o różnych przestępców (rozmowa była często o Degollado, Groerze i innych) etc. zaczynam rozumieć ten poziom obłudy.
Skoro sam wg obecnej wiedzy, ignorował / lekceważył informacje / doniesienia dotyczące de facto tak poważnej przestępczej działalności swojego podwładnego to już nic mnie nie zdziwi.
~ Jerzy2: Pamietam te dyskusje. Najbardziej wpienil mnie wtedy slogan powtarzany chetnie przez o. Ziebe, ze „JPII byl tak wielkim gigantem, ze my nie potrafimy go naszym malym rozumem pojac”. Szkoda, ze o. Zieba nie zyje. Bardzo chetnie bym go teraz z tymi slowami skonfrontowal. Odnosze bowiem wrazenie, ze im wszystkim po prostu odbila woda sodowa i wydawalo im sie, ze sa ponad prawami ludzkimi i Bozymi! Popelniali najwieksze swinstwa i wmawiali nam, ze my nie potrafimy tego pojac, jakimi gigantami oni sie stali!
@Konrad
Zgadzam się z Tobą.
To samo pomyślałem, że teraz byłaby dobra okazja „podyskutować” z o. Ziębą.
Takie tłumaczenia są najlepsze, że co my „maluczcy” możemy rozumieć skoro ktoś był „gigantem”, „geniuszem” wręcz (!), „świętym” co zaszczycił ten łez padół.
Niestety ale ślepa wiara i przymykanie oczu na sygnały alarmowe, jak widać z wielu przykładów, kończy się zawsze źle .
Sądzę, że nadrzędną zasadą w kościele wobec współbraci / podwładnych / biskupów / przełożonych / podwładnych powinna być zasada ograniczonego zaufania czyli tak wierzę ale… myślę (sic!), zastanawiam się, wyciągam wnioski i odpowiednio reaguję !
W razie „pomyłki” przy wyborze kandydata do święceń i wybraniu osoby która „ma coś z głową” ryzyko jest przeogromne, zagrożone mogą być dzieci (!), dorośli jak widać także, wielu innych może przez takie zgorszenia odwrócić się od wiary (!) i już to robią !
Kilkanaście lat temu pewien dominikanin rozmyślnie uwodził bliską mi osobę i rozbijał rodzinę. Napisałem wtedy „z ulicy” bezpośrednio do prowincjała o. Macieja Zięby, który zareagował stanowczo i zdecydowanie. Byłem i jestem mu za to wdzięczny.
Dalej jestem przekonany, ze Dominikanie słusznie uważani są za najmniej umoczonych w ciemne karty Kościoła, a fakt powstania raportu, jak dla mnie, tylko to potwierdza. Trudno jest sobie nawet wyobrazić co działo i czasem dzieje się gdzie indziej.
Serio? Bo jesli sie nie myle to nastepca Innocentego III, niejaki Honoriusz III oficjalnie zatwierdzil zakon dominikanow, ktorych glownym celem byla walka z herezjami (czytaj wszystkim co zagrazalo potedze finansowej kosciola).
Brakuje mi informacji na jakich dowodach oparli się autorzy raportu.Czy Paweł M miał okazję złożyć przed komisją wyjaśnienia ? Czy przed publikacją raportu Paweł M mógł się z jego projektem zapoznać i odnieść się do zawartych w nim treści?
Wszystko jest w raporcie. Streszczenie to zaledwie 5 stron z prawie 300.
@Jacek
Sporo osób świadczy od lat że albo była wykorzystywana seksualnie, albo manipulowana psychicznie, facet miał za to przez lata różne „kary” a dla pana najważniejsze czy aby na pewno p. Paweł M. się do zarzutów odniósł….
Błagam ! Litości !
Co zwykle mówi przestępca w sutannie jak go pytają czy popełnił przestępstwo / wykroczenie ?
„Ależ ja nic nie zrobiłem, to wrogie kościołowi siły próbują zdyskredytować moje „dzieło””
Vide np.: Degollado (oskarżenia tak samo jak w przypadku Pawła M. od… samego początku „kariery”, w tym przypadku od lat 40-tych XX wieku !), degenerat Groer, Murphy, McCarrick i wielu wielu innych.
Winni zazwyczaj mówią „jestem niewinny” póki się da, a jak już widzą, że są pod ścianą to przyznają się po to żeby…. nie ! nie po to żeby mieć czyste sumienie (o ile w ogóle tacy degeneraci jakiekolwiek posiadają !) ale żeby… zmniejszyć wyrok ! Eureka !
Świadectw jest tak wiele, że pytanie o coś takiego urąga poczuciu przyzwoitości.
Nie, odmawianie przestępcy prawa do obrony, nawet kłamania, urąga elementarnym standardom.
@Piotr
Niech pan się o to nie martwi.
Są sądy i odpowiednie procedury ! Okazji do kłamstw będzie miał sporo. Bez obawy.
Najważniejsze aby ofiary otrzymały zadośćuczynienie ! a zakon oraz Kościół jako całość wyciągnął w końcu jakąś rzetelną naukę z tego !
Ofiary są najważniejsze a nie zbrodniarz.
„W kwietniu Kapituła Orderu Odrodzenia Polski wystąpiła do Nuncjatury Apostolskiej o przekazanie materiałów w sprawie zarzutów o ukrywanie przez arcybiskupa przestępstw seksualnych popełnianych przez księży. Jak dowiedziała się trójmiejska „Gazeta Wyborcza”, na niejawnym posiedzeniu kapituła zdecydowała, że nie wystąpi do prezydenta o pozbawienie Głódzia państwowych odznaczeń. Nuncjusz apostolski w Polsce abp Salvatore Pennacchio – jak ustaliła „Wyborcza” – przesłał bowiem lakoniczne pismo, w którym wyraził stanowisko, że zasług, za które duchowny został wyróżniony, nie należy łączyć ze sprawami oskarżeń o tuszowanie przestępstw seksualnych.” 🙂
Prawnicy już tak mają że trzymają się zasady audiatur el altera pars oraz respektują prawo do obrony. Dla Pana to ” urąga poczuciu przyzwoitości” Widać inaczej rozumiemy co to przyzwoitość
@Jacek
Widać nie zrozumieliśmy się.
Co innego zupełnie mam na myśli
Jak sam pan pisze:
„Prawnicy już tak mają że trzymają się zasady audiatur el altera pars oraz respektują prawo do obrony.”
Więc nie ma z tym problemu, prawda ? Dla mnie też jest to naturalne w państwie demokratycznym.
Chodziło mi o fakt „martwienia się” czy aby na pewno zbrodniarz został lub zostanie wysłuchany zamiast przejmowania się losem ofiar !
O to chodziło a nie o to żeby nie wysłuchiwać
Wysłuchany zostanie na pewno. Nie ma obawy.
Faktycznie się nie rozumiemy. Ja nie ” martwię się” tym czy „zbrodniarz” został wysłuchany ale tym z zastosowaniem jakich procedur ustalono iż ojciec Paweł M jest jak Pan to określa „zbrodniarzem”? Proszę pamiętać iż w polskiej procedurze od momentu wejscia w życie Konstytucji
obowiązuje coś takiego jak ” zakaz owoców z zatrutego drzewa „Konsekwencja tej zasady może być powinnosc uznania za niewinnego kogoś kto ewidentnie jest winny lecz dowód lub dowody przeciwko niemu zostały uzyskane z naruszeniem prawa
Czy w ślad za raportem pojda działania w całym polskim Kościele, czy zostanie on utopiony w oceanie pustych, słusznych deklaracji w oczekiwaniu aż temat przyschnie, wierni zapomną?
Zmieni się stosunek do egzorcystów, będą oni kontrolowani?
Będą regularne badania psycholoiczne księży nie dopuścić do narastania wynaturzeń?
Złamana zostanie zasada, że nie interesuje mnie co robi mój brat w kapłaństwie bo nie chcę ktoś przyglądal się mnie?
To są przecież wnioski wprost wynikające z raportu.
I najwazniejsze: czy będą odszkodowani finansowe dla ofiar? Bez nich nic ie nie zmieni. Ptaki niebieskie najlepiej rozumieją brzdęk mamony….
Odpowiedź jest prosta – żadne z wymienionych przez Pana zmian w polskim kościele nie będzie. Kto niby miałby te zmiany wprowadzić? Episkopat?
Będą być może jakieś pozorne ruchy, ale nic, co faktycznie przyniosłoby zmianę.
Egzorcyści to jest agencja reklamowa kościoła – ludzi lubią dramę, nadprzyrodzone wydarzenia. Nie spodziewam się, że ktoś ich będzie specjalnie uciszał.
Nawet dostali niedawno dotację z MEIN na prowadzenie 'telefonu zaufania’. Z każdej lodówki wychodzi dziś ksiądz katolicki, chyba nie ma dziedziny, w której kler nie przedstawia się jako specjalista 🙂
Odnosząc się do całości artykułu zaskakuje infantylne podejście zakonników do współbraci.
Współbrat popełnia lub jest podejrzany o popełnienie przestępstw ?
Ale to przecież duchowny ! no jak tak można donieść na policję czy prokuraturę na niego !
Zmówi zadane modlitwy i to go „uzdrowi” zapewne.
Skąd się to bierze ? Ta naiwność, infantylizm i tak naprawdę „frajerstwo” bo trzeba być naprawdę frajerem żeby uwierzyć przestępcy na słowo, że już nie będzie popełniał przestępstw.
Może należy badać wszystkich psychologicznie / psychiatrycznie łącznie z tymi co mają objąć jakieś kierownicze funkcje w Kościele i zakonach ?
To moim zdaniem nie jest frajerstwo, tylko przebiegłość właśnie – wykorzystanie pojęcia miłosierdzia i dobrej woli – czyli naczelnych wartości chrześcijaństwa – aby wybielić swoje środowisko, uniknąć konieczności zdecydowanej reakcji i nieprzyjemności, które w jej konsekwencjach mogłyby się pojawić.
Ten raport to PRowa zagrywka dominikanów, a może i samego prowincjała. Pycha dominikańska w tym kraju przekroczyła wszelkie granice a dla mnie ten raport jest tego dowodem. Dominikanie zrobią wszystko, żeby ten ich mit wyższości, mit intelektualizmu dominikańskiego nie upadł. Nawet powołają Komisję która ma rzekomo szukać prawdy i sprawiedliwości. No i może i znalazła te prawdę i te sprawiedliwość, ale pewnie, przede wszystkim jest też dobrą kartą przetargową. Otóż oni sobie to dobrze przekalkulowali. Chcieli być lepsi od „zwykłego Kościola” który takiego „studium przypadku” nie zrobił(studium, które wręcz obsesyjnie skupia się na sprawcy). Chcieli by Maliński( skoro i tak jest już na przegranej pozycji)był pośrednio przez raport, ich pseudousprawiedliwieniem. Po prostu wykorzystali te patologiczną historię do dalszego budowania swojego mitu.
Zgadzam się z Panią. Jest to kreowanie wizerunku w sytuacji kryzysowej, czyli tzw. podstawy z PR. Odnoszę wrażenie, że coraz więcej zakonów/ kleru działa w tym zakresie, tj. pracuje nad kreowaniem wizerunku, pracuje w reklamie, przede wszystkim własnej. Te działania mają przełożenie finansowe. Skupiają się na sprzedaży produktu, którego faktycznie nie ma, trwa w najlepsze sprzedaż w detalu i w hurcie – powołują stowarzyszenia, fundacje i wystawiają skarbonki. Czy jest jakaś organizacja kościelna, która nie ma jeszcze fundacji? W zakonach/ kościele trwa narodowa zbiórka z odwołaniem się do patriotyzmu, religii i ojczyzny – ruszyli, jak na wojnę z bolszewikami w 1920, jeden wiek spóźnieni … Stare numery! Zakony żeńskie, którym posługiwał o. Paweł, nie współpracowały otwarcie z Komisja, widać, bez względu na wszystko, byłaby to dla nich strata wizerunkowa, nie dało się tego pociągnąć w żadna stronę….. Lepiej przeglądać się w internecie niż stanąć w prawdzie. Nie lepiej się zabarykadować i trwać w kokonie wizerunku oblubienicy, pytanie tylko czyjej?
Jak szybko Pani, i nie tylko Pani, osądza.
Ja dziękuję Panu, za dobro, który czynią. Za ofiar błądzących proszę o pomoc naszą, czyli kościoła. A za tych błądzących, wliczając siebie, proszę o miłosierdzie.
Ja zrozumiałem to inaczej, przyznaję błądzenie jest rzeczą ludzką, tylko czy jest to błądzenie, czy świadome działanie – system i władza oraz zastosowane w niej mechanizmy manipulacji, pozyskiwania dla siebie audytoriów.
Jednym słowem miłosierdzie można okazać człowiekowi, a nie systemowi, który jest błędny i skorumpowany. Nie jest dogmatem i podlega ocenie, a nawet gdyby nim był, jestem za krytycznym podejściem do niego. System tworzą ludzie, więc można się do nich odnosić krytycznie jako całości.
Żeby to była zagrywka PR, to by musieli wziąć inną komisję. To co jest w 5 rozdziale „Rekomendacje”, to są bardzo ambitne sprawy, które albo wdrożą, albo będą nad nimi ciążyć jak sępy („można było zrobić, wiadomo było, co zrobić, ale, nasza wina, nie wdrożyliśmy”). I ponieważ raport jest publiczny, to samo dotyczy innych instytucji Kościoła.
Ale w komisji zasiadają same osoby wierzące,zwiazane z Kościołem( ale to nie jest wg mnie największym problemem).Prace komisji zostały zlecone przez dominikanów. Wydaje się że o. Kozacki po prostu stwierdził że nie ma wyjścia. Stanął pod ścianą, wiec najlepsze co mógł zrobić to powołać Komisję (dziwne ze podobną Komisję Gużynski chciał powołać kilka lat temu… Ale Kozacki się nie zgodził).Owoce tego raportu mogą być różne, nie twierdzę że mogą być też i dobre. Ale między nimi, między tymi dobrymi owocami jest pewnie też skutek zamierzony: naprawić mit zakonu elitarnego i to w iście dominikanski sposób.
Nie wiem czy taki skład komisji zapewnia obiektywność i rzetelność raportu, wszak zasiadają w niej wyłącznie osoby wierzące, o pozytywnym stosunku do instytucji kościoła i ideologii katolickiej. Jak w takim zespole interpretować tzw. 'egzorcyzmy’ czy 'kierownictwo duchowe’, będącymi przecież dla profesjonalistów-psychologów manipulacjami, uzależnianiem jednej osoby od innej, patologiczną kontrolą osobowości? We Francji w komisji badającej systemowe tuszowanie gwałtów w kościele biorą udział nie tylko świeckie, ale też niewierzące osoby. Odwagi, „prawda was wyzwoli” i tak dalej.
z raportu wyłania się drugi demon – poza Pawłem M – Maciej Z
nie aprobował pseudo duchowości Pawła M ale cynicznie ją wykorzystywał
ciekawe czy gdyby jeszcze żył równie odważnie by to pokazano
bo żyjących prowincjałów litościwie oszczędzono w raporcie
Obok przerażenia poziomem skorumpowania instytucjonalnego Kościoła dotyka mnie osobiście przerażenie poziomem skorumpowania i bylejakości okołokościelnych „elit” w ogóle: uniwersyteckich, lekarskich, psychologicznych, prawniczych. Przeraża mnie też kompletny brak możliwości interweniowania, no bo u kogo? Bo ja się pytam: jak można wywalić do kosza druzgocząco negatywną recenzję doktoratu, tak po prostu i tak po prostu poprosić sobie o kolejną, tak w zamian?! Zgodnie ze starą, akademicką zasadą „nie ważne co zawiera doktorat, ważne, kto jest jego promotorem”. Obrzydliwe! Inna sprawa: jak można w sytuacji opiniowania w celu dopuszczenia/niedopuszczenia kogoś do tak delikatnej pracy, jaką jest praca duszpasterska, wydać takiemu ewidentnemu psychopacie tak pozytywną opinię psychologiczno-psychiatryczną? Co to za „PROFESOR” z zespołem ją wydał? Jakie będą konsekwencje wobec tegoż profesora? Z tego, co powiedział pan Terlikowski wynika, że ta opinia została wystawiona nieprawidłowo, praktycznie bez badań. W TAKIEJ sytuacji!!! Mój wniosek na ten moment jest taki, że jestem tym wszystkim załamana.
Jesteś załamana, ale wciąż jesteś w kościele. Pamiętaj, że zawsze możesz zrezygnować, nie musisz pozwalać na to wszystko. Oni to robili i robią także w Twoim imieniu.
Tak, wypisać się z Kościoła ze względu na nieprawość hierarchów i ich otoczenia. A później wyrzucić smartphona, bo produkowany w Chinach, pozbyć się oprogramowania Microsoftu ze względu na to, co w swoim życiu nawyprawiał B.G., wypisać się z polskiej służby zdrowia ze względu na tysiące afer i koszmarnych rzeczy, które w tym systemie się odbywały i odbywają…a to musiałby być tylko początek. Słabe te rozwiązania.
Bill Gates nie oferuje mi zbawienia i nauk duchowych tylko technologię. A to, że się rozwiódł? Co w tym złego?
Nie o Gates nie mówi, że jestem częścią Microsoftu 🙂
I tak Melinda go bez powodu rozwiodła? Farmerzy w Indiach też bez powodu protestowali? I w ogóle BG idzie przez świat zarabiając swoje wielkie pieniądze bez krzywdy ludzkiej, wprowadzając wokół jedynie pokój i dobro… Czasem mam wrażenie, że tak, jak Kościół kanonizuje niektórych ludzi po śmierci, tak odpowiednio duże pieniądze i skuteczny sztab PR to współczesny sposób na kanonizację za życia.
@Ola
Niestety ale pani kontr-argumentacja nie ma się nijak to problemu.
Z „wypisywaniem” się z Kościoła jest taki problem, że są wśród duchownych osoby (nie precyzuję ile procentowo tych osób jest) które mają różne rzeczy na sumieniu przez przestępstwa seksualne na dzieciach, gwałty na dorosłych świeckich / zakonnicach, alkoholizm, zachłanność na pieniądze, podwójne życie czy to z kobietami czy to z mężczyznami, nieślubne dzieci, współżycie pomiędzy klerykami / duchownymi etc. oraz… cała masa pozostałych duchownych, którzy albo to ukrywają (vide biskupi, przełożeni etc) albo udają, że nic nie wiedzą (vide współbracia !).
Jak zliczyć sumarycznie wszystkie osoby zamieszane w to, zarówno samych sprawców jak i ukrywające to osoby to wyjdzie tego całkiem pokaźny procent.
I w tym samym czasie, mówią mi / nam jak mamy żyć !, jak mamy moralnie postępować w naszym życiu.
Np., że nie możemy współżyć przed ślubem, nie możemy używać środków antykoncepcyjnych, współżyć homoseksualnie, dokonywać aborcji (czy mam poszukać pani przykład jaką postawę przyjął jeden molestujący ksiądz gdy dziewczynka zaszła w ciążę ?!), że nie mamy przywiązywać się do mamony… (litości biskupi ! miejcie odrobinę wstydu !) i wiele innych zaleceń.
Problem tylko w tym, że postępując zgoła na odwrót lub nawet zupełnie wbrew temu co sami głoszą a nawet mając na sumieniu przestępstwa (!) tracą moralny mandat do mówienia mi jak mam żyć !
Kłopot obecnie jest taki, że nie mamy pewności, że ci co dziś są wynoszeni pod niebiosa jako wspaniali kapłani jutro nie okażą się tymi złymi. Już tak wiele osób ze „świecznika” taka się okazała, że naprawdę nie można być pewnym niczego.
Problem tego, że teraz każdy kapłan jest „podejrzany” nie wziął się z powodu tego, że takie „czarne owce” w ogóle się pojawiły wśród duchownych tylko z powodu infantylnych / bezczelnych / idiotycznych reakcji biskupów i przełożonych na te zgłoszenia oraz wątpliwości !
Zamiast ich wyrzucać „na zbity pysk” to próbowali to ukrywać/ usprawiedliwiać (wstyd panie Michalik ! wstyd !) / zwlekać / przenosili ich na inne parafie aby mogli dalej popełniać przestępstwa !
A tego wielu ludzi nie potrafi ani zrozumieć ani wybaczyć. Niestety ale dla mnie ci hierarchowie reprezentują gorszą moralność niż przeciętny konsument piwa spod budki z piwem.
Wiarą to oni sobie tylko twarze wycierają.
A np. producent smartphona nie wymądrza mi się jak ja mam się prowadzić moralnie, firmy informatyczne też nie wchodzą mi „pod pierzynę”.
Tak samo jak nie zapisuje się do kółka złodziejskiego (o ile takie by istniało) i nie wysłuchuję mądrości od złodziei że kradzież jest niemoralna…, tak samo jak nie słucham gwałcicieli że gwałt jest niemoralny etc.
Aby kogoś pouczać należy postępować wg własnych słów albo zamilknąć.
Zgadzam się, tak powinno być. Przygnębia mnie poziom zdemoralizowania niektórych rejonów Kościoła Katolickiego, w tym hierarchów. I zgadzam się, że ta niezwykła wręcz hipokryzja jest czymś porażającym. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby najpierw publicznie mówić do ludzi o Bogu, miłości itd., a zaraz później iść i z pełną świadomością i cynizmem robić coś zupełnie przeciwnego. Z drugiej strony jednak nie rozumiem, dlaczego to JA miałabym się z tego Kościoła wypisywać (jak sugeruje na tym forum nie po raz pierwszy jeden z dyskutantów) skoro to ONI nie przyjmują nauki chrześcijańskiej? Osoby, w tym księża, którzy mają za nic jakąkolwiek etykę, moralność, Biblię i wiarę powinni albo się zmienić, albo odejść. I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że z własnej woli tego nie zrobią, bo okopali się sprytnie na swoich posadkach, wyspecjalizowali się w kłamstwie, więc rezygnować z tego nie chcą. Jedyne, co ja mogę zrobić, to „głosować nogami” i nie chodzić do parafii, w których z przemów księdza wionie jego wewnętrzny ateizm i brak szacunku do ludzi. Niestety nie zmienia to faktu, że poza kościelnymi kręgami zło ma się również całkiem nieźle, w świecie technologii i wielkich korporacji też go nie brakuje. Co do tego, czy korporacje te próbują wpływać na postawy, w tym moralne, swoich pracowników i potencjalnych klientów, to chyba nawet nie ma co dyskutować. Jasne, że tak jest.
Tak, też mnie to bardzo zastanowiło, cóż to za psychologowie i psychiatrzy się wypowiadali. Domyślam, że pewnie byli to tzw. psychologowie „katoliccy”…twór z góry wzbudzający wątpliwości.
W tym wszystkim upadł argument, który zdarzyło mi się kiedyś wykorzystać dgy była mowa o złu w kościele- „no ale ja znam/czytam/związana jestem z dominikanami”. Fakt- z czasów studenckich mam jak najlepsze wspomnienia z duszpasterstwa dominikanów w Gdańsku (wtedy jeszcze był tak o. Michał Zioło)- ale to, co działo się we Wrocławiu- przeraża na poziomach wielu. I przywołuje akcję, gdy były jakieś biegi chyba w Warszawie- w tych masowych biegach brali udział także dominikanie, wśród nich biegł ten koszmarny Paweł M. – tak jakby nigdy nic, a to nie ta dawno przecież było.
Do Ola, pisze Pani:”Obok przerażenia poziomem skorumpowania instytucjonalnego Kościoła dotyka mnie osobiście przerażenie poziomem skorumpowania i bylejakości około kościelnych „elit” w ogóle: uniwersyteckich…”
Tytuły naukowe uczelni kościelnych wyróżniają się.
Człowiek ślepnie z przerażenia i porażenia.
Zadałem sobie trud przeczytania raportu. Co mnie w nim uderza, to jakiś taki infantylizm opisywanych w nim osób. Mamy prawników, doktorów, przeorów – ale wszystko to jakieś takie „na niby”, z przymrużeniem oka. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że zakonnicy stworzyli własny, wewnętrzny świat, z funkcjami i instytucjami na wzór tych istniejących poza zakonem, ale działających w taryfie ulgowej. Przykładowo mamy kary, ale bez przesady, w końcu to tylko zabawa, dajmy spokój… Czytając raport odniosłem wrażenie, że cały czas ktoś czekał, aż przyjdzie dorosły i powie „dosyć”, porozsyła do kątów, powie co dalej robić.
Ciekawa uwaga.
Dla mnie bardzo cenne jest to że nie chowali sprawy swego współbrata pod dywan jak inni. Ale stanęli w pokorze i prawdzie o tym co się stało. Wspierają też osoby które w sprawie ich współbrata jak i innych przychodzą i potrzebują ich wsparcia. Ja sama mogę na Nich liczyć. Dlatego przestańcie wieszać na nich psy.
Litości. To są zagrywki PRowe. Grunt im się zapalił pod nogami, to teraz zgrywają takich poprawnych, pionierów z komisją. Szambo się wylało. Ten przypadek pokazuje, że dominikanie nie są jacyś lepsi, inni niż reszta polskiego duchowieństwa.
Tak, „stanęli w pokorze” dopiero wtedy, kiedy zgwałcona siostra zakonna złożyła doniesienie na Pawła M. w prokuraturze; gdyby ta kobieta nie zdobyła się na wielką odwagę, cała sprawa prawdopodobnie spokojnie leżała sobie pod dywanem.
@S. Julia
Proszę o powagę.
O takim „stanięciu w prawdzie” to można napisać o każdym przestępcy którego przestępstwo wyszło na jaw i on obliczając sobie, że lepiej się już przyznać niż udawać greka, „stanie w prawdzie”. Zaprawdę wspaniała postawa…
Wszystko jest już od miesięcy jawne ale to nie za sprawą dominikanów przecież tylko osoby wykorzystanej seksualnie jako ostatnia (oby nie było tego więcej).
Dlaczego raport ukazał się kilka miesięcy po śmierci Zięby?