Ideologowie sporu o edukację seksualną gubią z pola widzenia człowieka. Ulegają pokusie wyjmowania życia seksualnego z większej całości. A jest ono jedną z form relacji między ludźmi. Jeśli zaś, ze względu na szybkie przemiany społeczne i technologiczne, relacje są w kryzysie, to leczenie objawowe – tylko w jednym obszarze – nie wystarczy.
„Najważniejsze, aby choć spróbować usłyszeć się nawzajem ponad krzykiem rozjuszonych do niemożliwości wojowników obydwu obozów” – pisał ponad półtora roku temu na portalu Więź.pl Łukasz Kobeszko w tekście o tym, czy możliwy jest kompromis w sprawie edukacji seksualnej1. Pod artykułem do dziś widnieje tylko jeden komentarz: „Zupełne mrzonki. Godzenie promocji grzechu z promocją czystości? To jak godzenie diabła z Duchem Świętym”. Wydaje się to znamienne i potwierdza wątpliwości samego autora, który opisuje, jak trudno znaleźć konsensus między tymi, którzy mówią o „tęczowej zarazie”, a tymi, którzy wolą wokoło widzieć „czarną zarazę”.
Od czasu publikacji artykułu Kobeszki spór nie tylko trwa, ale i narasta. Co pewien czas pojawiają się nowe pomysły aktów prawnych, budzące sprzeciw po różnych stronach tego konfliktu. Kończy się najczęściej na oburzeniu, bo większość nowych projektów nie wchodzi w życie, ale pojawienie się kolejnego pomysłu wystarcza, by odpowiednio podgrzać atmosferę.
Projekty w sejmowej „zamrażarce”
Od roku 2018 co jakiś czas powraca projekt zmiany kodeksu karnego – zgodnie z uzasadnieniem – w celu „zapewnienia prawnej ochrony dzieci i młodzieży przed deprawacją seksualną i demoralizacją”. Choć otrzymał on miano „Stop pedofilii” (i tak nazywa się też składający go komitet, którego pełnomocnikiem jest działacz pro-life Mariusz Dzierżawski), to tak naprawdę dotyczy edukacji seksualnej.
W uzasadnieniu projektu już na samym początku autorzy powołują się na będące przedmiotem kontrowersji „Standardy edukacji seksualnej w Europie” WHO i BZgA (Bundeszentrale für gesundheitliche Aufklärung, niemiecka Centrala Związkowa ds. Edukacji Zdrowotnej). Edukacja inspirowana tymi standardami ma, zdaniem autorów projektu, rozbudzać dzieci seksualnie, oswajać je z homoseksualizmem, być wykorzystywana przez lobby LGBT m.in. do legalizacji w Polsce adopcji dzieci przez homoseksualistów oraz stanowić niebezpieczeństwo dla zdrowia dzieci i młodzieży. Według autorów projektu jest najwyraźniej równoważna z propagowaniem i pochwalaniem podejmowania współżycia przez nieletnich. Pomysł zakłada bowiem dopisanie do artykułu 200b Kodeksu karnego (dotyczącego propagowania pedofilii) kolejnych paragrafów, zgodnie z którymi karze ma podlegać każdy, kto „publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletniego obcowania płciowego”. Jeśli zaś robi to w związku z działalnością zawodową – na przykład edukacyjną – kara jest ostrzejsza.
Projekt był już czytany w poprzedniej kadencji Sejmu. Postępowanie nie zakończyło się, więc w obecnej kadencji rozpatrywany był ponownie. W końcu skierowano go do komisji nadzwyczajnej ds. zmian w kodyfikacjach, gdzie utknął do dziś. Mimo to zdążył oczywiście wzbudzić na nowo kontrowersje. Wypowiadało się przeciwko niemu Polskie Towarzystwo Seksuologiczne, a poparło – co za niespodzianka! – Ordo Iuris. Dominika Sitnicka z Oko.press prognozowała w kwietniu ubiegłego roku, że projekt niemal na pewno przejdzie dalej.
Możliwe jest zaprojektowanie takiej edukacji seksualnej, która w kwestiach spornych będzie opowiadać w sposób możliwie neutralny i rzeczowy o stwierdzonych naukowo faktach, ich ocenę zostawiając uczniowi
Kontroli działania organizacji pozarządowych działających w szkołach – a więc także edukatorów seksualnych – miał służyć prezydencki projekt zmiany prawa oświatowego, który zakłada, że na działalność edukacyjną organizacji pozarządowej musi udzielić zgody większość rodziców na podstawie „prospektu informacji wychowawczej”. Projekt wpłynął do Sejmu w lipcu 2020 r., ale także utknął w parlamentarnej „zamrażarce”.
Druga strona sporu również nie próżnuje. I tak w marcu 2021 r. klub parlamentarny Lewicy wniósł projekt ustawy o „edukacji o zdrowiu i seksualności”. Tak właśnie miałby nazywać się przedmiot dla klas IV–VIII, który wprowadzałaby ustawa. Obejmować miałby on kwestie związane z seksualnością człowieka, których zdaniem autorów projektu nie omawiają w sposób wystarczający obecne zajęcia z „wychowania do życia w rodzinie”.
Pomysł ten już wcześniej zgłaszany był w postaci projektu ustawy „o bezpiecznym przerywaniu ciąży oraz o edukacji o zdrowiu i seksualności”. Co ciekawe, jego autorzy powołują się także na wspomniane standardy edukacji seksualnej WHO, ale – co oczywiste w tym przypadku – tym razem w sposób pozytywny. Projekt Lewicy przy obecnym układzie sił w parlamencie raczej nie ma szans na uchwalenie, więc – przynajmniej do końca tej kadencji – prawdopodobnie podzieli los dwóch poprzednich omawianych dokumentów. Jednak kolejne składane projekty wystarczają, by spór – choć na chwilę – rozgorzał na nowo.
Zamiast rozpasania seksualna depresja
Po 1989 r. polscy konserwatyści obawiali się niekontrolowanego wzrostu aktywności seksualnej młodych ludzi. I faktycznie lata 90. przyniosły lawinowy wzrost wczesnych inicjacji seksualnych. O ile w roku 1990 po inicjacji było 17% dziewcząt i 5% chłopców w wieku 15 lat, o tyle w 1998 r. było to już, odpowiednio, 30% dziewcząt i 13% chłopców2. Jednak wbrew obawom okazało się, że tendencja wcale się nie pogłębia, a nawet się cofa – w 2007 r. po inicjacji było 18,5% dziewcząt i 8% chłopców w tym wieku. Z kolei według danych HSBC z 2014 r.3 po pierwszym współżyciu było 17,4% młodzieży (mniej więcej równy odsetek dziewcząt i chłopców) – nieco więcej niż w 2007 r., ale nadal mniej niż w 1990 r. Problem zatem nadal istnieje, ale nie mamy do czynienia z liniowym wzrostem.
Ciąż nastolatek w Polsce jest także coraz mniej: średni wiek urodzenia pierwszego dziecka przez kobietę należał, co prawda, do niskich w porównaniu z innymi państwami Unii Europejskiej (27,6 – niższa wartość wskaźnika wystąpiła tylko na Łotwie, na Słowacji, w Rumunii i w Bułgarii), a jednak znacząco wzrósł na przestrzeni lat (w 1995 r. wynosił 23,7). W związku z tym, że przez większość czasu po 1993 r. możliwość legalnego przerwania ciąży była mocno ograniczona, nie da się stwierdzić, że za ten wzrost istotnie odpowiada zwiększenie liczby aborcji (choć oczywiście przez ten czas rozwijało się także podziemie aborcyjne i łatwiejsze stały się wyjazdy do klinik aborcyjnych za granicę).
O tym, że odsetek młodych przejawiających ryzykowne zachowania seksualne spada, pisał już cytowany przeze mnie Łukasz Kobeszko. Jednak ogólna tendencja, z jaką mamy do czynienia w świecie zachodnim (i w państwach takich jak np. Japonia), jest inna zarówno od tego, czego spodziewali się liberałowie, jak i od obaw konserwatystów. Nie zapanowała wolna miłość ani totalne rozpasanie seksualne. Zachód natomiast – jak pisałem dwa lata temu – stoi u progu „seksualnej recesji”4.
Zwłaszcza w najmłodszych grupach odnotowuje się spadek zainteresowania aktywnością seksualną, przynajmniej rozumianą tak jak dotychczas – jako nawiązywanie związków erotycznych i romansów w realnym świecie. W Japonii w 2015 r. 46% kobiet i 25% mężczyzn w wieku od 16 do 25 lat „gardziło” kontaktami seksualnymi, w USA w latach 2008–2018 drastycznie spadła aktywność seksualna w grupie wiekowej 18–29 lat, a w Polsce odsetek Polaków w wieku 18–49 lat uprawiających seks spadł z 86% w 1997 r. do 76% w 2017 r. W Stanach Zjednoczonych tendencja utrzymuje się: Nicholas H. Wolfinger z Institute for Family Studies zauważa5, że recesja seksualna w USA zmienia się w seksualną depresję – w latach 2017–2019 zwiększyła się zwłaszcza grupa niewspółżyjących kobiet, ale wśród mężczyzn nie było wiele lepiej. Świat Zachodu boryka się także z coraz mniejszym zadowoleniem z seksu i obniżeniem płodności.
Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone, ale jedną z ważniejszych, wskazywanych przez ekspertów, jest zwiększenie znaczenia świata wirtualnego względem świata realnego. Jeden z największych internetowych serwisów pornograficznych, Pornhub, w 2019 r. odwiedzano dziennie 115 milionów razy, a w roku 2020 r. liczba ta wzrosła do 130 milionów (Polska w 2019 r. była na 14. miejscu w światowym rankingu ruchu na portalu). Niespotykana dostępność internetowej pornografii przy jednoczesnym ogromnym nacisku popkulturowych ideałów na młodych ludzi sprawia, że psychologicznie nieopłacalne staje się realne życie erotyczne, wiążące się z koniecznością nawiązania bezpośredniego kontaktu, odwagą obnażenia się (przecież nie tylko fizycznie – decydując się na romans, stajemy przed partnerem ze swoimi słabościami i niedoskonałościami). Koszty przewyższają korzyści przy prostej alternatywie, jaką jest masturbacja – przy coraz większym wyborze pornografii online dostępnej na jedno kliknięcie.
Wszyscy są za odpowiedzialnością
Aby odpowiedzieć na pytanie, czy możliwy jest kompromis w dziedzinie edukacji seksualnej, należy przede wszystkim określić, czego właściwie dotyczy spór i jakie są główne strony konfliktu.
Odpowiedź nie jest tak prosta, jak się wydaje. Istnieją sfery, w których konserwatyści bywają bardziej liberalni od lewicy. Wskazuje na to na przykład zróżnicowanie opinii na temat akcji #metoo. Łukasz Adamski dla portalu Wpolityce.pl pisał, że oto chrześcijański purytanizm odradza się w wersji feministycznej. O odrodzeniu purytanizmu pisał też na swoim blogu radykalny chrześcijański publicysta Mirosław Salwowski (znany z łamów np. Fronda.pl), ale z tendencją do aprobaty dla #metoo. Jednak dla uproszczenia można uznać, że główna oś sporu co do obyczajowości (a więc także edukacji) seksualnej przebiega pomiędzy stroną „konserwatywną” (której dość skrajną postacią są środowiska stojące za projektem „Stop pedofilii”) a „liberalną” (której reprezentantem jest w tym przypadku Lewica).
Z pewnością istnieją cele i wartości, które dla obu stron sporu mogłyby być wspólne. Na stronie internetowej Grupy Ponton, działającej przy Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny nieformalnej organizacji edukatorek i edukatorów seksualnych, jako pozytywne wartości wskazuje się: bezpieczeństwo („bezpieczna przestrzeń do realizowania pełni własnego potencjału”, „atmosfera bezpieczeństwa i zaufania”) oraz zdrowie fizyczne i psychiczne (rzetelna edukacja seksualna zapobiega zdaniem autorów dramatom takim jak „infekcje przenoszone drogą płciową”). Za negatywne zjawiska uznane zostają także „niechciane ciąże”, „przemoc”, „krzywda” oraz „naruszanie granic”.
Gdy wejdziemy na stronę „konserwatywnej” i sprzeciwiającej się standardom WHO Inicjatywy Stop Seksualizacji Naszych Dzieci, zobaczymy, że wartości, na które powołują się jej członkowie, są w dużej mierze podobne. Jako negatywne zjawiska wskazywane są: „wzrost dziecięcej przemocy seksualnej”, „wczesne ciąże nastolatek” oraz „choroby weneryczne wśród młodzieży”. Natomiast Ordo Iuris w swoim raporcie Konsekwencje edukacji seksualnej, formułując pozytywną wizję, mówi o nauce „odpowiedzialności, szacunku i respektowania godności ludzkiej” – a więc i na tym poziomie nie ma sprzeczności. Problem zaczyna się, kiedy dochodzimy do interpretacji tych ogólnych sformułowań i gdy rozmawiamy o środkach, które mają prowadzić do osiągnięcia celów.
Niespójna podstawa programowa
Kwestie związane z seksualnością omawiane są na zajęciach z wychowania do życia w rodzinie w wyższych klasach szkoły podstawowej oraz w szkołach ponadpodstawowych. Choć zorganizowanie tych zajęć przez dyrektora szkoły jest obowiązkowe, to jednak uczniowie nie mają obowiązku w nich uczestniczyć (rodzice mogą zgłosić rezygnację z zajęć). Wymiar zajęć to jedynie 14 godzin lekcyjnych w ciągu roku szkolnego, a jednocześnie wymagania podstawy programowej co do treści, które należy przyswoić, są dość duże.
Sama podstawa (co zresztą jest przywarą podstaw programowych z różnych przedmiotów) jest niespójna wewnętrznie. Łączy bowiem nacisk na przekazywanie wiedzy możliwej do „wykucia” na pamięć (uczeń „zna i rozumie funkcje rodziny, np. prokreacyjna, opiekuńcza, wychowawcza”, „potrafi scharakteryzować i ocenić różne odniesienia do seksualności: permisywne, relatywne i normatywne” [! – przyp. JP]) z próbami kształtowania postaw i umiejętności (uczeń „potrafi komunikować swoje uczucia i budować prawidłowe relacje rodzinne”, „radzi sobie w sytuacji konfliktu, presji grupy, stresu”). Dokument jest więc przedziwną mieszanką teoretycznych nauk o rodzinie i seksualności, praktycznej i teoretycznej psychoedukacji oraz wdrażania w konkretne wartości.
Wydaje się wręcz, że wychowanie do życia w rodzinie jest tą przestrzenią w programie nauczania, w którą „upychane” są wszystkie kwestie kluczowe z punktu widzenia codziennego życia i budowania relacji międzyludzkich. Co prawda zazwyczaj zakłada się, że ich nauczaniem powinni zająć się rodzice lub opiekunowie, jednak w czasach pędzącego rozwoju technologicznego i coraz większego zmęczenia pracą zawodową wsparcie ze strony szkoły jest dla nich bezcenne. Zwłaszcza że zdrowie psychiczne młodych ludzi (zależne w dużej mierze od relacji międzyludzkich) jest coraz gorsze, o czym też zresztą już na tych łamach pisałem6.
W epoce internetu uchronienie dzieci i młodzieży przed treściami erotycznymi i tak jest niemożliwe, więc może korzystniej będzie, jeśli w sposób obiektywny przekaże je szkoła, niż jeśli uczeń znajdzie je w karykaturalnej wersji na Pornhubie
Mamy tu między innymi: wybór współmałżonka, okazywanie szacunku, stosowanie zasad savoir vivre’u, podział obowiązków, troskę o zdrowie, współtowarzyszenie w żałobie oraz postawy asertywne. Te elementy znajdują się jednak w morzu klasyfikacji, typologii i definicji. Wspomniane „komunikowanie uczuć i budowanie prawidłowych relacji rodzinnych”, które mogłoby być przedmiotem praktycznego kształcenia przez rok albo i dłużej, jest tylko jednym z 64 punktów podstawy programowej dla klas IV–VIII szkoły podstawowej. Podstawy, którą należy zrealizować przez 14 godzin rocznie na nieobowiązkowym przedmiocie. Jest to fizycznie niemożliwe.
Z pewnością dobry i kreatywny nauczyciel będzie mógł wycisnąć z tych zajęć więcej, a jednak cały system oświaty i raportowania powoduje, że dużo wygodniejsza może okazać się pokusa poprowadzenia wychowania do życia w rodzinie jako kolejnego przedmiotu polegającego na wyuczeniu się formułek, które po sprawdzianie uczniowie zapominają dużo szybciej, niż się ich nauczyli. „Zdecydowana większość nauczycieli, rozliczana ze swojej pracy na podstawie dokumentów, będzie ściśle trzymała się podstawy programowej, pielęgnując fetysz jej realizacji” – pisał Piotr Jesionowski w raporcie „Nowej Konfederacji” Prawdziwa reforma edukacji7.
Problemem jest więc już sama szczątkowość i powierzchowność przedmiotu, który mówi o sprawach wagi najwyższej. A do tego w podstawie programowej tematy związane stricte z seksualnością omówione są w sposób dość pobieżny i obejmują jedynie około 24 z 64 punktów, czyli około 40% podstawy programowej w szkole podstawowej oraz podobną część podstawy dla szkół ponadpodstawowych (nie mówiąc już o tym, że treści dla obu poziomów kształcenia są w zasadzie podobne – trudno mówić o dostosowaniu wymagań podstawy programowej do wieku ucznia – przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę same dokumenty).
Tylko prokreacja, tylko seksualizacja?
Do wszystkich tych problemów dochodzą oczywiście także spory aksjologiczne i antropologiczne dotyczące środków prowadzących do dobrego i zdrowego życia seksualnego. Ten artykuł nie jest miejscem na rozstrzyganie tych sporów, gdyż są one prowadzone od lat i nie udało się wypracować żadnego trwałego kompromisu. Aby jednak ocenić zdolność do niego, trzeba zarysować mapę konfliktu.
Strona lewicowa i liberalna krytykuje podstawę programową wychowania do życia w rodzinie między innymi – jak pisze np. Piotr Pacewicz w Oko.press – za obecne w niej explicite założenie, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia, a nawet w okresie prekoncepcyjnym, co „ma swoje konsekwencje np. dla moralnej oceny środków antykoncepcyjnych, np. pigułki «dzień po»”8. Sporną kwestią jest także dla Pacewicza wartość małżeństwa i jego nierozerwalności, ujęcie masturbacji w kontekście wiążących się z nią zagrożeń, wreszcie przedstawienie transpłciowości jako zaburzeń identyfikacji z płcią. Jego zdaniem podstawa programowa „rozbudza też moralne potępienie” dla całej seksualności niezwiązanej z prokreacją.
Strona konserwatywna zazwyczaj jest zasadniczo zadowolona z obecnego modelu edukacji seksualnej – ze wzmiankowanego wcześniej raportu Ordo Iuris wynika, że zdaniem autorów najważniejsze zagadnienia są już ujęte w programie wychowania do życia w rodzinie oraz biologii, nie są więc potrzebne istotne zmiany. Grupy konserwatywne skupiają się zatem na obronie przed wychodzącymi poza przyjęty paradygmat działaniami realizowanymi poza szkołą, a także w szkole przez wspomnianych edukatorów i edukatorki seksualne. Często wyrażają obawę, że edukacja seksualna będzie „seksualizować” dzieci, tj. między innymi epatować treściami rozbudzającymi popęd seksualny, przełamywać naturalną barierę wstydu, zachęcać do masturbacji lub wczesnego współżycia, promować wzorce uważane przez tę grupę za dewiacyjne.
Tu należy wrócić do podstawowego pytania, zadanego na początku: czy mimo tych różnic możliwy jest kompromis? Część wspólnych zagadnień przedstawił już we wzmiankowanym tekście Łukasz Kobeszko – są to między innymi problemy medyczne (np. infekcje narządów płciowych czy nowotwory, nieprawidłowości hormonalne i niepłodność). To jednak tylko mała część tematów, a spór niestety dotyczy spraw bardzo istotnych: obejmuje bowiem zarówno kwestie etyczne (tzn. różnice co do tego, jakie zachowania mają być uznawane za dobre, a jakie za złe), jak i antropologiczne lub wręcz ontologiczne (od kiedy „zaczyna się człowiek”, czy istnieje spektrum płci, czy tylko dwie płcie itp.).
Personalistyczny kompromis – trudny, ale możliwy
Pełny kompromis, zadowalający całkowicie obie strony, będzie trudny zwłaszcza w kwestiach antropologicznych czy ontologicznych. Według antropologii i etyki katolickiej, na której w dużej mierze opiera się stanowisko polskich konserwatystów, życie ludzkie zaczyna się i powinno być chronione od poczęcia. Strona konserwatywna będzie więc dążyć do tego, by takie podejście uwzględnić w programach szkolnych, strona liberalna zaś będzie je ostro krytykować. Z sytuacją niemal patową mamy do czynienia w przypadku kwestii związanych z tożsamością płciową – spór między stanowiskiem, w którym mamy do czynienia z gender spectrum, z niebinarnością płciową, a przekonaniem, że płeć jest binarna, nie jest na tym poziomie łatwy do rozwiązania. Także w sporach etycznych – na przykład dotyczących moralnej oceny antykoncepcji – trudno o kompromis.
Możliwe jest jednak wyjście poza zarysowany przeze mnie konflikt i zaprojektowanie takiej edukacji seksualnej, która w kwestiach spornych (aborcja, antykoncepcja, gender spectrum, ocena etyczna zachowań seksualnych) będzie opowiadać w sposób możliwie neutralny i rzeczowy o stwierdzonych naukowo faktach, ich ocenę zostawiając uczniowi (i jego rodzinie). Samo zarysowanie różnych punktów widzenia nie musi być przecież tożsame z kwestionowaniem czyjegoś światopoglądu czy deprecjonowaniem jego kręgu wartości. Taka postawa zdaje się bliska wychowaniu personalistycznemu, które szanuje autonomię jednostki i jej prawo do samostanowienia.
Taki model zdaniem seksuolog, dr Alicji Długołęckiej może zostać zrealizowany. – Neutralność jest możliwa. Edukacja seksualna jest realizacją prawa do informacji i każdy z nas z tych informacji korzysta w taki sposób i w takim stopniu, jaki jest zgodny z jego lub jej potrzebami. Natomiast brak informacji i rozmowy na ten temat jest szkodliwy. Doświadczenia z moimi pacjentami pokazują, że nawet partnerzy w związkach często nie rozmawiają ze sobą o sprawach intymnych – na przykład mężczyźni mają czasem przekonanie, że „o tym nie należy rozmawiać, to trzeba robić”. To ma bardzo szkodliwe konsekwencje – mówi Długołęcka.
Rozwiązanie „neutralne” nigdy nie będzie idealne, z kilku powodów. Po pierwsze – i to może zarzucić zarówno zwolennik konserwatywnego, jak i liberalnego podejścia do seksu – dlatego, że do pewnego stopnia oznacza ono abdykację szkoły z funkcji wychowawczej. Jest to jednak rodzaj złotego środka. Część konserwatystów twierdzi bowiem, że edukacja seksualna powinna być prowadzona przez rodzinę, a nie przez szkołę, zaś liberałowie wskazują na szkodliwość i niewystarczalność edukacji prowadzonej w domu rodzinnym. Model, który proponuję, z jednej strony umożliwiałby przekazanie faktów, a z drugiej – ich ocenę zostawiałby uczniowi i jego rodzicom lub opiekunom.
Po drugie, jak już pisałem, niektórzy konserwatyści wskazują, że nadmierna ilość treści dotyczących seksu może powodować przedwczesne rozbudzenie erotyczne młodych ludzi i przełamanie naturalnych barier wstydu. Wiele zależy tu od tego, w jaki sposób te treści będą przekazywane, a poza tym w pokoleniu cyfrowych tubylców uchronienie dzieci i młodzieży przed treściami erotycznymi na dłuższą metę i tak jest niemożliwe, więc może korzystniej będzie, jeśli w sposób obiektywny przekaże je szkoła, niż jeśli uczeń znajdzie je w karykaturalnej wersji na Pornhubie.
Ponadto kwestie sporne nie obejmują całej edukacji związanej z obszarem relacji romantycznych, erotycznych i rodzinnych. A w tym obszarze, jak pisałem powyżej, młodzi ludzie zmagają się z coraz to nowymi problemami, także takimi, których nie obejmuje spór lewica–konserwatyści. Seksualna recesja jest wyrazem dużo głębszego problemu recesji w związkach międzyludzkich. Nie tylko coraz rzadziej uprawiamy seks, ale też rzadziej wchodzimy w głębsze relacje. Zarówno w Polsce, jak i – szerzej – w świecie zachodnim rośnie odsetek osób prowadzących samotnie gospodarstwa domowe, a mężczyźni i kobiety są coraz częściej ustawiani naprzeciw siebie nie jako grupy, które powinny się łączyć i uzupełniać, a jako polityczni przeciwnicy (o różnicach światopoglądowych między płciami pisałem w „Więzi” w tekście Mity i rzeczywistość polskich podziałów)9. Świat coraz częściej sprzyja pozostawaniu w pojedynkę, komunikacja międzyludzka jest trudna, a w domu często nikt jej nie uczy. Przez to, zamiast łączyć się w pary, często kłócimy się lub rywalizujemy ze sobą. Niewielki rozmiarowo program wychowania do życia w rodzinie także nie zaspokaja deficytu umiejętności komunikacji i budowania więzi.
Mamy więc do czynienia z szeregiem problemów związanych pośrednio lub bezpośrednio z życiem seksualnym, których zdają się nie dostrzegać – albo dostrzegają je w małym stopniu – ideologowie po dwóch stronach konfliktu. Możliwe, że dzieje się tak dlatego, że jedni i drudzy często gubią z pola widzenia człowieka i ulegają pokusie wyjmowania życia seksualnego z większej całości. A jest ono jedną z form relacji między ludźmi. Jeśli zaś ze względu na szybkie przemiany społeczne i technologiczne relacje są w kryzysie, to leczenie objawowe – tylko w jednym obszarze – nie wystarczy.
1 Ł. Kobeszko, Usłyszeć się ponad krzykiem. Czy kompromis w sprawie edukacji seksualnej jest możliwy?, Więź.pl, www.wiez.pl/2019/09/26/uslyszec-sie-ponad-krzykiem-czy-kompromis-w-sprawie-edukacji-seksualnej-jest-mozliwy/ [dostęp: 11.05.2021]. [dostęp: 11.05.2021].
2 B. Woynarowska i inni, Inicjacja seksualna i stosowanie prezerwatyw oraz innych metod zapobiegania ciąży przez młodzież 15-letnią w Polsce i innych krajach, „Ginekologia Polska” 2004, nr 8, s. 622–632, za: K. Urban, ABC edukacji seksualnej, www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=653, [dostęp: 7.05.2021]., [dostęp: 7.05.2021].
3 B. Woynarowska, Zachowania seksualne młodzieży 15-letniej, w: Zdrowie i zachowania zdrowotne młodzieży szkolnej w Polsce na tle wybranych uwarunkowań socjodemograficznych, red. J. Mazur, Warszawa 2015, s. 193–199.
4 J. Piekutowski, Seksualna recesja, „Nowa Konfederacja”, www.nowakonfederacja.pl/seksualna-recesja/ [dostęp: 15.05.2021]. [dostęp: 15.05.2021].
5 N. H. Wolfinger, Is the Sex Recession Turning into a Great Sex Depression?, www.ifstudies.org/blog/is-the-sex-recession-turning-into-a-great-sex-depression [dostęp: 15.05.2021]. [dostęp: 15.05.2021].
6 J. Piekutowski, Polska w złej kondycji psychicznej, „Więź” 2019, nr 1.
7 A. Jesionowska, P. Jesionowski, S. Bober, J. Piekutowski, Prawdziwa reforma edukacji. Wymyślić polską edukację na nowo, „Nowa Konfederacja”, Warszawa 2020, www.nowakonfederacja.pl/prawdziwa-reforma-edukacji-wymyslic-polska-edukacje-na-nowo/ [dostęp: 15.05.2021].
8 P. Pacewicz, Wychowanie do życia w rodzinie potępia in vitro, antykoncepcję, masturbację. Szkoła publiczna na służbie Kościoła katolickiego, Oko.press, www.oko.press/wychowanie-zycia-rodzinie-potepia-in-vitro-antykoncepcje-masturbacje-szkola-publiczna-sluzbie-kosciola-katolickiego/ [dostęp: 15.05.2021].
9 J. Piekutowski, Mity i rzeczywistość polskich podziałów, „Więź” 2020, nr 3.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2021 jako część bloku tematycznego „Nie ma dziecka, jest człowiek”.
Pozostałe teksty bloku:
„Jeśli nie klapsy, to co?”, dyskutują Joanna Baranowska, Agnieszka Piskozub-Piwosz, Marcin Perfuński i Ewa Buczek
Katarzyna Jabłońska, „Nasze dziecko było człowiekiem”