Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Dziewięć pytań o maturę z religii

Grupa maturzystów w towarzystwie księdza Władysława Ostrowskiego, Gimnazjum Polskie Misji Katolickiej im. Henryka Sienkiewicza w Harbinie w Chinach, ok. 1915-1937. Fot. Ilustrowany Kurier Codzienny / NAC

W ciągu ostatnich dwudziestu lat polska szkoła została wnikliwie przebadana. Nikt jednak nie zbadał katechezy.

Przybiera na sile dyskusja o szkolnej katechezie. Uczniowie w szkołach średnich masowo wypisują się z lekcji religii. W szkołach podstawowych z kolei z takich lekcji dla swoich dzieci coraz częściej rezygnują rodzice.

Głośne są postulaty zupełnego wycofania katechezy z polskiego systemu edukacyjnego. Po drugiej stronie słychać obronę obecnego stanu rzeczy („katecheza to błogosławione dobro”), a nawet podejmuje się próbę jego wzmocnienia przez wprowadzenie matury z religii.

Jeśli ośmielam się zabrać głos w tej sprawie, to dlatego, że patrzę na nią jako badacz edukacji starający się widzieć szkołę jako całość, a edukację jako integralny, a nie podzielony na odrębne lekcje, proces kształcenia i wychowania. Chcę zwrócić uwagę na kilka zagadnień.

Bez badań nie ma wiedzy

Słyszymy wiele opinii na temat lekcji religii i wiele opowieści. Tylko że zawsze są to opisy jakichś przypadków. W badaniach socjologicznych, a także edukacyjnych, rozpatruje się wprawdzie studia przypadków (case studies), ale one nie zastępują systematycznych badań zjawisk, służą natomiast ich pogłębieniu.

Polska katecheza, o której tyle się mówi, nie jest zbadana. Wycinkowe analizy statystyki i zbiór opinii to tylko przyczynek do wiedzy. Tymczasem w ciągu ostatnich dwudziestu lat wnikliwie przebadana została polska szkoła, w tym zarówno dydaktyka poszczególnych przedmiotów, jak i osiągnięcia uczniów, klimat szkoły, postawy nauczycieli, ich czas pracy itd. Sam uczestniczyłem w kilku zakrojonych na szeroką skalę badaniach dydaktyki języka polskiego, więc z całą odpowiedzialnością mogę wskazać mocne i słabe punkty szkolnej polonistyki. Podobną wiedzą dysponują matematycy, biolodzy, historycy i nauczyciele większości innych przedmiotów. A co wiemy o polskiej szkolnej katechezie, jeśli nie liczyć anegdot i „świadectw”?

Trzeba by zbadać, jak w skali całego kraju wyglądają lekcje religii. Trzeba by obejrzeć dużą liczbę tych lekcji, przeanalizować dokumenty, wreszcie zapytać o nią katechetów, uczniów, ich rodziców, dyrektorów szkół oraz proboszczów. Poniżej podaję garść przykładowych pytań, które warto by zadać.

Jeśli przeciętny katecheta jest taki jak inni nauczyciele, to przykładnie wykłada wiedzę religijną, ale sam przemawia do uczniów, niechętnie ich dopuszcza do głosu, a na pewno nie chce, żeby oni zbyt otwarcie dyskutowali o sprawach, które sam uważa za rozstrzygnięte

Krzysztof Biedrzycki

Udostępnij tekst

Jak wyglądają lekcje religii? Jakie metody stosują katecheci? Czy pozwalają uczniom wypowiadać swoje opinie? Czy dopuszczają do dyskusji? Jak weryfikują wypowiedzi uczniów – ich argumentację, logiczną strukturę, odniesienie do ortodoksji? Jakie stosują kryteria oceny? 

Jakie są postawy katechetów? Co ich zdaniem jest celem prowadzonych przez nich lekcji? Dlaczego wybierają te, a nie inne metody dydaktyczne? Jak widzą usytuowanie religii pośród innych przedmiotów? Jak budują relacje z uczniami? Czy spotykają się z zainteresowaniem uczniów katechezą, czy – na odwrót – z niechęcią? Jak układa się ich współpraca z rodzicami?

Jaki jest stosunek uczniów do katechezy? Co, ich zdaniem, jest w niej najważniejsze, z czego można by zrezygnować? Czy katechetom udaje się utrzymać na lekcji dyscyplinę? Czy pozwalają oni na wygłaszanie przez uczniów swoich opinii? Jak je oceniają? Czy w ocenach są sprawiedliwi? Czy są życzliwi?

Jakie są postawy uczniów? Jak deklarują swoją wiarę? Jak wygląda ich hierarchia wartości? Co wiedzą o swojej religii i o innych religiach? Czy potrafią wytłumaczyć zasady i symbolikę swojej religii? Czy deklaracje wiary i moralności przekładają się na ich uczestnictwo w życiu religijnym, zachowaniu, przestrzeganiu zasad moralnych?

Dlaczego rodzice decydują się posyłać (lub nie posyłać) dzieci na religię? Jak wyglądają kontakty rodziców z katechetami? Czy są częste? Na ile rodzice są zadowoleni z tego, jak katecheci przekazują wiedzę religijną? Czy dzieci komentują w domu lekcje religii?

Jak układa się współpraca dyrektora z katechetami? Jak wygląda współpraca z proboszczem? Czy dyrektor dokonuje oceny pracy katechetów? Jakie są procedury odwołania katechety, z którego pracy dyrektor nie jest zadowolony? 

Jak proboszcz współpracuje z dyrektorem szkoły? Czy obydwaj zachowują autonomię, czy też któraś ze stron czuje się podporządkowana? Jakimi kryteriami posługuje się proboszcz, przekazując katechecie misję kanoniczną? Czy w ocenie katechety bierze pod uwagę opinię rodziców?

To tylko niektóre z pytań, które trzeba by zadać reprezentatywnej grupie katechetów, uczniów, rodziców, dyrektorów i proboszczów. Bez takiej wiedzy nie jesteśmy w stanie powiedzieć nic zobowiązującego. Wciąż poruszamy się jak we mgle. Od razu jednak dodajmy, że przeprowadzenie dogłębnych badań nie jest tanie i wymaga profesjonalizmu, a także dobrej logistyki.

A jednak coś wiemy…

Z innych badań wyłaniają się pewne zarysy wiedzy, które albo dotyczą, albo mogą dotyczyć lekcji religii. Na przykład przy okazji badania dydaktyki języka polskiego pojawiła się opinia uczniów, że poloniści należą do grupy ulubionych nauczycieli obok wuefistów i – katechetów. To dobra wiadomość, choć sprzed kilku lat, może coś się zmieniło. Oczywiście od razu trzeba zapytać, za co uczniowie lubią katechetów, bo polonistów (tak odpowiadali) za oczytanie i za to, że na ich lekcjach można podyskutować.

Badania pokazują, że mocne i słabe strony pracy polskich nauczycieli są podobne niezależnie od przedmiotu. Które z nich dotyczą katechetów? W polskiej szkole przekazuje się dosyć solidną wiedzę (często nazbyt szczegółową), uczy się dokładnej lektury i wnikliwego zagłębiania się w problemy, które są omawiane na lekcjach. Badania międzynarodowe pokazują, że polscy uczniowie są dobrze wyposażeni w podstawowe umiejętności (rozumienie tekstu, rozumowanie matematyczne i naukowe).

Wśród słabości polskich nauczycieli można wymienić przewagę podawczych metod nauczania (polski nauczyciel sam mówi przez większą część lekcji), brak zaufania do uczniów jeśli chodzi o ich samodzielność w docieraniu do wiedzy, interpretacji utworu literackiego, argumentacji, analizie faktów przyrodniczych czy historycznych.

Jeśli przeciętny katecheta jest taki jak inni nauczyciele, to przykładnie wykłada wiedzę religijną, ale sam przemawia do uczniów, niechętnie ich dopuszcza do głosu, a na pewno nie chce, żeby oni zbyt otwarcie dyskutowali o sprawach, które on uważa za rozstrzygnięte (poloniści lubią, gdy uczniowie powtarzają przekazaną przez nich wykładnię dzieła, a matematycy, gdy zadania rozwiązuje się zaprezentowaną przez nich metodą; pewnie podobnie jest w przypadku katechetów, tutaj zjawisko może być nawet wzmocnione przez obecność elementu ortodoksji religijnej).

To są jednak próby stworzenia wizerunku katechety przez analogię, mogą one być zupełnie chybione. Nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić.

Dane, które budzą grozę

Mamy jednak dane, które muszą niepokoić, a które choć nie odnoszą się wprost do katechezy, to przecież w polskiej szkole, gdzie zdecydowana większość uczniów chodzi na religię, na ocenę tych lekcji muszą wpłynąć. W ostatniej edycji badania PISA (Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów) z 2018 roku przyjrzano się między innymi postawom uczniów. Zadano im pytania dotyczące podejścia do zjawiska dręczenia. To kwestia stosunku do dosłownie i dotkliwie, nie abstrakcyjnie, doświadczanego zła: przeciętny piętnastolatek inne formy zła zna najczęściej z filmów i książek, z tą może się spotykać codziennie w szkole i poza nią. 

Punktem odniesienia w porównaniu niech będzie średni wynik z 33 krajów OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), czyli bogatych, uprzemysłowionych państw na całym świecie. Ze stwierdzeniem „denerwuje mnie, gdy nikt nie broni uczniów nękanych przez rówieśników” w Polsce „zdecydowanie” zgodziło się tylko 26 proc. uczniów, podczas gdy w OECD 34 proc. Podobnie w Polsce 26 proc. podpisało się pod stwierdzeniem „to dobrze, gdy pomaga się uczniom, którzy nie potrafią bronić” (OECD – 36 proc.).

Ponadto 26 proc. młodych Polaków wyznaje, że zdecydowanie „źle się czuje, jak inni uczniowie są nękani przez rówieśników” (OECD – 42 proc.). A 30 proc. uczniów w Polsce mówi, że jest to złe, „gdy samemu się dołącza do grupy, która nęka innych” (OECD – 52 proc.). Niemal tyle samo, 31 proc., piętnastolatków w Polsce zgadza się ze stwierdzeniem „podoba mi się, kiedy ktoś staje w obronie uczniów, którzy są nękani przez rówieśników” (OECD – 46 proc.).

Koszt przygotowania i przeprowadzenia egzaminu maturalnego jest wysoki. Czy w przypadku matury z religii pokryje go Kościół? I jaki jest sens takiego egzaminu?

Krzysztof Biedrzycki

Udostępnij tekst

Przecież tu chodzi o elementarną empatię i podstawowe poczucie sprawiedliwości! Ledwie jedna czwarta lub niewiele więcej młodych ludzi w Polsce zdecydowanie uważa, że dręczenie innych jest złe i należy się mu przeciwstawiać. To straszne samo w sobie, ale smuci jeszcze bardziej fakt, że jest to znacznie mniej niż w innych krajach, z którymi możemy się porównywać.

Obrazu dopełnia fakt, że co czwarty (!) piętnastolatek w Polsce nie czuje zdenerwowania, gdy jest świadkiem dręczenia, co piąty nie widzi nic zdrożnego w dołączaniu do grupy, która nęka innych, a 16 proc. uważa, że wręcz nie podoba im się, gdy ktoś staje w obronie słabszego. Można poczuć grozę. Przy czym to są deklaracje, a w deklaracjach i tak najczęściej przedstawiamy siebie jako lepszych niż jesteśmy. Tak, nic tu nie ma o katechezie, ale te dane powinny być powodem do głębokiego rachunku sumienia katechetów, jak również nauczycieli etyki czy polonistów, którzy w trakcie rozmów o literaturze dotykają (powinni dotykać) nie tylko najtrudniejszych problemów moralnych, ale też tych najbliższych i dotykających dzieci na co dzień. 

Czy nie jest to sygnał, że trzeba mocno przemyśleć skuteczność katechezy w polskiej szkole?

Matura z religii

Można się domyślać, że decyzja o włączeniu religii do grupy przedmiotów maturalnych już zapadła. Chcę jednak przy tej okazji zadać kilka pytań. 

1. Co ma być treścią tego egzaminu? Bo przecież nie wiara i postawy, tego arkusz egzaminacyjny nie uniesie. A zatem wiedza katechizmowa? Teologiczna? Religioznawcza? To zasadne pytania, bo skoro państwo ma przeprowadzać egzamin, ono – nie instytucja kościelna – powinno wziąć zań odpowiedzialność. A skoro tak, opinia publiczna powinna wiedzieć, co państwo w tej sprawie szykuje. Nie może być tak, że dogaduje się biskup z ministrem, przy czym minister biskupowi oddaje cały duży fragment edukacji, bo przecież elementem edukacji pozostaje każdy egzamin, zwłaszcza maturalny.

2. Kiedy miałaby być wprowadzona religia na maturze? Mówi się o szybkim trybie (może nawet będzie bez trybu). Tymczasem zgodnie z polskim prawem oświatowym informator maturalny do przedmiotu musi być opublikowany najpóźniej przed rozpoczęciem roku szkolnego klasy, która będzie zdawała maturę za dwa lata (a więc do 31 sierpnia bieżącego roku dla rocznika, który będzie zdawał maturę w maju 2023). Zatem rok 2023 to najszybszy termin wprowadzenia matury z religii. Czy aby jednak nie szykuje się jakaś dokonana ad hoc zmiana prawa oświatowego? A jeśli nie – czy trwają już prace nad informatorem?

3. Przedmioty, które uczniowie wybierają jako dodatkowe na maturze, są nauczane jako rozszerzone. Czy przewidziany jest poziom rozszerzony z religii?

4. Prace nad arkuszem egzaminacyjnym przeważnie trwają w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dwa do trzech lat. Jeśli matura z religii miałaby się odbyć w 2023 roku, czy są już przygotowywane zadania, które pojawią na arkuszach? A jeśli trwają, to na jakiej podstawie prawnej, skoro prawo oświatowe tego nie przewiduje?

5. Jeśli, jak deklarują biskupi, zadania egzaminacyjne mogą być przygotowane przez ekspertów episkopatu, to jak się to ma do faktu, że takie prace z mocy prawa mają charakter tajny? Czy eksperci episkopatu mają tego świadomość?

6. Czy jeśli zadania egzaminacyjne z religii mają być przygotowane przez ekspertów episkopatu, to CKE będzie miała nadzór merytoryczny i dydaktyczny nad nimi?

7. Czy skoro to eksperci episkopatu mają przygotować arkusze egzaminacyjne, to w tym przypadku rola CKE ograniczy się wyłącznie do usługi przeprowadzenia matury?

8. Koszt przygotowania i przeprowadzenia egzaminu maturalnego jest wysoki. Czy będzie w nim partycypował Kościół, czy to on opłaci ekspertów?

9. Jaki w ogóle jest cel matury z religii? Czy ma zastąpić egzaminy wstępne na wydziały teologiczne i do seminariów? Czy nie lepiej mimo wszystko, jeśli kandydaci zdadzą tam egzamin wstępny, a zwłaszcza jeśli odbędą rozmowę, na podstawie której lepiej niż według wyrażonych punktami i procentami wyników matury będzie można ocenić predyspozycje jako przyszłych studentów/alumnów? Czy dotychczasowy system rekrutacji się nie sprawdził? Dlaczego? Czy w tej sytuacji właśnie matura jest najlepszym wyjściem?

Wesprzyj Więź

Wszystkie powyższe pytania wynikają z niepokoju o polską szkołę. A nawet nie o nią – z niepokoju o dzieci, którym trzeba zapewnić możliwe najlepsze warunki nauki w szkole i pełny rozwój osobowości.

Dlatego w dyskusji o obecności religii w szkole trzeba się opierać na wiedzy, a nie na emocjach i przekonaniach wynikających z uogólniania dobrych czy złych przypadków.

Przeczytaj też: Nowe Dyrektorium o katechizacji jest rewolucyjne

Podziel się

15
4
Wiadomość

Matura ma być, bo ma być! Bo biskupi chcą i im się należy!
Kto stawia pytania ten komuch i genderysta.
W Polsce wiele spraw jest banalnie prostych…
Ilu napisze tę maturę? Więcej czy mniej niż z wiedzy o tańcu?

Może najpierw obowiązek próbnej matury z religii na praktykujących homilie księży wprowadzić. Jak się tak jeździło po Polsce w wakacje i długie weekendy i słuchało homilii to aż się słabo robiło. Choć były chlubne wyjątki… W czasie przeszłym, bo teraz to ja będę wstępować w niedziele po drodze do protestantów.

Jest jedno prawdziwe wyznanie, a reszta to widać sekty….
To pytanie najlepiej obnaża bezsens i antydemokratyzm tej propozycji.
Ale cóż, jak biskupi chcą, to zasady nie maja znaczenia.
W 1989 gdy wprowadzano na siłę religię do szkół z naruszeniem podstaw prawa państwowego też nie miały one znaczenia.

Matura to egzamin świecki, jak kk chce sobie organizować egzamin na wzór matury to niech sobie robi, i nazywa to jak chce. I robi jakie chce badania. Ale od szkoły świeckiej i jej egzaminów niech się odczepi.

Moim zdaniem wprowadzenie matury z religii ma tylko jeden cel: umocnienie pozycji kościoła rzymskokatolickiego oraz sojuszu z obecnym rządem. Na zdrowy rozsądek pomysł ten pociąga za sobą same problemy a korzyści wyjątkowo marne. Z resztą skoro może być matura z nieobowiązkowej religii to niech będzie też z etyki. Dlaczego jeden nieobowiązkowy przedmiot ma być traktowany inaczej niż drugi?

Im więcej religii w szkole tym mniej młodzieży w kościele. Czego chcieć więcej? Te miliardy można przeboleć, kiedy stawką jest oddalenie młodego pokolenia od zdeprawowanego kościoła.