rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Od losu uchodźców zależy przyszłość świata

Hassan i Hanan, rodzeństwo mieszkające w jednym z obozów dla syryjskich uchodźców w Aarsalu

Tymczasowość widać w Aarsalu na każdym kroku. Choć w marcu minie już dziesięć lat od rozpoczęcia wojny w Syrii, to jej końca nie widać.

Kilka drewnianych belek, wiele plastikowych płacht, trochę warstwy izolacyjnej – tak wygląda namiot, który dla rodziny Rafy stał się domem. Takim samym jak dla tysięcy innych syryjskich rodzin w górsko-pustynnym Aarsalu, położonym w północno-wschodnim Libanie. Wszystko przypomina tutaj o tymczasowości, z wyjątkiem zegara przy „ścianie” wejściowej namiotu. „To jeszcze z domu, z Homs” – mówi Rafa. W Aarsalu bije już siedem lat. W tym czasie w rodzinie pojawiła się dwójka dzieci, a starsze weszły w wiek nastoletni. Czy kiedyś poznają inny dom niż namiot?

Prosty, estetyczny zegar wybija właśnie godzinę 11. Przed chwilą w obozie (nazywanym „IS-em” od angielskiego „informal settlement”, gdyż rząd libański nie nadaje im formalnego statusu obozów uchodźczych) rozpoczęła się dystrybucja materiałów potrzebnych do wzmocnienia namiotów przed zimą. O ile dla większości Libańczyków zima oznacza deszcz, o tyle w Aarsalu, położonym 1500 m.n.p.m., na pewno spadnie również śnieg, który wystawi ubogie namioty Syryjczyków na poważną próbę. Gdy odwiedzamy miasto w drugiej połowie grudnia, wieje silny, zimny wiatr, a temperatura powietrza w ciągu dnia wynosi ok. siedmiu stopni, choć latem wzrasta do ok. czterdziestu.

Nie da się zapomnieć, że połowa z 1,5 miliona syryjskich uchodźców w Libanie to dzieci

Bartosz Bartosik

Udostępnij tekst

Późnym latem i jesienią UNHCR wraz z organizacjami pomocowymi szacowały potrzeby mieszkańców przed zimą. Na podstawie zebranych informacji w sposób zobiektywizowany przydzielono mieszkańcom IS-ów potrzebną pomoc, która w tym roku – głównie ze względu na pandemię – przybyła później niż zwykle.

Obiektywne wskaźniki mają oczywiste plusy, ale tworzą również problemy. „Moja rodzina potrzebuje więcej materiałów, a przede wszystkim potrzebujemy wymienić drewniane belki, bo są w fatalnym stanie” – skarży się kobieta, gdy tylko zauważa pierwszą osobę ubraną w bluzę z logiem Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Choć każda rodzina z góry wie, jaki rodzaj i jaką ilość materiału dostanie, to gdy warunki bytowe są tak trudne, a sytuacja ekonomiczna uchodźczyń i uchodźców tak tragiczna, najmniejsza rzecz może wytrącić z równowagi. Na przykład gdy sąsiad dostanie więcej materiałów. To dlatego wydawanie materiałów jest kulminacyjnym momentem w ciągu roku, który z jednej strony daje nadzieję na przetrwanie zimy, a z drugiej kumuluje frustracje związane z sytuacją mieszkających w obozach ludzi.

Ale gwar w obozie to nie tylko mężczyźni noszący zestawy zaopatrzeniowe do namiotów i kobiety głośno domagające się większej ilości materiałów, leków i środków higienicznych przed początkiem zimy. To także dzieci. Jedno z nich, na oko dwuletnie, rozcięło sobie wargę i z wrzaskiem pobiegło szukać ukojenia w ramionach matki. Te trochę starsze chodziły po obozie grupami i szukały okazji do zabawy. Nastolatkowie pomagali ojcom w noszeniu materiałów. Jeszcze inne dzieci były w tym czasie na lekcjach, bo mają tutaj możliwość nauki. Hassan ma dwanaście lat, jego siostra Hanan jest dwa lata młodsza. Szukają kontaktu, machają, uśmiechają się tak szeroko i szczerze, że nie da się o nich zapomnieć. Tak jak nie da się zapomnieć, że połowa z 1,5 miliona syryjskich uchodźców w Libanie to dzieci.

Trudno powiedzieć ile dokładnie osób mieszka w obozach w Aarsalu, ale szacunki mówią o kilkudziesięciu tysiącach. To wyjątkowe miejsce nie tylko ze względu na surowy klimat, ale także ze względu na położenie tuż przy granicy z Syrią. Miasto jest szczelnie otoczone kordonem wojskowych punktów kontrolnych, które rejestrują wjeżdżających i wyjeżdżających z miejscowości. Dla pracowników organizacji pomocowych i ich gości – jak nas, dziennikarzy z Polski – oznacza to konieczność wyjazdu przed 15. Późniejsza podróż drogami prowadzącymi do miasta jest uznawana za niebezpieczną.

Obozowiska uchodźcze wplatają się w specyficzną symbiozę z osiedlami libańskich mieszkańców. Urbanistycznie Aarsal jest antytezą wielkich, zglobalizowanych miast. Gdy w Warszawie, Nowym Jorku czy Frankfurcie każdą wolną działkę zajmują wysokościowce, by maksymalizować powierzchnie biurowo-apartamentową, tutaj na wolnych działkach szybko powstają niskie, zajmujące sporą powierzchnie namioty. Nic trwalszego zbudować nie można, bo nie pozwala na to armia. W ostatnich dwóch latach wojskowi potrafili zburzyć całe obozowiska, gdy okazywało się, że są zbudowane ze zbyt trwałych materiałów.

Wesprzyj Więź

Tymczasowość i peryferyjność przypominają w Aarsalu o sobie na każdym kroku. Choć w marcu minie już dziesięć lat od rozpoczęcia wojny w Syrii, to jej końca nie widać. „Nie wrócimy do Syrii, choć w regionie, gdzie mieszkaliśmy, nie trwają już walki. Nie chcę wracać, bo moi synowi zostaliby powołani do wojska, a na to nie pozwolę” – wyraża swoje obawy jedna z syryjskich matek. Wygląda więc na to, że to zawieszenie będzie trwać. Choć beznadzieja tej sytuacji jest uderzająca, to jeszcze bardziej uderzająca jest niezłomność, niesłychana siła i ufność w poprawę losu, którą niosą w sobie syryjscy uchodźcy.

„Zmiana przyjdzie z peryferii” – przekonuje w książce „Powróćmy do marzeń” papież Franciszek w kontekście kryzysu, w jakim znalazł się nasz świat. Także dlatego powinniśmy uważnie wsłuchać się w głos uchodźczyń i uchodźców, że od ich losów zależy nasza przyszłość.

Więcej o działalności Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej w Libanie i możliwości jego wsparcia przeczytają Państwo tutaj.

Podziel się

2
4
Wiadomość