Bez wypracowania społecznych norm służących językowemu samoograniczeniu zatrujemy przestrzeń publicznej komunikacji zabójczym smogiem kłamstw, oszczerstwa i pogardy. Może to doprowadzić do wzniesienia wieży Babel, czyli odcięcia sobie możliwości jakiegokolwiek wspólnego działania.
Moi studenci coraz częściej pytają mnie o opinię dotyczącą „dozwolonego użytku języka”. Czy każdy może mówić, co chce i jak chce? Pytają o granice. Adepci polonistyki prawdopodobnie dostrzegają problem z jednej strony w kontekście tego, co słyszą ostatnio podczas protestów Strajku Kobiet (haseł najeżonych wulgaryzmami) czy Młodzieżowego Strajku Klimatycznego (również niewahającego się umieszczać w swoich hasłach wulgarnych słów) oraz w związku z obecnością języka obscenicznego jako środka wyrazu w teatrze, literaturze i filmie. Z drugiej strony – na skutek obserwowanej w sferze komunikacji publicznej nasilonej obecności języka niecenzuralnego: wyrażeń obraźliwych, ubliżających, dehumanizująco-animalizujących inwektyw (oponentów na przykład nazywa się sortem, watahą, moherem, o uchodźcach mówi się, przywołując konotację robactwa), a także wobec toczących się w przestrzeni publicznej dyskusji na temat granic wolności słowa i skutków hejtu w internecie.
W ostatnim czasie – jak nigdy dotąd – płyną też z różnych środowisk głosy z żądaniem, by językoznawcy (np. Rada Języka Polskiego) zajęli jednoznaczne stanowisko wobec nasycenia dyskursu publicznego agresją i wulgarnością. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, bo sprawa w jakimś stopniu leży w zakresie kompetencji polonistycznych. Ma ona wprawdzie związek ze zjawiskami ze swej istoty niestanowiącymi przedmiotu zainteresowania czystego językoznawstwa, jednak przez fakt, że związane są one z etyką współżycia społecznego, wyrażającego się w komunikacji językowej – języka rzeczywiście dotyczy.
Kłopot polega na tym, że zajęcie stanowiska w tych kwestiach wplątuje dziś wypowiadającego się (nawet gdyby tego nie chciał) w konflikt ideologiczno-polityczny – i zwykle odczytywane jest jako deklaracja zaangażowania po jednej ze stron sceny politycznej. Jest we mnie wewnętrzna niezgoda na to, by obawa przed polityczną instrumentalizacją mojej oceny miała stać się powodem milczenia w tej sprawie, choć też żeby było jasne: jako językoznawca przeciwna jestem uwierzytelnianiu doraźnej oceny języka demonstrantów czy artystów, ani też tym bardziej wyrażanej przez środowiska zaangażowane politycznie troski o stan polszczyzny. Te (z prawa i z lewa) lubią ferować w odniesieniu do języka sądy w oderwaniu od okoliczności.
Wykup prenumeratę „Więzi”
i czytaj bez ograniczeń
Pakiet Druk+Cyfra
-
- 4 drukowane numery kwartalnika „Więź”
z bezpłatną dostawą w Polsce - 4 numery „Więzi” w formatach epub, mobi, pdf (do pobrania w trakcie trwania prenumeraty)
- Pełny dostęp online do artykułów kwartalnika i treści portalu Więź.pl na 365 dni (od momentu zakupu)
- 4 drukowane numery kwartalnika „Więź”
Wesprzyj dodatkowo „Więź” – wybierz prenumeratę sponsorską.
Jeśli mieszkasz za granicą Polski, napisz do nas: prenumerata@wiez.pl.
Pakiet cyfrowy
- Pełny dostęp online do artykułów kwartalnika i treści portalu Więź.pl (od momentu zakupu) przez 90 lub 365 dni
- Kwartalnik „Więź” w formatach epub, mobi, pdf przez kwartał lub rok (do pobrania
w trakcie trwania prenumeraty)
Wesprzyj dodatkowo „Więź” – wybierz prenumeratę sponsorską.