Znak. Rok Miłosza

Lato 2024, nr 2

Zamów

Wyrok w procesie prof. Engelking i prof. Grabowskiego to ostrzeżenie

Prof. Jan Grabowski. Fot. Adrian Grycuk / Barbara Engelking. Fot. Centrum Badań nad Zagładą Żydów

Polityka historyczna PiS opiera się na mitach, półprawdach, przemilczeniach i zwyczajnych kłamstwach. Heroiczna wersja polskiej historii ma tworzyć dumną wspólnotę, gotową do stygmatyzacji, wykluczenia i ukarania każdego, kto ośmiela się wskazywać fakty niezgodne z oficjalną wersją.

Podstawy polskiej polityki historycznej stworzyli w latach 2003-2007 młodzi konserwatyści (między innymi: Marek Cichocki, Dariusz Gawin, Dariusz Karłowicz, Tomasz Merta i Kazimierz Ujazdowski), mniej lub bardziej związani z Prawem i Sprawiedliwością, zwłaszcza ze śp. Lechem Kaczyńskim.

Zarzucali oni twórcom III Rzeczypospolitej odrzucenie polskiej historii i tradycji na rzecz technokratycznych metod zarządzania państwem i społeczeństwem. Rezultatem był, ich zdaniem, zanik polskiej wspólnoty oraz „trybalizacja narodu”.

Wesprzyj Więź.pl

Proces Engelking i Grabowskiego to modelowy przykład dyscyplinowania wybitnych historyków Zagłady

Agnieszka Magdziak-Miszewska

Udostępnij tekst

Grupa za cel postawiła sobie zatem odbudowę „wspólnoty narodowej”, a za właściwą metodę uznała edukację historyczną wspieraną przez instytucje państwa. Właściwą, czyli budującą poczucie dumy z własnej historii i narodowej tradycji.

Ci młodzi konserwatyści podkreślali jednocześnie, że przekaz kierowany do Polaków musi opierać się na faktach i nie pomijać (choć też „przesadnie nie uwypuklać”) wstydliwych kart polskiej historii. Nie zgadzali się na infantylizację, trywializację i natręctwo przekazu prowadzącego do „intelektualnego pałkarstwa” (określenie Dariusza Gawina).

Najważniejszymi projektami tak pojmowanej polityki historycznej, zrealizowanymi przez Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy, a później Polski, były: Muzeum Powstania Warszawskiego, decyzja o partnerstwie publiczno-prywatnym pomiędzy miastem, Ministerstwem KiDN i Stowarzyszeniem ŻIH (co umożliwiło powstanie Muzeum Polin) oraz cykl Polscy Sprawiedliwi – nie tylko przywracający pamięć o nich, ale też zrównujący ich odwagę z bohaterstwem żołnierzy i funkcjonariuszy podziemnego państwa polskiego.

Wraz ze śmiercią prezydenta Kaczyńskiego polska polityka historyczna w takim kształcie została odesłana do lamusa.

Na straży „wspólnoty dumy”

Za ojca chrzestnego tej prowadzonej obecnie przez państwo PiS należy uznać prof. Andrzeja Nowaka (notabene członka zarządu powstałej w 2013 roku Reduty Obrony Dobrego Imienia), który w głośnym artykule „Westerplatte czy Jedwabne” (2001) przeciwstawił „wspólnotę dumy” „wspólnocie wstydu”. Twierdził, że nawet przekaz zmitologizowany (Westerplatte) tworzy wspólnotę i „prowadzi do prawdy”, podczas gdy „przekaz wstydu” (Jedwabne) nie tylko wspólnoty nie tworzy, ale wręcz ją zabija.

Kolejnym elementem nowego przekazu jest – strywializowana i zinfantylizowana – teza Marka Cichockiego o polityce historycznej jako niezbędnym instrumencie polityki zagranicznej państwa. 

Powiedzmy otwarcie: polityka historyczna PiS oparta jest na mitach, półprawdach, przemilczeniach i zwyczajnych kłamstwach. Heroiczna wersja polskiej historii, zwłaszcza najnowszej, ma już nie tylko tworzyć wspólnotę słusznie dumną z odziedziczonej tradycji, ale także gotową do stygmatyzacji, wykluczenia i ukarania każdego, kto ośmiela się ją kwestionować lub wskazywać fakty niezgodne z oficjalną wersją.

Nieodzownym elementem polityki historycznej PiS stały się na przykład rozsyłane na placówki listy proskrypcyjne z nazwiskami „niezapraszalnych” pisarzy, artystów i naukowców oraz nałożony na dyplomatów obowiązek rzucania się do gardła każdemu, kto ośmieli się zakwestionować bezgrzeszność Rzeczypospolitej w stosunku do Ukraińców, Białorusinów, Niemców, a przede wszystkim Żydów. 

Najważniejszymi instrumentami kształtującymi państwową politykę historyczną są zawłaszczone przez partię rządzącą media (na czele z tzw. telewizją publiczną), Instytut Pamięci Narodowej, Fundacja Narodowa i finansowane z budżetu państwa Reduta Obrony Dobrego Imienia, media Tadeusza Rydzyka, wspierające politykę rządu gazety, tygodniki i portale internetowe, a także… prokuratura i sądy. Wszystkie te instytucje stoją dziś na straży „narodowej tożsamości” i „dobrego imienia Narodu Polskiego” (koniecznie wielką literą).

Znaleźć sposób

Sam rząd zresztą nie zrezygnował z sięgania po środki dyscyplinujące nieprawomyślnych badaczy i publicystów, mimo że pod międzynarodową presją musiał wycofać się z ich formalnego karania i w czerwcu 2018 roku ponownie znowelizować, znowelizowaną trzy miesiące wcześniej, ustawę o IPN.

Proces wytoczony prof. Barbarze Engelking i prof. Janowi Grabowskiemu, redaktorom wydanej w 2018 roku pracy zbiorowej „Dalej jest noc. Losy Żydów na wybranych terenach okupowanej Polski” stanowi przecież modelowy przykład dyscyplinowania cieszących się międzynarodowym uznaniem wybitnych historyków Zagłady.

Książka znalazła się na celowniku IPN i propisowskiej prasy w momencie ukazania się. Skoro państwo nie mogło już automatycznie ścigać i karać badaczy za przedstawianie faktów niezgodnych z oficjalną wersją o masowej pomocy udzielanej Żydom przez setki tysięcy ich polskich współobywateli, należało znaleźć inny sposób, by postawić dwójkę badaczy przed sądem. 

W tym celu trzeba było nie tylko dokładnie przeczytać dwutomowe dzieło, ale też przede wszystkim zapoznać się z ogromem przypisów odnoszących się do źródeł, następnie skrupulatnie przestudiować same źródła. Oczywiście w poszukiwaniu jakiejkolwiek nieścisłości. Czy wyobrażacie sobie państwo tę mrówczą pracę?

Wreszcie sukces, i to w rozdziale pisanym przez prof. Engelking, szefową Centrum Badań nad Zagładą Żydów! W krótkim akapicie dotyczącym losów Estery Drogickiej pomyliła ona sołtysa Edwarda Malinowskiego z innym Edwardem Malinowskim, mieszkańcem tej samej wsi (co zresztą dla sprawy nie ma żadnego znaczenia).

Co więcej, okazało się, że żyje jeszcze osiemdziesięcioletnia bratanica sołtysa, która dowiedziawszy się z audycji radiowej, że jej stryj miałby brać udział w denuncjacji ukrywających się Żydów, gotowa jest wytoczyć proces Engelking i Grabowskiemu. Będzie domagać się przeprosin za pomówienie krewnego, obrazę dobrego imienia Narodu Polskiego oraz polskiej tożsamości narodowej i stu tysięcy złotych odszkodowania. Chętnie też skorzysta, a jakże, z pomocy Reduty Obrony Dobrego Imienia.

Rozstrzygać historię na sali sądowej? 

Proces rozpoczął się w październiku 2019 roku. Szybko stał się wydarzeniem międzynarodowym – w obronie pozwanych stanęły wszystkie liczące się instytucje zajmujące się dziejami Zagłady, stowarzyszenia historyków i ocalonych z Holokaustu. Sprawę szeroko komentowała prasa w Izraelu, Europie, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Podobnie w Polsce. Kwestionowano przede wszystkim metodę: rozstrzygania wątpliwości historycznych na drodze procesu sądowego, a nie merytorycznej dyskusji. 

Członkowie Towarzystwa Przyjaźni Izrael – Polska, niezwykle zasłużonego dla stosunków polsko-żydowskich i polsko-izraelskich napisali między innymi: „My, potomkowie Żydów Polskich, nie chcemy, aby historia naszych rodzin przepadła w dymie krematoriów, w rowach leśnych, w popiołach synagog i w tysiącach zapomnianych miejsc na ziemiach polskich. To nie badacze i naukowcy powinni być postawieni przed sądem, lecz wszyscy sprawcy naszej tragedii. (…) jesteśmy wdzięczni badaczom tej tragicznej historii”. Odpowiedzią na to polskich władz i pozywających było milczenie. 

Odezwał się jedynie ambasador RP w Izraelu, Marek Magierowski. Na skierowany do niego list Colette Avital, przewodniczącej organizacji skupiającej 58 działających w Izraelu stowarzyszeń Ocalonych, odpowiedział w sposób z pozoru dyplomatyczny, w istocie zaś arogancki i obraźliwy.

Pseudointelektualne „pałkarstwo”

Wyrok, od którego pozwani będą się odwoływać, nie spełnił, jak się wydaje, oczekiwań faktycznych pozywających. Nie ostały się zarzuty obrazy dobrego imienia narodu i tożsamości narodowej, nie ma odszkodowania ani kajania się przed „bohaterem”. Profesorowie Engelking i Grabowski mają „jedynie” przeprosić panią Filomenę.

Pozostają jednak kwestie najważniejsze: wspomniane rozstrzyganie wątpliwości historycznych przed sądem i ostrzeżenie wysłane tym, którzy chcieliby w sposób bezstronny drążyć niewygodne tematy. Jeśli nie zamilkną, będą przesłuchiwani jak Katarzyna Markusz z portalu Jewish pl., może też staną przed „zreformowanym” już całkowicie sądem. 

Wesprzyj Więź

Politycy, na czele z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą, i propisowscy dziennikarze odtrąbili zwycięstwo. Zaiste polityka historyczna PiS przynosi rezultaty. Pseudointelektualne „pałkarstwo” zamyka usta niepokornym ku uciesze nacjonalistów, antysemitów, faszystów i kiboli.

Jeszcze skuteczniej działa za granicą, z dumą prezentując światu kołtuńską, rasistowską, antysemicką, ksenofobiczną twarz pisowskiego państwa.

Przeczytaj też: Nauka przed sądem

Podziel się

11
5
Wiadomość

Tadeusz Rydzyk jest duchownym, więc życzyłbym bym sobie, aby na katololickim portalu stosować odpowiednią terminologię. A co do artykułu: nic ponad potok słów wyrażających niechęć do rządzących i uwielbienie uczonych, którzy powinni stać ponad prawem.

Dalej, coraz dalej. Może rzeczywiście rozejdźmy się w przeciwne strony? Artykuł nieuczciwy, skoro przemilcza prowadzenie polityki historycznej jako zjawiska powszechnego i wcześniejszego niż w Polsce także w dojrzałych demokracjach Zachodu, także z wykorzystaniem wymiaru sprawiedliwości, czego Izrael jest prekursorem. Ale przypomnijmy przykład bliższy, bardziej spektakularny i o uniwersalnym przesłaniu, jakim było wpisanie do preambuły projektu odrzuconej w referendach w kilku krajach UE konstytucji europejskiej przez jej autorów pod kierunkiem b.prezydenta Francji Valéry Giscard d’Estaing oświecenia a wygumkowania chrześcijaństwa jako korzeni Europy. Mieli od kogo się uczyć polscy historycy i politycy. Ale podajmy przykład nam bliższy. Polecam prześledzić sposób kultywowania pamięci po Żydowskiej Organizacji Bojowej i Żydowskim Związku Wojskowym i ich udziale w Powstaniu w getcie warszawskim na łamach Gazety Wyborczej, a poznamy narzędzia polityki historycznej w działaniu.

Autor bredzi !!! To był cywilny pozew o zniesławienie konkretnej osoby !!! A nie żadna ideologia czy trend historyczny !!! Autorytetem jest pani Ewa Kurek dlaczego środowiska żydowskie nie dopuszczają jej argumentów. Dlaczego nikt nie pisze o żydowskich oprawcach ???

Sąd rozpatrywał tylko i wyłącznie sprawę osoby sp Malinowskiego. Nie zajmował się treścią, ustaleniami w dalszej części. Redaktor o tym nie wie czy manipuluje świadomie? Jak redaktor więzi uważa że reszta obroniła się to czekam na artykuł w zestawieniu z publikacją IPN jako uzupełnienie. Śmiało redaktorko!
Po tym artykule przypomniało mi się jak chciano postawić zarzuty sędzi stalinowskiej oskarżonej o zbrodnie sądowa. No i odezwała się gazeta nazywając ów oskarżenie aktem antysemityzmu….

Wyjątkowo nieuczciwy wręcz podły jest ten artykuł. W ocenie autorki ofiara fałszu i to nie byle jakiego bo przecież przypisano jej ludobójstwo nie zasługuje na ochronę prawną mimo iż ochrona jej dobrego imienia
oraz prawo do rozpatrzenia jej sprawy przez niezawisły sad przyznaje Konstytucja ( art.45 i art.47). Ale w ocenie pani Magdziak Miszewskiej i zapewne “Więzi” która dopuszcza do publikacji coś takiego są osoby którym wolno więcej, a próba wyegzekwowania od nich przeprosin ( nie ukarania !!!) za popełniony delikt to ” pseudointelektualne pałkarstwo”

Nie pierwszy raz i nie tylko w tej sprawie Redakcja Więzi dopuściła kłamliwy tekst. Jeżeli artykuł ten nie został opatrzony żadnym komentarzem Więzi, to siłą rzeczy pojawia się retoryczne pytanie: Jakie były intencje Redakcji? Widać po wszystkich postach, że zamieszczenie tekstu p. Magdziak-Miszewskiej było celowe.

Rozumiem, że aby odebrać dobre imię Narodowi trzeba szukać rozwiązań przed sądem, gdyż pseudo profesorowie nie potrafili ustalić prawdy. Polska nie jest narodem sprawców i czas to przyjąć do wiadomości. A oszczerstwa pod adresem Pana profesora Andrzeja Nowaka trzeba publicznie odwołać.

Kłamców trzeba piętnować. Engelking i Grabowski nie są historykami i rzetelnymi badaczami. Są konfabulantami. Wyrok zapadł taki, jaki zapadł. Pewnie według autorki lepiej by było pozwolić, by każdy, kto nazwie się badaczem, mógł preparować dowolne kłamstwa, w imię wolności. Cóż to za wolność, która pozwala kłamać? Mamy jako Polacy prawo do prawdy, także tej trudnej, ale nie do kłamstwa, nazwanego dla niepoznaki prawdą. Grabowski i Engelking to duet kłamców i nie wiem, dlaczego powstał taki artykuł, jak ten. Jaki jest cel Więzi, aby bronić prawa kłamców do kłamstwa historycznego?

Tak sprawę komentuje Wojciech Pięciak w “Tygodniku Powszechnym”:
“Barbara Engelking posunęła się za daleko, zbyt lekko formułując w swoim tekście jako stwierdzenie faktu coś, co w materiale archiwalnym pozostaje podejrzeniem (na marginesie: 18 to raczej kilkanaście niż kilkadziesiąt)”.
I dalej:
“Od historyka (czy dziennikarza), który chce postawić tezę, że konkretny człowiek wymieniony z nazwiska donosił tym służbom, wymaga się dziś wiele: solidnych dowodów, nie poszlak. Czy podobnych oczekiwań nie można formułować wobec historyka (czy dziennikarza), który twierdzi, że ktoś wymieniony z nazwiska wydawał Żydów? Być może od tego drugiego należy nawet oczekiwać więcej – wszak w pierwszym przypadku stawką była utrata czyjejś wolności, pracy, rzadko kiedy śmierć. A w tym drugim – zawsze śmierć”.
Komentarz bardzo mądry.

Cenie ‘Wieź’ za szereg publikacji, ale w kwestii Zagłady moim zdaniem szanowna Redakcjo, pogubiliście się. Czy naprawdę nie widzicie ze tak przez Was (słusznie) krytykowana polityka historyczna PiS jest niczym wobec bezwzględności i cynizmu polityki historycznej Izraela ?

Przed 10 laty “WIęź” zamieszczała artykuły krytykujące “Judenjagd” Grabowskiego i pewne zachowania Grabowskiego. Od tego czasu Grabowski stał się jeszcze bardziej pewny siebie i niechętny szczegóło, a “Więź” przeszła do obozu postępu.

Profesor Andrzej Nowak pisze olbrzymią “Historię Polski”. Czekam na tom o XX wieku. Na pewno będę miał wiele krytycznych uwag. Ale gdzie są te inne historie Polski? Prof. Kaczmarek wydał bubel. Najlepszą fragmentaryczną historią olski pozostają “Bloodlands” Snyderem, który niestety nie napisał fundamentalnej historię nazizmu i komunizmu.