Zima 2024, nr 4

Zamów

Ks. Halík: Jezus jest wielkim relatywizatorem

Ks. Tomáš Halík podczas odbierania Medalu Świętego Jerzego 23 listopada 2019 roku w Krakowie. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Relatywizuje dążenia autorytetów religijnych, którzy starają się zamknąć Boga w granicach zakazów i nakazów. Relatywizuje granice pomiędzy „my” i „oni”. Jedyna rzeczywistość, która jest dla Niego absolutna, to miłość – mówi ks. Tomáš Halík.

Ks. Tomáš Halík, czeski teolog, filozof i socjolog, wygłosił wczoraj referat o peryferiach Kościoła podczas odbywającego się w Łodzi VI Ogólnopolskiego Kongresu Nowej Ewangelizacji.

Przekroczyć widzialny Kościół

Duchowny zwrócił uwagę, że rewolucyjnym centrum Ewangelii jest Jezusowa opcja na rzecz ubogich i zmarginalizowanych w społeczeństwie. Wskazał, że ubodzy są również w wielkich miastach, cieszących się dobrobytem – to, jak wymieniał, bezrobotni, bezdomni, alkoholicy, narkomani, seniorzy, ludzie czujący się samotni w tłumie. Podkreślił, że ubóstwo dotyka nie tylko sfery społecznej, ale też psychologicznej, moralnej i duchowej. – Jezus nie przyszedł dla sytych a głodujących, nie zdrowych a chorych, nie dla czystych a grzeszników. Ma otwarte serce dla zaginionych owiec i synów marnotrawnych – zaznaczył teolog.

– Jezus jest wielkim relatywizatorem. Relatywizuje dążenia autorytetów religijnych, którzy starają się zamknąć Boga miłości w granicach zakazów i nakazów („człowiek nie jest dla szabatu, lecz szabat dla człowieka”). Relatywizuje granice pomiędzy „my” i „oni” („bądźcie jak Ojciec niebieski, który sprawia, że słońce świeci i deszcz pada dla sprawiedliwych i niesprawiedliwych”). Relatywizuje wiele spraw – jedyna rzeczywistość, która jest dla Niego absolutna, to miłość – mówił ks. Halík.

Przytoczył dwie wypowiedzi, podające w wątpliwość zbyt wąsko rozumianą eklezjologię. Pierwszą był cytat z prawosławnego teologa Paula Evdokimova: „Wiemy, gdzie Kościół jest, ale nie wiemy, gdzie go nie ma”. Drugą natomiast słowa św. Augustyna: „Wielu z tych, którzy uważają, że są na zewnątrz, jest w rzeczywistości wewnątrz”.

Prelegent zapewnił, że po Sądzie Ostatecznym, kiedy w pełni urzeczywistni się „Kościół bez granic”, będziemy zaskoczeni tym, kogo tam spotkamy: oprócz kanonizowanych świętych również tych, których „Bóg ukrył w głębi swojego serca i nie zdradzi ich imion nawet watykańskiej Kongregacji ds. kanonizacyjnych”.

Duchowny stwierdził, że do „niebieskiej pełni Kościoła” należą także anonimowi święci, anonimowi chrześcijanie i anonimowi katechumeni, czyli „ci wszyscy, którzy z najrozmaitszych powodów nie przyjęli chrztu lub nie poznali i nie wyznali Chrystusa według imienia – nierzadko z powodu antyświadectwa chrześcijan”.

– Tych, którzy dążyli do zgody, przebaczenia, braterstwa, którzy burzyli mury uprzedzeń i nienawiści między rasami, narodami, kulturami i religiami, Jezus posadzi po prawicy w owej Wspólnocie Uczty, której niedoskonałą zapowiedzią jest Kościół tu na ziemi – powiedział prelegent.

Herezja triumfalizmu

Niezdolność rozróżnienia Kościoła ziemskiego od Kościoła Chrystusowego – przekonywał teolog – prowadzi do herezji triumfalizmu. Zauważył, że Kościół ziemski, niewalczący z pokusą triumfalizmu, stałby się wojowniczy, nietolerancyjny, zwalczający we własnych szeregach wszystkich „innych” i niewygodnych.

Czeski myśliciel tłumaczył, że jedną z postaci herezji triumfalizmu stanowi klerykalizm. Jego zdaniem Jezus był antyklerykalny, Jego przesłanie było antyhierarchiczne i to przyczyniło się do Jego śmierci na krzyżu. Królestwo prawdy przekraczającej granice religijne było, zauważył, postrzegane również jako niebezpieczne przez instytucje świeckie, zwłaszcza w czasach, kiedy autorytety polityczne i religijne zawierały między sobą „małżeństwo” lub „rejestrowany związek partnerski”, co miało miejsce, „gdy Kajfasz, Piłat i Herod zaprzyjaźnili się ze sobą” – zwrócił uwagę.

– Także dzisiaj, kiedy autorytety kościelne pozwalają populistycznym i nacjonalistycznym rządom oraz ruchom nadużywać pojęć religijnych oraz używać krzyża jako bojowego proporca, zdradzają one Chrystusa i krzyżują Kościół – podkreślił prelegent.

Odchodzą, bo Kościół rozmija się z ich życiem

Ks. Halík wskazał, że z kolei ci, którzy na pozór są przeciwko chrześcijanom, często walczą przeciwko swoim własnym wyobrażeniom Kościoła, religii i Boga, albo przeciw formie religii, z którą się zetknęli.

Zaznaczył, że chrześcijan obowiązuje Jezusowy nakaz „nie osądzaj”, dotyczący także osób, które nie potrafią lub nie chcą odnaleźć się w Kościele, również tych, którzy z Kościoła postanowili z różnych powodów wystąpić.

Teolog zauważył, że często wymienianą przyczyną odejść są przypadki wykorzystywania seksualnego, którego dopuszczał się kler. – To jasne, że właśnie dlatego, iż Kościół o niczym nie nauczał tak często jak o etyce seksualnej, oraz że w żadnej innej przestrzeni księża nie nakładali na ludzi tak ciężkich brzemion, strasząc ich piekłem – musiała przyjść naturalna reakcja: spójrzcie na własne szeregi – mówił.

Dodał, że często motywacje podawane przez ludzi odchodzących z Kościoła są „ostatnią kroplą”, a odchodzą oni, ponieważ już od dawna rozmijał się z ich życiem, odnosili wrażenie, że Kościoła instytucjonalnego ich sprawy i ważne dla nich kwestie nie interesują.

Ewangelizacja rzeczywiście nowa

Czeski filozof wskazał, że według badań wzrasta ilość osób zwanych przez socjologów „nonami” – osobami deklarujących się jako niereligijne, nie przynależące do żadnej religijnej struktury, jednocześnie uduchowione.

– Jestem przekonany, że przyszłość chrześcijaństwa zależy przede wszystkim od tego, do jakiego stopnia chrześcijanie będą w stanie nawiązać relację właśnie z tymi osobami – powiedział prelegent. Przestrzegł przy tym przed prozelityzmem, apologetycznym podejściem, dążeniem do wciśnięcia nonów w już istniejące instytucjonalne granice Kościoła. Zasugerował, że raczej te granice należy przekroczyć, co wymaga przemyślenia na nowo teologii Kościoła i tożsamości chrześcijaństwa.

Kiedy autorytety kościelne pozwalają populistycznym i nacjonalistycznym rządom oraz ruchom nadużywać pojęć religijnych czy używać krzyża jako bojowego proporca, zdradzają one Chrystusa i krzyżują Kościół

ks. Tomáš Halík

Udostępnij tekst

– Jeżeli nowa ewangelizacja ma być rzeczywiście nowa, nie może ona stać się próbą wlewania nowego wina do starych bukłaków. Jezus też nie wprowadzał „zagubionych owiec z domu Izraela” z powrotem w granice, które dla ówczesnego judaizmu wyznaczali faryzeusze, kapłani i uczeni w Piśmie – mówił. Wspomniał, że św. Paweł przekroczył granice judeochrześcijaństwa, pozwalając chrześcijaństwu wejść do nowej rzeczywistości kulturowej, rezygnując nawet z rzeczy dla innych uważanych za filary, takich jak obrzezanie.

Wiele odsłon Kościoła i teologii musi umrzeć

Ks. Halík, przywołując nauczanie papieża Franciszka, stwierdził, że dzisiaj jest nam potrzebna zarówno odwaga dokonania reformy, jak i duch rozeznawania. – I może właśnie ci, którzy są na obrzeżach, na granicach, lepiej widzą świat poza granicami, lepiej dostrzegają bardziej odległe horyzonty i szersze konteksty. Może właśnie niektórzy ludzie z marginesu Kościoła mogą nam pomóc znaleźć drogę z zamknięcia – także z egocentryczności Kościoła oraz zbiorowego narcyzmu – przekonywał.

Podkreślił, że Kościół, który by nie wychodził do ludzi na obrzeżach, stałby się sektą. Przytaczając obraz pustych, zamkniętych kościołów podczas pandemii koronawirusa, ks. Halík wyznał, że odbierał to jako znak proroczy – taka może być rzeczywistość, jeśli Kościół się nie zreformuje.

Ekumenizm teolog nazwał jedną z najbardziej wiarygodnych i przekonujących twarzy chrześcijaństwa. – Jeżeli Kościół katolicki ma być rzeczywiście katolicki, powszechny, to musi on doprowadzić do końca ów zwrot, który rozpoczął się w czasach Soboru Watykańskiego II: przejście od katolicyzmu do katolickości. Ekumenizm w relacji z innymi Kościołami chrześcijańskimi to pierwszy krok, drugim jest dialog międzyreligijny, a trzecim spotkanie z nonami – powiedział, przytaczając encyklikę papieża Franciszka „Fratelli tutti”.

– Jeśli Kościół chce wyjść poza swoje granice i służyć wszystkim, jego posługa musi być połączona z szacunkiem dla inności i wolności tych, do których jest skierowana. Musi być pozbawiona dążenia do wciśnięcia wszystkich we własne szeregi i uzyskania nad nimi kontroli, „skolonializowania ich”. Musi zaufać mocy Boga i potraktować poważnie to, że Duch działa także poza widzialnymi granicami Kościoła – zaznaczył duchowny.

Na obawę, czy przez taką radykalną otwartość nie utraci się tożsamości chrześcijańskiej, prelegent odpowiedział, że chrześcijańska tożsamość nie jest czymś gotowym, niezmiennym, danym raz na zawsze i nieustannie trzeba zadawać pytania, ciągle odkrywać ją na nowo.

– Chrześcijańska tożsamość wiary określona jest przez to, że powtórnie wstępuje w wielkanocny dramat śmierci i zmartwychwstania. Jeśli pośród historycznych przemian nasza wiara ma nadal pozostać wiarą chrześcijańską, to znakiem jej tożsamości jest kenoza, czyli oddanie siebie, przekroczenie samego siebie. W Kościele także coś musi umrzeć i zmartwychwstać w odmienionej postaci – mówił ks. Halík, zachęcając do szukania Chrystusa zmartwychwstałego w nowej Galilei, a za dzisiejszą Galileę uznał świat nonów.

– Wiele z naszych pojęć, wyobrażeń i oczekiwań, wiele form naszej wiary, wiele odsłon Kościoła i teologii musi umrzeć. Były one zbyt ciasne – stwierdził, przekonując, że wiara musi przekroczyć mury zbudowane przez lęk, podobnie jak zrobił to Abraham. Wskazał na konieczność otwartości na innych, napotkanych na tej nowej drodze, i dostrzeganiu w nich bliźnich.

Ks. Halik wyznał, że po dziesięcioleciach życia pośród ludzi nienależących do tradycyjnych religii, jest przekonany, iż „mury oddzielające ową przestrzeń od jej zsekularyzowanego otoczenia istnieją już tylko jako fikcja w umysłach niektórych ludzi”.

– Przestrzeń określana jako świat nonów nie jest dla mnie białą plamą na mapie, ziemią niczyją. Nasze Kościoły oraz nasze systemy wiary, wraz ze wszystkimi ludzkimi sposobami jej wyrażania, które pojawiły się w ciągu historii, mają swoje granice. To, co je wewnętrznie ożywia i czemu powinny one służyć, czyli Duch jako pierwszy dar zmartwychwstałego Chrystusa, przekracza wszelkie granice – tłumaczył czeski duchowny.

Wesprzyj Więź

Ks. Halík przyjął święcenia kapłańskie tajnie w 1978 roku. Przez długi czas działał w podziemiu. Należał do bliskich współpracowników byłego prezydenta Czech Václava Havla (1936-2011), a także wieloletniego arcybiskupa Pragi kard. Františka Tomáška (1899-1992). Jest profesorem Uniwersytetu Karola w Pradze. W 2014 r. został uhonorowany Nagrodą Templetona.

DG / KAI, DJ

Przeczytaj też: Młyn, który klekocze, ale już nie miele. Rozmowa z ks. Tomášem Halíkiem

Podziel się

11
1
Wiadomość

Jak pięknie można rozumieć Boga, gdy katolicyzm nie jest Religią Narodu, istotą Naszosci, warunkiem Ziomalstwa…. Gdy jest się mniejszością.
Gdy katoliczm jest tylko religią, a nie dowodem na czeskość. Tylko i aż.
Może kiedyś i polscy księża będą tak potrafili? Gdy skończą się pałace, złoto, ziemia, wpływy, sojusz z władzą?

Są na szczęście i teraz księża, którzy tak potrafią. Niezafascynowani pałacami, złotem, ziemią, wpływami czy sojuszami z władzą. Fakt, nie widzimy ich w TV Trwam – chyba że w tłumie, na panoramicznych ujęciach z kamer podczas transmisji uroczystości kościelnych. Tak jak dziwna przemowa żadnego ministra nie jest głosem każdego żołnierza czy nauczyciela, tak i szokujące nieraz wywody biskupów nie są „sumą” głosów duchownych.
Głosy księży skoncentrowanych na opiece nad wspólnotą wiernych i głoszeniu Dobrej Nowiny docierają do nas podczas parafialnych Mszy św., z mediów (w tym społecznościowych), z konfesjonałów, także podczas zwyczajnych rozmów. Owszem, z pewnością zbyt rzadko, na pewno nie wszędzie i nie zawsze, kiedy tego potrzebujemy, bywają też one niewystarczająco donośnie. Ale to również od nas zależy, czy je usłyszymy, czy podejmiemy sygnalizowane wątki, znajdziemy czas i odważymy na nie zawsze łatwy (i dla nas osobiście) dialog.
Nie wszyscy księża działają na pograniczu „herezji triumfalizmu”, naprawdę.

Są, ale nie oni stanowią Twarz polskiego Kościoła. Ich trzeba szukać, a tryumfalisci wciskają się do domów wszelkimi mediami.
I znów to samo pytanie: czy Ci księża kiedyś staną się biskupami czy też nigdy nimi nie będą skoro niewystarczająco dbają o ziemię, pieniądze, pałace i kontakty z władzą?

W nadchodzącym 20-leciu raczej nie zostaną, bo bardzo daleko jest do powstania „masy krytycznej” w Kościele (polskim zwłaszcza, ale nie wyłącznie).
Ale pojedyncze jaskółki i tak wiosny w Episkopacie by nie uczyniły. Przy tym tysiące duchownych kształtowało swe powołania i osobowości w takim Kościele, jaki dziś istnieje – a nowych powołań jest coraz mniej. Rządzą inercja, ignorowanie zmian zachodzących „w świecie”, unikanie odpowiedzialności za przeszłe zło i niepodejmowanie odpowiedzialności za przyszłość wspólnoty, swego rodzaju odrętwienie intelektualne (przykład idzie z góry).
Laikat w swej masie też się jakoś nadmiernie nie martwi, chyba że dojdzie do ogromnego skandalu czy lokalnego konfliktu z proboszczem. Teraz bardziej trendy niż religia są polityka i „ideologie”. Do bardziej się martwiącej części laikatu wielu biskupów jakoś nie ma serca: prędzej o coś oskarżą niż wysłuchają.
Tym bardziej potrzeba – i tym bardziej cenię – tych księży, których „trzeba szukać”.

Też ich cenię, ale cóż, za to że się ich szuka są oni wydani nie raz na pastwę zawistnych biskupów. Jak ksiądz Kaczkowski prześladowany i poniżany przez bp Głódzia. A wczoraj Głódź bezkarnie brylował w SOP na beatyfikacji. I nikomu to nie przeszkadzało……

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ks. Halík pisze mądre rzeczy, ale są one często skierowane przeciw komuś – powyżej przeciw tradycyjnej hierarchii/teologii. W dalekiej przeszłości (ale po 1989 roku) bardzo angażował się w politykę w stopniu, jaki katolicy otwarci uważają za zbyt daleko posunięty.

Dowcip okolicznościowy: „Przychodzi ks. Halik na Kongres i mówi, że Jezus jest wielkim relatywizatorem . W odpowiedzi przychodzi Jezus i mówi: Nie, to ks. Halik jest wielkim relatywizatorem”. Nawiasem mówiąc, jest takie słówko, czy jesteśmy właśnie świadkami narodzin nowego neologizmu?

Też ich cenię, ale cóż, za to że się ich szuka są oni wydani nie raz na pastwę zawistnych biskupów. Jak ksiądz Kaczkowski prześladowany i poniżany przez bp Głódzia. A wczoraj Głódź bezkarnie brylował w SOP na beatyfikacji. I nikomu to nie przeszkadzało……

@Marek2
” A wczoraj Głódź bezkarnie brylował(…)”

I cóż z tego ? Robił to zgodnie z prawem bo już za… Strzebielinem, Żarnowcem, Pomieczynem, Nową Wsią Przywidzką, Sobowidzem, Koźlinami, Kiezmarkiem i Gdańskiem Świbno żadne kary go nie obowiązują 🙂

Dawno temu pisałem, że to nie są żadne kary tylko naśmiewanie się z ofiar i plucie im w twarz !
To jest kabaret w którym ja już mam coraz mniejszą ochotę uczestniczyć i powoli to postanowienie wprowadzam w życie (na razie finansowo…).

Jerz2. Już niedługo skończy się seria benedykcyjna dot. prymasa Wyszyńskiego i zapewne Więź wróci do doniesień na temat postępków hierarchii biskupiej w Polsce. Będzie można odetchnąć, Jerzy2!

@Robert
Od czego odetchnąć ?

Mnie interesuje aby żadnych „postępków” nie było a te które są/były zostały przykładnie ukarane ! aby odstraszyć przyszłych naśladowców w fioletach i szkarłatach…

Mało tego, gdyby te „postępki” były należycie karane to jak dla mnie nie muszą nawet o tym pisać. Problem tylko w tym, że jeśli nikt o tym nie pisze to wszyscy pozostają bezkarni.
Tylko nagłaśnianie spraw cokolwiek zmienia.

Takie infantylne podejście jak pańskie i sugerowanie że ktoś „żyje” tymi „postępkami” jest tak śmieszne, że aż tragiczne. Rozbawił mnie pan. dzięki

O, to ja bardzo się cieszę z takiej zdrowej postawy, Jerzy. Ale widać, żeś nieźle napompowany tym powietrzem i już dętka puszcza na trasie tematu ks. Halika. Dołączam do twego rozbawienia moim komentarzem.

@Robert
Znowu pan mnie rozbawił. Jak zwykle zresztą ze swoją infantylnością i zaślepieniem.

Polecam serdecznie satyryczne teksty o biskupach w Naszym Dzienniku oraz audycje satyryczne w RM skoro pan tak lubi się śmiać.
Pozdrawiam