Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Andrzej Stasiuk, syn swego kraju

Spotkanie autorskie z Andrzejem Stasiukiem. Rzeszów, 8 września 2018. Fot. Grzegorz Bukała / Agencja Gazeta

Andrzej Stasiuk jest krytykiem Polski „zdziecinniej”, infantylnie zapatrzonej w plemiennych przywódców, uniemożliwiających jej obywatelom odpowiedzialne stawienie czoła wyzwaniom świata.

Można wymienić wiele powodów, dla których proza Andrzeja Stasiuka stanowi jeden z najważniejszych fenomenów naszej literatury ostatnich trzydziestu lat.

Pisarz przekroczył już sześćdziesiątkę i jego generację zaczynamy traktować jako żyjących klasyków. Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk uświadomiła dobitnie, że wciąż twórcze pokolenie „brulionu”, czyli pisarki i pisarze urodzeni w latach 60. ubiegłego wieku, współtwórcy literackiego przełomu początku lat 90, stali się częścią historii literatury. Ich dzieła nie tylko mają szansę trafić do kanonu lektur szkolnych, lecz przede wszystkim stanowią nieocenione źródło wiedzy o formowaniu się polskiego życia w ostatnich dekadach. Literatura ta, starzejąc się, stworzyła istotny rozdział historii naszej świadomości przełomu stuleci i pierwszych dekad XXI wieku.

Jego sferą jest teraźniejszość

Znaczenie książek Stasiuka w epoce globalizacji polega między innymi na apologii lokalności. Cywilizacji nastawionej na wirtualność, opartej na mediach, przeciwstawia zmysłowość, być może naiwną wiarę w dostęp literatury do rzeczywistości, uporczywie pisze o świecie, którego doznaje bezpośrednio.

Głos Stasiuka próbuje przywrócić najprostsze wymiary ojczyzny, jako miejsca jednocześnie ukochanego i przeklętego, bowiem ograniczającego możliwość zmiany

Jarosław Fazan

Udostępnij tekst

W kolejnych książkach, łączących rozmaite odmiany literatury faktu z poetyckością, przyzwyczaił nas także do tego, że jego sferą jest teraźniejszość, świat kolejnych dekad przełomu wieków – od upadku realnego komunizmu do kryzysu liberalizmu.

Oczywiście: jego obraz teraźniejszości obejmuje także jej genezę. „Przewóz”– najnowsza książka, pierwsza po jedenastu latach powieść, przenosi nas do czasów II wojny światowej, stanowi tym samym przejście w wymiar prozy historycznej, będącej dotąd zaledwie marginesem, delikatnie szkicowaną ramą.

Wydaje się, że odważna decyzja sięgnięcia po nową dla Stasiuka formę powieści historycznej to wynik dojrzałej decyzji. Pisarz sugeruje, że tylko złożone, niejednoznaczne powieściowe ujęcie pozwoli mu zmierzyć się z nurtującym go od początków twórczości tematem drugiej wojny światowej, stanowiącej zarazem doświadczenie inicjalne i mit założycielski jego osobistej, rodzinnej tradycji. 

Dojrzałość pisarza 

Fotografie twarzy Andrzeja Stasiuka pojawiające się w prasie przy okazji premiery „Przewozu” zdają się podkreślać właśnie dojrzałość pisarza. Są stylizowane na dostojne, kamienne oblicze starego mędrca. Przypominają mi jego wypowiedzi na temat fascynującego go, „mineralnego” oblicza Samuela Becketta.

Pozornie – pisarzy tych nic nie łączy, nie przypominam sobie wypowiedzi krytycznych na temat Stasiuka, w których wspominano by autora „Końcówki”. Ale – jeśli uświadomimy sobie ujęcie starych rodziców w utworach Stasiuka z ostatniej dekady, matki we „Wschodzie” i ojca w „Przewozie”, ten brak związku przestaje być tak oczywisty. Czułe i zarazem bezwzględne zapisy „ostatnich taśm” rodziców, przenikliwe studia ich starości, stają się dla Stasiuka punktem wyjścia do zasadniczych dla niego narracji tożsamościowych.

Próbką takich narracji jest pochodząca ze „Wschodu” parodia Proustowskiej sceny z magdalenką, w której Stasiuk zjadłszy kęs przygotowanej przez matkę potrawy, wyznaje „cofam się o dziesięciolecia, zapadam się w pamięć, wracam do początków, wracam na Wschód, chociaż nigdy go nie opuszczałem, ponieważ tylko głupcom może wydawać się, że prawdziwe życie jest gdzie indziej. A prawdziwe życie zawsze jest tu, w samym środku. Czasami próbujemy się oddalać, próbujemy się oderwać, uciec, ale to zawsze jest sprężysta spirala, dlatego wracamy jak odpustowa piłka na gumce. Chyba że wyrwiemy sobie kawał żywego mięsa, ale wtedy umrzemy z upływu krwi, bo to nigdy nie zaschnie”.

 Tryptyk wschodni

„Przewóz” dopełnia i rozwija opublikowany w 2014 roku „Wschód”, narrację matczyną wzbogaca o ojcowską, do opowieści o meandrycznym docieraniu, przez Podlasie, Mongolię i Chiny, do wschodnich korzeni plebejskiej tożsamości, dodaje powieść o wojennym unicestwieniu Polski, podzielonej na początku lat 40 XX wieku przez najeźdźców niemieckich i rosyjskich. Można nawet do „Wschodu” i „Przewozu” dodać jeszcze „Osiołkiem” (2016), swego rodzaju pikarejskie interludium, reporterski hołd dla samochodu, dzięki któremu monumentalna i intymna jednocześnie wizja wschodu – od Grochowa i Podlasia do Syberii, pustyni Gobi i Pekinu – w ogóle może się zrealizować.

Uzyskamy wówczas „tryptyk wschodni”, dopełniony właśnie wojenną narracją, którą Stasiuk planował chyba już od dawna. Wydaje się, że musiał napisać swoją wizję II wojny światowej, bowiem wynikające z niej obsesja i traumy, stanowią według niego zasadnicze i do dziś obowiązujące uwarunkowania polskiej tożsamości.

Klęska wrześniowa i rozpad państwa na hitlerowską i sowiecką strefę okupacyjną to doświadczenie „otchłani (…) kraju przerażonego własnym nieistnieniem” („Przewóz”). Otchłani wciąż czyhającej, nieustannie powracającej w politycznych wizjach ciągłego zagrożenia polskiego bytu, nieustannie przywoływanej groźby utraty suwerenności, wchłonięcia przez obce siły. Stasiuk konfrontuje siebie i swoich czytelników z naszymi niezapomnianymi i niewymazywalnymi doświadczeniami źródłowymi: rozbiorowym zagarnięciem przez azjatycki Wschód i przegraną II wojną światową. Od lat powraca do tych motywów, wypełnia pisarską misję egzorcysty, próbując uwolnić nas od ciągle przywoływanych widm dziejowych klęsk i upadków. Próbuje wyjść poza stereotypy i ideologiczne klisze, dostrzegając w nich mechanizmy wewnętrznego zniewolenia, zamykającego Polaków w przestarzałej legendzie o niewinnie cierpiącym i bohaterskim narodzie, skazanym na ciągłe odgrywanie scen z przeszłości, przez to niezdolnym do życia w teraźniejszości.

Stasiukowe wersje historii służą zatem zmianie perspektywy i oczyszczeniu, rozładowaniu patetycznej retoryki martyrologicznego patriotyzmu. Jednocześnie ich czytelnym celem jest budowanie odmiennej poetyki miłości ojczyzny. Warto według mnie skupić się na „ojczyźnianym” charakterze dzieł Stasiuka, ponieważ pozornie niezwiązane z nowoczesnością, zawłaszczone u nas niemal całkowicie przez konserwatystów pojęcia patriotyzmu i rodziny należą do jego centralnych tematów.

Dostrzegam w pisarskiej misji Stasiuka karkołomne zamierzenie, tyleż ambitne, co niesłychanie ryzykowne: próbuje on przewartościować kategorię pisarza narodowego, z jednej strony szyderczo i miażdżąco odnosząc się do jej romantyczno-modernistycznego paradygmatu, z drugiej zaś – tworzy prozę, która niby nieostentacyjnie, niebezpośrednio acz wyraźnie wpisuje się w paradygmat literatury wspólnotowej. Negocjującej ponadindywidualny obraz świata, diagnozującej aktualny stan społeczeństwa, projektującej więzi międzyludzkie i związki rodzinne. Zasadnicze w Stasiukowej wersji „pisarza narodowego” wydaje mi się osadzenie tej misji nie w spetryfikowanej ideologicznie, abstrakcyjnej wizji wspólnoty, lecz w intymnej relacji z najbliższymi ludźmi i pierwotnymi krajobrazami, od dzieciństwa formującymi wyobraźnię i wrażliwość.

„Wieś szła za nimi”

Ojczyźniana proza Stasiuka jest więc dziełem pisarza aspirującego do pozycji autora narodowego, który chce dokonać przemiany tej – archaicznej, ustabilizowanej w epokach romantycznych, neoromantycznych i postromantycznych – literackiej instytucji. Ustawicznie deklarowana i niewolna od sentymentalnego komponentu miłość do ojczyzny łączy się z zupełnie innymi jej idealizacjami niż te, które wyczytać można u ideologów i piewców „odzyskiwania godności”. Wynika ona bowiem u Stasiuka z jego konsekwentnie plebejskiej i pogańskiej, materialistycznej postawy wobec świata, nie szuka on zatem zaświatowych wartości i mitologię swoją buduje na twardym gruncie ciała zadomowionego w najbliższej przestrzeni, determinującej ludzkie potrzeby, pragnienia, buduje sens jednostkowej i zbiorowej egzystencji w śledzeniu stałej wymiany pomiędzy żywymi i martwymi ciałami a ich bezpośrednim otoczeniem.

Głos Stasiuka próbuje przywrócić najprostsze wymiary ojczyzny, jako miejsca jednocześnie ukochanego i przeklętego, bowiem uniemożliwiającego czy ograniczającego możliwość zmiany. Jego status przypominający Miłoszowego „pieska przydrożnego”, czyli empatycznego pisarza-obserwatora oznacza stałą i ciągle na nowo przyjmowaną obecność w bardzo konkretnej przestrzeni, której nie sposób zamienić na inną, albo rozpuścić w nierzeczywistości medialnej globalności.

Ojczyzna Stasiuka jest lokalna, składa się z pejzaży rzek (tutaj na plan pierwszy wysuwa się Bug – jeden z głównych bohaterów „Przewozu”) i dolin, nieustannej obecności zwierząt, stałej konstelacji zapachów i dźwięków, stanowi zatem syntezę doznań zmysłowych, zaspakajających potrzebę bezpieczeństwa i przynależności. Rzecz jasna – to literacka kreacja, zatem – co najwyżej – utopijna wizja świata, który coraz bardziej przestaje istnieć wypierany przez wszystkie rejestry żarłocznej nowoczesności.

 „Ojczyźniana” proza Stasiuka konsekwentnie rekonstruuje plebejską tożsamość w epoce ostatecznego zaniku świata, z którego wywodzili się jego rodzice, opisuje los wieśniaków, których powojenna modernizacja zamieniła w robotników, zastępując naturalne zakorzenienie ideologiczną fikcją społecznego awansu. Przeglądając się w regularnie odwiedzanych rodzicach, stwierdza: „Wieś szła za nimi. Zabrali ją ze sobą. Byliśmy wieśniakami z wieprzem, mieszczanami z gramofonem i proletariatem o szóstej rano stojącym przy maszynie. I zarazem nie byliśmy właściwie nikim. Jak wszyscy wygnani ze swojego losu, ze swoich miejsc, ze swojego życia. (…) Uciekli ze wsi, bo kraj i świat potrzebował proletariatu, a pragnęli żyć jak mieszczanie. (…) Rewolucja nie miała prawa się udać. Nawet w Chinach się dopalała, a co dopiero tutaj. Nie było szans na przezwyciężenie losu. Zawsze miało im towarzyszyć poczucie, że są na niewłaściwym miejscu. (…) Na zawsze pozostaną wygnańcami” („Wschód”).

Stasiuk zaczyna swoją twórczość na samym początku lat 90. Niejako równolegle podejmując wątek rozpadu „archipelagu PeGeeRów” (jak ujął to Jan Błoński, witając na początku lat 90. debiutującego pisarza w gospodarstwie polskiej literatury), czyli klęski socjalistycznej gospodarki kolektywizmu i dzieje zbuntowanego, paradoksalnie emancypującego się plebejusza, poszukującego w mitologii kontrkulturowej formy dla swojej indywidualności. Trudno powiedzieć, na ile świadomie podjął Stasiuk eksperyment egzystencjalny – „powrotu do natury”, który stał się pisarskim losem ponowoczesnego russoizmu, niesentymentalnego i nienaiwnego, ponowoczesnego odrzucenia cywilizacji miejskiej wraz z jej ideologiami i modami. Powrót do natury nie ma źródeł ani w kulcie dziewiczego piękna, ani w przenikliwej diagnozie kryzysu ekologicznego, ale w niezgodzie na wypieranie fizjologicznych, zwierzęcych podstaw ludzkiego istnienia, na uznaniu zasadniczych biologicznych uwarunkowań człowieka.

Przywiązanie do ziemi i więzi rodzinnych ma zatem charakter kultu podstawowych parametrów istnienia, pierwotniejszych od mitologii i ideologii, niesprowadzalnych do narodowej religii i społecznej praktyki. Właśnie przywiązanie do pierwotnej formy egzystencji i obsesyjny kult dalekich od cywilizacyjnych centrów prowincji sytuują Stasiuka po stronie melancholijnego zapatrzenia w przeszłość. Można powiedzieć, że pisarz świadomie wchodzi w rolę kronikarza systematycznego zanikania świata, w którym ludzie od wieków żyli w symbiozie ze zwierzętami, przywiązani od pokoleń do konkretnych, niemal niezmiennych miejsc.

„Panie, powinieneś rozpędzić mój naród na cztery wiatry”

Jednym z naiwnych pytań nasuwających się czytelnikowi Andrzeja Stasiuka jest to, dlaczego nie stał się plebejskim piewcą polskiego konserwatyzmu, kimś w rodzaju ludowego następcy Jarosława Marka Rymkiewicza w roli literackiego zwolennika dobrej zmiany. Przecież jego spojrzenie w ślad za Benjaminowskim aniołem historii zwrócone jest w przeszłość, w niej dostrzega właściwą a utraconą postać świata.

Jedną z najlepszych przepustek pisarza do obecnego obozu władzy byłby zapewne jego głęboki sceptycyzm wobec Zachodu, którego cywilizację Stasiuk odrzuca jako nieadekwatną dla wschodniej strony świata, będącej właściwym i niezmiennym miejscem Polski. Przecież wciąż wyznaje, że namiętnie przemierza prowincjonalne polskie drogi, słuchając „zaprogramowanego na stałe” Radia Maryja. Od samego początku uprawia prozę, w której stara się dopuścić do głosu najmniej obecną, najmniej atrakcyjną Polskę prowincjonalną, pominiętą przez kapitalistyczną transformację krainę dzieciństwa, zanurzoną w nędzy i pogańskim, materialistycznym katolicyzmie, krainę w której „cywilizacja wsiąka jak woda w piasek” („Wschód”).

Stasiuk świadomie wchodzi w rolę kronikarza systematycznego zanikania świata, w którym ludzie od wieków żyli w symbiozie ze zwierzętami, przywiązani od pokoleń do konkretnych, niemal niezmiennych miejsc

Jarosław Fazan

Udostępnij tekst

Stasiuka fascynują słuchacze toruńskiej rozgłośni, z bezwzględnym krytycyzmem wypowiada się natomiast o ojcu dyrektorze i jego funkcjonariuszach, przesiąkniętych manichejską wizją świata, ustawicznie piętnujących wrogich „nam” obcych: „Jakby żaden Bóg nie wcielił się w człowieka, tylko miał zjawiać się na zawołanie, by pognębić ‘onych’ oraz ‘mych’ wywyższyć” („Wschód”).

Stasiuk, słuchając Radia Maryja podczas wielkopiątkowych i wielkosobotnich podróży nadbużańskich, zaczyna się modlić: „Panie, wiem, że jesteś zajęty, że nie masz czasu, że dziś odwiedzasz piekło, ale uważam, że powinieneś rozpędzić mój naród na cztery wiatry. Powinieneś przepędzić go od siebie jak tych przekupniów ze świątyni. Na jakąś pustynię ich wygnać, żeby się tułali jak Żydzi. Żeby się im nie wydawało, że mają do Ciebie jakiś grupowy dostęp. (…) ja bym ich na Twoim miejscu rozgonił po całym świecie na tysiąclecia jak naród Izraela i dopiero by się okazało, ile są warci. (…) Jakby nic nie mieli. Jakby nie mieli żadnego Ruska, Niemca ani Żyda na usprawiedliwienie, ani tego swojego papieża by nie mieli na pogański kult, tylko na sto kilometrów piasek, toby było wiadomo, czy oni wierzą, czy tylko robią narodowy interes. Piasek i wieczność” („Wschód”).

Wesprzyj Więź

Jest zatem Stasiuk kolejnym w polskiej historii krytykiem Polski „zdziecinniej”, infantylnie zapatrzonej w plemiennych przywódców, uniemożliwiających jej obywatelom dorosłe, odpowiedzialne stawienie czoła wyzwaniom świata. Przemierzając w porze wielkanocnej polską prowincję, niczym biblijny prorok, nawołuje Boga, aby ukarał naród wybrany za jego pychę i zdradę, za poddanie się fałszywym prorokom i bluźniercom. Pragnienie, aby Polacy przeszli „próbę pustyni”, zawiera projekt dojrzałości cywilizacyjnej. Zbyt silne jest pragnienie pisarza zderzenia obywateli Polski z realną, brutalną prawdą historii i teraźniejszości, aby mógł przyjąć on narodowe mity i martyrologiczną ideologię, zbyt poważnie pojmuje on zanurzenie codziennej egzystencji w materialnym współistnieniu ludzi (i zwierząt), podobnych do siebie w różnych częściach świata, aby zaakceptować podział na swoich i obcych.

Jednocześnie w epoce deklaratywnego i ceremonialnego katolicyzmu, zaangażowanego wolą wielu duchownych w polityczne rozgrywki codzienności, pisarz rozumie i przeżywa religijność w sposób tyleż głęboki, co nieortodoksyjny. Sfera duchowości łączy się w jego utworach ściśle z tym, co zmysłowe i cielesne, jest nieoddzielna od elementarnych więzi z najbliższymi ludźmi i rodzinną ziemią. 

Przeczytaj też: Jakób Szela i czarna baśń

Podziel się

4
1
Wiadomość

Rak nienawiści toczy wyobraźnię Stasiuka. Nie znam innego narodu, który potrafi tak nienawidzić samego siebie. Ciekawy przyczynek do taktyki i rozeznaniu diabła. I piękne wyzwanie dla stasiukowców, bo już podświadomie wiedzą, że u Polaków tam gdzie głęboka wiara, tam i głęboki interes narodowy – a każda próba literackiej atomizacji to czysty infantylizm.

Ma Pan całkowitą rację. O tym, jak robić o Polsce najlepszą literaturę, uczył nas niezrównany Jan Paweł II. Zresztą przez setki lat ludzie czytali tylko Biblię, czy to było złe? Tam są wszystkie uniwersalne opowieści. Jezus przykazuje, żeby mówić “tak tak, nie nie” – co ponadto, od złego pochodzi. Katolik nie sięga po literaturę, która nie przedstawia w dobrym świetle własnej religii i własnej ojczyzny (tej ziemskiej ojczyzny).

Możliwe, że p. Stasiuk ma złe sny według takiego modelu: O. Rydzyk powołuje do życia wielki ruch społeczny pt. Polish Lives Matter. Ideologia i filozofia tego ruchu jest prosta: Niemcy każdego dni powinni przyznawać się, że w głębi serca są wciąż faszystami i powinni przepraszać i płacić Polsce dywidendy za straty wojenne. Rosjanie z kolei powinni aż do końca świata każdego dnia ujawniać nowego groby masowo pomordowanych Polaków. Jeśli chodzi o Żydów ruchu Polish Lives Matter nie ma żadnych zastrzeżeń. Tylko wymaga każdego dnia wobec polityków opozycji przyznania się do żydowskiego pochodzenia w dowolnym pokoleniu po roku 966. Po przebudzeniu pan Stasiuk dzieli sen przez jawę i swój talent. Teraz to dobry sposób na literackie życie.