Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Nowe zasady starej liturgii, czyli nagła zmiana kursu

Papież Franciszek. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Decyzja papieża oznacza, że paradoksalnie lepiej być tradycjonalistą „nielegalnym” niż „legalnym”. W tej sytuacji lefebryści przyjmą nowych wiernych, odepchniętych przez Watykan, z otwartymi ramionami.

Kilka tygodni temu pisałem na łamach Więź.pl, że w różnorodnym Kościele jest nawa dla tradycjonalistów. Najnowszym motu proprio papież Franciszek wypchnął z niej wiernych przywiązanych do starej liturgii. Może się niestety okazać, że zostanie ona pusta, a z pewnością nieco opustoszeje.

Stolica Apostolska wydała 16 lipca motu proprio „Traditionis custodes”, które na nowo reguluje kwestię dostępności do starej liturgii w Kościele. Reguluje, ale tak naprawdę radykalnie ogranicza. I to natychmiast. To efekt watykańskich konsultacji z biskupami dotyczących recepcji dokumentu „Summorum Pontificum” Benedykta XVI z 2007 r., który „uwalniał” starą liturgię i był impulsem do rozwoju środowisk Tradycji katolickiej.

W kościołach parafialnych bez Mszy trydenckiej

Wedle nowych zasad „księgi liturgiczne promulgowane przez świętych papieży Pawła VI i Jana Pawła II, zgodnie z dekretami Soboru Watykańskiego II, są jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego”, co oznacza, że nadzwyczajna forma rytu rzymskiego została de facto zniesiona. Papież Franciszek zadecydował, że zezwolenie na korzystanie z mszału zredagowanego przez Jana XXIII w 1962 r. może wydać jedynie biskup diecezjalny.

Dowolność liturgiczna, jaką wprowadził Benedykt XVI – zgodnie z przewidywaniami – zaowocowała wzrostem bałaganu. Tyle że obecna próba porządkowania sytuacji oznacza wybór drogi de facto wykluczenia tradycjonalistów

Michał Jóźwiak

Udostępnij tekst

Zanim ordynariusz wyda taką zgodę, musi upewnić się, że „grupy te nie wykluczają ważności i prawowitości reformy liturgicznej, nakazów Soboru Watykańskiego II i Magisterium papieży”. Biskup powinien także mianować delegata, który będzie odpowiedzialny „za celebracje i opiekę duszpasterską nad tymi grupami wiernych”. Biskupi mają także zatroszczyć się o to, „by nie zezwalać na tworzenie nowych grup”. To jasny sygnał, że celem papieża Franciszka jest wygaszenie starej liturgii i działanie w kierunku jej naturalnej śmierci.

Najbardziej dosadny wydaje się jednak drugi paragraf trzeciego punktu dokumentu, który mówi o tym, że jeśli biskup zgodzi się na odprawianie Mszy sprzed reformy Pawła VI, powinien wyznaczyć miejsce, gdzie może odbywać się Eucharystia, ale nie może być ona sprawowana w kościołach parafialnych. Jest tam zawarty również zakaz tworzenia nowych parafii personalnych.

Taki kształt papieskiej decyzji to wskazanie tradycjonalistom drzwi wyjściowych. Zamknięcie kościołów parafialnych na starą Mszę to cofnięcie się do sytuacji zaraz po reformie liturgii na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.

Dokument jasno określa też, że „kapłani wyświęceni po opublikowaniu niniejszego motu proprio, którzy chcą celebrować według »Missale Romanum« z 1962 r., muszą zwrócić się z formalną prośbą do biskupa diecezjalnego, który przed udzieleniem zezwolenia skonsultuje się ze Stolicą Apostolską”. Zdaje się zatem, że w tym przypadku nie ma zastosowania narracja o decentralizacji, tak mocno podkreślana podczas pontyfikatu Franciszka. Ci prezbiterzy, którzy z kolei już celebrują starą Mszę, powinni poprosić biskupa diecezjalnego o pozwolenie na dalsze korzystanie z tych uprawnień.

Obrona jedności Kościoła?

Jeśli chodzi o ocenę intencji papieża Franciszka, to jesteśmy w dość komfortowej sytuacji, bo sam je przedstawił w liście do biskupów całego świata. Z jego treści wprost wynika, że celem Watykanu jest „powrót do jednolitej formy celebracji”. Papież pisze też, że w wydanym motu proprio kieruje się „troską o dobro tych, którzy są zakorzenieni w poprzedniej formie celebracyjnej i potrzebują czasu na powrót do rytu rzymskiego ogłoszonego przez św. Pawła VI i Jana Pawła II”, sugerując tym samym, że jego docelowym zamiarem jest całkowite ograniczenie dostępu do starej liturgii. Daje również biskupom wskazanie, aby „przerwać erygowanie nowych parafii personalnych”.

Franciszek tłumaczy decyzje Jana Pawła II i Benedykta XVI o dopuszczeniu odprawiania Mszy trydenckiej chęcią przezwyciężenia schizmy, która dokonała się za sprawą lefebrystów. Jest to uproszczenie, które zdaje się nie brać pod uwagę, że szczególnie papież Ratzinger podkreślał znaczenie istnienia starej liturgii jako takiej. „Summorum Pontificum” – dokument poprzedniego papieża – miał nie tylko zachęcić tradycjonalistów do pełnej jedności z Watykanem, ale był jednocześnie uznaniem, że tzw. Msza trydencka nigdy nie została zniesiona i w Kościele jest dla niej szczególne miejsce. Franciszek podkreśla jednak, że dzisiaj obrona jedności Kościoła wymaga od niego odwołania upoważnień udzielonych przez jego poprzedników. Kurs został zmieniony nagle i gwałtownie.

„Niestety cel duszpasterski moich poprzedników, którzy zamierzali zrobić wszystko, co możliwe, aby wszyscy, którzy naprawdę mieli pragnienie jedności, mogli w tej jedności pozostać lub odkryć ją na nowo, często był poważnie lekceważony. Okazja, jaką dał św. Jan Paweł II i jeszcze bardziej wspaniałomyślnie Benedykt XVI, mający na celu odzyskanie jedności Kościoła, uwzględniając różne wrażliwości liturgiczne, została wykorzystana do pogłębienia podziałów i wzmocnienia rozbieżności” – ocenia Franciszek.

Zdaniem papieża za starą liturgią stał bardzo często mniej lub bardziej ukryty sceptycyzm wobec nauczania Soboru Watykańskiego II, który przyczyniał się do braku jedności w Kościele. „Ścisły związek między wyborem celebracji według ksiąg liturgicznych poprzedzających Sobór Watykański II a odrzuceniem Kościoła i jego instytucji coraz bardziej jest widoczny w słowach i postawach wielu uważających się za »prawdziwy Kościół«. Jest to zachowanie sprzeczne z komunią i podsycające do podziałów” – czytamy w papieskim liście do biskupów.

To oczywiście prawda, że wśród tradycjonalistów mamy zauważalny deficyt „sympatii” do zreformowanej liturgii i jest to problem. Część tego środowiska, jeśli nie ma dostępu do starej Mszy, jest w stanie w ogóle zrezygnować z uczestniczenia w Eucharystii. To musi powodować zapalenie się lampki ostrzegawczej. Kontynuacja Ofiary Chrystusa dokonuje się przecież nie tylko w ramach konkretnej formy rytu. A ostatecznie nie przychodzimy do kościoła wyłącznie ze względów estetycznych – choć estetyka i rodzaj duchowości idący za starą liturgią z pewnością pomagają wielu wiernym w głębokim przeżywaniu wiary.

Podziałom i brakowi szacunku do nowej Mszy z pewnością należy przeciwdziałać przez odpowiednią formację tych środowisk. Pełna swoboda, wręcz dowolność liturgiczna, jaką wprowadził Benedykt XVI – zgodnie z przewidywaniami – zaowocowała wzrostem bałaganu. Tyle że obecna próba porządkowania sytuacji oznacza wybór drogi de facto wykluczenia tradycjonalistów. Kłóci się to z inkluzywną retoryką papieża Franciszka, który mówi o Kościele jako „stale rosnącym my”. Zamiast znalezienia innych sposobów respektowania liturgicznej różnorodności zastosowano administracyjne restrykcje.

Papież ma trochę racji

Franciszek w diagnozie sytuacji ma trochę racji. W środowiskach Tradycji katolickiej nie brakuje osób, które kontestują postanowienia Soboru Watykańskiego II. Przyznają to nawet sami tradycjonaliści. Niektórzy ze smutkiem, inni z satysfakcją. Trudno nie zauważyć, że do nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego przylgnęła grupa radykałów, która – podkreślając zamiłowanie do starej liturgii – otwarcie podważała autorytet papieża. Takie osoby niestety wyrządzają środowisku Tradycji dużą krzywdę, bo zasłaniają swoje duchowe nieuporządkowanie właśnie starą liturgią.

Papieżowi z pewnością nie zależało na uderzeniu w samą starą liturgię, ale właśnie w ewidentne nadużycia tej grupy katolików. Tyle że rykoszetem dostali pobożni wierni, których działalność z dnia na dzień została mocno utrudniona. Zamiast drogi lepszej formacji tych środowisk wybrano opcję… amputacji. I chyba nie rozwiązuje to problemu.

Sam fakt, że Rzym zajął się tym tematem, wcale nie dziwi. Starej Mszy nie odprawia się przecież w diecezjalnych seminariach. Księża często uczą się jej od grupki pasjonatów. To nie jest sposób, jaki powinien powszechnie obowiązywać. Nowe regulacje były więc potrzebne po to, aby poważnie traktować Mszę trydencką i oficjalnie przygotowywać duchownych do jej sprawowania.

Kontrowersji nie wzbudza fakt, że papież chce pogrozić palcem tym, którzy mają problem z wiernością Stolicy Apostolskiej i nauczaniu II Soboru Watykańskiego, ani zauważenie potrzeby duszpasterskiego uporządkowania środowisk Tradycji. Negatywne komentarze związane są z tym, że Franciszek chcąc zdyscyplinować tradycjonalistów, posłużył się metodami, które tylko spotęgują istniejące wypaczenia, a jednocześnie znacznie utrudnił dostęp do liturgii, która dla wielu ludzi przez wieki była i jest święta. Efekt będzie zupełnie odwrotny od zamierzonego. Podziały zostaną pogłębione.

Cios w środowisko Tradycji

Nie ulega wątpliwości, że „Traditionis custodes” jest potężnym ciosem w tradycjonalistów. Ciosem niespodziewanym, nagłym i… nielogicznym. Plotki na temat ewentualnego ograniczenia lub zniesienia „Summorum Pontificum” pojawiały się od kilku miesięcy. Sam jednak należałem do osób, które bardzo sceptycznie podchodziły do tych niepotwierdzonych informacji. Gdyby spojrzeć na wcześniejsze decyzje papieża Franciszka wobec tradycjonalistów, to trzeba przyznać, że były one raczej zaskakująco pozytywne nawet wobec Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X (FSSPX), lefebrystów, którzy nie mają przecież uregulowanej sytuacji kanonicznej.

Na czas trwania Roku Miłosierdzia papież Franciszek udzielił Bractwu jurysdykcji spowiedzi. „Rozporządzam i postanawiam, że osoby, które w Roku Świętym Miłosierdzia przystąpią do sakramentu pojednania u kapłanów z Bractwa Św. Piusa X, otrzymają ważne i zgodne z prawem rozgrzeszenie” – napisał Franciszek. W 2016 r. w liście apostolskim „Misericordia et misera”, papież przedłużył Bractwu na czas nieokreślony prawo do rozgrzeszania w sakramencie spowiedzi, a rok później Watykan postanowił „dać ordynariuszom możliwość delegowana władzy przyjmowania ślubów małżeńskich wiernym, którzy powierzyli się opiece duszpasterskiej Bractwa”.

Była to wręcz sensacyjna i historyczna decyzja i jednocześnie radykalna zmiana wobec wcześniejszych decyzji, które stanowiły dokładnie odwrotnie. Dzisiaj paradoksalnie okazuje się, że lepiej być tradycjonalistą „nielegalnym” niż „legalnym”. Jestem przekonany, że w tej sytuacji Bractwo Kapłańskie św. Piusa X przyjmie nowych wiernych, odepchniętych przez papieża, z otwartymi ramionami.

Trudno wyobrazić sobie, że Franciszek nie ma świadomości takiego scenariusza. Nic więc dziwnego, że większość tradycjonalistów odczytuje nowe motu proprio jako jasny sygnał z Watykanu: nie chcemy was. Patrząc zupełnie po ludzku, przekaz ten jest zwyczajnie smutny szczególnie w kontekście całego nauczania papieża Franciszka, stawiającego nacisk na rozwój opieki duszpasterskiej nad wszystkimi. Tradycjonaliści zdają się z tego schematu wyłączeni.

Różnorodność liturgiczna

Jesteśmy zatem świadkami naprawdę sporego paradoksu. Papież, który bardzo często podkreśla, że różnorodność Kościoła jest jego bogactwem, postanowił podciąć liturgiczne korzenie, które wrastają w katolicką duchowość od kilkuset lat. Trudno znaleźć tu konsekwentne poszanowanie dla różnorodności.

Trudno uznać za spójne stanowisko, że pluralizm religii jest chciany przez Boga, ale różnorodność w liturgii już nie. Mam wrażenie, że Franciszek dużo energii włożył (i słusznie!) w podejmowanie dialogu międzyreligijnego i ekumenicznego, ale zaniedbał (niesłusznie) relacje właśnie ze środowiskiem Tradycji. Doszliśmy do sytuacji, w której w kościele parafialnym mogą odbywać się nabożeństwa ekumeniczne i koncerty, ale zabronione jest sprawowanie tradycyjnej liturgii.

Może warto byłoby zastanowić się, dlaczego stara Msza staje się dzisiaj coraz bardziej popularna i przyciąga nowych wiernych, będąc jednocześnie źródłem powołań kapłańskich. Ten wątek ani w motu proprio, ani w liście do biskupów świata się nie znalazł. A szkoda, bo odnoszę wrażenie, że środowisko Tradycji zostało ocenione bardzo powierzchownie. Dostrzeżono przywary, o których wszyscy wiemy od dawna, ale zupełnie zlekceważono duchowość i gorliwość, która wyróżnia katolików związanych ze starą liturgią.

Jan Paweł II i Benedykt XVI – przez dokumenty „Ecclesia Dei” i „Summorum Pontificum” – wybrali drogę porozumienia i wzajemnego oswojenia z tradycjonalistami. Franciszek uznał tę drogę za bezowocną. Podkreśla, że zreformowana Msza Pawła VI również zakorzeniona jest w Tradycji i wszyscy przywiązani do nadzwyczajnej formy powinni podjąć wysiłek, aby to odkryć. Pod względem teologicznym intrygujące jest, że dla Benedykta XVI dwie formy tego samego rytu (z ich istotnymi różnicami) uzupełniają się i są zgodne, a dla Franciszka są nie do pogodzenia.

Wesprzyj Więź

Papież uderzył pięścią w stół i radykalnie zmienił sposób myślenia o liturgii rzymskiej. Za kilka lub kilkanaście lat przyjdzie nam ocenić efekty tej decyzji. Czy „Traditionis custodes” wpłynie na jedność Kościoła lepiej niż „Summorum Pontificum”? Z całą pewnością motu proprio z 2007 r. miało charakter włączający, a obecne jest wykluczające.

Kościół jest różnorodny. Obowiązują w nim różne ryty, oficjalnie mówi się także o powstaniu rytu amazońskiego, aby liturgia odpowiadała tamtejszej kulturze, a jednocześnie ogranicza się dostęp do formy, dzięki której coraz więcej wiernych odnajduje swoją relację z Bogiem i ją pogłębia. To działanie nielogiczne i krzywdzące dla tradycyjnego skrzydła w Kościele. Trzeba jednak przyjąć je jako próbę posłuszeństwa i zaufania, że Duch Święty prowadzi Kościół. Aczkolwiek wydaje się, że jest to próba absurdalna i zupełnie niepotrzebna, a jej skutki dla Kościoła mogą być bardzo przykre, bo jedność w różnorodności została niestety poważnie zachwiana, a nie obroniona.

Przeczytaj także: „Nie papież, a Bergoglio”. Abp Lenga o Franciszku

Podziel się

7
9
Wiadomość

Pamiętam jeszcze z lat 90 we Francji niesnaski i docinki wobec tradycyjnej liturgii. Po JP II i B XVI sytuacja złagodniała. Mam nadzieję, że uspokoiła się na tyle, że znajdzie się jakieś praktyczne rozwiązanie do czasu ponownego zajęcia się sprawą przez Ojca Świętego.

Nie dziwię się ich rozgoryczeniu, bo jednocześnie jakoś brak reakcji na to, co wyprawia część księży w Niemczech, pędząc za nowoczesnością i naginając przy tym wiarę, a to, co “pokazują” w kościele, sposób nabożeństw o profanację już można podejrzewać. Jak może razić sposób Mszy, który w tradycji KK był sprawowany przez setki lat 🙁 I faktycznie: właśnie zostali wepchnięci w ręce Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X .
No i można sprawdzić na stronie: Bp Declan Lang z diecezji Clifton w Anglii zdecydował o zakończeniu wszelkich celebracji Mszy świętej trydenckiej w diecezji. Jednocześnie zarządził serię Mszy świętych dla społeczności LGBT, ich rodzin i przyjaciół. Prosi o zapewnienie osobom LGBT „ciepłego powitania”. Do tego pewnie będzie odpowiednie serce Jezusa czy krzyż w kolorze tęczy, bo i takie “kfiatki” były.

Kościół potrzebuje oczyszczenia, Bóg najlepiej wie z czego i w jaki sposób. To jest czas próby. Odejść jest łatwo, i wielu zrobiło to już wcześniej. Teraz zły duch kusi, aby odejść w imię Boże. “Czy i wy chcecie odejść?” (J 6,67) Ja – nie chcę. Uczeń nie może przerosnąć Mistrza. Jeżeli On cierpiał, to i my musimy cierpieć.

Tylko dlaczego te cierpienia zadaje Papież ? Tradsi to być może jeden z ostatnich ‘ruchów oporu’ w KK. Dla takich nie ma osławionego miłosierdzia. Niedługo w KK będziesz cierpiał za to, że chcesz się trzymać katechizmu…

Skoro o diecezji Clifton mowa, poprzednik biskupa Langa, bp Mervyn Alexander, m.in. wiceprzewodniczący komisji liturgicznej episkopatu Anglii sympatyzujący z Tradycją, wypędził z diecezji Neokatechumenat (rozwiązał wszystkie wspólnoty i zakazał spotkań także na liturgiach domowych) m.in. za radykalizm liturgiczny, który – uwaga, uwaga – jakoby podważał jedność Kościoła w diecezji (zupełnie, jakby znał argumentację Franciszka). Tradycjonaliści bardzo się cieszyli z tego dramatu ledwie 200-300 sióstr i braci w wierze katolickiej. Neokatechumenatowi przysługiwało odwołanie do Rzymu, do czego namawiał nuncjusz, gdzie u Jana Pawła II pewnie wygraliby sprawę, ale odstąpiono od tej drogi akceptując wolę biskupa. Myślę, że obaj biskupi pomylili jedność z Kościołem z jednością ze swoją osobą i potraktowali, jak to często bywa, diecezję jak swój folwark. Diecezja dla biskupa, nie biskup dla diecezji. I to się zdarza jak widać, i biskupom otwartym, i zachowawczym. Strach pomyśleć, kogo wypędzi z Kościoła następny biskup. Może będzie z Neokatechumenatu, może z Odnowy w Duchu Świętym albo Opus Dei – i co? Czy wszystko ma być na jedno kopyto, a reszta “wyrazistych” (konkurencyjnych?) duchowości to won z diecezji? Zresztą w jednej z polskich diecezji niedawno mieliśmy w porę zatrzymane takie doświadczenie. Jeśli na koniec nie zostaną sami, to tylko ze względu na cierpliwość i dojrzałość wiernych.

W sumie Franciszek otworzył ku temu drogę. Jego list to przywrócenie barbarzyńskiej zasady cuius regio, eius religio ustanowionej w Niemczech w XVI wieku po wojnach religijnych. Zmienił się papież, to zmienia się stosunek do Tradycji. Kilka lat temu w artykule dla “Do Rzeczy” na podstawie postawienia przez Franciszka jako wymagające pierwszeństwa poruszenia za jego pontyfikatu kwestie związków niesakramentalnych oraz ekologii będących dla niemieckich katolików a niekoniecznie reszty świata priorytetami, postawiłem tezę, że Franciszek wcale nie jest jak na początku się radowano, papieżem trzecio światowym (a gdzie jest publicznie zapowiedziana 3 miesiące po wyborze encyklika o ubóstwie globalnym “Beati pauperum”?), tylko bardziej niemieckocentrycznym, niż jego dwaj poprzednicy, którym to zarzucano, byli europocentryczni. W końcu Jorge Bergolio był kształtowany przez niemieckich jezuitów i nosi niemieckie okulary.

Papiez pius 5 zezwolił do odprawiania mszy starego rytu i nikt nie moze jej zabronic, ale mozna utrudnic na max. Tylko po co? 1500 lat do kosza, najlepsze sa msze z tańcami,flagami… to tak buduje przciez jednosc w KK