Abp Dzięga usiłował rozciągnąć parasol ochronny nad ks. Dymerem aż po Watykan – ujawnia Zbigniew Nosowski, autor cyklu reporterskiego „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”.
„Domaganie się odwołania i ukarania abp. Andrzeja Dzięgi oraz ukarania abp. Sławoja Leszka Głódzia to nie są oczekiwania wygórowane” – pisze Zbigniew Nosowski w piątym odcinku swojego cyklu „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”, który został dziś opublikowany w portalu Więź.pl.
Zgodnie z motu proprio „Come una madre amorevole” do usunięcia biskupa z urzędu wystarczy „poważny brak sumienności” w kwestii wykorzystywania seksualnego osób małoletnich – przypomina redaktor naczelny kwartalnika „Więź”. Jego zdaniem w przypadku hierarchów odpowiedzialnych za przebieg procesu kanonicznego ks. Dymera „poważny brak sumienności” to określenie najłagodniejsze z możliwych.
W oparciu o wielomiesięczną pracę Nosowski formułuje hipotezę o kościelnym mobbingu, jaki stosowano wobec osób pokrzywdzonych przez ks. Dymera. „W trwającym ponad ćwierć wieku postępowaniu kolejni metropolici szczecińscy oraz metropolita gdański – jako zwierzchnicy kościelnych struktur sądowych – zamienili wymierzanie sprawiedliwości w uporczywe i długotrwałe nękanie skrzywdzonego człowieka” – pisze autor w konkluzji bardzo obszernej analizy. Wskazuje zwłaszcza na doświadczenie franciszkanina Tarsycjusza Krasuckiego, który jako 17-latek był molestowany seksualnie przez Dymera, zeznawał w procesie kanonicznym w roku 2004, ale później aż do 2018 r. nic nie wiedział o jego przebiegu.
W odcinku zatytułowanym „Wyrok, którego miało nie być” redaktor naczelny „Więzi” opisuje, jak przez 12 lat obecny metropolita szczecińsko-kamieński roztaczał parasol ochronny nad ks. Dymerem. „Brak wyroku drugiej instancji pozwalał abp. Dziędze na dalsze traktowanie ks. Dymera jako formalnie niewinnego, a tym samym korzystanie pełną garścią z jego biznesowej obrotności” – pisze Nosowski, formułując hipotezę, że proces ks. Dymera „miał trwać w nieskończoność”.
Autor cyklu reporterskiego „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie” ujawnia, że w 2017 r. abp Dzięga usiłował rozciągnąć parasol ochronny nad ks. Dymerem aż po Watykan. To na jego zaproszenie kard. Gerhard Ludwig Müller, ówczesny szef watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, „miał być w Szczecinie gościem honorowym uroczystości organizowanej przez człowieka, który w jego kongregacji miał od 13 lat status oskarżonego. Kard. Müller miał – stojąc obok ks. Andrzeja Dymera – przewodniczyć modlitwom i święcić budynek wyremontowanego szpitala. To tak jakby prokurator generalny przyszedł na bankiet zorganizowany przez osobę oskarżaną o ciężkie przestępstwa finansowe” – pisze Nosowski. Kardynał w ostatniej chwili odwołał jednak swój przyjazd do Szczecina, choć był poprzedniego dnia w sąsiedniej diecezji.
Redaktor „Więzi” podkreśla również, że „przez ponad 12 lat ks. Dymerowi i jego sojusznikom udawało się wyprowadzać w pole nawet największe polskie media. Dziennikarze najpierw ujawniali, oskarżali, oburzali się, ale w końcu milkli i rezygnowali”. Autor śledczego reportażu przypomina, że „przez wiele lat opinia publiczna była przekonana, iż w sprawie ks. Dymera realnie trwa postępowanie odwoławcze. Tymczasem przez ponad 9 lat proces kanoniczny drugiej instancji ani drgnął, nawet się formalnie nie rozpoczął” – za co osobiście odpowiada metropolita gdański, abp Sławoj Leszek Głódź, który bardzo długo nie realizował polecenia w tej sprawie z Watykanu.
Zapraszamy do zapoznania się z pełnym tekstem piątego odcinka cyklu Zbigniewa Nosowskiego, dostępnym także jako podcast.
Wszystkie odcinki:
Część pierwsza: „Kościelny rezerwat niedostępności”
Część druga: „Jak z pokrzywdzonego zrobić oskarżonego”
Część trzecia: „Jak prowincjał z arcybiskupem o molestowaniu rozmawiali”
Część czwarta: „Ćwierćprawda nie wyzwala”
Część piąta: „Wyrok, którego miało nie być”
Dno moralne, takie że aż zatyka. Biznesowa, bezduszna korporacja, gotowa zmiażdzyć każdego , kto stanie na jej drodze do potęgi finasowej (łącznie z członkami korpo, którzy zapłatają sieim pod nogi). Przerażające. Skąd brać nadzieję na odrodzenie ? Ostatni komuniakt biskupów z posiedzenia Episkopatu potwierdza, że jakiekolwiek ruchy oddolne nie mają szans , nawet na wysłuchanie (Kongres katoliczek i Katolików może sobie obradować, na nich to nie robi żadnego wrażenia).
Moim zdaniem mamy tu problem głębszy. Z pewnością są to skandale i dylematy bez precedensu, ciężko w takiej sytuacji reagować z prędkością internetowego newsa – wymaga to taktu, przemyślenia i odpowiedzialności za słowa i czyny, będące odpowiedzią na to, co złego się działo w Kościele.
Napisałem: problem głębszy – wg mnie biskupi mają problem z komunikacją z wiernymi… a co dopiero z instytucjami w świecie. Jako apostołowie powinni być otwarci, pielgrzymujący, spotykający, entuzjastycznie głoszący wiarę, a nie zamykający się w swoich administracyjnych granicach i murach… Życzę im otwartości i apostolskiego entuzjazmu!
@xSebastian
„Jako apostołowie”
Zmartwię pana. To nie są i nie byli i nie będą żadni apostołowie. Apostołów było dwunastu coś około 2 tysiące lat temu
Wie pan skąd wiem, że to nie apostołowie ? Bo żaden z apostołów nie ukrywałby pedofila przed sądem i nie umożliwiałby dalszych gwałtów na dzieciach (sic!) oraz żaden z nich sam nie gwałciłby dzieci (vide np. degeneraci Groer z Austrii, O’Connor z Kanady, Trujillo z Kolumbii, Wesołowski z Polski itd. itd.!
Wymieniać dalej tych samozwańczych „apostołów” ?
A może oni faktycznie są/byli jednak apostołami ? Tyle że na pewno nie Jezusa Chrystusa !
Jezus Chrystus ani Duch Święty nigdy by nie wybrali zboczeńca na żadnego apostoła ! To mi się w głowie nie mieści. Jeśli panu się mieści to pańska sprawa.
Mnie w takim kościele gdzie be
Jezus w materii krzywdzenia dzieci jest bardzo konkretny w Piśmie Św.:
MT. 18, 6-7:
„Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.”
Ten rozdźwięk między głoszonym słowem a własnymi zachowaniami 🙁