Zanim zaczniemy nauczać, wysłuchajmy niewysłuchanych – postuluje o. Wiesław Dawidowski w „Tygodniku Powszechnym”.
Tekst „Kot Eliota” autorstwa o. Wiesława Dawidowskiego, prowincjała polskich augustianów i teologa, ukazał się w najnowszym „Tygodniku Powszechnym”. Dotyczy kryzysu Kościoła w Polsce.
Zakonnik zwraca uwagę, że Kościół nad Wisłą „stał się Kościołem dzielącym, odrzucającym i wewnętrznie podzielonym. Przybrał rozmiary hipopotama z poematu T.S. Eliota, symbolizującego laodycejską wspólnotę sytych i zadowolonych. Wreszcie, będąc słusznie Kościołem nauczającym, stał się niestety Kościołem głuchych”.
Na zjazdach teologów świetnie wykształcone teolożki zabierają, owszem, głos w debatach, wygłaszają referaty o niebo lepsze od niejednego duchownego teologa, ale i tak na końcu księża teologowie oczekują, że kobieta teolożka przyniesie kawę
„W ciągu ostatnich 30 lat Kościół instytucjonalny sam bardzo się przyczynił do inspirowania wewnętrznych podziałów. Przede wszystkim przestał uznawać za swoją pewną część inteligencji katolickiej” – zauważa zakonnik. Powodem tego jest fakt, że „większość biskupów, księży, duchownych, zakonników, zakonnic i świeckich postanowiła związać swoje sympatie z prawą stroną sceny politycznej”, powstał konkubinat kościelno-państwowy (określenie Zbigniewa Nosowskiego), który zerwać – w ocenie o. Dawidowskiego – nie będzie teraz łatwo.
Zdaniem duchownego słabość polskiego kleru ma swoje źródła „w błędnej i płytkiej recepcji nauczania Jana Pawła II, a także w umniejszaniu znaczenia czy wręcz demonizowaniu pontyfikatu Franciszka”. „Pontyfikat Jana Pawła II uśpił i rozleniwił nasze duchowieństwo, ukryliśmy się bowiem wszyscy za autorytetem papieża Polaka naiwnie wierząc, że on to przecież i my” – pisze prowincjał augustianów.
Przywołuje diagnozę o. Macieja Zięby, że Kościół w Polsce zapadł na syndrom tłustego kocura. Z kolei przypominając książkę „Oślica Balaama” s. Małgorzaty Borkowskiej zaznacza, że dziś „kapłani powinni liczyć się z tym, że wśród słuchających są ludzie, którzy są lepiej teologicznie i filozoficznie wykształceni od nich. Powinni więc zacząć od słuchania Boga, czyli od modlitwy, ale też od wsłuchania się w ludzi, ich potrzeby i troski”.
O. Dawidowski wymienia kilka grup i kwestii, na które jego zdaniem Kościół w Polsce jest dziś głuchy. „Pierwszym niesłuchanym podmiotem są kobiety. Jest paradoksem, że kobiety, stanowiąc większość uczestniczących w życiu wspólnoty katolickiej, nie czują się partnerkami dialogu. Owszem kilka lub nawet kilkanaście kobiet wywalczyło sobie jakąś niszę w Kościele, ale to niestety ciągle jest nisza. Nawet na zjazdach teologów świetnie wykształcone teolożki zabierają, owszem, głos w debatach, wygłaszają referaty o niebo lepsze od niejednego duchownego teologa, ale i tak na końcu księża teologowie oczekują, że kobieta teolożka przyniesie kawę” – podkreśla.
Zauważa też „brak duszpasterskiego nasłuchu” w podejściu do małżeństw niesakramentalnych – „relacje przeciętnego księdza z osobami rozwiedzionymi w najlepszym wypadku ograniczają się do okazania współczucia. Na ogół dominuje poczucie duszpasterskiej bezradności lub obojętności”. Zwraca także uwagę na masowe wypisywanie się młodzieży z katechezy szkolnej – tu, zastrzega teolog, nie wystarczy „obciążyć winą rodziców lub antyklerykalną nagonkę spod znaku błyskawicy”.
Co można by zrobić? „Nadzieję dostrzegam w obrazie Kościoła słuchającego, przywołanym na ostatnim konsystorzu. Nie chodzi jednak o łaskawe zezwolenie pasterzy Kościoła, aby świeccy wypowiedzieli swoje opinie. Świeccy już się wypowiadają, jedni rozsądnie, drudzy gwałtownie. Jedni z perspektywy odpowiedzialności za słowo, drudzy z perspektywy przemocy. W grę wchodzi synod plenarny Kościoła w Polsce, gdzie pierwszym i podstawowym aktem byłby trudny akt wysłuchania wielu osób” – stwierdza o. Dawidowski. I postuluje: „zanim zaczniemy nauczać – wysłuchajmy niesłuchanych”.
Przeczytaj też: Wróćmy do pytań podstawowych
DJ
Co zmieni przyszły synod na którym mówić będą ci sami, którzy nie chcą słuchać teraz….?
A niedawna cytowana tu wypowiedź nowego biskupa kaliskiego pozwala przypuszczać, że taki synod będzie festiwalem okrągłych zdań o niczym.
Wiara w synod to wiara w kolejny walec, co to przyjdzie i wyrówna…….
Niestety, jedyna szansa na odnowę to mickiewiczowskie dotknięcie ziemi. I to bynajmniej nie jej muśnięcie, tylko przywalenie Kościoła o twardy grunt zsekularyzowanej rzeczywistosci że aż echo pójdzie. Tylko w ten sposób będzie można oddzielić liczne plewy od nielicznych ziaren.
Kościół stał się głuchy? Raczej hierarchia. Nie podoba mi się ten tytuł z racji czysto logicznych. Dziś w liturgii mszalnej: Effatha! To do hierarchów, oczywiście.
Miała być zapewne głębia, a wyszło, jak wyszło.
„Przede wszystkim przestał uznawać za swoją pewną część inteligencji katolickiej” – zauważa zakonnik. Powodem tego jest fakt, że „większość biskupów, księży, duchownych, zakonników, zakonnic i świeckich postanowiła związać swoje sympatie z prawą stroną sceny politycznej” – czyli dla kościoła lepiej jest, jak zawrze sojusz ze swoimi ewidentnymi odwiecznymi wrogami? Będzie lepiej, gdy księża będą brać czynny udział w pogromach antykatolickich lub przynajmniej rozdawać na nich gorącą herbatę?
Jeżeli chcecie ewangelizować i głosić słowo Boże, róbcie to. Jeżeli zaś chcecie odejść od podstawowych prawd naszej wiary, nie nazywajcie tego odnową.
Kościół ma przede wszystkim nauczać, a dopiero w drugiej kolejności słuchać.
To współcześni politycy najpierw słuchają i robią badania socjologiczne, aby później sprzedać wyborcom ich oczekiwania, jako własny program wyborczy.
W polityce to się już nie sprawdza i pogłębia tylko upadek cywilizacji zachodniej.
Tym bardziej nie sprawdzi się to w Kościele Katolickim.
Więcej wiary, pokory i zaufania Panu Bogu. Mniej zarozumialstwa, pychy i poczucia własnych nieograniczonych możliwości.
Tylko że nauczanie bez słuchania uniemożliwia sprawdzenie, czy to nauczanie dociera do nauczanych, czy czyni ich lepszymi, czy jest prowadzone właściwymi metodami i słowami, czy jest nauczanym w ogóle potrzebne.
Marny to nauczyciel, który jest tak zakochany w sobie i swoim przekazie, że nie zwraca w ogóle uwagi na to co podczas jego nauczania robią uczniowie.
Do tego nauczanie to nie tylko Słowo, ale i Przykład. Jak dawać dobry przykład bez wchodzenia w rozmowę z uczniami?
Takie nauczanie będzie jak ziarno padające na skałę a nie na żyzną glebę……
Po prostu Kościołowi przydało by się to, co tak często zaleca. Rachunek sumienia, szczera spowiedź, postanowienie poprawy, zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu. Może powinien się pojawić ktoś, kto jak Jezus, wyrzuci z domu Ojca bankierów i tych, którzy współcześnie sprzedają woły, baranki i gołębie. Tak, wiem o czym piszę, tych dorabiających się na Kościele jest naprawdę dużo i dokąd oni nie znikną, dotąd kościół czysty nie będzie, nawet gdyby spowiadał się regularnie, w każdy pierwszy piątek. No tak, tylko kto to zrobi? Jezus? On ma przyjść na końcu, a wówczas będzie już za późno, niestety.
Mówienie kolejny raz o mirażu Kościoła i polityki, jest właśnie uprawianiem polityki, gdyż relacje Kościół – Państwo są jasno określone. Jeśli więc próbuje grać na tej strunie, to – wg mnie – tylko przez swoje sympatie polityczne. Jest to niesmaczne i infantylne.
Kolejny „Ksiadz Patriota” na łamach Więzi