Zima 2024, nr 4

Zamów

Twórca sierocińców w Kamerunie ks. Dariusz Godawa w śledztwie „Gazety Wyborczej”

Ks. Dariusz Godawa z podopiecznymi z sierocińca w Kamerunie. Fot. Misja-Kamerun.pl / YouTube

„Gazeta Wyborcza” opublikowała dziś pierwszy odcinek międzynarodowego dziennikarskiego śledztwa o działalności byłego dominikanina ks. Dariusza Godawy, twórcy sierocińców w Kamerunie – „Pan życia i śmierci”.

Autorzy tekstu – Piotr Żytnicki i Jędrzej Pawlicki, współpraca: Léa Raoule – przywołują sytuację z 14 maja 2009 r. w mieście Bertoua we wschodnim Kamerunie. W wyniku nocnej ulewy zawalił się niewielki betonowy budynek, a jego betonowe bloki zabiły dwóch nastolatków zamkniętych w toaletach. Jak ustaliła policja, tkwili w nich za karę, bo nie nakarmili psów ks. Godawy. 

Według dziennikarzy szef sierocińca – wówczas jeszcze dominikanin – wyszedł za kaucją i zdołał wrócić do Polski „pod pretekstem choroby”. Do Kamerunu wyjechał jednak po dwóch latach i założył nowy sierociniec, tym razem w Jaunde. Tekst dziennikarzy „Wyborczej” dotyczy głównie warunków, jakie panowały w tej placówce.

Opisała je na początku 2013 r. prowincjałowi dominikanów ojcu Krzysztofowi Popławskiemu Anna Sobków, wolontariuszka, która spędziła u boku ks. Godawy trzy miesiące. Żytnicki i Pawlicki twierdzą, że jej „pismo zakon zamknie w tajnym archiwum”. Sobków przekazała je dziennikarzom i potwierdziła swoją relację.

Była wolontariuszka informuje, że dzieci wstają przed 5 rano, sprzątają, uczestniczą w mszy i idą do szkoły; pracują: noszą wodę ze studni, piorą ubrania i gotują posiłki dla siebie i dla psów ks. Godawy; potem, do późnego wieczora, odrabiają lekcje. Jedzą raz dziennie, wieczorem, najczęściej maniok, ryż z fasolą, bataty. Ks. Godawa, jego współpracownicy i goście jedzą przy stole, dzieci – na podłodze. Od dorosłych podopieczni dostają resztki. Sobków relacjonuje, że Godawa jada owoce, warzywa i mięsa, przygotowywane przez osobistą kucharkę, a dzieci nie otrzymują nawet owoców. Czasami za karę nie jedzą wcale.

„Normalnym zachowaniem było dawanie resztek dzieciom. Na przykład, gdy ojciec zjadł rybę i zostały ości, resztki głowy, wołał: »Kto chce rybę?«. Wtedy dzieci na wyścigi biegły. Podobnie ze skorupami po krewetkach czy kośćmi po mięsie. Dla mnie było to upokarzające, mówiłam o tym, ale riposta była taka, że to normalne, a ja nie znam się po prostu na zwyczajach” – napisała Sobków w cytowanym w materiale „Wyborczej” sprawozdaniu dla prowincjała. „Psy, przynajmniej szczeniaki, były lepiej karmione od dzieci. Dla nich była kupowana specjalna, zagraniczna karma” – dodała. Ks. Godawa miał tłumaczyć swoje zachowanie wymogami kontekstu kulturowego.

Dominikanin – jak wynika ze sprawozdania – „zachowuje się w stosunku do dzieci jak pan i władca, nie jak opiekun, a tym bardziej zakonnik. Nigdy nie chwali. Z młodszymi nie rozmawia, a jeśli już, to tylko wrzeszczy. Nie wchodzi do pokojów, bo mówi, że tam śmierdzi. Na to, że nigdy nie pogłaszcze czy przytuli, ma odpowiedź: »Przynajmniej mnie nie posądzą, że kogoś molestuję«. Mówi, że trzeba ich kołkiem po łbie walić każdego dnia, a i tak nic nie zrozumieją”.

Dziennikarzom Sobków dodaje, że o dzieciach powiedział jej: „Gdzie ja je kocham? Ja ich nawet nie dotykam. Ja się ich brzydzę”. Opowiada o sytuacjach, gdy ks. Godawa wraz z polskimi turystami i darczyńcami chodził do nocnych klubów ze striptizem.

Do sytuacji odnosi się w tekście troje świadków. Dwie osoby nie podważają faktów opisanych przez Sobków. Jedna jest zdania, że to była wolontariuszka „nie potrafiła pracować w grupie”. 

O. Popławski spotkał się z Sobków w maju 2013 r. i według jej relacji miał powiedzieć, że „wszystko rozumie, dominikanie wiedzą, że to nie jest w porządku”, ale jednocześnie miał dodać: „No co my możemy zrobić?”. Ówczesnego prowincjała przekonała postawa ks. Godawy, zaangażowanego w troskę o dzieci. 

Z autorami tekstu „Wyborczej” spotkał się natomiast w kwietniu br. obecny prowincjał o. Paweł Kozacki. Miał im tłumaczyć: „Darek mówił, że nie zostawi tych dzieciaków, bo jak wyjedzie, to jego dzieło upadnie. Wysłaliśmy mu wezwania do powrotu do Polski. Potem usunęliśmy go z zakonu, ale nie z powodu dzieci”.

W połowie kwietnia o. Kozacki opublikował oświadczenie: 

„W ostatnim czasie docierają do mnie pytania o aktualny status Dariusza Godawy – misjonarza w Kamerunie. Oświadczam zatem, że nie jest on już dominikaninem i używanie przez niego habitu lub skrótu OP po nazwisku jest bezprawne. 

Jednocześnie informuję, że 23 czerwca 2014 roku rozpocząłem starania zmierzające do wyjaśnienia kwestii braku przejrzystości prawnej i finansowej prowadzonych przez Dariusza Godawę działań. Wobec braku realnego wpływu na aktywność ojca Dariusza oraz nie znajdując woli współpracy z jego strony, Rada Polskiej Prowincji Dominikanów zadeklarowała 27 października 2015 roku, że przebywa on poza Zakonem bezprawnie i wezwała go do powrotu do Polski. Dalsze czynności doprowadziły do decyzji generała Zakonu, o. Bruno Cadoré OP z dnia 15 kwietnia 2019 roku, potwierdzonej przez watykańską Kongregację ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego z 13 maja 2019 roku, w wyniku której Dariusz Godawa został ostatecznie wydalony z Zakonu Kaznodziejskiego”.

Do publikacji „Wyborczej” odnieśli się w dyskusjach na Facebooku inni dominikanie. 

„Powody wydalenia z zakonu Godawy podane przez prowincjała wszystkim braciom w mailu pozwalają mi mieć brak zaufania do Godawy – napisał Maciej Biskup OP. – W jego sprawie od lat interweniowali do polskich dominikanów francuscy dominikanie, którzy mają w Kamerunie misję od dawna. Nasza misja tam, z punktu widzenia prawa i zwyczajów zakonnych, była nielegalna partyzantką, bo bez porozumienia z generałem zakonu i bez porozumienia z francuskimi dominikanami pracującymi tam oficjalnie”.

Tomasz Dostatni OP: „Smutny to tekst, jestem zażenowany… i zastanawiam się, czy to tylko i aż skandal, czy coś u nas u dominikanów nie działa w Polsce… smutno mi. Mogę w swoim imieniu powiedzieć przepraszam…”.

Wesprzyj Więź

Ks. Godawa odmówił rozmowy z autorami artykułu. Zapowiada wydanie oświadczenia. W kolejnych dniach „Wyborcza” opublikuje następne części śledztwa, między innymi o finansach.

JH

Przeczytaj także: Przestańmy uważać dzieci za własność

Podziel się

19
5
Wiadomość

Świetnie, wolontariuszka powiadomiła prowincjała. Dlaczego nie podała tego do publicznej wiadomości. Jako osoba, która w dobrej wierze finansowała ten bajzel, czuję się oszukany nie tylko przez Kościół, ale i przez tę wolontariuszkę.

Kiedys Dominikanie aspirowali do bycia intelektualnie wyzszymi od reszty duchowienstwa (pamietam jak konkurowali z Jezuitami)….
Teraz widze, ze ich kondycja jest o wiele gorsza, niz regularnego kleru niejednej diecezji polskiej….
Szeregowi ojcowie robia co chca, a wladze zakonu zaslepione politycznym skretem w lewe centrum – wytykaja episkopatowi nieudolnosc w zarzadzaniu i wspieranie PiS, a sami maja dokladnie te same grzechy za uszami, tylko polityczny wektor jest inny.

Pycha kroczy przed upadkiem. Dominikanie stali się ostatnio twarzą “postępowości” polskiego KK. Byli awangardą w krytyce polskiego episkopatu i kleru diecezjalnego. Weszli w głębszy romans z GW, lecz ich kochanka okazała się wiarołomna i to ona bardziej niż tzw. ultrakoatolickie media, punktuje ich grzechy bez pardonu.

Ciekawe jest to, że tyle ludzi oglądało ten materiał filmowy i nikogo nie ruszyło, że te starsze dzieci jedzą dopiero między 19:00 – 20:00. Wrażliwość polska, katolicka jest wspaniała.

Wolontariuszka postąpiła prawidłowo. Ale jej oceny muszą być weryfikowane jak wszystkie inne oceny. Dlaczego artykuł Wyborczej traktowany jest jak wyrok? Znając standardy plemiennego “dziennikarstwa” przemilczenie oprócz faktów negatywnych faktów dobrze świadczących o b.dominikaninie, co uczyniłoby obraz szarym jest niewykluczone. Niejaka “Marta” prowadząca korespondencję z D.Godawą, na którą powołuje się Wyborcza, to prawdopodobnie osoba podstawiona by wyłudzić odpowiedzi. Nie byłoby to przejrzyste dziennikarstwo, by dawać wiarę w każdą literę.

Jeśli ktoś postępuje źle, ponieść musi karę. Nawet jeśli pani MB znajdzie 150 świadków usprawiedliwiających lub wnoszących peany na cześć dobroci p. Dariusza, to nie zmieni to faktu, że dwoje jego podopiecznych, bezbronne dzieci, poniosły straszną śmierć w cierpieniu, zamknięte jak zwierzęta w toalecie.

Mk7.27 Powiedział jej: “Pozwól, niech najpierw nasycą się dzieci, bo to nieładnie wziąć chleb przeznaczony dla dzieci i rzucić psom”.
Jak widać zakonnik nie zna słów Jezusa.