Książka Damiana Jankowskiego i ks. Andrzeja Pęcherzewskiego pomaga wyjść z własnych mentalnych kolein.
Moją uwagę przykuła już sama osoba księdza-terapeuty. Mało znam kapłanów, którzy łączą te dwie profesje, i różnie oceniam efekty takich działań. Potem – psychoanaliza. Z wykształcenia jestem psychologiem, który raczej nie lubi Dziadka Freuda. Tym bardziej więc połączenie pytań o wiarę z tym nurtem wydawało się karkołomne, ale też… może w jakimś stopniu twórcze? Po jakimś czasie postanowiłam jadnak dać tej książce szansę. A mowa o wywiadzie rzece „Nie ma wiary bez pytań”.
Ustaliłam zasady spotkania na neutralnym gruncie – kilka stron do porannej kawy, nie więcej. Szybko jednak moje ustalenia poszły w niepamięć. Przestałam czytać, a zaczęłam pochłaniać kolejne strony. Ta zachłanność sprawiła, że przez kilka dni z wypiekami na twarzy wracałam do lektury, by pod koniec stwierdzić ze smutkiem – skończyło się. Kilka dni fascynującej podróży zostawiło pewien niedosyt i wiele refleksji.
Podróż ta nie była dla mnie łatwa i wymagała zaczerpnięcia z dawno nie używanych pokładów otwartości. Sięgając po lekturę, miałam w głowie własne założenia na temat tego, co mogę usłyszeć, jakie jeszcze podziały mogę odkryć i z jaką nową próbą diagnozy problemów współczesnego Kościoła mogę się spotkać. Książkę rozpoczynałam więc wstępnie najeżona i nastawiona bojowo. W trakcie lektury okazało się, że te nasze, tak pozornie różne światy są bliższe niż mi się wydawało, a w wielu kwestiach łączą nas podobne intuicje.
Ta książka jest dowodem na to, że można o wierze mówić otwarcie, spokojnie, nie szukając podziałów, nie stawiając sztucznych granic na „nas” i „ich”
Damian Jankowski wykazał się talentem do spokojnego zadawania trudnych pytań, dyskretnego punktowania i znajdowania odpowiednich fragmentów poezji, które dobrze wpasowały się w te rozważania. Z kolei ksiądz Andrzej Pęcherzewski okazał się kapłanem, u którego wiedza idzie w parze z mądrością i otwartością. Bogu niech będą dzięki za książkę, w której nie ma oczywistych odpowiedzi, lecz są przemyślenia; których autorzy nie wskazują drogi ex cathedra, lecz zapraszają do osobistych poszukiwań. Do wyjrzenia poza granice własnego świata – tak, jak wygląda postać, która wita nas na okładce książki.
W trakcie lektury czułam się zaproszona do tego, by zostawić za sobą ostre stawianie granic i skorzystać ze swobody działania. I zauważyłam, jak bardzo my, katolicy, sami – pod wpływem obowiązującego w wielu miejscach stylu debaty (a właściwie jego braku) na własne życzenie ograniczyliśmy sobie przestrzeń spotkania. Odgórne określanie, czym jest „prawdziwa wiara” czy co to znaczy „być dobrym katolikiem”, zamknęło mnie na spotkanie z drugim człowiekiem. Ta książka zaś pomogła mi wyjść z mojego zamknięcia, z moich utartych mentalnych kolein. Pomogła mi w kwestionowaniu religijnych schematów panujących w mojej głowie.
Mam wrażenie, że wychodzenie poza schematyczne myślenie wypełnia karty tej książki. Nie jest to jednak nachalne, wręcz agresywne epatowanie odmiennością. Jest w tym kwestionowaniu tego, co wydaje się stałe i niezmienne, wiele Dąbkowskiej ciszy spoza sezonu (ks. Pęcherzewski jest proboszczem nadmorskiej parafii!) oraz spokoju spacerów księdza Andrzeja z dni, gdy turystów jest mniej. Jest i dużo przeżytych doświadczeń; tam gdzie to możliwe – poukładanych, a tam, gdzie jeszcze nie przyszedł na to czas – wciąż szukających swojego miejsca.
W „Nie ma wiary bez pytań” nie ma też oczywistych odpowiedzi, lecz są przemyślenia, zaś autorzy książki nie wskazują drogi ex cathedra, lecz zapraszają do osobistych poszukiwań
Jest również w tej książce dużo zadziwienia Bogiem, wypływającego nie z rozlicznych praktyk pobożnych, ale będącego raczej efektem pozwolenia sobie na duchowe poszukiwania i zaproszenia do tego świata drugiego człowieka. Znalazła się również przestrzeń na zwykłe zatrzymanie się, zwolnienie tempa, by znaleźć nie tylko zrozumienie dla głowy, ale również odczucie głębszego zrozumienia płynące z serca, z miłości.
Miałam w sobie pokusę przeczytania tej książki tylko po to, by ucieszyć się spotkaniem z osobami, których myślenie okazało się mi bliskie. Postanowiłam jednak przy okazji odbyć podróż w głąb siebie. Wybrałam się w drogę, w trakcie której mogłam odkurzyć własne krytyczne myślenie, popracować nad własną otwartością, zastanowić się nad swoją wiarą, nad tym, po co mi ona, do czego (czy może lepiej napisać: do Kogo) mnie prowadzi.
W tych niezwykle interesujących rozmowach jest trochę psychoanalizy i psychologii, nieco poezji, wiele przemyśleń z obszaru teologii i duchowości, przede wszystkim zaś dużo Ducha. Jest spokój, ciche trwanie przy Prawdzie, w postawie otwartości na zadziwienia – Bogiem i drugim człowiekiem, w którym można Go odnaleźć. To spotkanie z Kościołem, który nie krzyczy, nie grozi, nie karci niesfornych dzieci – ale rozmawia i stara się zrozumieć i przyjąć drugiego.
Dla mnie osobiście ta książka jest dowodem na to, że można o wierze mówić otwarcie, spokojnie, nie szukając podziałów, nie stawiając sztucznych granic na „nas” i „ich”. Można dzielić się wiarą nienachalnie, zapraszać do refleksji, ale jej nie narzucać. Ja z tego zaproszenia skorzystałam i nie żałuję. „Nie ma wiary bez pytań” przeczytałam z przyjemnością i mam nadzieję wrócić do tej lektury jeszcze nie raz. Znów zatrzymać się. Pomyśleć. Przemedytować to, co przychodzi.
Tym bardziej, że w czasie pandemii, w sytuacji izolacji mam więcej czasu na zadawanie sobie wielu pytań, które pojawiają się w książce. Pytań o to, co widzę, jak chcę przeżywać swoją wiarę, jak włączam lub wyłączam innych z tej duchowej przygody. Pytań, na które moje odpowiedzi wydają się zbieżne z tym, co widać z perspektywy Dąbek. Ta lektura dała mi dużo przestrzeni do refleksji, umocnienie i trochę cichej, szarej, codziennej nadziei na moje dalsze zmagania w wierze.
Przeczytaj także fragmenty książki: „Świecki swój rozum ma” i „Religia jako źródło cierpień?” oraz wstępy: ks. Andrzeja Pęcherzewskiego i Damiana Jankowskiego
Spotkanie online z autorami książki odbędzie się w czwartek, 1 października, o g. 20.00 na stronie „Więzi” na Facebooku. Poprowadzi je Wojciech Bonowicz
Świetna recenzja Natalii Świt. Ta książka to w moim przekonaniu piękny przykład autentycznego dialogu wiary z kulturą – tego dialogu, o jaki upominał się Jan Paweł II. Wyrazy wielkiego uznania i wdzięczności dla księdza ANDRZEJA PĘCHERZEWSKIEGO, proboszcza z nadmorskich Dąbek w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, i dla DAMIANA JANKOWSKIEGO, najmłodszego z redaktorów „Więzi”. Już wiele osób mówiło mi: „Ta książka ratuuje moja wiarę w Kościół”.
Bardzo ciekawa i trafna recenzja – ja już przeczytałam swój egzemplarz i bardzo polecam książkę jako wartościową, rozwijającą lekturę, nie tylko dla wierzących i praktykujących 🙂