Pytam wszystkich naszych biskupów, którzy mówią, że nic nie mogli – bo nie ich diecezja, bo nie mają władzy. Czy Was, tak po ludzku, nie oburzają łzy dzieci, płacz ich matek i ojców?
Sąd Apelacyjny w Gdańsku oddalił apelację archidiecezji wrocławskiej i diecezji bydgoskiej od wyroku Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, który skazał obie diecezje na zapłatę 300 tys. zł. ofierze byłego księdza Pawła K.
Były ksiądz został skazany w 2015 roku i odsiaduje wyrok w więzieniu. Wcześniej był księdzem archidiecezji wrocławskiej, przeniesionym czasowo do diecezji bydgoskiej – po to, by ukryć jego pedofilskie skłonności i czyny. Rzecznik archidiecezji wrocławskiej komentował wyrok Sądu Apelacyjnego mówiąc: – Uznawaliśmy, że odpowiedzialność za te czyny ponosi sprawca. Sąd uznał inaczej i do prawomocnego wyroku się dostosujemy.
To nie jest pierwszy taki wyrok. Przypomnijmy, że wcześniej, po długim procesie Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok nakazujący zgromadzeniu chrystusowców zapłacenie miliona złotych odszkodowania i dożywotniej renty dla ofiary byłego księdza.
Dobre i złe wiadomości
Z punktu widzenia i ofiar, i tej części Kościoła, której zależy na wiarygodności, jest to dobra wiadomość. Wreszcie to dobro skrzywdzonych staje na pierwszym miejscu. Wreszcie kończy się karuzela wymówek, ale i złudzeń: że można całą winę zrzucić na przestępcę, że odpowiedzialności nie ponoszą ci wszyscy, którzy wiedzieli i nic nie robili, albo wiedzieli – i sprawę ukrywali. Wreszcie pojawia się nadzieja, że spojrzymy w oczy prawdzie, ta prawda zaboli – i będziemy mogli zadośćuczynić i błagać o przebaczenie.
Z punktu widzenia finansów Kościoła to wiadomość bardzo zła. Kończą się przecież złudzenia, podtrzymywane uporczywym zaklinaniem rzeczywistości: że pomożemy, ale nie będziemy płacić odszkodowań, nie będziemy płacić odszkodowań, nie będziemy… W kuriach diecezjalnych trwa teraz zapewne gorączkowe liczenie, ile procesów jest na horyzoncie, jaka kwota wypada na ofiarę, ile ziemi trzeba będzie sprzedać, które budynki sprzedawać jako pierwsze.
Czy uznamy tę wiadomość za dobrą czy złą, zależy od osobistego wyboru – czy staniemy po stronie ofiar, czy finansowego bezpieczeństwa Kościoła. Jedno jest pewne: po obu stronach jednocześnie stać już się nie da. Sądy tych złudzeń właśnie nas pozbawiają.
W imieniu biskupa
Wyroki sądów zapadają. Pieniądze będą wypływały z kurialnych kas na konta pokrzywdzonych. Nie zmienia to jednak – przynajmniej na razie nie zmieniło – postawy Kościoła instytucjonalnego wobec ofiar.
Im procesów jest więcej, tym odważniej w przestrzeni publicznej pojawiają się głosy ich uczestników, ofiar księży pedofilów. Mówią o tym, że podczas przesłuchań w kurii prosi się ich o złożenie przysięgi na Pismo Święte, że zachowają milczenie i nikomu o sprawie nie będą opowiadać.
Czy staniemy po stronie ofiar, czy finansowego bezpieczeństwa Kościoła? Jedno jest pewne: po obu stronach jednocześnie stać już się nie da. Sądy tych złudzeń właśnie nas pozbawiają
W kuriach giną kolejne pisma i listy. Kurie wynajmują najlepszych i najlepiej opłacanych adwokatów. Biskupi odcinają się od odpowiedzialności za czynności podejmowane przez adwokatów: dali pełnomocnictwo, więcej ich nie interesuje. Ci zaś nie przebierają w środkach.
Przy okazji apelacji w sprawie księdza Pawła K. światło dzienne ujrzała argumentacja adwokata zatrudnionego przez kurię wrocławską, mec. Damiana Czekaja: „W realiach niniejszej sprawy należy jednoznacznie stwierdzić, że gdyby powód nie zdecydował się na prywatny wyjazd z Pawłem Kanią, to nie doszłoby do powstania szkody”.
Przypomnijmy: poszkodowany chłopiec wyjeżdżał z księdzem, bo ten szantażował go, że w przeciwnym wypadku zacznie gwałcić jego młodszego brata. Obrońca kurii domagał się również, by to ofiara zapłaciła koszty sądowe w wysokości 65 tys. zł. To nic innego jak zrzucenie winy na ofiarę: dziecko jest winne gwałtom – bo pojechało z księdzem. Tak jak kobieta jest winna – bo założyła krótką spódniczkę. A żona – bo zupa była za słona.
Godność osób
– W odpowiedzi na nasz pozew otrzymaliśmy pytania, dlaczego tak późno zgłosiliśmy molestowanie, choć dziś już chyba nawet dzieci wiedzą, dlaczego – mówi Jakub Pankowiak, ofiara ks. Arkadiusza Hajdasza. Pankowiak wniósł do sądu sprawę przeciwko kurii kaliskiej. – Słyszeliśmy, że nie mamy dowodów. Trudno powiedzieć, być może pan mecenas oczekiwał nagrań samego aktu molestowania. Zaczęliśmy sprawę, znaleźliśmy innych poszkodowanych, ich rodziców, którzy składali zeznania w prokuraturze. Po naszych działaniach zgłosili się kolejni molestowani. Pan adwokat twierdzi, że to wszystko nie jest dowodem. Dodatkowo myli daty wydarzeń, a nawet nasze nazwisko (Jankowiak), co moim zdaniem nie jest przypadkowe, tylko pokazuje jego lekceważący stosunek do nas jako powodów. Na dodatek adwokat wnosi o umorzenie sprawy lub jej zawieszenie do czasu wyroków w sprawie karnej i kanonicznej wobec Hajdasza i Janiaka. To może trwać nawet kilka lat – dodaje Pankowiak.
Kodeks etyki adwokackiej w paragrafie 28. stwierdza: „Adwokat powinien zwracać uwagę na to, by jego wystąpienia, wypowiedzi i zadawane pytania nie naruszały godności osób biorących udział w sprawie”. Czy etyczne jest korzystanie z usług adwokata, który nie zachowuje zasad etyki własnego zawodu? Czy nikt, ale to naprawdę nikt, nie widzi, że w ten sposób ofiara gwałcona jest po raz kolejny: na sali sądowej, w majestacie prawa, za pieniądze z kurialnej kasy?
Wszelka staranność
Mecenasa Marka Markiewicza, ubiegłorocznego kandydata PiS na senatora, do sprawy, której powodem jest Jakub Pankowiak, ofiara ks. Hajdasza, upoważnił abp Grzegorz Ryś jako administrator diecezji kaliskiej.
To działanie racjonalne: arcybiskup nie może się narazić na zarzuty zaniedbania spraw powierzonej mu czasowo diecezji. Ewentualne odszkodowania, które będą tu zasądzone, nie będą wypłacane z jego prywatnej kieszeni, ale ze środków diecezji, w dodatku tej, w której jest tylko na krótki czas i niejako „na zastępstwie”. Z prawnego i instytucjonalnego punktu widzenia dochowuje więc wszelkiej staranności.
Pozostaje pytanie: czy Kościół powinien trzymać się przede wszystkim prawnego i instytucjonalnego punktu widzenia? Czy jeśli ten punkt widzenia (prawdziwy i sprawiedliwy) staje w sprzeczności ze spojrzeniem Ewangelii – pierwszeństwo ma raczej instytucja, czy raczej Ewangelia? I czy należy w tym celu powierzać sprawy diecezji w ręce adwokata jednoznacznie zaangażowanego politycznie?
Chodzą i mówią
Jest jeszcze jedna kwestia, poniekąd na marginesie, ale dotykająca jednak instytucjonalnego uwikłania i zniewolenia instytucją samej Ewangelii.
Wielu mądrych ludzi Kościoła, biskupi, w tym również abp Ryś, publicznie tłumaczy, jak wygląda kościelna struktura; kto z biskupów ma jakie kompetencje i kto ma kompetencje procesowe; na czym polega władza metropolity i że nie jest on przełożonym innych biskupów, że ma tylko uprawnienia interwencyjno-moralne; kto w związku z tym może, a kto nie może prowadzić dochodzenia; kto prowadzi sprawy i kto wydaje wyroki – również te na poziomie kościelnym; kto jest prawnie bezradny.
To wszystko prawda. Tak działa instytucja. Podobnie dyrektor jednej firmy nie zwolni pracownika u swojej konkurencji. A przecież jest w nas jakaś niezgoda na to, by o Kościele myśleć tylko w tych kategoriach. Pisał już o tym w „Więzi” prof. Józef Majewski.
Kiedy już pisałam ten tekst i o nim rozmawiałam, przyjaciel podesłał mi zdjęcie strony z książki. Czytam. „W Kościele pierwotnym były różnice. Szemrali jedno przeciwko drugim – co to za rozwiązanie problemu? Krakowski biskup Piotr Wysz, który żył na przełomie XIV i XV wieku, a więc w czasie, kiedy Kościół był w strasznym kryzysie, mówił: «Wszyscy szemrzą, nikt nie wrzaśnie». Kiedy wszyscy gadają po kątach, efekt jest dużo gorszy, a przy tym jeszcze się komuś może wydawać, że coś robi – chodzi, gada i przynajmniej pokazuje, że widzi. Otóż to jest typowo kościelny stan i typowo kościelne zachowanie, a mało kto w Kościele zdaje sobie sprawę, jak to jest niebezpieczne. Św. Benedykt pisał w swojej regule o szemraniu pięć razy, a o ubóstwie tylko raz. Co to znaczy? On rozumiał, że te problemy z pieniędzmi, jakie mieli w Jerozolimie, to nie były żadne problemy w porównaniu z tym, że wszyscy szemrzą, bo to jest problem istotny”.
Wszyscy szemrzą, nikt nie wrzaśnie. To zdanie podkreślone było czerwonym długopisem. Zapytałam, co to za książka. „Wiara z lewej, prawej i Bożej strony”. Autor: abp Grzegorz Ryś.
Czy to was nie oburza?
Wszyscy szemrzą, nikt nie wrzaśnie. To jest jasne: że procedury, że jurysdykcje, że teoretycznie związane ręce. Ale pytam – tak, oficjalnie dziś pytam o to wszystkich naszych biskupów, którzy mówią, że nic nie mogli – bo nie ich diecezja, bo nie mają władzy: Czy to Was nie oburzało? Czy tak zwyczajnie, po ludzku, nie trafiał was szlag, kiedy słyszeliście choćby tylko pogłoski, że ten kryje księdza pedofila, że temu ręce kleją się do kleryków, że tamten sam do młodych chłopców ma ciągotki? Czy Was nie oburzają łzy dzieci, łzy dorosłych mężczyzn, płacz ich matek i ojców, którym adwokaci wmawiają dziś, że coś im się wydawało?
Czy Was to nie oburza? Czy oprócz tego, że jesteście biskupami, którzy zachować muszą procedury – jesteście jeszcze ludźmi?
Sprawy w sądach rozstrzygną się tak czy inaczej. Odszkodowania trzeba będzie zapłacić. Ale sumienia za żadne pieniądze się nie odkupi
Na sobotnich urodzinach Radia Maryja kilkunastu z Was słuchało, jak o. Tadeusz Rydzyk mówił o bp. Janiaku jako o „męczenniku mediów”, choć ten bagatelizował popełnione przestępstwa i pluł w twarz ofiarom księżowskich gwałtów.
Wiem, że trudno przerwać taką wypowiedź: bo co, wstać, wyrwać mikrofon? Wiem, że nie macie jurysdykcji: o. Rydzyk podlega przełożonym zakonnym, którzy z jakichś powodów uważają jego działalność za pożyteczną (dla siebie zapewne). Wiem, że nie macie formalnie żadnych kompetencji. Ale tak zwyczajnie, po ludzku: sumienia pozwalały wam tam siedzieć i dawać tym słowom swoją twarz? Dlaczego żaden z Was nie wstał i nie wyszedł? Dlaczego żaden z Was – jeśli zaskoczyły Was padające w Toruniu słowa – nie odciął się od nich jednoznacznie i kategorycznie natychmiast po uroczystości? Twarz ma się jedną. I honor ma się jeden. Przydałoby się o nie dbać.
Sprawy w sądach rozstrzygną się tak czy inaczej. Odszkodowania trzeba będzie zapłacić. Ale sumienia za żadne pieniądze się nie odkupi. Sumienie nie pyta o kompetencje procesowe, nie pyta o granice jurysdykcji. Sumienie pyta, czy mam w sobie odwagę i siłę, by oburzyć się na zło.
Kopię, gryzę, wrzeszczę
Ja, podpisana pod tym tekstem, nie mam ani jurysdykcji, ani procesowych kompetencji w sprawach pedofilii. Nie ma ich dziesiątki innych dziennikarzy, nie mają ich setki innych, przyzwoitych ludzi, którzy wiedzą, że jest zło, wobec którego nie wolno milczeć: niezależnie od tego, jak mało znaczy nasz głos. Jest zło, wobec którego nie wolno zasłaniać się brakiem kompetencji. Jest zło, więc trzeba wrzeszczeć.
Tak działa sumienie. To z tego sumienia biorą się prawdziwi mężczyźni, którzy staną w obronie kobiety wobec dziesiątki napakowanych kiboli: bo tak trzeba, nic to, że przegram. Czy jesteście lub byliście prawdziwymi mężczyznami? Oburzyliście się? Rzuciliście jeden drugiemu ciężkim słowem, zadzwoniliście do prokuratury w poczuciu, że granice instytucji są granicami, ale, do cholery, tak przecież dalej być nie może – bo komuś dzieje się krzywda?
Czy raczej znów instytucja wygrała i wygodnie było powiedzieć, że cóż, boleję i modlę się, ale pozostaję bezwolnym niewolnikiem instytucjonalnych reguł? I podać rękę na znak pokoju gwałcicielowi dzieci?
Nie mam żadnych kompetencji prawnych. Ale kiedy jestem oburzona, kiedy dotyka mnie zło, kiedy komuś dzieje się krzywda – używam wszystkiego, co mam, tak po ludzku, nie formalnie, żeby wyrazić niezgodę. Kopię, gryzę, wrzeszczę. I pal licho, co pomyśli sobie o mnie świat. Bo wiem, że szemranie nic nie da.
Dlatego zapytam jeszcze raz, zanim powiecie, że nic nie możecie: naprawdę Was to nie oburza?
Wszyscy szemrzą, nikt nie wrzaśnie. A zło dzieje się dalej.
Przeczytaj także: Kultura gwałtu ma się dobrze
Na której stronie ksiażki bp Rysia jest ten fragment? Mam na półce, chętnie przeczytam.
60. Mogę podesłać skan strony.
Pani Moniko, znowu bardzo dobry artykuł, dziękuję! Obawiam się tylko, że trafia w próżnię – ci, do których Pani się zwraca, mają w poważaniu opinię świeckich, a Rzym wciąż daleko i milczy…
Biskupi to agenci Watykanu i amerykańskich imperialistów? Pamiętajcie to?
Dziekuje Pani z calego serca!
Tak, tak, tak! Tam w Toruniu stali, ramię w ramię, z biskupami politycy i parlamentarzyści, elita, przedstawiciele suwerena… Wszyscy oni stali, klaskali, okazywali podziw ojcu Dyrektorowi i jego dziełom. A kimże on jest?…
Dziękuję Pani za ten „wrzask”.
Dziękuję. Mój syn ma 10 lat. Rozmawiamy dziś o Jeremiaszu i o prawie wyrytym w sercu nie w kamieniu. Syn mówi : „Mamo ja to wszystko wiem i umiem ładnie o tym mówić ale mi się nie chce tego robić. ” Dzień dobry i dobry wieczór. wszystkim komentującym. Dziecko jest przynajmniej szczere. I krzyczę choć ostatnio cały czas myślę, że to tylko słaby szept.
Ale przecież Rzym nie milczy i nie jest daleko. Papież Franciszek Franciszek działa, jest radykalny. Za artykuł DZIĘKUJĘ. Po przeczytaniu go mam w myślach jedno pytanie: CO ROBIĆ? Tu na dole w mojej parafii, w mojej diecezji? Co ja mam robić, żebym nie była szepczącą po kątach? Gdzie i jak wypowiadać oburzenie na to co dzieje się w moim Kościele?
Gdy w Twojej parafii ksiądz powie jakąś głupotę z tym związaną, gdy zacznie organizować jakiś wyjazd do Torunia do Rydzyka, zbierać podpisy pod czymś głupim, gdy przeczyta jakiś list biskupów w którym znów jest wypieranie odpowiedzialności, gdy nie powiesi plakatu „Zranieni w Kościele”, to podejdź do niego i powiedz, że się z tym nie zgadzasz. Najlepiej nawet nie sama, ale w kilka osób. Może czasem trzeba to bardziej „wykrzyczeć” i w czasie takich ogłoszeń wstać i ostentacyjnie wyjść z kościoła. Nie można zostawić takiego księdza w przekonaniu, że to co robi robi dobrze, zostawić go w sferze komfortu. Trzeba go z tej sfery wybić, ruszyć jego sumienie. Często to nie wynika nawet ze złej woli księdza, tylko właśnie z braku refleksji, z przekonania, że on dba o Kościół i trzeba mu powiedzieć, że dba o instytucję a nie o Kościół którym jesteśmy my wszyscy. Nieraz tylko tyle wystarczy. Ruszmy sumieniami księży, wybijmy ich z letargu, ze strefy komfortu.
Pani Ewo, z całego serca kibicuje papieżowi Franciszkowi, który zaczął porządkować tę stajnię Augiasza (KK). Ja bym jednak chciała, żeby zmiany nadeszły jak najszybciej, bo mi życia nie starczy, a wszyscy wiemy, że w KK to trwa. Poza tym jestem tak przerażona tym, co wychodzi na jaw, że chciałabym konkretnych, może nawet drastycznych zmian, przykładnego ukarania winnych, a nie dyplomatycznych działań: przesunięcia na emeryturę, etc. To za mało!
To milczenie biskupów wobec zła, to zasłanianie się procedurami, to jest jakieś opętanie. To są ludzie, kiedyś pisałem pogubieni, ale dziś już nie. Wobec zła rozlewającego się w naszej Ojczyźnie, ich obojętność i poparcie dla tego zła, jest przerażające. Za Sz. Hołownią – ten episkopat nie jest mnie katolikowi, do niczego potrzebny. Niech sobie śpiewają – Alleluja i do przodu.
Nie udawajmy, że poważny problem nie istnieje. Z jednej strony, po latach ofiary są bezradne w przedstawieniu dowodów. Z drugiej strony, z powyższego powodu traktowanie każdego zgłoszenia jako z automatu wiarygodnego może prowadzić to do fałszywych oskarżeń (podaję to z pamięci, 44% pozwów cywilnych przeciw Kościołowi o odszkodowania w USA, gdzie powstał przemysł prawniczy w tym obszarze, jest oddalanych; przypadek prezesa polskiej fundacji „Nie lękajcie się” pokazuje, że standardy etyczne oskarżycieli są rozmaite).
Uprawdopodobnieniem jest wielość zgłoszeń wobec tego samego księdza, szczególnie z różnych parafii, szczególnie przez ofiary, które siebie nie znają. Czy wolno mi bez narażenia się na odium postawić znak zapytania przy jednym z przypadków z pierwszego filmu braci Sekielskich, w którym ksiądz został tam oskarżony (owszem, i skazany przez sąd) na podstawie zeznań jednej dziewczynki za „zły dotyk” w klasie w trakcie lekcji religii? Czy takie „kruche” przypadki powinny być roztrząsane przez media?
Ze 2-3 lata temu jeden z sygnatariuszy zamieszczonego na tym portalu listu „zwykłych księży” został publicznie oskarżony przez byłego kleryka o gwałt. Wiarygodna i znana z publicznych wypowiedzi piętnujących nadużycia seksualne i ich tuszowanie w Kościele gdy to nie było jeszcze częste osoba, zapytana dlaczego nie dała wiary oskarżeniu tłumaczyła, że b.kleryk swoimi wypowiedziami zdradzał w tym, co pisał w internecie symptomy niestabilności emocjonalnej. Potwierdzam, też odnosiłem takie wrażenie, chociaż nie wyglądało mi to na przypadek ciężki. Uważam, że rozpoznanie, że nie mamy do czynienia z nadużyciem była słuszna, właśnie dlatego, że nie było innych oskarżeń, a zgłaszający nie potrafił spójnie , w końcu jakiś czas po zdarzeniu dorosły człowiek, przedstawić zdarzenia (być może były tam inne, dodatkowe argumenty, ale ich nie znałem).
Ale czy gdyby to oskarżenie padło wobec innego księdza, nie odsuwalibyśmy wątpliwości argumentem, że drapieżnik specjalnie wybrał sobie osobę emocjonalnie rozchwianą, bo trudniej będzie jej dać wiarę? Zmierzam do tego, że my (mam tu na myśli te osoby, także „nie zrzeszone”, które podzielają generalnie podejście środowiska Więzi i warszawskiego KIKu do nadużyć seksualnych i ich tuszowania w Kościele ) nie mamy – jedni z powodu zrozumiałego oburzenia a w konsekwencji braku refleksji, inni z powodu zastraszenia przez media, że każda wątpliwość jest tuszowaniem pedofilii, albo jeszcze z innych powodów – wypracowanych metod oczyszczania prawdy. Że może się zdarzyć, że jej nie rozpoznamy ze strasznymi konsekwencjami.
Musiałem zrobić ten długi wywód, by napisać, że uważam powyższy artykuł i dużo innych za „grzeszące” nie podejmowaniem wysiłku, by zapanować nad oburzeniem. Ono jest dobre tylko przez pierwsze „5 minut”, gdy pozwala nam ustalić, gdzie w danej sprawie są bieguny dobra i zła. Potem zaciemnia obraz.
O co mi chodzi zilustruję takim konkretnym przykładem. Kilka dni temu w dyskusji środowiska ktoś nazwał bp Janiaka kanalią, a wszyscy biorący udział w dyskusji przeszli nad tym do porządku dziennego. Tak, bp Janiak jest odpowiedzialny za zło i nie powinien być biskupem. Jego wina polegała na poplątaniu hierarchii wartości i uznaniu tego, co w oczach Bożych ważniejsze (skrzywdzeni i poniżeni) za rzecz małej wagi, a to, co drugorzędne (dobro instytucji) zostało zabsolutyzowane. No, ale nie jest tak, że nie starał kierować się dobrem jak je rozumiał najlepiej, owszem fałszywie, ale autentycznie! To nie był cynik, nihilista, jednym słowem kanalia. Oczywiście, że wybuchowi oburzenia winny jest sam bp Janiak za tłumienie prawdy, to musi którędyś ujść. Ale „5 minut” już minęło, nie dawajmy panować nad sobą oburzeniu.
Bp. Janiak, dorosły, wykształcony mężczyzna, w pełni sprawny na umyśle, żyjący w czasach współczesnych, krył i przenosił z parafii na parafię człowieka, który gwałcił małych chłopców. Bp. Janiak w tym samym czasie wydawał dziesiątki i setki tysięcy złotych na takie sprawy w swojej diecezji jak: nowe drogie eleganckie samochody, remonty i renowacje oraz budowy kościołów i seminariów, bilety lotnicze, itd. Zatem, jeśli nie czuł się kompetentny w ocenie prawdziwości zarzutów wobec drapieżcy seksualnego, oraz niebezpieczeństwa związanego z dalszą posługą tegoż księdza w parafiach, mógł dyskretnie zlecić odpłatną i niewiążącą, ekspertyzę psychologa, psychiatry, prawnika, wreszcie – skorzystać z usług detektywistycznych. Brak funduszy nie był problemem. Nie zrobił tego. Nie postąpił, jak postąpiłby każdy przełożony świecki w tego rodzaju wypadku. Nikt normalny nie jest w stanie wyobrazić sobie takiej znieczulicy i braku empatii w stosunku do ofiar i potencjalnych ofiar księży takich jak K. Biskup Janiak jest (….).
To zdanie z komentarza mnie dogłębnie bulwersuje (nie jest to 5-cio minutowy gniew): ” No, ale nie jest tak, że nie starał kierować się dobrem jak je rozumiał najlepiej, owszem fałszywie, ale autentycznie!” Czyli rozumiem, ze dopuszczalny jest czyn niegodny, ale intencja dobra (złe rozeznanie krzywdziciela w tym gdzie jest zło, a gdzie dobro – to go usprawiedliwia). Albo takie usprawiedliwienie: nie zawsze działał niegodnie, więc dajmy mu szansę (np. w kolejnej parafii i wtedy na pewno będzie więcej pokrzywdzonych, zeznania się uwiarygodnią, tylko za jaką cenę?). Zdecydowanie: NIE! Zło należy nazywać po imieniu, żeby nie ranić kolejny raz tych samych ofiar i nie stwarzać okazji aby ofiar było choćby o jedną więcej.
Całkowicie popieram. Wrzeszczenie ostatnio stało się bardzo modne. I tanie. Nie trzeba wtedy brać odpowiedzialności za wywrzeszczane słowa i ich konsekwencje. Trudniej dziś o rozsądną ocenę i sprawiedliwość „sine ira et studio”.
Cóż za modelowy faryzeizm. I ten fragmencik: „No, ale nie jest tak, że nie starał kierować się dobrem jak je rozumiał najlepiej, owszem fałszywie, ale autentycznie! ”
No tak, nie sądźmy, bron Boże nie oburzajmy się – przecież ten czy inny biskup chciał dobrze.
Zgadam się z autorką, że naturalną i oczywistą reakcją jest oburzenie, niech będzie go jak najwięcej. Ale na takie teksty jak pana Piotra na oburzenie mnie nie stać – tu zwyczajnie ręce opadają.
Pani Moniko, pełna zgoda mówi Pani co myślę. Bardzo dziękuje za ten i nie tylko ten artykuł. Jest Pani głosem ludzi sumienia w Kościele.
Dziękuję za Pani odważny głos w tej sprawie!
Chcę potwierdzić, nie tylko Pani czuje gniew, bezsilność i rozgoryczenie postawą biskupów. Jak to w mocnych słowach powiedział T. Terlikowski o kurii rzymskiej, mozna odnieść do episkopatu – trzeba go ZAORAĆ, bo nie widać szansy że ewolucyjnie coś się zmieni. Fakty pokazują, że ich ruchy są pozorne. Prawda, Ewangelia, drugi człowiek – ich nie obchodzi! Dobrze że to wybrzmiało. Ich główne zainteresowanie to dobra materialne i prywatne interesy! Następcy Apostołów sprzedali swoje sumienia za pieniądze! Czy tu nie nauwa się analogia z pewną tragiczną postacią z wieczernika? Kiedyś myślałem, że wreszcie pojawili się biskupi którzy rokują , dziś widać że nawet tych „rokujących” system kłamstwa i korupcji zwyczajnie ZJADŁ (dot. Rysia i innych). Trudno oprzeć się wrażeniu, że episkopat to ciężka czarna KULA u nogi naszego Kościoła, a biskupi i kardynałowie to żadni pasterze, ale drapieżne wilki w owczych skórach.
Pani Moniko. Przewodnika Katoickiego juz dawno nie czytam, ale kiedyś czytywałem regularnie. Pamietam jak w zwiżku z afera Petza został zaszczuty, zesłany na na misje i zmuszony do złożenia samokrytyki (jak w Chinach) ówczesny redaktor naczelny TK ksiądz Stępczak. Może to dobry czas, aby i jemu ktos powiedział przepraszam. W owym czasie w TK pisał również pan Bortkiewicz (przepraszam, ale słowo ksiądz przez usta mi nie przechodzi). A dzisiaj ten pan jako kolaborant panującej sekty obraża każdego, kto ma inne zdanie. A o Tusku wyraził się , że jemu (Tuskowi) krzyż myli się z hakenkreuzem. To ma byc ksiądz w dodatku z tytułem profesora?
Szanowni państwo, czytając jakiś czas temu artykuł poświęcony problemie systemowego tuszowania pedofilii w polskim KK natknąłem się na wątek mówiący o tym, że biskup Ryś podczas jednego z religijnych wydarzeń z masowym udziałem młodzieży zachęcał ją do wybaczania księdzom pedofilom. Czy ktoś z Państwa wie może, o jakie wydarzenie może chodzić i czy taka propozycja została wyrażona podczas wystąpienia tego biskupa?
Dobrze zdiagnozował to T. Terlikowski. Żadna ewolucyjna zmiana w episkopacie nie jest możliwa. To tak jak za czasów Jezusa – i dzisiaj 'elity’ Kościoła są pewne swej władzy i zieją PYCHĄ dookoła. Pycha zaślepia, a oni nie widzą niczego poza swoim interesem. Ślepi prowadzą ślepych. Dobrze, że przyszło wreszcie trochę światła z Nieba na ich obłudę, kłamstwa i hipokryzję. Wreszcie Bóg ujawnia, którzy to wilki, a którzy z wilkami współpracują, kryją ich i milcząco pochwalają to co robią. Ciekawe czy biskupi wiedzą , że jest coś takiego jak GRZECH CUDZY. Jak nie, to odsyłam do KKK: „..ponosimy odpowiedzialność za grzechy popełniane przez innych, gdy w nich współdziałamy: nakazując je, zalecając, pochwalając lub aprobując; nie wyjawiając ich lub nie przeszkadzając im, mimo że jesteśmy do tego zobowiązani; chroniąc tych, którzy popełniają zło” /nr 1868/. Oby ŚWIATŁA z NIEBA było coraz więcej. Myślę, że o to trzeba się modlić.
Myślę, że tak jak molestowani potrzebują zadośćuczynienia (czasami również finansowego), tak podobnego zadośćuczynienia (być może także FINANSOWEGO?) potrzebują ci duchowni i świeccy, którzy ucierpieli w przeszłości, walcząc o sprawiedliwość?
Nareszcie ktoś odpowiednio głośno nazwał rzeczy po imieniu i nie siedzi cicho (biernie, miernie oraz wiernie). Za chwile, tacy jak o.Rydzyk zostaną sami w Kosciele, reszta wiernych podziękuje za współprace i się ulotni (z bólem). Ale mam prośbe i pytanie: Dlaczego na stronie Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych, którego jest Pani członkiem, wiednieje informacja, że abp dr gen. Sławoj Leszek Głódź jest członkiem honorowym tego stowarzyszenia? Czy tamto grono teologów fundamentalnych należy także do tych miernych wierych, i tak samo identyfikuje się z tymi 14toma biskupami co byli na akademii u o.Rydzyka?
Pani doktor, artykuł bardzo błyskotliwy, dobrze napisany pod obecną sytuację, ale…Jest tu moje odczucie jako członka żywego Kościoła, którego głową jest Chrystus – moja Nadzieja. Wrzeszczą o całej tej sytuacji okoliczne media, Pani artykuł ma być dodatkowym wrzaskiem? Chrystus w świątyni jerozolimskiej nie wrzeszczał, tylko powrozem powyganiał tych, którzy uczynili z Bożej Świątyni jaskinię zbójców. Czas nie na wrzask, lecz na działanie, by oczyścić Owczarnię Pana z wilków w owczej skórze, z kupczących w Świątyni. Może być boleśnie, ale dopóki jest Ten, który leczy rany, jest Nadzieja.
Dziękuję za ten artykuł. Jestem teologiem i to jest również mój głos.