Zima 2024, nr 4

Zamów

„Idziemy”, ale dokąd? Polemika z ks. Henrykiem Zielińskim

Zbigniew Nosowski. Fot. Więź

„Idziemy” pod kierunkiem ks. Zielińskiego sprzeciwia się stanowisku biskupa warszawsko-praskiego, organów episkopatu Polski i papieża w kwestii wykorzystywania seksualnego osób małoletnich. Promuje osobiste poglądy i sympatie, fobie i antypatie swojego naczelnego.

Już dawno nie napotkałem w krótkim tekście dziennikarskim tak wielkiego nagromadzenia błędów, manipulacji i złej woli, jak w edytorialu „Zgorszeni w Kościele” pióra ks. Henryka Zielińskiego, opublikowanym w tygodniku „Idziemy”, należącym do diecezji warszawsko-praskiej.

Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, kłamstwa i obraźliwe zarzuty łatwo i szybko się pisze, polemizowanie z nimi wymaga zaś paradoksalnie dużo więcej czasu i miejsca. Niech więc Czytelnicy wybaczą, ale musimy przejść przez te kwestie po kolei.

1. Zarzuty ks. Zielińskiego dotyczą niedzielnego programu Redakcji Katolickiej TVP „Między ziemią a niebem”. Program ten można w całości obejrzeć tutaj.

Swoje manipulacje redaktor „Idziemy” rozpoczyna już od wprowadzenia. Zarzuca red. Paulinie Guzik: „zaznaczyła, że jest to program wyłącznie dla widzów dorosłych, chociaż było dopiero południe”. Tymczasem przywołane słowa Guzik dotyczyły jedynie wywiadu z Jakubem Pankowiakiem, wielokrotnie wykorzystanym seksualnie przez duchownego.

Oto pełna treść jej zapowiedzi: „«Mamy obowiązek uważnie słuchać tego stłumionego milczącego krzyku dzieci» – to słowa papieża Franciszka na koniec ubiegłorocznego szczytu o ochronie dzieci, które jako dziennikarze katoliccy także bierzemy sobie głęboko do serca. Rozmawiamy z osobami skrzywdzonymi w Kościele, aby i Państwo mogli poznać ich historie. Rozmowa, którą za chwilę usłyszymy, jest tylko dla widzów dorosłych, zawiera treści niezrozumiałe dla dzieci, prosimy więc, aby nie przebywały w tym czasie przed telewizorami. Zapraszam Państwa na rozmowę z Jakubem Pankowiakiem, który jako chłopiec był molestowany przez księdza. Historię jego i jego brata Bartka poznaliśmy w filmie braci Sekielskich «Zabawa w chowanego»”.

Ciekawe zresztą, że do poruszającego świadectwa Jakuba Pankowiaka redaktor naczelny „Idziemy” w ogóle się nie odnosi. A była to przecież kluczowa część programu, z którym podjął tak stanowczą polemikę.

Redakcja Katolicka TVP pokazała Kościół działający jako szpital polowy dla osób skrzywdzonych przemocą seksualną. Reakcja ks. Zielińskiego jest okazaniem pogardy dla tej wizji Kościoła

2. Dla ks. Zielińskiego poważnym problemem jest obecność w programie redakcji katolickiej TVP Marty Titaniec i ks. Piotra Studnickiego. Pisze, że nominacja Titaniec „wywołała spór w episkopacie” (co akurat jest prawdą), zaś Studnicki jego zdaniem jakoby działa wbrew swojemu biskupowi (co jest nieprawdą, zob. następny punkt). Ich wypowiedziom redaktor „Idziemy” akurat nic nie zarzuca, ale ma potrzebę wbijania im szpil. 

Żyjemy w wolnym kraju, więc każdemu wolno nie lubić, kogo tylko zechce. Ksiądz rzymskokatolicki powinien jednak przyjąć do wiadomości, że te dwie osoby są prawomocnymi przedstawicielami oficjalnych kościelnych instytucji, powołanych przez Konferencję Episkopatu Polski. Titaniec kieruje Fundacją Świętego Józefa, zaś Studnicki Biurem Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży. Trudno więc się dziwić, że publicznie występują w imieniu tych instytucji w telewizyjnym programie katolickim.

3. Zieliński twierdzi, że ks. Piotr Studnicki – duchowny archidiecezji krakowskiej – powołany został na funkcję kierownika Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży „mimo sprzeciwu jego biskupa”. Ale redaktor „Idziemy” tylko udaje osobę dobrze poinformowaną, wręcz zausznika abp. Jędraszewskiego. Mocno pomieszały mu się fakty.

Ks. Studnicki bowiem – wcześniej współpracownik pionierskiego Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum – ma pisemną zgodę metropolity krakowskiego na pełnienie swej funkcji. Już ją zresztą opublikował na Twitterze.

Pisemna zgoda abp. Marka Jędraszewskiego, metropolity krakowskiego, na to, by ks. Piotr Studnicki podjął się zorganizowanie Biura Delegata KEP. ochrony dzieci i młodzieży

4. Tym samym redaktor „Idziemy” stawia w podejrzanym świetle krakowskiego metropolitę, na którego nieoficjalnego rzecznika kreuje się już po raz kolejny. Sugeruje bowiem sprzeciw abp. Jędraszewskiego (bądź co bądź, wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski) wobec linii przyjętej przez KEP w kwestii działań odpowiadających na problem wykorzystywania seksualnego osób małoletnich w Kościele.

Gdyby przyjąć wersję Zielińskiego, że ks. Studnicki pełni swą funkcję w Biurze Delegata wbrew woli swego zwierzchnika, możliwe byłyby tylko dwa wyjaśnienia postawy metropolity krakowskiego – oba dla niego mocno niekorzystne: 1) abp Jędraszewski jest nieudolny i bezradnie toleruje poważne nieposłuszeństwo podwładnego, który wbrew swojemu biskupowi pracuje dla innego biskupa; 2) abp Jędraszewski co innego myśli (i mówi prywatnie na ucho ks. Zielińskiemu), niż mówi i działa publicznie.

Publicznie bowiem abp Jędraszewski deklaruje pełne zaangażowanie na rzecz ochrony dzieci i młodzieży, a w kręgach osób zajmujących się tą tematyką niektóre działania podejmowane w archidiecezji krakowskiej uznawane są za wzorcowe.

5. W tekście ks. Zielińskiego kłamliwa jest także jego relacja wypowiedzi gościa programu, Anny Sosnowskiej, redaktor naczelnej portalu Aleteia. Z właściwą sobie złośliwą ironią redaktor „Idziemy” pisze: „Bardzo «odważnie» zabrzmiała w programie teza dwukrotnie powtórzona przez Annę Sosnowską, że każdy z nas może być osobą seksualnie skrzywdzoną w Kościele, a jeśli nie zostaliśmy skrzywdzeni, to widocznie mieliśmy szczęście. No tak, bo przecież każdy ksiądz to potencjalny pedofil, który cytując klasyka: «narzędzie przestępstwa zawsze nosi ze sobą»”.

Redaktor „Idziemy” stawia w podejrzanym świetle krakowskiego metropolitę, na którego nieoficjalnego rzecznika kreuje się już po raz kolejny

Anna Sosnowska już na ten zarzut publicznie odpowiedziała. Pisała: „nie powiedziałam (ani razu), że każdy z nas może stać się ofiarą molestowania seksualnego W KOŚCIELE, tylko że każdy z nas może stać się ofiarą molestowania seksualnego [KROPKA]”.

5. W swoim edytorialu redaktor naczelny „Idziemy” podważa sensowność istnienia Inicjatywy „Zranieni w Kościele”. Pyta wręcz o podstawę prawną i cel działania Inicjatywy. Choć on sam ten (jakoby rzeczywisty) cel zna: wyraża wszak opinię, że w telefonie wsparcia dokonuje się „gromadzenie przez ludzi z tego środowiska [warszawskiego KIK-u i „Więzi”] haków na księży”.

Tym samym jednak ks. Zieliński zdecydowanie sprzeciwia się swojemu biskupowi. Przed uruchomieniem Inicjatywy „Zranieni w Kościele” jej twórcy spotkali się bowiem z biskupem warszawsko-praskim Romualdem Kamińskim, w długiej rozmowie przedstawili mu koncepcję telefonu zaufania i środowiska wsparcia dla osób dotkniętych przemocą seksualną w Kościele. Wiedza o tym spotkaniu nie należy do kategorii tajemnej, wielokrotnie o nim mówiono publicznie.

6. Mało tego, ks. Zieliński całkowicie kwestionuje zasadność rozsyłania po polskich parafiach plakatów Inicjatywy „Zranieni w Kościele”. Twierdzi (nie przywołując faktu, że zachęcał do wywieszania tych plakatów prymas Polski), iż była to „próba narzucenia wszystkim diecezjom w Polsce obowiązku wywieszenia plakatów informujących o działalności inicjatywy środowiska warszawskiego KIK-u i «Więzi»”. Jego zdaniem, „plakaty te były de facto zachętą do składania donosów na księży pod wskazany telefon. Od takich pomysłów już tylko krok do naszywania każdemu księdzu na sutannie tegoż numeru telefonu – najlepiej w żółtym kolorze” (to czytelne nawiązanie do opasek z żółtą gwiazdą Dawida noszonych przez Żydów podczas drugiej wojny światowej z nakazu hitlerowców). Porażająca jest „subtelność” powyższej analogii…

Oceniając w ten sposób plakaty Inicjatywy „Zranieni w Kościele”, ks. Zieliński po raz kolejny przeciwstawia się swojemu biskupowi. Bp Kamiński bowiem – za zachętą prymasa Polaka – uznając tę inicjatywę za godną rozpowszechnienia, rozesłał powyższe plakaty pocztą kurialną, przez księży dziekanów, do wszystkich parafii diecezji warszawsko-praskiej. Dzięki temu z radością odnalazłem ten plakat na tablicy ogłoszeń mojej parafii i w niektórych innych parafiach.

Dodać jeszcze trzeba, że w całej akcji plakatowej nie ma nawet słowa o jakimkolwiek obowiązku wywieszania (abp Polak w liście do proboszczów prosi ich o podjęcie pewnych działań). Natomiast w treści plakatów nie ma mowy ani o księżach jako jakiejś szczególnej grupie społecznej (mowa jest o wsparciu dla „osób dotkniętych przemocą seksualną w Kościele”), ani o KIK-u czy „Więzi” (środowiska inicjujące ZwK promują bowiem na plakatach nie siebie same, lecz działania na rzecz pokrzywdzonych). Zresztą Inicjatywa ma też trzeciego organizatora, o którym Zieliński nie wspomina – Fundację Pomocy Psychologicznej „Pracownia Dialogu”. Od polemiki z „argumentami” o zachęcaniu do składania donosów, zbieraniu haków na księży i żółtych naszywkach czuję się zwolniony. Nie można schodzić poniżej pewnego poziomu…

7. Oburzenie ks. Zielińskiego wywołuje sama inicjatywa zgłaszania przypadków przemocy seksualnej, jakiej różne osoby mogły doświadczyć, m.in. z rąk duchownych. Nazywa takie sytuacje „zgłaszaniem donosów na księży pod wskazany telefon”. Tym sposobem gruntownie sprzeciwia się postawom swojego biskupa, Konferencji Episkopatu Polski i papieża.

Przecież gdy diecezja warszawsko-praska we wrześniu 2018 r. prezentowała dane dotyczące skali wykorzystywania seksualnego na jej terenie, biskupi Kamiński i Solarczyk przepraszali osoby pokrzywdzone i apelowali o zgłaszanie wszelkich przypadków nadużyć. Konferencja Episkopatu Polski kilkakrotnie w swoich oficjalnych dokumentach prosiła osoby pokrzywdzone przez duchownych, aby zgłaszały doznaną krzywdę i dziękowała wszystkim, którzy mieli odwagę opowiedzieć o swoim cierpieniu.

Z aprobatą cytowali polscy biskupi fragment wypowiedzi papieża Franciszka z 2015 r. do biskupów: „Ofiary nadużyć stały się prawdziwymi zwiastunami nadziei i sługami miłosierdzia. Pokornie należy się z naszej strony każdej z nich i ich rodzinom nasza wdzięczność za wielką odwagę rzucania światła Chrystusa nad złem seksualnego wykorzystania nieletnich”. Cóż, ks. Zieliński wie lepiej, że tu chodzi przecież o „donosy na księży”…

8. Wszystko, co redaktor „Idziemy” ma w tym edytorialu do powiedzenia o postawie bp. Edwarda Janiaka, to wzmianka, że został on przez uczestników programu Redakcji Katolickiej TVP „obsadzony w roli czarnego charakteru”. Po raz kolejny ks. Zieliński miesza fakty, twierdząc, że w filmie „Zabawa w chowanego” wobec bp. Janiaka formułowane są jakoby zarzuty, iż tuszował nadużycia seksualnego księdza, zanim został jego biskupem. A wisienką na torcie jest uwaga księdza redaktora, że uczestnicy programu mieli pretensje do biskupa kaliskiego, iż „śmiał napisać do innych biskupów list w swojej obronie”.

Niechęć ks. Zielińskiego do naszego środowiska stała się już obsesyjna

Szkoda, że ks. Zieliński nie odniósł się do szczegółów oskarżeń wobec bp. Janiaka. Warto jednak zapamiętać, że biskup kaliski zyskał w Kościele kolejnego – po ojcu Tadeuszu Rydzyku – odważnego obrońcę, który nie boi się wyrażać stanowiska publicznie. A przecież Rada Stała KEP napisała w maju 2019 r., że skandale seksualne z udziałem duchownych „domagają się całkowitego potępienia, a także wyciągnięcia surowych konsekwencji wobec przestępców, oraz wobec osób skrywających takie czyny”. „Surowych konsekwencji”… Także „wobec osób skrywających”…

9. Od redaktora naczelnego „Idziemy” wypadałoby oczekiwać wzmożonej wrażliwości moralnej na ludzką krzywdę – wszak jest i księdzem, i dziennikarzem. I on tę wrażliwość prezentuje. Tyle tylko, że jest to wrażliwość wyłącznie na rzekome krzywdy, jakich biskupi i księża doświadczają z rąk przedstawicieli warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej i redaktorów „Więzi”.

Według Zielińskiego wręcz „można by napisać książkę «Skrzywdzeni przez ludzi ‘Więzi’ i KIK-u»”. Czekając spokojnie na publikację owej książki, wyrażę jedynie przekonanie, że niechęć ks. Zielińskiego do naszego środowiska stała się już obsesyjna. Najlepszym tego dowodem jest jego zdanie: „Przypadkami pedofilii wśród duchownych niech się zajmuje prokuratura, adwokaci, kurie biskupie i papież, a nie «specjaliści» z «Więzi»”. Strach pomyśleć, o czym moglibyśmy pisać w „Więziowej” publicystyce, gdyby o jej kształcie mógł decydować człowiek o strukturze myślowej redaktora „Idziemy”.

10. Przyznać jednak trzeba, że ks. Zieliński też czasem zdobywa się na odwagę w odkrywaniu trudnych spraw wewnątrzkościelnych. Na przykład w październiku 2013 r. wprost napisał o tajemniczym zaginięciu w kurii warszawsko-praskiej akt dotyczących przypadku wykorzystania seksualnego osób małoletnich z przeszłości. Wedle ówczesnych słów redaktora „Idziemy” „w teczce personalnej odwołanego z probostwa księdza z Tarchomina nie znalazły się żadne ślady sprawy, która trafiła do kurii biskupiej przed kilkunastu laty”.

Do dziś, o ile wiem, ta sprawa nie została wyjaśniona. I chętnie bym spytał ks. Zielińskiego, co jeszcze robił ze swoją wiedzą na ten temat (bo przypuszczam, że nie ograniczył się tylko do wzmianki w edytorialu). Jakie służby zawiadomił o zaginięciu tak ważnych akt? I co udało mu się ustalić?

11. Pismo kościelne – a takim jest tygodnik „Idziemy” wydawany przez instytucję diecezjalną – powinno wyrażać tożsamość Kościoła i wspierać jego misję. Tymczasem, jak widać wyżej, pod kierunkiem red. Zielińskiego „Idziemy” staje się coraz bardziej pismem prywatnym. Sprzeciwia się stanowisku biskupa warszawsko-praskiego, organów Konferencji Episkopatu Polski i papieża w kwestii wykorzystywania seksualnego osób małoletnich. Promuje osobiste poglądy i sympatie, fobie i antypatie swojego redaktora, a przede wszystkim zwalcza tych, których redaktor nie lubi. Nie taka jest misja prasy kościelnej.

Ks. Henryk Zieliński powołany został na stanowisko redaktora naczelnego „Idziemy” w roku 2005, jeszcze przez abp. Sławoja Leszka Głódzia. Styl myślenia i działania Zielińskiego bardzo odpowiadał ówczesnemu szefowi diecezji. Od tego czasu już dwukrotnie zmienił się na Pradze biskup: najpierw został nim abp Henryk Hoser, a następnie bp Romuald Kamiński. Dziś – szczęśliwie dla wiernych diecezji warszawsko-praskiej – abp Głódź znajduje się daleko od nas. Czy jednak nie za dużo wciąż w naszej diecezji takich śladów jego sposobu myślenia i działania, jak redaktor naczelny „Idziemy”?

Henrykowi Zielińskiemu jako publicyście wolno prezentować dowolne poglądy. Może założyć własną gazetę i sprzedawać ją na wolnym rynku. Dlaczego jednak promuje własne prywatne fobie w piśmie diecezjalnym, korzystając z autorytetu redaktora naczelnego namaszczonego przez biskupa? Dlaczego tygodnik o takiej treści korzysta z przywilejów dystrybucji parafialnej (proboszczowie muszą zapłacić za otrzymane egzemplarze, niezależnie od tego, ile z nich znajdzie nabywców)?

12. Jako diecezjanin warszawsko-praski wyraziłem już mojemu biskupowi protest wobec publikacji ks. Henryka Zielińskiego. Na łamach kierowanego przez siebie pisma Zieliński od dawna konsekwentnie obraża i mnie samego, i inne osoby działające zgodnie z wezwaniami Ewangelii i Kościoła na rzecz kobiet i mężczyzn, którzy doświadczyli w Kościele przemocy seksualnej.

Stwierdzam, że przelała się czara goryczy. Do czasu zmiany na stanowisku redaktora naczelnego „Idziemy” przestanę dawać składki na jakiekolwiek instytucje diecezji warszawsko-praskiej i będę do tego samego zachęcał innych. Podkreślam: dotyczy to instytucji diecezjalnych, a nie darowizn lub tacy w mojej parafii.

13. Zapewne ks. Zieliński zakłada, że wszyscy księża myślą tak jak on. Całe szczęście, grubo się myli. Inicjatywa „Zranieni w Kościele” otrzymuje liczne wyrazy wdzięczności i wsparcia od duchownych, także z diecezji warszawsko-praskiej. Księża ci są bowiem zmęczeni ideologicznymi wojenkami rozgrywanymi wokół ludzkiej krzywdy, jakie toczą Zieliński i jemu podobni. Oni chcą po prostu głosić Dobrą Nowinę, tyle że kościelna polityka w tej dziedzinie odbiera ich słowom wiarygodność.

Do czasu zmiany na stanowisku redaktora naczelnego „Idziemy” przestanę dawać składki na jakiekolwiek instytucje diecezji warszawsko-praskiej. Nie dotyczy to mojej parafii

Dlatego cieszy, że Redakcja Katolicka TVP – nie po raz pierwszy – jednoznacznie stanęła po stronie osób zranionych. Paulina Guzik wraz ze swoimi gośćmi pokazała w swoim programie Kościół działający – tak jak chce papież Franciszek – jako szpital polowy dla osób skrzywdzonych przemocą seksualną. Reakcja ks. Zielińskiego natomiast – ze wszystkimi ukazanymi powyżej elementami – jest okazaniem pogardy dla tej wizji Kościoła.

14. Takie działania jednak nas nie powstrzymają od kontynuacji naszego powołania. Nie opinie ks. Zielińskiego są dla nas punktem odniesienia. W minionym tygodniu do Centrum Ochrony Dziecka, Inicjatywy „Zranieni w Kościele”, Fundacji Świętego Józefa i Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży dotarła taka wiadomość.

„E-mail to niewiele, ale pozwala mi podziękować Wam wszystkim za to wszystko, co robicie, że każdego dnia na nowo stajecie do walki o godność osób skrzywdzonych. Dziękuję za Waszą siłę i odwagę, i że się nie poddajecie mimo trudności, obojętności i oporu po drodze.

Wesprzyj Więź

Jestem jedną z pierwszych osób, która zadzwoniła na infolinię w marcu ubiegłego roku. W efekcie po ok. dwóch miesiącach z pomocą adwokatów złożyłam zeznanie w kurii o wydarzeniach sprzed prawie 20 lat.

Mówią, że najtrudniejsze już za mną. Teraz już tylko czekanie. Jednocześnie, kiedy patrzę na to, co dzieje się w naszym Kościele, wcale to czekanie takie proste nie jest. Był taki moment, że każdą wiadomość o obojętności, ignorowaniu czy utrudnianiu zdobycia informacji odbierałam bardzo osobiście, czułam się upokorzona i z łatwością wpadałam w rolę ofiary. Wychodzenie z niej nadal jest moją nauką.

I dlatego jeszcze raz Wam dziękuję. Ja nie potrafiłabym zrobić tego, co Wy. Mimo, że coraz śmielej i wyraźniej złość dochodzi we mnie do głosu, to ona sama nie wystarczy. Potrzeba, tak jak u Was, żeby działania wynikały z miłości. Dziękuję, że walczycie. Dziękuję, że jesteście moim głosem w naszym Kościele. Tak dobrze czuć się zaopiekowanym”.

Podziel się

1
Wiadomość

Mam wątpliwości, czy należy wchodzić w takie szczegółowe polemiki. Uwikła to Autora w przepychanki, po których za kilka miesięcy ludzie nie będą pamiętać, kto zaczął, więc obie strony są po równo winne. Dopóki ks.Zieliński nie zaproponuje, co katolicy powinni robić w związku z parasolem ochronnym roztoczonym nad oprawcami przez Instytucję, dopóty nie ma praw obywatelskich w dyskusji i powinien być ignorowany. No, owszem, ale ks.Zieliński niesprawiedliwie atakuje osoby niewinne, czy możemy więc być bierni? Może wystarczy “publicystycznie” nie podawać mu ręki?

Ale w jednej sprawie nie mogę się zgodzić z Autorem. Otóż Autor zastosował zasadę cuius regio eius religio – jak biskup ma inne zdanie, to katolickiemu pismu nie wolno pisać odmiennie. Należałoby wtedy zamknąć Tygodnik Powszechnu i Znak, a Więź by nie dotrwała do czasu kard.Nycza. Niech “Idziemy” pisze inaczej, niż myśli biskup, aby tylko nie na jedno kopyto. Ale to dopiero przed nami.

Panie Piotrze,
Jest podstawowa różnica między czasopismami kościelnymi a katolickimi. Wspominam o tym w polemice, zakładając, że różnica jest oczywista. Ale, jak widać, nie jest.
“Więź” nie jest pismem kościelnym. “Idziemy” jest pismem kościelnym. Z tego wynikają istotne różnice.

Rozumiem argument, ale mam wątpliwości. Czasopismo kościelne, to nie znaczy biskupie, chyba że przystaniemy na zasadę Kościół równa się biskup (hierarchia). A wtedy “oni” będą decydować, kto może używać przymiotnika “katolicki”. Postulat ten podnoszono nie tylko wobec Tygodnika Powszechnego – pamiętam, jak abp Życiński chciał odebrać KIKowi lubelskiemu ten przymiotnik za zaproszenie Stanisława Michalkiewicza z odczytem. Kościół otwarty ma się różnić nie poglądami, a postawą wobec poglądów. Dziś “zamkniętość mediów katolickich takich jak Niedziela, Gość, Idziemy na różnorodne poglądy katolików i katolickie jest jedynym w moich oczach alibi do chodzenia przez katolików do mediów głównego nurtu ze swoimi pretensjami do Kościoła i hierarchii. Np. ja nie mogę podzielić się ze wspólnotą Kościoła, do której należę wiedzą zgłębioną w ramach mojego zaangażowania na rzecz samorządu pracowniczego na temat katastrofy duszpasterstw ludzi pracy po 1989 roku, której jedną z przyczyn było koncertowe przeoczenie znaków czasu przez hierarchię, która dokonała instytucjonalnego rozmontowania tych duszpasterstw począwszy od likwidacji powołanej przez kard.Wyszyńskiego w maju 1980(!) komisji episkopatu właściwej w tych sprawach. Biskupi dobrowolnie zgodzili się na sekularyzację pracy jako drugiego po rodzinie obszaru życia człowieka. I gdy Pan pisze, że ks.Zieliński pisze inaczej niż jego biskup myśli, to nie intencjonalnie uzasadnia Pan zakaz pisania o takich sprawach. A przynajmniej taka może być nieprzewidziana przez Pana konsekwencja Pana argumentacji ws. “nieuprawnionej” wolności ks.Zielińskiego, do pisania, co myśli. Krytykujmy, że ktoś pisze błędnie, czasem jak mamy poważne przesłanki, że ze złą wolą, ale nie że inaczej, niż ktoś wyżej postawiony myśli w sprawach objętych wolnością (bo czasem dla dobra wyższego powinienem sobie odmówić prawa do skorzystania z tej wolności). Tu zastrzegam się, że generalnie stoję po Pana stronie w tym sporze, a różnica dotyczy szczegółu, chociaż ważnego szczegółu.

Panie Piotrze, ale tu jest problem przekroczenia pewnych granic lub ich nieprzekraczania.

To co pisze p Nosowski to jest coś w rodzaju bojkotu konsumenckiego. Wykazał, że ma do tego moralne prawo (a nawet niekoniecznie musiałby je mieć). Od osoby decyzyjnej po stronie diecezji (czyli biskupa) zależy teraz, co dalej.

Problem z ks. Zielińskim nie jest moim zdaniem w tym, że ma swoje sympatie i antypatie i wyraża je na łamach pisma, które prowadzi. Problem jest w tym, że jak wykazał to p. Nosowski robi to bardzo głupio. Przy czym słowo “głupio” traktuję tu zarówno jako ocenę intelektualną jak i moralną.

Dodam jeszcze, że byłem kiedyś wiernym diecezji warszawsko-praskiej. Kupiłem jeden raz Idziemy. Po przeczytaniu tego jednego losowego numeru powiedziałem sobie “nigdy więcej”.

Artykuł inspirujący do reakcji, zresztą jak wiele artykułów red. Nosowskiego. Nie polemizuję z faktami jakie zostały przedstawione – nie potrafię ich niezależnie ocenić i sprawdzić. Wszelkie generalizacje zarówno red. Nosowskiego (tych tez nie brakuje w ferworze polemiki) jak i ks. Zielińskiego uważam za bardzo niefortunne. Pogardliwe oceny „Idziemy” jakoby stawało się czasopismem prywatnym są krzywdzące. Wiele osób czyta i ceni to czasopismo. Podobnie jak w „Więzi” są teksty lepsze lub gorsze. W „Więzi” bywają też teksty stronnicze, oportunistyczne, np. wpisujące się w „poprawność polityczną” a la Gazeta Wyborcza.
Natomiast plakat i sformułowanie „Zranieni w Kościele” mimo pewnie dobrych intencji autorów niesie w sobie element stygmatyzacji Kościoła. Bo to co znaczy ? Popatrzmy na sformułowanie – zakłada ono jakiś trend, jakieś zjawisko o szerszym charakterze bo nie piszemy informacyjnie ale ogólnie o Kościele. W Kościele jest ok. 30 tys. księży – czy to znaczy w tym Kościele świeckim grozi Ci niebezpieczeństwo od każdego księdza. Dlaczego nie „Pomoc ofiarom molestowania seksualnego” i nie ważne czy z rąk księdza, organisty, nauczyciela czy dyrygenta chóru szkolnego. Co ciekawe szeroka formułę pomocy wszystkim ofiarom nadużyć seksualnych, nie tylko w KK, przy swoich skromnych środkach (wyłącznie ze składek sympatyków) zaoferował Instytut Kultury Prawnej „Ordo Iuris” https://ordoiuris.pl/rodzina-i-malzenstwo/skuteczna-pomoc-ofiarom-naduzyc-seksualnych-ordo-iuris-uruchamia-zespol-ds
Dlaczego o tym nie ma informacji na plakatach. Przecież chodzi o front pomocy, niezależnie od instytucji.
Warto jednak wrócić także do wspomnianych efektów filmów Sekielskich i całej atmosfery narastającej nagonki na KK. Nie widzieć tego to chyba żyć w obłokac. I nie chodzi o skrytkowanie pewnych patologicznych mechanizmów, które zdarzają się w każdej społeczności. Sekielscy nigdy jasno nie odpowiedzieli dlaczego nie zajmą się też innymi grupami. Masowe krzywdzące uogólnienia na temat wszystkich księży w mediach, mocna mowa nienawiści i wulgaryzmy na temat duchowieństwa w komentarzach na blogach, Twitterze i pod artykułami. Moja ocena jest taka, że w dużych miastach buduje się pewien poziom histerii antyklerykalnej, której agresywne efekty a potem polityczne dotkną nas katolików świeckich i cały KK w Polsce z wielkim natężeniem. To są dobrze znane zjawiska opisywane min. w USA. Przykład, po wiosennej emisji filmu Sekielskich w podwarszwskiej parafi, wzorcowo prowadzonej od lat niedawno na bruku pojawia się napis „Jeb..ć klechów pedofili” – sprayem przed kościołem. Tego nigdy nie było. Zwiększa się wyraźnie pozom agresji wobec KK i duchownych. Dlatego każde słowo się liczy. To oczywiście nie stoi w sprzeczności z koniecznością zdecydowanych działań w samym KK i niesienia skutecznej pomocy skrzywdzonym. To jest konieczne. Ofiary potrzebują pomocy i pojednania, uzdrowienia.
Ryzyko molestowania seksualnego w KK uważam na nader niskim poziomie w Polsce: nie grozi bardziej dzieciom i młodzieży w KK niż w każdej innej cieszącej się zaufaniem społecznym instytucji (szkoła, lekarza, chór, harcerstwo) a nawet powiedziałbym to ryzyko było niższe i jest jeszcze niższe w KK zwłaszcza po zmianach wprowadzonych od kilku lat niż w innych instytucjach zaufania publicznego. Inne instytucje zrobiły dużo mniej. Nie dziwię się proboszczom niechętnym wywieszaniu plakatu.
Jak powiedział mi mój proboszcz – w momencie jakichkolwiek oskarżeń jestem na straconej pozycji, natychmiast zostaję odsunięty od swojej funkcji, nie mam adwokata bo on kosztuje sporo pieniędzy a środki mam ograniczone. Kuria nie da mi adwokata, może z wyjątkiem roszczeń finansowych wobec diecezji (wtedy to adwokat działa na rzecz diecezji), nawet jeśli oskarżenia będą fałszywe. Moja reputacja i dobre imię będzie zbrukane. Miejsc w domu księży emerytów brakuje. Trochę smutna perspektywa. Są przecież przypadki zaszczucia księży i samobójstw.
Piszę to jako katolik świecki, zaangażowany w życie lokalnego kościoła. Zgoda, że powinna być wszędzie informacja na temat możliwości zgłoszenia problemów nadużyć seksualnych pod bezpieczny telefon. Zresztą te kwestie powinny być kanalizowane przez kilka ośrodków. Także są inne ośrodki, które oferują pomoc zresztą bardzo profesjonalną i szerzej adresowaną jak wspomniany Ordo Iuris.
I patrząc na tragedię nadużyć seksualnych ze strony pewnej części duchowieństwa, które zagubiło wiarę i moralność, wobec dzieci a przede wszystkim młodzieży (bo dominowała w istocie efebofilia a nie pedofilia wg John Jay Catholic Church Report) w USA to trzeba także zauważyć zjawiska, o których nikt dzisiaj w Polsce nie dyskutuje , a które i do nas przyjdą. Mam na myśli wyspecjalizowane firmy prawnicze działające na zasadzie success fee, nakręcającej spiralę albo naciąganych dowodów i potem oskarżeń i procesów albo wręcz współdziałających w wyłudzeniach na podstawie fikcyjnych dowodów. Takie sprawy miały miejsce w USA, a ostatnio w Australii. Po drugie, ofiary niewinnych oskarżeń jak kardynał Pell, który nie pierwszy raz poddawany był tak brutalnej nagonce medialnej ze strony ABC a także ze strony władz stanu Viktoria, cierpią za innych ale dlatego, że części tworzących nagonkę nie podobają się konserwatywne poglądy kard. Pella w zakresie moralności a przy okazji działa syndrom potrzeby spektakularnego kozła ofiranego. .
Polecam jako studium przypadku – los fałszywie oskarżonego (takie jest moje odczucie w oparciu o przestudiowane materiały) księdza – na przykładzie ks. Gordona Macrae, w świetnym artykule dziennikarki z NY Dorothy Rabinowitz opublikowanym kilka lat temu w The Wall Street Journal „The Priest Story” – https://www.wsj.com/articles/SB111457164627718029 oraz blog prowadzony przez księdza odsiadującego wyrok, który uważa za kompletnie niesłuszny https://thesestonewalls.com/about/

To czego obawia się pewnie wielu księży, rozgrywek pod płaszczykiem walki z pedofilia motywowanych albo ogromnymi pieniędzmi z odszkodowań albo rozgrywką ideologiczną – walka z księżmi broniącymi tradycyjnych wartości bez względu czy ponosili oni winę i byli oskarżani za czyny przestępcze niektórych księży (przypadek kard. Pella i władz Stanu Victoria w Australii)
Natomiast jeden komentarz co do stylu. Autor w garniturze przyzwoitości i nieskazitelnej uczciwości pozwala sobie także na wycieczki poniżej standardu. Ocenia Pan ks. Zielińskiego ostro a o czym świadczy jak nie o braku obiektywności i dystansu taki „kwiatek” w Pana tekście „Ks. Henryk Zieliński powołany został na stanowisko redaktora naczelnego „Idziemy” w roku 2005, jeszcze przez abp. Sławoja Leszka Głódzia. Styl myślenia i działania Zielińskiego bardzo odpowiadał ówczesnemu szefowi diecezji [ na jakiej podstawie Pan takie tezy stawia ?] . Od tego czasu już dwukrotnie zmienił się na Pradze biskup: najpierw został nim abp Henryk Hoser, a następnie bp Romuald Kamiński. Dziś – szczęśliwie dla wiernych diecezji warszawsko-praskiej – abp Głódź znajduje się daleko od nas. Czy jednak nie za dużo wciąż w naszej diecezji takich śladów jego sposobu myślenia i działania, jak redaktor naczelny „Idziemy”?” Zabawy w nieuzasadnione uogólnienia nie przystoją.

Kuria się nie dowie, że jakiś tam wierny protestuje i nie wspiera finansowo “zacnych” dzieł. Redaktor Zuzanna Radzik proponowała, aby na znak protestu, na tacę wrzucać 1 grosz….

A ja – pomijajac – polemike – red. Nosowskiego i ks. red. Zielińskiego i nie wnikajac w istote tego sporu – nawiazujac do slow red. Nosowskiego, biorac pod uwage caloksztalt tekstow „Wiezi”, jej zenujacy poziom i ideologiczna linie, zachecam wszystkich do tego, by nie wspierac finansowo „Wiezi” jako antykatolickiego i niewiele majacego wspolnego z chrzescijanstwem czasopisma. To samo odnosi sie do dzialalnosci KIK (kto zna choc troche historie, to wie z czego slyna te kluby…). To wszystko to jest taka „lajtowa”, relatywna i liberalna wersja chrzescijanstwa, ktora newiele ma wspolnego z Ewangelia i nauczaniem moralnym Kosciola… Na marginesie: do ks. red. Zielinskiego, jego wypowiedzi w roznych sprawach i tekstow tez miewalem swoje uwagi i zastrzezenia i sygnalizowalem to samemu zainteresowanemu. I jeszcze jedno: ten tekst jasno potwierdza, ze jedna z ulubionych metod red. Nosowskiego, w przypadku braku argumentow po jego stronie, jest szantaz i perfidne (tak trzeba to nazwac) wywieranie nacisku. Ten tekst po raz kolejny jasno to pokazuje. A najgorsze jest jeszcze to, ze jest przekonany, iz ma w tym racje, choc czesto jej nie ma i ubiera to w piekne hasla. Jednak to tylko blichtr i ułuda. „Kto może pojac, niech pojmuje…”.

Wdzięczny byłbym za przykłady posługiwania się przeze mnie szantażem i perfidnym wywieraniem nacisku. Bo skoro jest to, Pańskim zdaniem, “jedna z ulubionych metod red. Nosowskiego”, to przypuszczam, że ma Pan zgromadzoną cała kolekcję przykładów.
Wdzięczny byłbym również za dowód Pańskich tez, ze “Więź” jest:
– antykatolicka
– niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem
– prezentuje “lajtową” wersję chrześcijaństwa
– prezentuje liberalną wersję chrześcijaństwa
– prezentuje relatywną wersję chrześcijaństwa.
Z góry dziękuję!
Do usłyszenia/zobaczenia!

Janusz Zabłocki współzałożyciel Więzi: ” Nie chcemy się zaliczać do ” prasy katolickiej” i być związani z ortodoksją katolicką.” Jeśli coś się zmieniło to zerwicie z tym dziedzictwem. Majątek na ” orkiestrę”. Nowe pismo. Katolickie i ortodoksyjne.

Idziemy propaguje jedynie sluszna partyjna linie redaktora R. Molenda. Jesli sie nie zgadzasz, to nie wykonuje wysilku intelektualnego ani nawet copy paste by sprawdzic dane zrodlo, ale nazywa czytelnikow – glupkami, analfabetami itp, a z ofiar naduzyc sie wysmiewa. I jest to twarz “Idziemy”. Wspomnienie ofiar naudzyc, ktore wg dokumentow chcialy popelnic samobojstwo – konczy sie wysmianiem, oskarzeniem o insynuacje. Przyznam, ze danwo nie widzielismy tak podlego i nieprofesjonalnego pisma.