Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Mistyczne wodzenie na pokuszenie

Czy w przypadku Ephraïma, braci Philippe’ów i Vaniera należy mówić o świadomej manipulacji? Czy byli to seksualni drapieżcy, którym wiara i kierownictwo duchowe służyły za motyw uwodzenia i krzywdy? W jaki sposób mistyka prowadzi do seksualnej deprawacji?

Był rok 2011. Pamiętam, jak zadzwonił do mnie jeden z moich belgijskich przyjaciół z pytaniem: „Czy słyszałeś już, co się dzieje ze Wspólnotą Błogosławieństw?”. Był bardzo roztrzęsiony. Opowiedział mi pokrótce o seksualnym skandalu. Sprawa go bardzo poruszyła.

Co roku jeździł na tydzień bądź dwa do jednego z domów Wspólnoty we Francji. Gdy stamtąd wracał, zawsze powtarzał, że to wspaniała grupa – „prawdziwa komunia stanów życia”, w której żyją razem świeccy i osoby konsekrowane. Jego zdaniem Wspólnota Błogosławieństw mogła być uważana za chlubę katolicyzmu francuskiego. Nagle ten obraz rozsypał się w proch. Pojawiły się głosy, że założyciel Wspólnoty brat Ephraïm wielokrotnie wykorzystywał seksualnie przebywające we Wspólnocie kobiety. Mój przyjaciel nie potrafił wytłumaczyć, jak do tego mogło dojść.

Seksualnie „okryci Duchem Świętym”

Dziś wiemy, że to seksualne drapieżnictwo nie było tylko skutkiem chorego pożądania, lecz opierało się na dziwacznych teologicznych koncepcjach, których głównym elementem były tzw. noce mistyczne. Tak opowiadała o nich po ujawnieniu skandalu jedna z byłych członkiń Wspólnoty:

„Pewnego dnia brat Ephraïm zaczął mi tłumaczyć, że praktykował «zjednoczenie mistyczne» – zjednoczenie o charakterze modlitewnym, a także seksualnym – do którego według niego dochodziło w przypadku św. Franciszka z Asyżu i św. Klary oraz papieża Jana Pawła II i siostry Faustyny Kowalskiej. Twierdził, że tylko prawdziwi mistycy mogą to zrozumieć. Powiem jednak inaczej: on uwodził zakonnice i współżył z nimi, przekonując je, że taka była wola niebios.

Byłam zdruzgotana, gdy się tego dowiedziałam. Zrozumienie tego zajęło mi wiele dni. Postanowiłam o tym opowiedzieć ówczesnemu «pasterzowi» [tak we Wspólnocie Błogosławieństw nazywa się lidera jednego z oddzielnych domów Wspólnoty – SD], ale mi nie uwierzył. Zatem w jego obecności zadzwoniłam do Ephraïma. Włączyłam tryb głośnomówiący w telefonie i zaczęłam rozmawiać z Ephraïmem o pewnej młodej zakonnicy o delikatnej psychice, z którą współżył. Zapytałam go, co by się stało, gdyby ta zakonnica zaszła w ciążę. Wierząc, że jest ze mną sam na sam, Ephraïm odpowiedział: «Poleci do Ameryki, aby urodzić, a potem będziemy udawać, że adoptowała dziecko». Bardzo się martwiłam o tę siostrę. Tej samej nocy, kiedy złożyła śluby, Ephraïm współżył z nią, mówiąc jej, że są okryci Duchem Świętym”1.

Molestowanie seksualne w „nowych wspólnotach” to dowód, że Kościół katolicki przeżywa dziś kryzys nie tylko władzy, struktury i kapłaństwa, ale także duchowości

Sebastian Duda

Udostępnij tekst

Wyszło na jaw, że nie tylko brat Ephraïm był we Wspólnocie seksualnym krzywdzicielem. Pewne zachowania miały tam charakter systemowy. Sprawy gorszące przez lata starano się tuszować (choć bez wątpienia o co najmniej kilku skrzywdzonych kobietach wiedzieli biskupi diecezji, w których znajdowały się domy Wspólnoty). W końcu ofiary odważyły się jednak mówić. I pewnie nie przypadkiem zaczęło się to dziać wtedy, gdy coraz głośniejsza stawała się w mediach dyskusja o czynach pedofilskich kleru. Brata Ephraïma nie dotknęły co prawda sankcje karne, ale już dwóch jego bliskich współpracowników (w tym szwagra) sądy skazały za seksualne krzywdy wyrządzane nieletnim.

Był to początek lawiny. Okazało się, że pseudomistyczna choroba trawiła nie tylko Wspólnotę Błogosławieństw. Zainfekowała także inne grupy nazywane powszechnie we Francji „nowymi wspólnotami”, które w ciągu dekad po II Soborze Watykańskim uznawano istotnie za dumę tamtejszego katolicyzmu (choć do podobnych afer dochodzić miało również w wielu francuskich klasztorach).

„Mistyczna unia” bez grzechu

Najgłośniejsze były przypadki braci Thomasa oraz Marie-Dominique’a Philippe’ów. Obaj zaczynali karierę jako dominikanie. Pierwszy z braci w 1964 r. został (wraz Jeanem Vanierem) współzałożycielem Arki – wspólnoty skoncentrowanej wokół osób z niepełnosprawnością intelektualną. Drugi, będąc znanym wykładowcą filozofii i teologii duchowości, założył własną communauté nouvelle – Wspólnotę św. Jana. Bracia Philippe podejmowali się przez całe dziesięciolecia kierownictwa duchowego.

Thomas głosił doktrynę „zjednoczenia mistycznego”. Była to dziwaczna teoria pełna odniesień do ofiary Izaaka, prostytutki z Księgi Ozeasza oraz Pieśni nad Pieśniami. Marie-Dominique również próbował uprawiać teologię mistyczną, ale w swe rozważania (był w latach 70. i 80. ubiegłego wieku częstym gościem publicznych dyskusji i francuskich mediów) wplatał też pojęcia stricte filozoficzne (korzystał przede wszystkim z myśli św. Tomasza z Akwinu). Obaj bracia powoływali się na bliskie mistyczne kontakty z Jezusem i Maryją, a także na „nadprzyrodzoną misję” w kwestii norm moralnych. Ich zdaniem, jeśli ktoś osiąga stan „doskonałego zjednoczenia z Bogiem”, moralność nie może już mieć władzy nad taką osobą, bo w „mistycznej unii” grzech już nie istnieje2.

Przedstawiając tego typu koncepcje w ramach kierownictwa duchowego, bracia Philippe wykorzystali seksualnie wiele dorosłych kobiet: osoby konsekrowane, niezamężne i mężatki (Marie-Dominique krzywdził także mężczyzn). Wiadomo dziś, że niektóre z ufających im podopiecznych „przekazywali” sobie nawzajem3. Mimo to przez lata ofiary bały się mówić o spowodowanych przez swoich „kierowników duchowych” traumach.

Thomas Philippe zmarł w 1993 r., jego brat w 2006. W swoich wspólnotach otoczeni byli niemal nimbem świętości. Widziano w nich mistrzów życia duchowego. Ich portrety zdobiły ściany wspólnotowych domów. W przypadku Marie-Dominique’a rozpoczęto nawet starania o proces beatyfikacyjny. Prawda zaczęła wychodzić na jaw stopniowo od 2013 r. W Arce zdecydowano się na śledztwo w sprawie poczynań Thomasa Philippe’a. Po ujawnieniu druzgoczących faktów Jean Vanier dwukrotnie ogłosił publicznie, że nic nie wiedział o krzywdach wyrządzonych przez swego mentora i współpracownika (dziś wiemy bez żadnej wątpliwości, że kłamał). Natomiast Wspólnota św. Jana po kilkuletnim okresie wewnętrznych napięć wywołanych przez oskarżenia wobec jej założyciela (i rozpaczliwe próby jego obrony) oświadczyła wreszcie w listopadzie ubiegłego roku, że Marie-Dominique Philippe w żaden sposób nie może być już uznawany przez nikogo za „model życia”4.

Nawet duchowy gigant…

Uruchomiony mechanizm tykającej bomby nie przestał jednak działać. 22 lutego 2020 r., gdy pandemia COVID-19 zaczynała się właśnie rozprzestrzeniać w Europie, Międzynarodowa Federacja Wspólnot L’Arche (Arka) – po przeprowadzonym przez niezależną firmę śledztwie – ogłosiła, że założyciel Arki Jean Vanier w ramach prowadzonego przez siebie kierownictwa duchowego molestował w latach 1970–2005 w różnych miejscach na świecie kilka dorosłych kobiet.

Dla wielu katolików wiadomość ta była jak uderzenie obuchem w głowę. Po śmierci Vaniera 7 maja 2019 r. pojawiły się głosy – podobnie jak przed laty w przypadku Jana Pawła II, by go natychmiast ogłosić świętym. O wyjątkowości tego człowieka świadczyć bowiem miały jego dzieła wspierające niepełnosprawnych intelektualnie: Arka właśnie oraz ruch „Wiara i Światło”. Vanier był jednak znany za życia nie tylko z tych inicjatyw. We Francji uznawano go powszechnie za intelektualną i duchową ikonę Kościoła. Ów, jak się zdawało, duchowy gigant budził powszechny podziw. Nagle ten obraz uległ kompletnej destrukcji.

W suchym, rzeczowym raporcie Arki można wyczytać, że usprawiedliwieniem seksualnego wykorzystywania były dla Vaniera „mistyczne i duchowe uzasadnienia”5. Wielu nie jest w stanie tego pojąć. Czy w przypadku Ephraïma, braci Philippe’ów i Vaniera należy mówić o świadomej manipulacji? Czy byli to seksualni drapieżcy, którym wiara i kierownictwo duchowe służyły za motyw uwodzenia i krzywdy? Czy też może ich doświadczenia mistyczne nie były fałszywe, ale właśnie dlatego doprowadziły ich do popełniania obrzydliwych postępków, że – opierając się na przeżywanej przez siebie wierze w Chrystusa – uznawali je za autentyczne? W jaki sposób mistyka prowadzi do seksualnej deprawacji?

Zaloty między duszą a Bogiem

Jest w Księdze mojego życia św. Teresy z Ávili słynny fragment, który przez lata czytałem z niepokojem, zdziwieniem, a nawet swego rodzaju zawstydzeniem. To zapis mistycznej wizji, którą sugestywnie starał się oddać w kamieniu Bernini. Każdy, kto był w rzymskim kościele Santa Maria della Vittoria, wie, że znajdująca się tam rzeźbiarska kompozycja przedstawiająca hiszpańską karmelitankę i cheruba musi u wierzących wywoływać lekkie zakłopotanie.

Jacques Lacan sugerował, że to Bernini pokazał nie tyle mistyczną ekstazę zakonnicy, ile kobiecy orgazm6. Czy sam będący dla artysty inspiracją tekst św. Teresy daje ku temu powody? Oto rzeczony passus:

„Pan zechciał, abym kilka razy [w tym doświadczeniu] ujrzała następującą wizję: widziałam anioła, tuż obok mnie po lewej stronie, w formie cielesnej, czego zwykle nie widzę, chyba że bardzo rzadko. I choć [aniołowie] często uobecniają mi się, to jednak ma to miejsce bez widzenia ich […]. W tej [natomiast] wizji Pan zechciał, abym ujrzała go w takiej postaci: nie był duży, ale drobny, bardzo uroczy, jego oblicze [było] tak rozpalone, że wydawał się [należeć] do tych bardzo wzniosłych aniołów, którzy, jak się wydaje, cali płoną. Przypuszczam, że są to ci, których nazywają cherubinami, albowiem oni nie mówią mi swoich imion, ale widzę wyraźnie, że w niebie jest bardzo wielka różnica pomiędzy jednymi aniołami a drugimi oraz pomiędzy tymi drugimi a [jeszcze] innymi, a [tej różnicy] ja nie umiałabym wyrazić w słowach.

Widziałam go [trzymającego] w dłoniach długą złotą strzałę, a na samej końcówce jej grotu zdawał się [żarzyć płomyk] ognia. Zdało mi się, że on kilkakrotnie zanurzał ją w moje serce i docierał nią we mnie aż do wnętrzności. Gdy ją wyciągał, wydawało mi się, że wyciąga je wraz z nią, a mnie pozostawiał całą rozpaloną wielką miłością Boga. Ten ból był tak wielki, że wyzwalał we mnie owe pojękiwania, a słodycz, którą wzbudza we mnie ten przeogromny ból, jest tak przewyższająca wszystko, że nie ma [w tym] pragnienia, aby on ustał, ani dusza nie zadowala się niczym mniejszym, jak tylko Bogiem. Nie jest to ból cielesny, ale duchowy, choć i ciało nie przestaje w nim uczestniczyć, a nawet dość znacznie. Są to tak słodkie zaloty, dokonujące się między duszą i Bogiem, że błagam Jego dobroć, aby dał ich zasmakować temu, kto pomyśli, że kłamię”7.

Motywy erotyczne w pismach chrześcijańskich mistyków budzą zrozumiałe zainteresowanie, choć w przypadku wielu wiernych jest ono pomieszane z wątpliwościami. Wieki negatywnego spoglądania na seksualność musiały pozostawić w Kościele i teologii trwały ślad. Właściwie dopiero w XX w. zaczęła następować powolna zmiana w tym względzie. Jednak nie tylko specjaliści od dziejów myśli chrześcijańskiej wiedzą, że erotyka i duchowość często tworzą nierozłączną parę. Nawet w skład kanonu biblijnego wszedł przecież wspaniały poemat miłosny: Pieśń nad Pieśniami. Jednak przez wieki przedstawiano utwór ten jako li tylko alegorię związku Chrystusa i Jego Kościoła. Właściwie dopiero św. Bernard z Clairvaux odważył się w XII w. na inną interpretację. Kazania cysterskiego teologa o wspomnianej księdze biblijnej bardzo wpłynęły na literackie zapisy mistycznych doświadczeń w kolejnych stuleciach.

Pocałunek Bożych ust

Pierwsze słowa Oblubienicy w Pieśni nad Pieśniami są następujące: „Niechże mnie ucałuje pocałunkami swych ust” (Pnp 1,2). Św. Bernard na tym wersecie opiera proponowaną przez siebie teologię duchowości. Rafał Tichy tak oto pokrótce ją streszcza:

„Wejście zaś na drogę miłości oblubieńczej wyraża się w pierwszym rzędzie w pragnieniu przyjęcia «pocałunku z ust Boga», czyli w pragnieniu bezpośredniej i intymnej łączności z Nim jako «umiłowanym». Bernard, analizując Pieśń nad Pieśniami, ukazuje, że człowiek przygotowuje się do tego intymnego pocałunku ust, wiążąc się z Bogiem na wcześniejszych stopniach miłości poprzez dwa inne rodzaje pocałunków. Gdy bowiem doświadcza nawrócenia i napełnia go miłość ucznia, wówczas łączy go z Bogiem «pocałunek stóp», wyrażający wdzięczność za łaskę wyrwania z upadku. Kiedy zaś doskonali się w miłości synowskiej, wtedy łączy go z Bogiem «pocałunek rąk», wyrażający cześć za doznane i obiecane łaski, za to wielkie «dziedzictwo», jakie przygotowuje On dla tych, którzy do Niego powracają niczym «synowie marnotrawni».

Osoby molestowane często akceptowały uduchowioną aurę, w jakiej wydarzał się akt seksualny, bo bardzo pragnęły mistycznych doświadczeń, do których wzywali je „kierownicy duchowi”

Sebastian Duda

Udostępnij tekst

Lecz gdy człowiek zostanie pociągnięty przez Boga na stopień miłości oblubieńczej, wówczas zaczyna pragnąć czegoś nieskończenie większego. Nie zadowalają go już żadne dobra, które są znakami miłości Bożej, gdyż pragnie niczym nieograniczonej bliskości Jego samego, i dlatego, powodowany „spontanicznym wybuchem z obfitości swego serca, posuniętym aż do zuchwałości, woła wprost: Niech mnie całuje pocałunkiem swoich ust!». Wtedy właśnie dusza ludzka, która tak kocha Boga, że pragnie «pocałunku Jego ust”, staje się Jego «oblubienicą», a On sam jej «Oblubieńcem»; nie sposób bowiem znaleźć słodszych imion na nazwanie tego słodkiego przepływu uczuć pomiędzy Słowem i duszą niż «Oblubieniec» i «oblubienica»8.

W ten sposób przedstawiona interpretacja Pieśni nad Pieśniami wydaje się bardzo subtelną teologią duchowości, w której erotyka jest co najwyżej metaforą najgłębszego związku duszy ludzkiej z Bogiem. Inna rzecz, że analogie seksualne są w wypowiedziach św. Bernarda bardzo wyraziste. To nie rozum rządzi duchowym dążeniem do miłosnego zjednoczenia z Najwyższym, ale pożądanie. Pisze cysterski teolog: „To pragnienie popycha mnie ku Niemu, a nie rozsądek. Proszę, nie oskarżajcie mnie o zuchwałość. Gdy bowiem poddaję się impulsowi miłości, wówczas mój wstyd rzeczywiście mnie napomina, ale miłość silniejsza jest od wszystkiego. Mam świadomość, że On jest królem, który dba o sprawiedliwość. A jednak zaślepiona miłość nie czeka na wyrok, żadna rada nie skłoni jej do ustatkowania się, nie spęta jej wstyd ani też nie powściągnie rozum. Proszę, pragnę, błagam: Niech mnie całuje pocałunkiem swoich ust”9.

Sublimacja erotycznego niespełnienia?

Metaforyka i teologia św. Bernarda stały się inspiracją dla wielu mistyków – przede wszystkim kobiet (często niepiśmiennych, z konieczności dyktujących relacje ze swych przeżyć spowiednikom i kierownikom duchowym), które z pomocą jednoznacznie erotycznych obrazów próbowały przedstawiać swoje doświadczenia intymnego zjednoczenia z Chrystusem. Mamy na to wiele świadectw pochodzących z XIII stulecia i następnych wieków.

Zdaniem wielu specjalistów od literatury średniowiecznej tego typu opisy opierają się przede wszystkim na wykorzystywaniu tropów wywodzących się z miłosnej poezji truwerów, trubadurów i minezengerów. Nie wiem, czy nie jest to aby tłumaczenie nazbyt wygodne i pospieszne. Lektura pewnych tekstów budzi uzasadnione podejrzenia, że niekoniecznie mamy w nich do czynienia z grą literackimi konwencjami. Oto np. zapis doświadczenia mistycznego z Wielkiej Soboty 1294 r. św. Anieli z Foligno (relacja została zredagowana, co może nie jest bez znaczenia, przez spowiednika Anieli – franciszkanina Arnolda z Asyżu):

„W Wielką Sobotę, po tym, co do tej pory zostało powiedziane, ta wierna Chrystusowa opowiedziała mi o przedziwnych i pełnych radości doświadczeniach Boga. Między innymi opowiedziała mi, bratu piszącemu te słowa, że tego dnia doznała wyjścia ze swego umysłu i zobaczyła, że znajduje się w grobie razem z Chrystusem. Powiedziała mi, że pocałowała najpierw pierś Jego i widziała Go leżącego z zamkniętymi oczyma, jakby był martwy, a potem pocałowała Go w usta. Z ust tych wydobywała się przedziwna i nieopisanie rozkoszna woń, która wychodziła z ust Jego wraz z oddechem. Lecz powiedziała, że trwało to tylko krótką chwilę.

Potem położyła swój policzek na policzku Chrystusa, a On położył swoją rękę na jej drugim policzku i przycisnął ją do siebie, a ta wierna Chrystusowa usłyszała, jak mówi do niej te słowa: «Zanim zostałem złożony w grobie, tak właśnie ciebie trzymałem». I choć rozumiała, że Chrystus powiedział te słowa, to jednak widziała ciągle, że leży On z zamkniętymi oczyma i nie porusza ustami, tak jakby był martwy w grobie. I doznawała ogromnej, niemożliwej do opisania radości”10.

Św. Aniela, która w Kościele katolickim jest nazywana „mistrzynią teologów”, była mężatką i matką. Z pewnością miała zatem doświadczenia seksualne, choć owdowiała dość wcześnie i po śmierci męża postanowiła poświęcić się pokucie. Psychoanalitycy skłonni byliby pewnie widzieć w tego typu zapisie transpozycję jakiegoś głębokiego konfliktu wewnętrznego – erotycznego niespełnienia, które sublimuje się w dążeniu do miłosnej unii z pożądanym najbardziej kochankiem11. W przypadku mistyczek z dawnych wieków nigdy chyba jednak nie będziemy mogli dowieść słuszności takiej interpretacji.

„Już bliżej siebie nie możemy być”

Nie zmienia to faktu, że dosadność zastosowanej w relacjach z mistycznych doświadczeń erotycznej metaforyki jest czasami porażająca. Żyjąca w XIII w. flamandzka beginka Hadewijch nie bała się wyrazić swego zjednoczenia z Chrystusem słowami: „wchodził we mnie lekko”12.

Inna, również zamieszkująca w beginażu mistyczka – św. Mechtylda z Magdeburga (zm. przed 1294 r.), która na starość z powodu trosk materialnych i okazywanej jej otwarcie przez biskupów i księży wrogości zmuszona była do wstąpienia do benedyktyńskiego klasztoru w Helfcie – swoje doświadczenia opisywała w nieco bardziej „poetyckim” stylu. Opowiadanie o swoich intymnych przeżyciach pomieściła w siedmiotomowym, pisanym przez ok. czterdzieści lat w języku dolnoniemieckim Strumieniu boskiego światła. W dziele tym znalazły się następujące wersety, a w nich – wypowiedź kierowana do Mechtyldy przez samego Jezusa:

Wówczas wyrzekły kochające usta,
co duszę mą całowały aż do bólu,
takie dostojne słowa
(nigdy nie słyszałam wspanialszych):
„Ty jesteś miłosnym uczuciem mojej tęsknoty,
ty jesteś słodką ochłodą mej piersi,
ty jesteś serdecznym pocałunkiem moich ust,
tyś mą błogą radością z twego znalezienia!
Ja jestem w tobie, ty jesteś we mnie,
już bliżej siebie nie możemy być,
bośmy się w jedno stopili
– do jednej formy wlani
i wiecznie tak trwać będziemy szczęśliwi”
13.

Beginki, jak wiadomo, łączyły się w swoje wspólnoty także dlatego, by uniknąć losu wielu zakonnic w ówczesnych klasztorach. Mniszki były bowiem nierzadko ofiarami seksualnych napaści ze strony kleru, przed którymi nie miały właściwie żadnej możliwości obrony. Świadome tego kobiety, które chciały razem z innymi poświęcić się życiu duchowemu i działalności dobroczynnej, tworzyły zatem od XII w. świeckie stowarzyszenia. Wiele beginek było wdowami. Niektóre uciekały do beginaży przed przemocą domową. Najczęściej nie składały żadnych ślubów zakonnych. Można domniemywać, że większość z nich nie była dziewicami. Wiemy z zachowanych tekstów, że miały seksualne (czasem bardzo intensywne) pragnienia.

Czy te, które miały doświadczenia mistyczne i wyrażały je w języku erotycznym, tęskniły za seksualnością wolną od męskich gwałtów? Czy taką upragnioną seksualność przeżywały tylko w „porządku duchowym”? Czy męscy opiekunowie ich wspólnot pomagali im w takim przeżywaniu? A może mistyczki dawnych wieków doznawały seksualnych krzywd w swoich własnych grupach, w których duchowość zręcznie była wpisywana w psychologiczne i duchowe manipulacje? Na te pytania nie sposób dziś dać jednoznacznej odpowiedzi.

Mistyka zawiesza moralność?

Inna rzecz, że przynajmniej niektóre z kobiet dążących do unii mistycznej z Chrystusem bardzo pragnęły wypełnić proponowany przez Kościół ideał cielesnej ascezy. Usiłowały ćwiczyć się w cnocie czystości. Niektóre z tego powodu negocjowały ze swoimi mężami zaprzestanie kontaktów seksualnych. Tak było np. w przypadku św. Brygidy Szwedzkiej.

Jednak owe dążenia do cielesnej ascezy nie zawsze odpowiadały temu, co znamy z pobożnych opowiastek o doskonałej heroiczności cnót. Żyjąca na przełomie XIV i XV w. Margery Kempe – autorka pierwszej napisanej w języku angielskim autobiografii – pod wpływem mistycznych wizji wymogła na mężu powstrzymanie się od współżycia. Jednak do końca nie zrezygnowała, jak się zdaje, z realizacji swych intymnych pragnień. W zapisanej przez nią relacji z mistycznego spotkania z Jezusem Zbawiciel mówi do niej otwarcie: „Muszę być bardzo blisko ciebie i położyć się w łożu razem z Tobą. Córko, mocno pragniesz widzieć mnie, zatem możesz odważnie, gdy jesteś w łożu, posiąść mnie tak samo jak zaślubionego z Tobą małżonka”14.

Margery nigdy nie została w Kościele katolickim kanonizowana. Inaczej się jednak stało w przypadku wspomnianej wyżej Anieli z Foligno. A w jej Zapiskach znaleźć można chyba równie zastanawiający fragment, w którym dążenie do ascezy mocno łączy się z erotycznym pragnieniem:

„[…] podczas spoglądania na krzyż, Bóg dał mi głębsze poznanie, w jaki sposób Syn Boży umarł za nasze grzechy. Wtedy uświadomiłam sobie wszystkie moje grzechy z ogromnym bólem i czułam, że to ja sama Go ukrzyżowałam. Lecz wciąż nie rozumiałam, co było większym dobrodziejstwem: czy to, że wyzwolił mnie z mych grzechów i z piekła, dając mi się nawrócić na drogę pokuty, czy to, że został za mnie ukrzyżowany.

Lecz w tym poznaniu znaczenia Krzyża Bóg dał mi tak wielki ogień wewnętrzny, że stojąc wówczas przed krucyfiksem, zrzuciłam z siebie całe odzienie i naga oddałam Mu całą siebie. I choć uczyniłam to z wielkim lękiem, to jednak przyrzekłam Mu wtedy zachować wieczystą czystość i nie obrazić Go już żadnym z mych członków, oskarżając przy tym wszystkie członki po kolei (to znaczy każdy z nich osobno). I błagałam Go, aby sprawił, że będę mogła dotrzymać tego przyrzeczenia, czyli tej czystości wszystkich członków i zmysłów. Z jednej bowiem strony bałam się składać tę obietnicę, a z drugiej strony – ów ogień przymuszał mnie do jej złożenia i nie mogłam inaczej uczynić”15.

Właśnie dlatego, że bracia Philippe, Ephraïm czy Vanier byli w swoich wspólnotach „najwyższymi autorytetami”, zło przybrało w tych grupach charakter systemowy

Sebastian Duda

Udostępnij tekst

Mam głębokie przeczucie, że wobec takiego opisu dość bezradna być musi katolicka teologia moralna. Czy zatem trzeba się zgodzić, że w przypadku doświadczeń mistycznych zwyczajowe kategorie moralne należy zawieszać? Jestem przekonany, że tak właśnie mogli myśleć Jean Vanier, bracia Philippe czy Ephraïm ze Wspólnoty Błogosławieństw.

Św. Bernard uważał, że szczytem i celem życia duchowego powinna być, jak już wyżej wspomniano, „miłość oblubieńcza” – związek człowieka* z Chrystusem na najgłębszym z możliwych poziomów. Rafał Tichy przedstawia ów koncept następująco: „Biorąc pod uwagę relacje między mężczyzną a niewiastą, jest to, według Bernarda, uczucie najbardziej intymne, uczucie, które ogarnia kochanków całkowicie i pozwala im na tak pełne otwarcie się na siebie i na wzajemne oddanie, że prowadzi ono do zjednoczenia, «do zaślubin» i miłosnego «obcowania» tak bliskiego, iż dwoje stają się jednym ciałem. I właśnie do analogicznej relacji, z tym że już tylko na poziomie duchowym, prowadzi miłość oblubieńcza między człowiekiem i Bogiem”16.

Muszę przyznać, że nie mam teraz – po zapoznaniu się z historiami opisanymi na początku tekstu – żadnej pewności, że w „miłości oblubieńczej” seksualność zawsze się ujawnia jako „analogia na poziomie duchowym”. Co prawda, sam św. Bernard czyni zastrzeżenie, że miłość taka kończy się „duchowymi zaślubinami”, ale zastrzeżenie to pełne jest zastanawiającej dziś dla nas gwałtownej ekspresji: „Podczas tych świętych zaślubin jest więc zawierany prawdziwie duchowy związek. Za mało powiedzieć «związek», należy raczej powiedzieć «przylgnięcie». Przylgnięcie całkowite, czyli takie, w którym ta sama wola czegoś i ten sam brak woli względem czegoś czyni dwoje jednym duchem”17.

Przyjaźń duchowa, ale nie tylko?

Taką tęsknotę do miłosnej jedności z Bogiem można jednak próbować naśladować także w kontakcie z drugim człowiekiem. Tak przynajmniej zdawał się myśleć jeden z bardziej znanych uczniów św. Bernarda – bł. Aelred, zmarły w 1167 r. opat cysterskiego klasztoru w Rievaulx na północy Anglii. Jego dzieła do dziś są bardzo cenione przez teologów duchowości. Zawierają one przy tym ciekawe wątki autobiograficzne.

Uważna lektura tych utworów może rodzić uzasadnione podejrzenia, że nie mamy w nich do czynienia wyłącznie z przedstawieniem „analogii na poziomie duchowym”. Oto bowiem w prologu dzieła noszącego znaczący tytuł O przyjaźni duchowej cysterski mistrz napisał słowa następujące: „Już w szkole, gdzie jako młody chłopak pobierałem nauki, zachwycał mnie wdzięk moich towarzyszy; a pośród zepsutych obyczajów, w jakie obfituje ów wiek, mój umysł całkowicie oddał się uczuciom i poświęcił miłości. Tak że nic wydawało mi się słodsze, nic radośniejsze, nic pożyteczniejsze, niż być kochanym i kochać. Mój duch płynął więc nurtem rozmaitych miłości i przyjaźni, porwany to w tę, to w inną stronę, a nie znając prawa prawdziwej przyjaźni, często dawał się zwieść jej podobieństwu”18.

Brzmi to jak niewinne wyznanie. Jednak z innych zachowanych tekstów wiemy, że przed wstąpieniem do zakonu Aelred przez lata przebywał na królewskim dworze szkockim, gdzie wiódł życie dość frywolne. Cysters w dziele O życiu rekluzy dość otwarcie pisał o tym okresie swego życia: „Byłem tak nędzny wtedy, kiedy straciłem swoją czystość, […] moje zepsucie, w czasie, gdy w wieku dojrzewania gęsta mgła lubieżnych pragnień wychodziła z głębi mego ślepego pożądania cielesnego; i nie było nikogo, kto mógłby mnie wyciągnąć i uratować. Słowa grzeszników zwyciężyły mnie, kiedy w słodkim naczyniu miłości dali mi skosztować do picia truciznę rozpusty, a zmieszane w jedno słodkość uczuć i nieczystość pożądania porywały moją kruchą jeszcze młodość przez zepsute zwyczaje i zanurzały w otchłań rozwiązłości”19.

Mogłoby się zdawać, że po wstąpieniu do zakonu Aelred nareszcie porzucił dawne obyczaje i podjął skuteczną walkę ze swoją cielesną pożądliwością. Chrześcijaństwo akurat tu podsuwa wiele wzorów nawrócenia, ze św. Augustynem na czele. Jednak angielski cysters nie wydaje się tak jednoznacznym przypadkiem.

Aelred, co prawda, wiele pracowitych stronic poświęcił przyjaźni jako drodze, która – jeśli właściwie, tzn. na sposób duchowy, jest przeżywana – powinna prowadzić do Boga. Sam przyznawał, że doświadczył czegoś takiego w zakonie. Jego wielkim przyjacielem stał się bowiem współbrat o imieniu Szymon, który niestety nie dożył późnych lat. Aelred w dziele Zwierciadło miłości napisał przejmującą lamentację nad zmarłym, którego pogrzebu doglądał: „Taka była nieczułość, która owładnęła mą duszę, że nawet widząc obnażone do mycia członki, nie wierzyłem, że umarł. Dziwiłem się bowiem, że mógłby zostać oderwany nagle od mych ramion ten, który złączył się ze mną najściślejszymi więzami najsłodszej miłości; dziwiłem się, że ta dusza, która była jedno z moją, mogła wyjść z granic powłoki ciała bez mojej. Jednakże to zdziwienie ustąpiło miejsca wzruszeniu, ustąpiło bólowi, ustąpiło współczuciu. I teraz cóż czynicie, oczy, cóż czynicie. Proszę was, nie próbujcie się uciszać, ni udawać. Ofiarujcie w egzekwiach memu umiłowanemu to, co macie, to, co możecie. Czego mam się wstydzić? […] Zewsząd płyną łzy, jęki i wzdychania”20.

Szymon nie był jednak ostatnią „miłosną przyjaźnią” Aelreda w zakonie. Po kilku latach opat nawiązał bowiem silną więź z młodym zakonnikiem Gotfrydem, którego uczynił nawet swym zastępcą w klasztorze. Mężczyzn musiało łączyć naprawdę mocne uczucie. Aelred w swym wspomnianym tu już traktacie O przyjaźni duchowej napisał bowiem, że „[Gotfryd] był jakby moją ręką, okiem, laską w czas mojej starości. Był oparciem dla duszy, słodką pociechą w moich utrapieniach. Gdy byłem zmęczony wysiłkiem, przyjmował mnie na łono swojej miłości, a kiedy gnębiły mnie smutki i zmartwienia, jego pociecha przywracała mi siły”21.

Od kilku dekad mediewiści toczą uczone spory, czy Aelred z Rievaulx miał w życiu zakonnym związki o charakterze erotycznym z podlegającymi mu młodymi mnichami. Jeśli tak było, skłonni bylibyśmy uznać takie relacje za nadużycie władzy i – być może – rodzaj seksualnego wykorzystania. Są jednak i tacy, którzy obstają, że w przypadku Aelreda nie można mówić o jakimkolwiek nadużyciu. Według nich był on mężczyzną, który autentycznie kochał mężczyzn, i dlatego wolno w nim widzieć patrona chrześcijan-gejów.

Jest on bez wątpienia autorem, któremu wiele zawdzięcza katolicka teologia duchowości. Jego rozważania o przyjaźni – która nawiązując się między ludźmi, może uśmierzać skutki zepsucia wywołanego grzechem pierworodnym i jako mądrość prowadzić do Boga-Mądrości – weszły do kanonu myśli chrześcijańskiej. Nie można jednak dziś stwierdzić, czy Aelred na bazie swych refleksji o przyjaźni budował istotnie relacje z mężczyznami, względem których odczuwał miłosne afekty.

Umizgi najwyższego autorytetu

Wątek przyjaźni jako miłości prawdziwej i pełnej podjął prawie sto lat po śmierci Aelreda św. Tomasz z Akwinu22. Jego refleksja – inaczej niż w przypadku cysterskiego opata z Rievaulx miała bardzo spekulatywny charakter. Doktor anielski dowodził, że tylko miłość urzeczywistniana jako przyjaźń nakierowana jest na dobro samo w sobie, chciane ze względu na nie samo (w przeciwnym razie mamy do czynienia wyłącznie z pożądliwością). A takim dobrem może być ostatecznie tylko osoba. Jest jednak u Akwinaty również sugestia, że miłość pożądliwa właściwie zawsze poprzedza prawdziwą miłość przyjaźni. Zdarzyło się nie tak dawno temu, że człowiek uznawany za autorytet duchowy (a w świecie naukowym za wybitnego znawcę myśli św. Tomasza) – założyciel Wspólnoty św. Jana – potrafił wyprowadzić z owej sugestii niemoralną, duchową perwersję.

O. Marie-Dominique Philippe wiele miejsca w swych książkach i wygłaszanych przez siebie konferencjach poświęcił „miłości przyjaźni”. To ona właśnie stała w centrum proponowanej przez niego teologii mistycznej23. Znał też świetnie pisma mistrzów chrześcijańskiej duchowości i doskonale się orientował, jak były w nich używane erotyczne motywy. Potrafił tą wiedzą uwodzić i w jakiś sposób przekonywać powierzone jego kierownictwu duchowemu osoby, że akt seksualny z nim odbyty prowadzi wprost do unii mistycznej z Chrystusem. Mówił też swoim ofiarom, że ich intymne pożycie z nim powinno być trzymane w sekrecie przed innymi, bo trzymanie takiego sekretu jest sednem „miłości przyjaźni”.

Philippe’owi nie zawsze się jednak udawało zwieść powierzonych jego kierownictwu duchowemu ludzi. Jeden z dawnych członków Wspólnoty św. Jana tak oto przedstawia umizgi ojca założyciela względem siebie:

„Pierwszy przypadek miał miejsce wieczorem przed uroczystością Wniebowstąpienia Pańskiego około godziny 22. […] Będąc kierownikiem duchowym, o. Philippe usiadł obok mnie, tak że nasze kolana stykały się ze sobą, jak to już często [w przeszłości] bywało. W tamtej chwili zaczął gładzić moją dłoń i robił to przez kilka minut. Wydało to mi się wtedy zastanawiające, ponieważ było to zachowanie typowe raczej dla miłosnego związku niż kierownictwa duchowego. Mówię to, mając na względzie zmysłową naturę owego kontaktu (przez kilka minut przesuwał palcem po mojej dłoni, gdy ja próbowałem kontynuować rozmowę o sprawach teologicznych lub życiu duchowym).

Nie pamiętam dokładnie daty drugiego zdarzenia; być może stało się to rok później. Było około 22.00 lub 23.00. Poszedłem do spowiedzi do o. Philippe’a; trzymał moją dłoń między swoimi kolanami, głaszcząc ją od czasu do czasu. Stopniowo przyciągał moją dłoń między swoje nogi, aż dotknęła jego genitaliów. Zawstydzony i dość zdegustowany cofnąłem rękę. Następnie dał mi rozgrzeszenie, jakby nic się nie wydarzyło […].

Myślę, że te dwa zdarzenia ukazują, w jaki sposób o. Philippe mógł inicjować owe jawnie seksualne zachowania, o które się go oskarża. Drugie z przedstawionych przeze mnie wydarzeń ma ewidentnie charakter nadużycia seksualnego i uważam je za rażące nadużycie władzy ze strony o. Philippe’a jako starszego mężczyzny, nauczyciela, księdza i założyciela religijnego zgromadzenia […].

Nie kwestionuję opinii, że o. Philippe był być może genialnym człowiekiem, który uczynił wiele dobrego dla Kościoła; jednak mam nadzieję, że postępki o. Philippe’a zostaną podane do publicznej wiadomości w taki sam sposób, jak to uczyniono względem o. Maciela. Jedną z najlepszych dróg przeciwstawienia się drapieżnictwu seksualnemu w Kościele jest bowiem uznanie faktu, że ono istnieje. Wszyscy jesteśmy grzesznikami, ale kiedy kapłan wykorzystuje swoją władzę nad podwładnymi, takie czyny powinny zostać ujawnione. Gdyby brat niższej rangi w zgromadzeniu zrobił coś takiego, natychmiast wystąpiłbym ze skargą, ale [w tym przypadku] nie uczyniłem tego, ponieważ sam ojciec Philippe był [dla mnie] najwyższym autorytetem […]”24.

Właśnie dlatego, że bracia Philippe, Ephraïm czy Vanier byli w swoich wspólnotach „najwyższymi autorytetami”, zło przybrało w tych grupach charakter systemowy**. Inni członkowie tych wspólnot nie tylko powielali krzywdy, które wielu osobom wyrządzali założyciele. Powoływali się także na doświadczenia mistyczne i teologię, która miała do tych doświadczeń prowadzić i je tłumaczyć. Często dopiero po latach do osób molestowanych przychodziła świadomość wykorzystania i grzechu.

Kryzys dotyka także duchowości

Część ofiar zapłaciła za to wysoką cenę. Zdarzały się w „nowych wspólnotach” samobójstwa. Sporo członków przeżywało także zapaści psychiczne. Normą była zmowa milczenia i dziwaczne usprawiedliwienia kompletnie niemoralnych z punktu widzenia doktryny katolickiej postępków.

Zdaniem niektórych nie dochodziło bowiem do „grzechu przeciw czystości”, gdy uprawiano wyłącznie seks oralny albo nie było pełnej penetracji czy też ejakulacji25. Każdy akt seksualny, który wydarzał się w „mistycznej aurze” uznawano za z gruntu dobry i tłumaczono, że taka ocena to wyraz duchowej, chrześcijańskiej dojrzałości. W pułapki takiego myślenia wpadali i krzywdziciele, i ich ofiary, i osoby ze wspólnot, które wiedziały, co się dzieje, ale albo nie były w stanie przeciwstawić się otwarcie złu, albo nie widziały zła w ewidentnych – z punktu widzenia katolickiej doktryny moralnej – krzywdach.

Osoby molestowane często przyjmowały ową perspektywę, bo bardzo pragnęły mistycznych doświadczeń, do których wzywali je „kierownicy duchowi”. Przekonać było je tym łatwiej, że przecież w pismach uznanych przez Kościół mistyków roiło się od erotycznych treści. A same wspólnoty, do których ofiary należały, czyniły bardzo wiele dobra. Dziś w grupach tych mocne są wątpliwości, czy powinny one kontynuować działalność, skoro duchowość zaproponowana przez założycieli (i naśladowana przez członków) przyniosła w efekcie oprócz niewątpliwego dobra również tak obrzydliwe, horrendalne zło.

*

Dramaty, które wydarzyły się w „nowych wspólnotach”, to tylko jeden z aspektów poważnego kryzysu, jaki dziś przeżywa Kościół katolicki. Okazało się, że ten kryzys nie dotyczy wyłącznie władzy, struktury i kapłaństwa, ale także duchowości.

Trudno nam dziś bowiem – po ujawnionych faktach o krzywdach dokonywanych z powodu mistycznych pragnień i ich teologicznych uzasadnień – zaufać autorytetowi mistyków z dawnych wieków. Nie mamy pewności, że nie byli oni sprawcami i ofiarami seksualnej deprawacji. A wiemy, że współcześni krzywdziciele i skrzywdzeni mogli mocno wierzyć (i to mimo wewnętrznych konfuzji), iż zawiązywanie chorych relacji seksualnych to droga do Najwyższego – skoro duchowe autorytety z przeszłości i teraźniejszości tak twierdzą.

Warto sobie chyba przypomnieć w tym miejscu słowa psalmisty: „Lepiej się uciekać do Pana, niźli ufać książętom” (Ps 118,9). Żadna osoba mieniąca się duchowym autorytetem nie ma bowiem prawa do namawiania do niemoralnych czynów i do krzywdzenia innych, by osiągać coś, w czym chciałaby widzieć mistyczną ekstazę. 

Wesprzyj Więź

1  Cyt. za: E. Lalande, S. Bonnet, Les Béatitudes: dans l’enfer d’une communauté religieusewww.lesinrocks.com/2011/11/29/actualite/actualite/les-beatitudes-dans-lenfer-dune-communaute-religieuse [dostęp: 7.08.2020].
2  Zob. wstrząsające świadectwo byłej karmelitanki Anne-Claire Fournier, www.avref.fr/fichiers/TEMOIGNAGE-Anne-Claire-Fournier.pdf  [dostęp: 10.08.2020].
3  Tamże.
4  Zob. Wspólnota św. Jana odcina się od swojego założycielawww.wiez.com.pl/wspolnota-sw-jana-odcina-sie-od-swojego-zalozyciela [dostęp: 10.08.2020].
5  Zob. www.larche.org.pl/wp-content/uploads/LA_docs/Int/PODSUMOWANIE%20RAPORTU_PL.pdf [dostęp: 10.08.2020].
6  Zob. J. Lacan, Encore. Le séminaire XX, 70–71, Paryż 1999. Na ten temat zob. też: D. Nobus, The Sculptural Iconography of Feminine Jouissance: Lacan’s Reading of Bernini’s Saint Teresa in Ecstasy, w: „The Comparatist”, Vol. 39 (październik 2015), s. 22–46.
7  Św. Teresa od Jezusa, Księga mojego życia (Autobiografia), tłum. D. Wandzioch, W. Ciak OCD, Poznań 2010, s. 321.
8  R. Tichy, Mistyczna historia człowieka według Bernarda z Clairvaux, Poznań 2011, s. 252.
9  Bernardus Claraevallensis, Sermones in Cantica Canticorum 9,2; tłum. R. Tichy, cyt. za: R. Tichy, Mistyczna historia człowieka, dz. cyt., s. 253.
10  Św. Aniela z Foligno, Zapiski, tłum. M. Stróżyński, Poznań 2016, s. 169–170.
11  Zob. N. F. Partner, Did Mystics Have Sex?, w: Desire and Discipline: Sex and Sexuality in the Premodern West, red. J. Murray, K. Eisenbichler, Toronto 1995, s. 296–311.
12  Zob. J. Van Bragt, P. Mommaers, Mysticism: Buddhist & Christian: Buddhist & Christian: Encounters with Jan van Ruusbroec, New York 1995, s. 38.
13  Mechtylda z Magdeburga, Strumień boskiego światła, tłum. P. J. Nowak OFM; cyt. za: A. Sieck, Mistyczki. Historie kobiet niezwykłych, tłum. K. Markiewicz, Kraków 2012, s. 114.
14  The Book of Margery Kempe, Book I, section 36, tłum. S. Duda, https://d.lib.rochester.edu/teams/text/staley-book-of-margery-kempe-book-i-part-i [dostęp: 10.08.2020].
15  Św. Aniela z Foligno, Zapiski, dz. cyt., s. 104–105.
16  R. Tichy, Mistyczna historia człowieka, dz. cyt., s. 251.
17  Bernardus Claraevallensis, Sermones in Cantica Canticorum 83,3; tłum. R. Tichy, cyt. za: R. Tichy, Mistyczna historia człowieka, dz. cyt., s. 254.
18  Cyt. za: R. Groń, „Spór o Aelreda”. W poszukiwaniu prawdziwego oblicza Aelreda z Rievaulx, Kęty 2005, s. 48 (tłum. R. Groń).
19  Tamże.
20  Tamże, s. 52.
21  Tamże, s. 53.
22  Zob. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I–II, q. 26.
23  Zob. M.-D. Philippe, O miłości, tłum. A. Kuryś, Kraków 1995; tenże, Pielgrzymowanie filozoficzne: list do przyjaciela, tłum. K. Kaczmarczyk, Lublin 2003.
24  Cyt. za: Saint Jean – le Livre Noir, tłum. S. Duda, www.avref.fr/fichiers/ST%20JEAN%20-%20LE%20LIVRE%20NOIR.pdf [dostęp: 4.08.2020].
25  Tamże.

 Teologowie duchowości zwykle czynią w tym miejscu zastrzeżenie, że nie tyle chodzi w tym przypadku o człowieka, co o jego duszę. Nie jestem przekonany, że taka teza da się obronić na gruncie chrześcijańskiej antropologii, w której tak mocno podkreśla się psychofizyczną jedność w człowieczeństwie (co wiąże się z doktryną o zmartwychwstaniu ciała). Życie duchowe zawsze ma swój wymiar cielesny, choć w cielesności na pewno nie warto – nie tylko w przypadku teologii duchowości – widzieć wyłącznie aspektu seksualnego.
**  Dobrze to pokazują np. raporty na temat sytuacji we Wspólnocie św. Jana: Saint Jean – le Livre Noir, www.avref.fr/fichiers/ST%20JEAN%20-%20LE%20LIVRE%20NOIR.pdf [dostęp: 4.08.2020]; www.freres-saint-jean.org/wp-content/uploads/sites/2/2019/05/rapport-activite-commission-sos-abus.pdf [dostęp: 10.08.2020]. Okazuje się, że niemoralnych aktów seksualnych dopuściło się w różnych domach we Francji i na świecie ok. 30 braci (z ogólnej liczby 540).

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 3/2020

Podziel się

11
3
Wiadomość

Czy to ma być artykuł przeciw nadużyciu zaufania czy przeciw mistyce? Wybitny działacz opozycji demokratycznej w PRL w swoich wspomnieniach dał jednoznacznie do zrozumienia, że nadużywał swojego moralnego autorytetu i wykorzystywał seksualnie kobiety. O innym wybitnym opozycjoniście powszechnie o tym wiedziano. O trzecim się to wydało. Jakby pogrzebać, znajdzie się więcej takich przypadków. Czy Autor wyciąganie jakieś wnioski co do opozycji demokratycznej?

Oczywiście wszelkich, zwłaszcza krzywdzących uogólnień należy się wystrzegać, ale dobrze jest też mieć świadomość, że mistyka to obszar mało rozeznany, omalże z definicji ‘mglisty’, co sprzyja wszelkim, niekoniecznie seksualnym, nadużyciom zaufania.

Mistyczne, czy pseudomistyczne? Może dobrze byłoby zdefiniować pojęcie – przynajmniej jak Sam Autor je rozumie – na początku tekstu. Nie byłoby dobrze, aby ofiarą nadużyć ludzi, opisanych w tekście, stała się także duchowość chrześcijańska a w tym, mistyka. Zachowajmy je dla siebie – bo, co nam zostanie?

“Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty! 9 Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście – niech będzie przeklęty!”

Mistyka, gdzie erotyka ma jakieś większe znaczenie to przedszkole duchowe. Ciało nieuwielbione lgnie do marności i nie ma co dorabiać do tego filozofii, wynikającej z jego nieposkromienia.

Czy Autor artykułu nie posuwa sie za daleko w swoim ostatnim wniosku: “Trudno nam dziś bowiem zaufać autorytetowi mistyków z dawnych wieków”?
Z powodu kilku wątpliwych fragmentów u kilku mistyków mielibyśmy odrzucać tak wspaniałe dziedzictwo katolickiego mistycyzmu? A to, że były (i będą) osoby, które wykorzystują te wzniosłe motywy do realizacji swoich niegodziwych planów, ma sprawić, że będziemy z podejrzliwością podchodzić do nauki naszych wielkich świętych jak Jan od Krzyża, Teresa z Avila itd. Bo być może byli (wg Autora) sprawcami nadużyć seksualnych? Stąd już krótka droga do doszukiwania się jakichś niewłaściwych relacji pomiędzy Chrystusem a Marią Magdaleną.

Kiedy pan cytuje Anielę z Foligno, występują błędy w cytowanych stronach: cytuje pan strony nieoficjalnego pliku Worda, a nie strony wydania drukowanego. Zadałem sobie trud sprawdzenia rzeczywistych miejsc w książkowym wydaniu Angeli…

Bardzo zaciekawił mnie ten temat gdy czytałam o mojej patronce św Katarzynie ze Sieny. Taka szanowana osoba, a tymczasem zaczęłam mieć ogromne watpliwości przeczytawszy ( na angielskiej Wikipedii tam też cytuja dwie ksiażki), że opisywała jak mały Jezusek zrobił jej pierścionek zaręczynowy z napletka? Autor o tym nie wspomina, może to bujda? Nie jestem teologiem, nawet nie wiem gdzie szukać, ale byłam i jestem w szoku.