Jesień 2024, nr 3

Zamów

Urlop niejedno ma imię

Spędzanie wakacji na polskiej wsi jest już passé? A może Polacy nie chcą urlopu w ogóle?

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 8-9/2007

Do znanej wsi na Mazurach przyjechali prawie wyłącznie właściciele domków letniskowych i ich rodziny. Domki pod wynajem stoją puste, podobnie jak pobliskie pola namiotowe, restauracje i pensjonaty. Nawet na najpopularniejszych trasach kajakarskich widok spływu to rzadkość. Bary zamykane są przed dwudziestą trzecią, więc znudzeni przyjezdni bawią się w zaciszu swoich domów. Czy to kapryśne w tym roku polskie lato odstrasza urlopowiczów?

Wiesława, emerytowana technik analityk z Mińska Mazowieckiego, opowiada o swoim letniskowym domku: „Przyjeżdżam tu od 31 lat. Zajmuję się działką, budową domu, no i oczywiście wnusiem. Spotykam się ze znajomymi, chodzę na grzyby – bo jagód zbierać nie lubię – pływam łodzią. Nie nudzę się. Pogoda jest mi zupełnie obojętna. Chociaż lubię, gdy świeci słońce. Jeździmy wtedy po okolicy i wciąż odkrywamy nowe miejsca. Gdyby ktoś chciał jeszcze ze mną popłynąć, to chętnie znowu popłynęłabym w rejs po Śniardwach, do Mikołajek. Fantastyczny rejs małym spacerowym statkiem. Marzy mi się taka wycieczka po wyspach greckich. Jak już skończę ten dom, to może… Ale to jeszcze potrwa, niestety. Tych majstrów, tego kurzu już mam dosyć. Do domu wrócę pewnie pod koniec września. Jak skończę komin, to postawię taki mały piecyk i w przyszłym roku posiedzę tu trochę dłużej. Muszę tu być jeszcze we wrześniu, bo będzie rykowisko. Jelenie przechodzą przez rzekę, ryczą i walczą podchodząc prawie pod nasz dom. Latem się tego nie słyszy, ale jesienią jest tu tak cicho, że aż dzwoni w uszach. Dochodzą nas wtedy przedziwne odgłosy z lasu. Lubię tu przyjeżdżać, bo tu jest taka cisza i spokój. Czas płynie tu dużo wolniej”.

Jak widać, to nie kiepska pogoda odstrasza turystów. Więc może spędzanie wakacji w Polsce na wsi, jest już po prostu passé? A może Polacy nie chcą urlopu w ogóle?

Urlop? Nie, dziękuję

Właścicielka firmy z branży poligraficznej, Jolanta, mówi: „W tym roku nie mam urlopu”. Czas spędza podobnie jak pani Wiesława. „Od pracy odpoczywam tylko w weekendy na działce. Pielęgnuję ogród, chodzę na spacery, zbieram w lesie grzyby i jagody. Grzyby suszę lub robię z nich marynaty. Piekę ciasta, robię dżemy i konfitury na zimę. Chodzę z mężem na łódkę i łowimy ryby, potem pieczemy je na grillu lub zawozimy dzieciom do Warszawy. Gdy nie pada, gramy z mężem w ping-ponga lub kometkę. Spotykamy się ze znajomymi, których mamy tu wielu. Rozpalamy wspólnie grilla, wspominamy dawne czasy, opowiadamy o dzieciach i wnukach. To, że jest zimno, mnie nie przeszkadza, oby nie padało. Upały nie są mi potrzebne, żeby dobrze wypoczywać”.

Iza, studentka zaoczna ostatniego roku polonistyki, spotkana w warszawskiej kawiarni opowiada: „Wolne? Ale jakie wolne? Od ponad trzech lat pracuję w tej samej firmie. Cały czas na umowę-zlecenie. Moje wynagrodzenie zależy od tego, ile godzin w miesiącu przepracuję. Od liceum sama się utrzymuję, mam własne mieszkanie w Warszawie i kota. To chyba oczywiste, że zależy mi, żeby pracować jak najwięcej, muszę mieć w końcu z czego żyć.

„Odpoczywać będę na emeryturze. Teraz muszę się nachapać, żeby na tej emeryturze mieć za co odpoczywać”

Udostępnij tekst

Do Warszawy przeprowadziłam się na początku studiów i szybko przyzwyczaiłam się do życia tutaj. Tempo jest znacznie szybsze niż w moim rodzinnym mieście, na początku się dziwiłam, że ci wszyscy ludzie się tak spieszą. Teraz sama żyję w ciągłym biegu. Z pracy jadę na basen albo zajęcia aerobiku. Wieczorami półprzytomna bawię się z kotem i oglądam filmy. Na czytanie książek nie mam już siły. Poza tym, dzięki moim studiom, i tak podwyższam w ciągu roku średnią czytelnictwa w Polsce. Kilka razy w tygodniu spotykam się z moimi przyjaciółkami. Pijemy wino, plotkujemy i śmiejemy się, opowiadając sobie różne historie do późna w nocy. Potem w pracy jestem trochę nieprzytomna, ale nie samą pracą człowiek żyje. Jednak nie biorę urlopu. Odpoczywać będę na emeryturze. Teraz muszę się nachapać, żeby na tej emeryturze mieć za co odpoczywać”.

Katarzyna, przyjaciółka Izy, ładna, zadbana blondynka dodaje: „Ze mną jest tak samo. Od niedawna mam nową pracę. Jestem na okresie próbnym, więc staram się jak mogę. Czasami po dwunastu godzinach wracam do domu i nie mam już siły nawet na zrobienie sobie obiadu. Ale i tak jest lepiej – w poprzedniej pracy szefowa oszukiwała swoich pracowników, nie płaciła pensji na czas lub płaciła, ale mniej, niż się umawiała, kilku osobom nie zapłaciła w ogóle. To była mała firma, był tam problem ze wszystkim – nie było długopisów, odpowiedniej liczby komputerów, papieru do drukarki, a o kawie można było tylko pomarzyć. Byłam od wszystkiego – parzyłam gościom kawę, kupowałam sprzęt biurowy, odbierałam jej syna ze szkoły, zatrudniałam nowe osoby. Ona nazywała moje stanowisko «szefowa biura», ale właściwie to było takie przynieś-podaj-pozamiataj, jeżeli wie pani, co mam na myśli”.

Kiwam głową, że wiem, a Katarzyna ciągnie swoją historię: „No i nie wiedziałam, co miałam robić. Zarabiałam tam grosze, nie stać mnie było na nic, ciągle tylko zastanawiałam się, jak przeżyć do następnej pensji. Poznałam tam fantastycznych ludzi, byłam bardzo zaangażowana w projekt, ale jednocześnie wkurzało mnie, że mam tyle rzeczy na głowie, o których wcale nie było mowy przy zatrudnianiu. Jak się później dowiedziałam, tamta szefowa ma na pieńku ze wszystkimi. W branży jest spalona. Teraz pracuję w normalnej, dużej firmie, mam wypłatę na czas, nie muszę niańczyć czyichś dzieci. Dlatego tak zależy mi na tej pracy. O wolnym na razie nie ma mowy, muszę dawać z siebie wszystko, zwłaszcza że chcę w tej firmie wysoko zajść. Z resztą tak się cieszę, że pracuję w normalnych warunkach, że żadnego urlopu nie chcę”.

Urlop? W przyszłym roku

Młodym ludziom zależy na pracy. Wiedzą, że skończone studia przy braku doświadczenia to tylko nic niewarty papier. Dlatego większość osób, z którymi rozmawiałam, nie wyjeżdża z miasta. Czasami pracują w dwóch firmach jednocześnie – w pierwszej dla pieniędzy, w drugiej dla doświadczenia i znajomości. Relaksują się w weekendy, chodzą wieczorami do klubów albo odhaczają różnego rodzaju kursy, które zapewnią im dodatkowy wpis do CV: kursy językowe, taneczne, szkolenia.

W ten sposób wakacje spędza na przykład Joanna, tegoroczna maturzystka. „Wakacje? Jestem na to za stara” – śmieje się. – „Właściwie nie opuszczam Warszawy. Mam tu swoją pierwszą pracę, chłopaka i znajomych. Poza tym nie mam stałej umowy o pracę, więc żaden urlop mi nie przysługuje. Chcę zarobić jak najwięcej, bo od września zaczynam studia. A branie od rodziców pieniędzy na ciuchy i imprezy jest po prostu nie fair. Chcę być w końcu w miarę niezależna. Większość moich znajomych też pracuje. Czasami w sobotę, pakujemy z dziewczynami koce, ręczniki i jedziemy nad Zegrze albo idziemy na Pola Mokotowskie. Opalamy się cały dzień, sącząc piwko z sokiem.. Wieczorem przebieramy się i lecimy zaszaleć w miasto. Włóczymy się po klubach i pubach do rana. No a w niedzielę trzeba jakoś dojść do siebie… Odpocznę tak na serio może w przyszłym roku. Myślałam o wyjeździe na Cypr albo do Włoch. A na razie czerpię przyjemność z tego, co mam”.

Z większym dystansem podchodzi do pracy Magda, studentka z Krakowa. „W ubiegłe wakacje pracowałam i mieszkałam w Warszawie. Teraz, gdy przeniosłam się na studia do Krakowa, mogę wypocząć i pozwolić sobie na trochę więcej luzu. Cały lipiec jestem na Mazurach. W przyszłym tygodniu dojadą do mnie moi rodzice. Co potem? Właściwie to jeszcze nie wiem. Pojadę do rodzinnego miasta, może na kilka dni wyskoczę z przyjaciółmi do Zakopanego i w Bieszczady.

Liczyłam na trochę lepszą pogodę. Cały czas pada deszcz i jest zimno, a ja zabrałam ze sobą tylko jedną bluzę i kurtkę. Mam nadzieję, że pogoda trochę się poprawi i wreszcie będę mogła się poopalać i popływać. Na razie zajmuję się kilkumiesięcznym Kubusiem, synkiem mojej kuzynki. Sama o dzieciach jeszcze nie myślę. Wieczorem piję na pomoście jakieś piwo albo oglądam film w telewizji. Cieszę się, że tu przyjechałam. Wreszcie mam czas, żeby spokojnie przemyśleć moje plany i ustalić sobie nowe cele. Myślę, żeby zacząć drugi kierunek studiów, psychologię. Sesji poprawkowej na szczęście nie mam, staram się też o stypendium, ale we wrześniu wracam na trochę do pracy, bo życie studenta w Krakowie jest dosyć drogie”.

Urlop? Pod okiem przełożonych

Wyjazdy integracyjne czy szkolenia organizowane przez firmy dla swoich pracowników to taki urlop-nieurlop: wypoczynek, ale pod okiem przełożonych i w towarzystwie współpracowników. Czy na takich wyjazdach można w ogóle odpocząć? „Na wyjazdy wszyscy się zawsze ogromnie cieszą. To czas, aby lepiej się poznać i pobyć ze sobą w warunkach innych niż biuro. Na co dzień nie ma na to czasu” – opowiada Ewa, urzędniczka.

„Po dotarciu na miejsce najpierw wszyscy chowają się w swoich pokojach. Niby po to, żeby się rozpakować i odświeżyć, a tak naprawdę czekają na odważnego, który rozkręci imprezę. Po kilku drinkach czy piwach wszyscy są już w świetnych nastrojach. Zdarza się, że nawiązują się jakieś romanse, rozwiązują konflikty. Takie wyjazdy są na pewno bardzo ciekawe. Po powrocie jest co wspominać” – dodaje ze śmiechem.

Inne zdanie na temat wyjazdów integracyjnych ma Ireneusz, dyrektor kreatywny w jednej z firm z branży sportowej: „Jeżeli taki wyjazd ma być zwykłą popijawą, to jest on absolutną stratą czasu. Na piwo można iść równie dobrze po pracy. Jeśli jednak oprócz imprezy jest szkolenie dla pracowników, chociażby językowe, a poza tym możliwość pogrania w koszykówkę, tenisa czy popływania żaglówką, to jestem za. Niektórzy pracownicy nie mają możliwości wyładowania się w ciągu tygodnia i nie zdają sobie sprawy, jaką ogromną frajdę daje właśnie tenis czy windsurfing. Poza tym sporty zespołowe, na przykład koszykówka zgrywają ze sobą współpracowników, cementują zespół, co później przekłada się na atmosferę w firmie i wydajność pracy”.

Wyjazdy firmowe mają więc jasny cel: integrację zespołu i co za tym idzie podniesienie efektywności pracy. Zdarza się, że podczas takich wyjazdów wyłaniają się nowi przywódcy, pracownicy ujawniają swoje umiejętności, zwiększa się ich wiara w siebie i samoocena. A co najważniejsze, wzrasta zadowolenie z pracy i firmy. Co ciekawe, takie wyjazdy organizowane są już nie tylko na terenie kraju, ale coraz częściej zagranicą. Rajdy po pustyni, loty na paralotniach, kursy nurkowania to tylko przykłady atrakcji przygotowywanych dla pracowników podczas wyjazdów integracyjnych.

Urlop? Zagranicę

Są jednak tacy, którzy wciąż dobrowolnie chcą odpoczywać. Michał, student dwóch prestiżowych uczelni: SGH i Politechniki Warszawskiej, co roku długo przygotowuje się do wakacyjnego wyjazdu. Od kilku lat, wraz z grupą przyjaciół, pieszo przemierza dziesiątki lub setki kilometrów po górzystych terenach Europy i Azji. „Największą zabawą jest samo przygotowywanie się. Ślęczenie godzinami nad mapami, wyszukiwanie informacji, kupowanie sprzętu. Takie jeżdżenie palcem po mapie. Potem, gdy trasy zamieniają się w rzeczywistość, ich przejście często okazuje się dużo trudniejsze, niż zakładałem na początku. To głównie ja wymyślam trasy wędrówek, ale cała grupa ma na nie wpływ. Jeżeli jadą z nami osoby niezaprawione w chodzeniu po górach, ustalamy dwie wersje – jedna przewiduje wędrówkę zaplanowanym szlakiem, druga, dla osób o słabszej kondycji, dojazdy autem lub pociągiem. Spotykamy się w określonym miejscu i wbrew pozorom nie zawsze grupa dojeżdżająca jest wcześniej od nas. W ten sposób zobaczyliśmy już Rumunię, Kirgistan, Rosję, Kazachstan, Uzbekistan, Słowację, Czechy, Cypr, Ukrainę, Włochy a w tym roku jedziemy do Chin”.

Taki sposób podróżowania od lat nie traci na popularności. Tyle że częściej od wycieczek po kraju organizowane są wyjazdy zagranicę. Bo jeżeli można za jakieś 600 dolarów spędzić miesiąc w Mongolii, to po co jechać za mniej więcej tę samą kwotę po raz kolejny w Tatry? Zwłaszcza że w dobie telefonów komórkowych i internetu można relacjonować podróż rodzinie i przyjaciołom nawet z najdalszych zakątków świata.

Dzwonię do biura turystycznego i pytam o zainteresowanie tegoroczną ofertą. „Ogromne! Jak co roku najwięcej chętnych jest na wyjazdy do Egiptu, Włoch i Grecji” – odpowiada zaaferowany pracownik. Po chwili namysłu dodaje: „Odnoszę wrażenie, że jest nawet więcej chętnych niż w zeszłym roku. Straszny mamy tu ruch, więc powiem szybko: z naszych ofert korzystają głównie rodziny z dziećmi, ale zgłaszają się też osoby samotne, które najbardziej interesuje wyjazd jednoosobowy do jakiegoś ładnego hotelu nad morze, a nie zorganizowana wycieczka, na przykład po największych miastach Europy”.

Badania Pentoru wskazują jednak, że 62 proc. Polaków nie planuje w tym roku wyjazdu na wakacje. Podczas trwania badania wyjechać zamierzało tylko 28 proc., a 10 proc. nie miało wówczas sprecyzowanych planów. Z kolei agencja Synovate podała, że tylko 30 proc. Polaków nie planuje w tym roku wakacji czy urlopu. Wśród badanych przez Synovate 40 proc. zdeklarowało, że wyda na tegoroczne wakacje nie więcej niż 2000 zł. Więcej niż 2000 zł planuje przeznaczyć na urlop tylko 14 proc. badanych.

Faktem natomiast jest, że z roku na rok Polacy coraz częściej wybierają się na zagraniczne wycieczki – „Jeżeli lot z Warszawy do Manchesteru trwa tyle, co jazda samochodem na Mazury, to wolę lecieć do Anglii” – kwituje 33-letni Krzysztof z Warszawy. Takich jak Krzysztof jest coraz więcej – wyższe dochody w Polsce oraz często bardzo atrakcyjne oferty biur podróży i tanich linii lotniczych skłaniają Polaków do zwiedzania świata. „Poza tym wszystko jest tak samo. Tak jak przy wyjeździe na Mazury nie biorę ze sobą paszportu, bo po co, pakuję się w jeden plecak i dwie godziny później jestem w innym świecie. Nawet Polaków jest tyle samo” – dodaje ze śmiechem Krzysztof. Wyjazdy do krajów Unii Europejskiej są popularne przede wszystkim ze względu na łatwość podróży i jej komfort. Żadnych wiz i paszportów, a standard hoteli o wiele wyższy niż w Polsce. Ponadto koszt dwutygodniowego urlopu zagranicą jest porównywalny do wakacji w kraju. A już niezwykle atrakcyjne bywają oferty last minute. Nic dziwnego, że jeżeli Polacy wyjeżdżają na urlop, to najczęściej na zagraniczny.

Jednak każdy medal ma dwie strony. Obcokrajowcy coraz chętniej odwiedzają Polskę. Z roku na rok zwiększa się ilość pieniędzy pozostawionych przez obcojęzycznych turystów. Piotr, barman w warszawskim pubie mówi: „Średnio co dziesiąty klient jest obcokrajowcem. Jak sami przyznają, lubią Polskę za niskie ceny, przyjaznych ludzi i… niepowtarzalną atmosferę w knajpach. Wiadomo, trafiają się różni klienci – bywa, że przyjeżdża grupa Anglików, upija się, krzyczy czy śpiewa i przeszkadza reszcie klientów. To samo od lat robią też Polacy…”.

Wesprzyj Więź

Na razie zagraniczni turyści najczęściej wybierają się do dużych miast: Warszawy, Wrocławia, czy Krakowa. W niewielkim tylko stopniu odkryli – może poza odwiedzającymi dawne rodzinne strony Niemcami – uroki polskiej prowincji.

Prawdopodobnie jednak już wkrótce zagraniczni turyści zaczną doceniać także polskie wsie i korzystać z ofert agroturystycznych, ale na to musimy jeszcze trochę poczekać. A na razie właściciele domków letniskowych mogą nacieszyć się ciszą i zasłużonym odpoczynkiem.

Niektóre imiona, na prośbę rozmówców, zostały zmienione.

Podziel się

Wiadomość