Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jak to się robiło w diecezji kaliskiej (1)

Z lewej: bp Edward Janiak, fot. BP KEP; z prawej: bp Stanisław Napierała, fot. Waldemar Kompała / Agencja Gazeta

Przez 15 lat od ujawnienia przestępstwa diecezja kaliska nie rozpoczęła dochodzenia kanonicznego w sprawie duchownego prawomocnie skazanego za znęcanie się nad ośmiolatkami i molestowanie ich.

Do niedawna diecezja kaliska nie cieszyła się szerszym zainteresowaniem na skalę krajową. Wydawała się mało istotna z ogólnopolskiego punktu widzenia. Błyskawicznie zmieniło się to po filmie „Zabawa w chowanego” braci Sekielskich. Ujawnienie sposobu, w jaki bp Edward Janiak potraktował rodziców młodego mężczyzny wykorzystanego seksualnie w dzieciństwie przez jednego z księży tej diecezji, postawiło Kalisz w centrum uwagi opinii publicznej.

Prymas Polski natychmiast złożył do Watykanu, za pośrednictwem nuncjatury apostolskiej, zawiadomienie o możliwości popełnienia przez biskupa kaliskiego czynu określanego w motu proprio „Vos estis lux mundi” jako „działania lub zaniechania, mające na celu zakłócanie lub uniknięcie dochodzeń cywilnych lub kanonicznych”. W tym przypadku chodzi o – trwające co najmniej dwa lata – zaniechanie rozpoczęcia postępowania kanonicznego, pomimo posiadania wiarygodnej informacji o fakcie wykorzystania seksualnego osoby małoletniej.

Trudna ta bezradność

Co jeszcze ważniejsze, podnieśli głowy także kaliscy księża. Jak informowaliśmy jako pierwsi na łamach Więź.pl, dziewięć dni po premierze filmu, 25 maja br., Rada Kapłańska Diecezji Kaliskiej odmówiła podpisania przedstawionego jej listu poparcia dla oskarżonego o krycie i tuszowanie pedofilii bp. Janiaka. Po gorącej dyskusji Rada Kapłańska – zamiast długiego, trzystronicowego listu poparcia – uzgodniła wystosowanie innego pisma. Jest to krótki list do papieża Franciszka z prośbą o wyjaśnienie postawionych biskupowi zarzutów i z zapewnieniem o modlitwie za sytuację w diecezji.

To sytuacja w Polsce bezprecedensowa. Wcześniej oskarżani o nadużycia czy zaniedbania biskupi – np. abp Paetz czy abp Głódź – potrafili skutecznie organizować poparcie dla siebie ze strony duchowieństwa. Nie było dla nich wtedy istotne, czy jest to poparcie autentyczne, czy też wymuszone. Liczył się dokument z podpisami, jaki się przedstawiało w Watykanie, a nie polska opinia publiczna.

Kaliscy księża mają dość. Jeden z nich mówi mi: „To, o czym donoszą media, to tylko niewielki ułamek problemów, jakie tu mamy”

W Kaliszu stało się inaczej. Tamtejsi księża mają dość i rozwiązały im się języki, a wiedzą dużo. Jeden z nich mówi mi: „To, o czym media donoszą, to tylko niewielki ułamek problemów, jakie tu mamy. Każdy, kto to widzi, ma poczucie totalnej bezradności”. Moi rozmówcy wdzięczni są, że ktoś chce bardziej szczegółowo opisać dotychczasowe sposoby działania diecezji kaliskiej. Bo może medialna presja pozwoli coś wreszcie zmienić.

Wolą nie występować pod nazwiskami, bo jednak tkwią wewnątrz tych struktur. Widzą zachowania, które budzą ich bunt. Reagują bezskutecznie, co rodzi frustrację. A oni chcieliby po prostu móc głosić ludziom Dobrą Nowinę, nie zaś tłumaczyć się za zachowania swojego biskupa. „Strasznie trudna jest ta bezradność” – słyszę od zasmuconego księdza, który właśnie obchodził swój jubileusz kapłaństwa. „To nie tak miało być”.

Mechanizmy, nie nazwiska

Jak zatem traktowano w diecezji kaliskiej oskarżenia duchownych o wykorzystywanie seksualne dzieci i młodzieży? Trzeba to pokazać na znaczących indywidualnych przypadkach. Zacznę od historii, do przedstawienia której nie trzeba żadnych ukrytych kamer czy dyktafonów, ani tajnych informatorów, ani też ukrywających tożsamość świadków. Wszystko jest do znalezienia w internecie. Tylko trzeba wiedzieć, czego szukać. Dziękuję tym, którzy mi podpowiedzieli kierunek poszukiwań.

Nie podam tu nazwiska sprawcy, choć jest ono znane publicznie. Chodzi mi bowiem nie o piętnowanie tego człowieka, lecz o pokazanie procederu, jaki stosowali jego przełożeni (te nazwiska padną). Mamy tu bowiem do czynienia z mechanizmem podobnym, jak w słynnym już przypadku ks. Kani, który – mając we Wrocławiu prokuratorskie zarzuty za wykorzystywanie seksualne chłopców – przeniesiony został, niby nic, do pracy duszpasterskiej w diecezji bydgoskiej (w przenosinach znaczący udział miał obecny biskup kaliski Edward Janiak, wówczas biskup pomocniczy archidiecezji wrocławskiej).

Reakcja biskupa Napierały na prawomocny wyrok sądowy to: milczenie, zaniechanie podjęcia działań nakazanych prawem kościelnym, ukrywanie sprawcy poprzez transfer do innej diecezji

Dodam, że do większej delikatności w pisaniu o sprawcach skłania mnie inna niedawna tragiczna historia z diecezji kaliskiej. Chodzi o popularnego w diecezji 40-letniego duchownego, duszpasterza młodzieży. Lubiany był także przez biskupa. Jak na standardy tej diecezji, dość młodo został proboszczem. Niby tylko na wsi pod Ostrowem Wielkopolskim, ale jednak dla księdza to awans dający samodzielność. Ten duchowny w marcu br. popełnił samobójstwo po ujawnieniu efektów prowokacji przeprowadzonej przez znanego internetowego tropiciela grzechów księży (jego nazwisko też pomijam, żeby tej wysoce kontrowersyjnej postaci nie robić promocji).

Podstawiony prowokator nawiązał kontakt z duchownym, przedstawiając się jako 16-latek. Po pewnym czasie rozmówcy umówili się na seks. Proboszcz ze szczegółami opisywał swoje preferencje. W rzeczywistości w umówionym miejscu pod marketem zamiast młodzieńca pojawił się zdecydowanie starszy mężczyzna, na dodatek trzymając w ręku włączoną kamerę. Ksiądz natychmiast odjechał samochodem. Wkrótce w internecie opublikowane zostały jego dane osobowe i nagranie rozmowy telefonicznej, w której duchowny błagał prowokatora: „Daj mi, chłopie, szansę nawrócenia się”. Tej szansy już nie dostał. Wieczorem w dniu publikacji kompromitujących materiałów ksiądz przedawkował leki. Trafił do szpitala. Został błyskawicznie odwołany z urzędu proboszcza i zawieszony w wykonywaniu czynności kapłańskich. Wkrótce zmarł…

Nie będę więc pisał o sprawcach po nazwisku.

Ksiądz ugryzł chłopca w szyję

W przypadku ks. Łukasza (imię zmienione) chodzi o dzieci dużo młodsze: ośmioletnie.

Jego problemy prawne zaczęły się we wrześniu 2004 r. Sąd Rejonowy w Wieluniu najpierw tymczasowo zaaresztował 47-letniego duchownego, proboszcza nieodległej wiejskiej parafii. Polska Agencja Prasowa informowała wtedy, że pokrzywdzone dzieci to chłopiec i dziewczynka – oboje w wieku 8 lat. Do zdarzeń miało dojść w 2003 i 2004 roku, a ksiądz miał m.in. dotykać intymnych części ciała dzieci. Według relacji rodziców pokrzywdzonych, ksiądz bił je wskaźnikiem i stosował kary fizyczne. Jednemu z chłopców naderwał ucho i ugryzł go w szyję. Proboszczowi zarzucano także obmacywanie dziewczynek.

W dobrze poinformowanej w takich sytuacjach prasie lokalnej z tamtego okresu można znaleźć nieoficjalne informacje o poleceniach, jakie ksiądz miał wydawać dzieciom na plebanii. Rzekomo otrzymywały one polecenie rozbierania się: dziewczynki od pasa w górę, chłopcy od pasa w dół.

Szkoła wiedziała, nie powiedziała

Wstrząsające szczegóły sprawy opisywała w 2004 r. „Gazeta Wyborcza”. Przytaczano tam najpierw relację matki ośmioletniego ucznia, która jako pierwsza zgłosiła sprawę. To właśnie jej syna ksiądz – podczas lekcji religii – najpierw zaczął szarpać, a potem ugryzł w szyję i naderwał mu ucho. „Przyjechał do mnie i przeprosił, ale to nie był pierwszy raz. Poszłam na policję, bo syn ze strachu nie chciał chodzić do szkoły” – opowiadała kobieta.

Gdy policja wszczęła dochodzenie, „zaczęli się zgłaszać kolejni świadkowie. M.in. matka ośmioletniej dziewczynki, którą proboszcz miał w zeszłym roku podczas lekcji łapać za krocze. Kolejni rodzice opowiadali o karach cielesnych wymierzanych dzieciom podczas religii”.

Bp Napierała uwierzył w tłumaczenia skazanego księdza, a nie dał wiary prawomocnemu wyrokowi sądu, który uznał duchownego za winnego

W krótkim tekście „Wyborczej” przytoczone są również wypowiedzi dzieci: „Ksiądz był niedobry, bił nas po rękach linijką”, „Kazał całą lekcję klęczeć za karę na podłodze, bił wieszakami”, „Dziewczynki sadzał na kolanach i głaskał po plecach”.

Okazało się, że skargi docierały do kierownictwa szkoły już wcześniej. Dyrektorka po każdym incydencie wzywała proboszcza na rozmowę. Pod nazwiskiem mówiła dziennikarzowi: „Trzy lata temu dotarły do nas skargi rodziców, że ksiądz bije dzieci wskaźnikiem. Mówiłyśmy mu, żeby tego nie robił, chowałyśmy nawet przed nim wskaźnik. Tłumaczył się, że czasem puszczają mu nerwy”.

Oskarżenie i wyrok

Wieluńska prokuratura uznała zeznania dzieci za wiarygodne. Postawiła duchownemu zarzuty molestowania seksualnego ośmioletnich dzieci i znęcania się nad nimi. Podczas przesłuchania proboszcz przyznał się tylko do drugiego zarzutu. Swoje zachowanie nazywał „dyscyplinowaniem młodzieży”.

Wyrok sądowy w sprawie zapadł 18 lipca 2005 r. przed sądem rejonowym w Wieluniu. Sąd uznał ks. Łukasza za winnego obu zarzutów i skazał go na karę 1 roku i 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz na czteroletni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela. Podstawa prawna to czyny z artykułów 200 (seksualne wykorzystanie małoletniego) i 207 (znęcanie się fizyczne lub psychiczne) kodeksu karnego. W trakcie procesu sądowego duchowny konsekwentnie nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów z art. 200 kk.

Wyrok sądu rejonowego został później podtrzymany przez sąd okręgowy w Sieradzu i stał się prawomocny.

Z Kalisza do Siedlec

Na kilka lat słuch o ks. Łukaszu zaginął. Wtajemniczeni opowiadają, że po wyroku przebywał za granicą, m.in. pracował w Anglii przy produkcji farb proszkowych. Jednak w grudniu 2010 r. wrócił do pracy duszpasterskiej – tyle że już nie w swojej diecezji, lecz na terenie diecezji siedleckiej.

Nie wyszłoby to na jaw, gdyby nie pierwszy film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”. Jak podają lokalne media, to po premierze dokumentu dawni parafianie zastanawiali się, co dzieje się teraz z księdzem, który tak tragicznie zapisał się w ich pamięci. I odnaleźli go właśnie w Siedlcach. Pracował tam w jednym z domów pomocy społecznej jako kapelan.

Biskupi okazywali duchownym sprawcom tanie miłosierdzie. Tanie, czyli takie, które nic od nich nie wymaga

Jak się wkrótce okazało, ks. Łukasz trafił do Siedlec na mocy porozumienia ówczesnych biskupów: kaliskiego Stanisława Napierały i siedleckiego Zbigniewa Kiernikowskiego. Gdy w 2019 r. media ujawniły przeszłość kapelana DPS, diecezja siedlecka wydała obszerne oświadczenie wyjaśniające szczegółowo sytuację. Podkreślono w nim, że ks. Łukasz „jest kapłanem diecezji kaliskiej oddelegowanym przez swojego ordynariusza do pracy w diecezji siedleckiej”. Wyjaśniano, że w Siedlcach pojawił się on po upływie zasądzonego zawieszenia wykonania kary i po upływie czasu zakazu wykonywania zawodu nauczycielskiego. Ponadto zgodnie z polskim prawodawstwem jego wyrok uległ zatarciu.

Duchownego do pracy w Siedlcach przyjął – na okres próbny dwóch lat – biskup siedlecki, po zasięgnięciu opinii biskupa kaliskiego. W oświadczeniu kurii siedleckiej z maja 2019 r. można przeczytać, że bp Kiernikowski poinformowany został o zarzutach i wyroku sądowym dotyczącym ks. Łukasza i w związku z tym nie skierował go do bezpośredniej pracy parafialnej. Będąc kapelanem Domu Pomocy Społecznej, duchowny zamieszkał przy jednej z siedleckich parafii, gdyż DPS nie dysponował mieszkaniem dla kapelana.

Kar nie miał, skarg nie było

Okres próbny był później kontynuowany. Być może przyczyniły się do tego także zmiany personalne, jakie nastąpiły w obu diecezjach. W 2012 r. biskupem kaliskim został bowiem – w miejsce Stanisława Napierały – Edward Janiak, a bp Kiernikowski w 2014 r. objął diecezję legnicką (do Siedlec trafił zaś bp Kazimierz Gurda z Kielc).

Kuria siedlecka wyjaśnia, że w czasie swojej pracy na terenie tej diecezji ks. Łukasz nie miał bezpośredniego kontaktu z dziećmi i młodzieżą. „W ciągu 9 lat pracy w diecezji siedleckiej nie wpłynęła żadna skarga na jego posługę czy zachowanie, szczególnie w zakresie czynów wskazanych w wyroku sądowym”. Zapewniano również, że w czasie swojej posługi w diecezji siedleckiej duchowny „był pod stałą kontrolą odpowiednich władz diecezjalnych”.

Ani prokuratorzy, ani sędziowie, ani biskupi nie zdawali sobie sprawy z dalekosiężności destrukcyjnych i traumatycznych skutków molestowania seksualnego w dzieciństwie dla osób skrzywdzonych

Wyjaśnienia te wydają się jednak wątpliwe, gdyż dostępnych jest wiele informacji wskazujących, że ks. Łukasz bardzo aktywnie działał duszpastersko. Udzielał wypowiedzi prasowych. Był duchowym opiekunem nocnych pielgrzymek pieszych do podsiedleckiego sanktuarium. Pełnił w razie potrzeby inne obowiązki diecezjalne, np. spowiadał w katedrze siedleckiej, nawet w Wielki Piątek 2018 r. Mieszkał przy parafii. Uczestniczył w życiu wspólnoty neokatechumenalnej.

Wydaje się więc, że – choć ksiądz Łukasz zasadniczo pracował w DPS z osobami w wieku podeszłym – w zakresie kontaktu z dziećmi i młodzieżą albo nie miał w Siedlcach nałożonych żadnych ścisłych ograniczeń, albo nic sobie z nich nie robił. Na brak restrykcji wskazuje również inne zdanie z oświadczenia kurii siedleckiej: „Ponieważ nie otrzymał kary suspensy, sprawował sakramenty święte jak każdy kapłan”.

„Osobą decyzyjną jest biskup kaliski”

I tu dochodzimy do najważniejszego punktu oświadczenia dyrektora siedleckiego Diecezjalnego Biura Prasowego z maja 2019 r. Cały dokument jest niezwykle szczegółowy, ale ostatni punkt brzmi bardzo lakonicznie: „W sprawie ewentualnego kanonicznego postępowania względem ks. [Łukasza] osobą decyzyjną jest Biskup Kaliski”.

Wygląda to na zwykłe stwierdzenie faktu, w rzeczywistości jednak jest to dla uważnego czytelnika informacja, że na temat kanonicznych konsekwencji czynów duchownego diecezja siedlecka co najmniej nie ma nic do powiedzenia – a właściwie: nic o nich nie wie. Trzeba o to pytać w Kaliszu.

Zacząłem więc pytać w Kaliszu – tym bardziej, że po ujawnieniu przeszłości kapelana DPS diecezja siedlecka błyskawicznie zakończyła z nim współpracę. Ks. Łukasz trafił z powrotem do macierzystej diecezji. Mieszka obecnie w jednym z kaliskich domów dla księży.

Nawet jeśli bp Janiak „do 2019 r. nie miał wiedzy” co do tej sprawy, to jest to ignorancja zawiniona. Czyli sytuacja, w której ktoś nie wiedział, choć wiedzieć powinien

Jeden z tamtejszych duchownych mówi mi, że biskup Janiak przekazał księżom, iż ks. Łukasz wrócił do diecezji, gdyż ktoś z jego oskarżycieli na łożu śmierci wyznał, że zmyślił całą historię – a oskarżenie księdza było aktem zemsty w ramach jakiegoś konfliktu. Tej informacji nie udało mi się zweryfikować. Traktuję ją jednak jako pokrętne wyjaśnienia, w istocie zaciemniające sytuację. Gdyby bowiem tak w istocie było, to logika wskazywałaby na konieczność podania tego faktu do wiadomości publicznej, w celu rehabilitacji duchownego.

Jak zaznaczałem we wstępie, chcę tu jednak opisać nie tyle przypadek księdza, ile sposób reagowania przełożonych. Być może bowiem ks. Łukasz po 2005 r. żadnego dziecka już nie ugryzł w szyję, nie uderzył linijką, nie głaskał po plecach i nie łapał za miejsca intymne. Ale mógł to robić ponownie, skoro za takie właśnie czyny został skazany, a na forach internetowych można też znaleźć ślady wspomnień o jego brutalności wobec dzieci z poprzedniej parafii, w której pracował.

Jak więc zareagował biskup kaliski? Można tę reakcję sprowadzić do trzech postaw: milczenie, zaniechanie podjęcia działań nakazanych prawem kościelnym, ukrywanie poprzez transfer do innej diecezji.

Czy i kiedy?

Z punktu widzenia odpowiedzialności kościelnych przełożonych najważniejsze pytania w tej sprawie brzmią: czy w przypadku ks. Łukasza diecezja kaliska przeprowadziła wstępne dochodzenie kanoniczne oraz czy – wobec stwierdzenia winy oraz skazania duchownego przez sąd państwowy, m.in. za molestowanie seksualne ośmiolatków – zawiadomiła o sprawie watykańską Kongregację Nauki Wiary. Obie te czynności należą do elementarnych obowiązków biskupa w przypadku otrzymania wiadomości, przynajmniej prawdopodobnej, o popełnieniu przestępstwa (powinność powiadamiania KNW wprowadza motu proprio „Sacramentorum sanctitatis tutela” z 2001 r.).

Cytowane już oświadczenie kurii siedleckiej szczegółowo przedstawia przebieg sprawy karnej kaliskiego duchownego, ale całkowicie milczy o dochodzeniu kanonicznym. To bardzo ważna poszlaka wskazująca, że do maja 2019 r. takiego dochodzenia w tej sprawie w ogóle nie rozpoczęto.

Tę hipotezę udało mi się zweryfikować na miejscu. Z dobrze poinformowanych źródeł w diecezji kaliskiej dowiedziałem się, że działania kanoniczne w sprawie ks. Łukasza zostały rozpoczęte dopiero w drugiej połowie roku 2019, po ponownym opisaniu sprawy w mediach, gdy duchowny musiał wrócić z Siedlec do Kalisza.

Odpowiedź z kurii

Kilka pytań dotyczących kwestii prawnokanonicznych tego przypadku przesłałem do kanclerza kurii kaliskiej, ks. Marcina Papuzińskiego (zarazem rzecznika kurii) oraz do ks. Bogumiła Kempy, diecezjalnego delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży. Po dwóch dniach otrzymałem odpowiedź od ks. Papuzińskiego. Stwierdza on, że Kuria Diecezjalna w Kaliszu „nie posiada dokumentów świadczących o wszczęciu w roku 2005 postępowania kanonicznego” w sprawie ks. Łukasza. „Dochodzenie wstępne w jego sprawie zostało wszczęte natychmiast po jego powrocie do diecezji kaliskiej, tzn. w 2019 r. Wtedy też została powiadomiona Kongregacja Nauki Wiary”.

Kanclerz i rzecznik kurii kaliskiej zapewnia mnie równocześnie – choć o to nie pytałem – że bp Edward Janiak „do 2019 r. nie miał wiedzy co do sprawy” ks. Łukasza. Wedle słów kanclerza duchowny „powrócił do diecezji kaliskiej z dniem 1 lipca 2019 r. na wyraźną prośbę biskupa siedleckiego”. Od tego dnia „nie pracuje w duszpasterstwie; mieszka w domu księży emerytów, […] ma obecnie w diecezji status sine officio” (bez urzędu – Z.N.).

Wedle dostępnej mi wiedzy oświadczenie ks. Papuzińskiego należałoby jednak uzupełnić o istotne fakty. Owszem, ks. Łukasz nie ma przydzielonych zadań duszpasterskich, ale też nie ma żadnych ograniczeń sprawowania sakramentów. Na przykład w lutym br. odprawiał główną Mszę odpustową i głosił przez cały dzień okolicznościowe kazania w parafii pod Kaliszem.

Milczeć dla dobra wszystkich

Cytowane wyżej słowa kanclerza kurii kaliskiej są jednak niesłychanie ważne, gdyż potwierdzają fakt, że przez 15 lat od ujawnienia przestępstwa, w tym 14 lat od wyroku sądu państwowego, diecezja kaliska nie rozpoczęła dochodzenia kanonicznego w sprawie duchownego prawomocnie skazanego w 2005 r. za znęcanie się nad ośmiolatkami i molestowanie ich.

Obowiązek ten spoczywał na ówczesnym biskupie Stanisławie Napierale. To właśnie on – dziś biskup senior diecezji kaliskiej, zastępując skompromitowanego następcę podczas niedawnych święceń kapłańskich – mówił nowo wyświęconym księżom: „są sytuacje, gdy trzeba milczeć dla dobra wszystkich, […] jeśli komuś zależy na Kościele, nie mówi o kapłanach źle”. Nic więc dziwnego, że rozumując w ten sposób, bp Napierała w 2004 r. uznał, że reakcją właściwą w przypadku ks. Łukasza jest właśnie milczenie.

Gdy w 2012 r. rozmawiałem z abp. Michalikiem, zachęcając go do kontaktu z osobami skrzywdzonymi przez księdza z Tylawy (otrzymał wyrok w zawieszeniu), usłyszałem: „przecież nie poszedł siedzieć, czyli sprawa nie była wcale taka jednoznaczna”

Jeden z kaliskich duchownych wyjaśnia mi, że biskup senior to dobroduszny człowiek starej daty (ur. 1936), któremu w głowie się nie mieści, że ksiądz mógłby w ogóle „robić takie rzeczy”. Zapewne mając takie nastawienie, biskup uznał całą historię za nieprawdopodobną, więc zwolnił się z podejmowania działań kanonicznych. To go jednak nie usprawiedliwia.

Znaczy to bowiem, że – nie badając sprawy – uwierzył w tłumaczenia księdza Łukasza (ten podczas procesu sądowego nie przyznał się do zarzucanych mu czynów z art. 200 kk), a nie dał wiary wyrokowi sądu, który uznał duchownego za winnego i właśnie za to m.in. przestępstwo wydał wyrok skazujący. A czyż może istnieć w takiej sferze wiadomość bardziej prawdopodobna niż prawomocny wyrok sądu wydany w dwóch instancjach po przeprowadzonym procesie?

Nie poszedł siedzieć

Tu pojawia się jednak jeszcze inny aspekt sprawy, pozwalający wyjaśnić (co nie znaczy: usprawiedliwić) postawę biskupa Napierały. Chodzi o łagodny wyrok sądu powszechnego. Była to, co prawda, kara pozbawienia wolności, ale wymierzona została nie bezwzględnie, lecz w zawieszeniu. Przypuszczam, że w dyskusjach w kaliskiej kurii właśnie zawieszenie wyroku mogło być używane jako argument na rzecz niewinności duchownego. No bo przecież gdyby był naprawdę winny, to poszedłby siedzieć – a nie poszedł…

Tego typu argumentację znam dobrze z archidiecezji przemyskiej, gdzie w głośnej sprawie proboszcza z Tylawy również zapadł wyrok w zawieszeniu. W tamtym procesie sąd w Krośnie w czerwcu 2004 r. uznał duchownego winnym skrzywdzenia sześciu dziewczynek, ale wyrok brzmiał: dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat oraz osiem lat zakazu wykonywania zawodu nauczyciela.

Biskupi mieli subiektywne przekonanie, że przenosząc sprawcę w inne miejsce, chronią dzieci. W istocie: ukrywali, tuszowali, bagatelizowali

Gdy w styczniu 2012 r. rozmawiałem z metropolitą przemyskim, abp. Józefem Michalikiem (wówczas także przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski), zachęcając go do kontaktu z osobami skrzywdzonymi przez księdza z Tylawy i przeproszenia ich, usłyszałem z jego ust właśnie argument: „przecież nie poszedł siedzieć, czyli sprawa nie była wcale taka jednoznaczna”. Nota bene, do dziś żaden przedstawiciel archidiecezji przemyskiej nie zadał sobie trudu skontaktowania się z kobietami skrzywdzonymi w Tylawie, mimo upływu prawie 20 lat od ujawnienia sprawy.

Wydawanie wyroków w zawieszeniu w tego typu sytuacjach było dość częstą praktyką polskich sądów na początku XXI wieku. Łagodność ta dotyczyła wówczas bynajmniej nie tylko sprawców duchownych, lecz to przypadki księży są najlepiej znane. Niestety, łagodność sędziów owocowała pobłażliwością kościelnych przełożonych. Wydaje się, że ani prokuratorzy, ani sędziowie, ani biskupi nie zdawali sobie wówczas sprawy z dalekosiężności destrukcyjnych i traumatycznych skutków molestowania seksualnego w dzieciństwie dla osób skrzywdzonych.

Tylko podotykał

Część kościelnych przełożonych mogła też mieć, a niektórzy być może do dziś mają – absolutnie zawinione jak na nauczycieli moralności – osobiste przekonanie o nieszkodliwości łagodniejszych form molestowania. Niektórzy sądzą zapewne, że za wykorzystanie seksualne można uznać tylko gwałt. A przecież on tylko sobie pogłaskał, podotykał, pomasował…

Dlatego być może – nawet jeśli w sądzie zapadł prawomocny wyrok, a przepisy watykańskie jednoznacznie nakazywały biskupom rozpoczynanie dochodzeń kanonicznych – oni jednak nie wszczynali postępowań. Wierzyli naiwnie w zapewnienia sprawców, że to się nie powtórzy. Przenosili ich do innych parafii lub diecezji. Mieli nawet subiektywne przekonanie, że przenosząc sprawcę w inne miejsce, chronią dzieci. W istocie: ukrywali, tuszowali, bagatelizowali.

Działając w ten sposób, biskupi okazywali duchownym sprawcom tanie miłosierdzie. Tanie, czyli takie, które nic od nich nie wymaga. Jednocześnie całkowicie ignorowali osoby pokrzywdzone, o których w oficjalnym nauczaniu Kościoła mówi się, że to właśnie one powinny stać w centrum kościelnych działań w zakresie przemocy seksualnej. Na tego typu błędy wielokrotnie wskazywali w ciągu ostatnich 20 lat eksperci, publicyści i wielu po prostu uczciwych ludzi. Bezskutecznie. Cenę za te karygodne zaniedbania biskupów płaci obecnie cały Kościół w Polsce.

Zawiniona ignorancja?

Zaniechanie podjęcia nakazanych kościelnym prawem działań przez bp. Janiaka, które stało się podstawą zawiadomienia złożonego przez prymasa Polski, trwało co najmniej dwa lata. W opisywanym przypadku zaniechanie bp. Napierały (kontynuowane od 2012 r. przez bp. Janiaka jako jego następcę) to aż piętnaście lat zwłoki. Sprawcę usiłowano ukryć w innej diecezji. Dochodzenia kanonicznego nie przeprowadzono. Nie powiadomiono Stolicy Apostolskiej. Dopiero po 15 latach… Czy ktoś poniesie konsekwencje tak karygodnego zaniedbania?

Wesprzyj Więź

Kanclerz kurii kaliskiej broni swego obecnego szefa, pisząc – jak cytowałem wyżej – że bp Edward Janiak „do 2019 r. nie miał wiedzy co do sprawy” ks. Łukasza. Wydaje mi się to mało prawdopodobne, gdyż znali dobrze tę sprawę i poprzedni biskup kaliski, i ówcześni kurialiści, którzy przecież z diecezji nie wyparowali, i wiele innych osób. Nawet jednak przyjmując wersję ks. Papuzińskiego, że bp Janiak o sprawie nie wiedział, to – mówiąc językiem kościelnym – jest to ignorancja zawiniona. Miał on bowiem, jako biskup diecezjalny, skąd się dowiedzieć. A ignorancją zawinioną nazywa teologia moralna sytuację, w której ktoś nie wiedział, choć wiedzieć powinien.

Co w tej sprawie stwierdzi kościelne dochodzenie? Formalne zawiadomienie w trybie motu proprio „Vos estis lux mundi” jest już w drodze (z załączoną treścią niniejszego artykułu). Pierwotnie miało trafić do nuncjusza apostolskiego. Jednak zgodnie z najnowszą decyzją watykańskiej Kongregacji ds. Biskupów – która „przeniosła na arcybiskupa metropolitę poznańskiego wyłączną kompetencję do zajmowania się sprawami oskarżeń o nadużycia seksualne wysuwanych wobec duchownych diecezji kaliskiej, czy to będących już w toku, czy też nowych” – wysłałem to zgłoszenie do abp. Stanisława Gądeckiego.

Przeczytaj również: „Jak to się robiło w diecezji kaliskiej (2)”

Podziel się

1
Wiadomość

Ksiądz który, niestety dotykał nieletnią osobę, określany jest w mediach, że ,,gwałcił i torturował” a artysta za stosunek seksualny z nieletnią określany ,,przespał się, zabawiał z nieletnią prostytutką”. Dziennikarze grają słowami demaskując swoje ukryte tezy, nastawienie i brak obiektywizmu.

Odnosze wrazenie, ze Pan nie zrozumial wagi tego artykulu. Zaden artysta nie mowi, ze jest przedstawicielem Jezusa Chrystusa na Ziemi. Zaden artysta nie uzurpuje sobie prawa do mowienia innym, jak maja zyc. Rozumie Pan ta roznice?

@Leon
Niestety mylisz się i to grubo.
Wyobraź sobie że jako dziecko przechodzisz koło budowy, ktoś cię na nią wciąga i wykorzystuje. Jakiś murarz którego pierwszy raz na oczy widzisz.

A teraz wyobraź sobie, że ksiądz który prowadzi twoją klasę do Komunii, nawet zna twoich rodziców, przychodzi na kawki, kolędy, wkłada ci ręce w majtki a potem wykorzystuje.

Teoretycznie to niby to samo. Ale w praktyce ksiądz to, po pierwsze, osoba, której ufałeś i ufali twoi najbliżsi ! Po drugie jest to osoba zaufania publicznego która jest „konsekrowana” jak pisał jeden duchowny to praktycznie „chodząca hostia”, po trzecie to osoba która mówi innym jak mają się prowadzić, że nie można współżyć przed ślubem i bez ślubu, że jak ktoś się rozwiódł to nie może przyjmować komunii i wiele innych zakazów.

Murarz nie mówi nikomu jak ma żyć, nie wywyższa się nad innych że jest jakimś „nauczycielem życia”, tym który wie więcej niż „laikat”…

Ksiądz jest tez przedstawicielem instytucji która ma ponad 2000 lat i zazwyczaj czyny mają miejsce w trakcie… religii, spowiedzi, mszy, po mszy, jakkolwiek.

Gdyby taki ksiądz ubrany „po cywilnemu” wciągnął kogoś w krzaki i wykorzystał to byłaby to sytuacja niemal identyczna z murarzem bo wówczas ofiara nie znałaby go ale tak się praktycznie nigdy nie dzieje.

Różnic jest bardzo dużo.
Spróbuj postawić się w sytuacji ofiary. To jest najważniejszy punkt widzenia. Nie to co nam się wydaje.

Molestowanie obcego murarza uważasz za lepsze niż zaufanego księdza ? A morze murarz jest przyjacielem domu a ksiądz obcy ? To że murarz buduje a nie moralizuje nie umniejsza zła pedofilii.

@Leon
Czy ty jesteś poważny ? To się nazywa odwracanie kota ogonem.
W którym ja miejscu napisałem, że takie wykorzystanie jest lepsze ? Co to za brednie ?
Wykorzystanie to wykorzystanie.

Ja piszę tylko o sytuacji potencjalnego sprawcy duchownego. Chodzi o to kim jest osoba duchowna, jakiego dopuszcza się świętokradztwa czyniąc takie przestępstwa !
Jest osobą wyświęconą, „konsekrowaną”, głoszącą Ewangelię, jest zastępcą Chrystusa na Ziemi, „darem dla kościoła” jak mówi bp Napierała. Chodzi o to jak cynicznie wykorzystuje swoją pozycję duchowego nauczyciela aby kogoś wykorzystać seksualnie. To jest odrażające !

Z punktu widzenia prawniczego jest to taki sam czyn ale z punktu widzenia moralnego ten sam czyn w przypadku duchownego jest jeszcze bardziej odrażający przez wzgląd na to czym się on zajmuje lub powinien zajmować !

Nie wiem czy jesteś świeckim czy duchownym więc podeprę się tu cytatem z wypowiedzi innego księdza Józefa Puciłowskiego OP w artykule „Sekielski sprząta za nas” (Deon)

„Jeśli ktoś wie coś o pedofilii wśród innych zawodów, niech zgłasza na policję. Problem w tym, że tamte zawody są innymi zawodami, niż ksiądz. Może to co powiem jest kontrowersyjne, ale odpowiedzialność takiego człowieka jest mniejsza niż księdza, który ma głosić, dawać przykład. ”

To są słowa duchownego o duchownych ! Jestem przekonany, że nie jeden duchowny myśli tak zdroworozsądkowo.

Ksiądz ma żyć w celibacie i czystości a jeśli się nie podoba to droga wolna ! Niech występują z duchowieństwa wszyscy którzy mają na boku kobiety, i ci którzy nie potrafią sobie poradzić ze swoją seksualnością. Nikt nikogo na siłę nie trzyma.
Na ten moment czystość i celibat są wpisane niejako w kapłaństwo.

Porównywanie duchownych w poziomie przestępczości do innych zawodów tylko umniejsza ich rangę i może uświadomić ludziom, że…może jednak wcale nie reprezentują Chrystusa jak twierdzą ?

Czy tego chcą „obrońcy kościoła”?
Specjalnie w cudzysłowie bo to niestety są jedni z najgorszych szkodników kościoła. A przekonają się swoim wkładzie w obecny kryzys jak okaże się, że za kilka – kilkanaście lat już nie połowa ludzi będzie wpuszczać księdza „po kolędzie” tylko 10%.

Przykro mi, ale nie ma pan racji. Kapłani mają jeszcze u dzieci (coraz bardziej niektórych), wielki autorytet. A jako tacy zabijają u nich hierarchię wartości, wprowadzają chaos w ich uczucia, niszczą osobowość i Bóg wie co jeszcze. Szkoda mi niektórych kapłanów, ale ci co to robią – są okrutni: obłudni, kłamliwi, bezczelni wobec Boga, mają w nosie los swoich ofiar….Jest ogromna potrzeba oczyszczenia Kościoła od takich spraw. Są one bardzo gorszące ludzi i powodują masowe odejścia z Kościoła. Jak można coś takiego ukrywać? Komu ma to służyć. Jaka prawda ma wyzwolić winnych. Jak może głosić Chrystusa ktoś, kto postępuje tak źle? Po prostu brak mi słów! A tłumaczenia są egoistyczne, okrutne i w bardzo złym świetle stawiające nasz Kościół hierarchiczny.

Gwarantuję panu, ze różnica jest. Ksiądz, to nie jest taki sobie pan, czasem zły i niebezpieczny. Ksiądz dla dziecka z wierzącej rodziny to osoba przybliżająca Boga … Bardzo się pan myli.

Określenie „zabawiał się z nieletnią prostytutką” o pewnym słynnym reżyserze to wypowiedź innego słynnego reżysera-pedofila gustującego w chłopcach. Słynnego reżysera – pedofila z Dwora Centralnego. Nie wiem więc czemu mącisz i kłamiesz trollu, że tak pisali dziennikarze. Dziennikarze od lat próbują wyoutować tego pedofila. Dla mnie jesteś manipulantem i kłamcą a do tego jesteś zwyczajnie głupi.

Panie Leonie, pisząc takie rzeczy wypadałoby konkretnie podać kogo i czego dotyczą. Jakie medium, jakiego księdza określiło jako torturującego gwałciciela? Gdzie? Jakie medium pisało o „zabawianiu się z nieletnią prostytutką?
Czy rozumie Pan różnicę między zawodem zaufania publicznego, którego częścią jest opieka i wychowywanie dzieci, a innymi zawodami?

Panie Zbigniewie,
bardzo Panu dziękuję za to „krótkie” review. Ja już mam dość słuchania na zasadzie „ja nie wiedziałem , ja nie pamietam , ja nic nie wiem” albo „ja tylko głaskałam , ja tylko dyscyplinowałem uczniów” tudzież „biskup był wprowadzany w błąd, biskup ma dużą diecezję więc nie wiedział”. Dodać należy do tego „naiwne” oświadczenia, które trącają o groteskę.
Z wyrazami wielkiego uznania
Tomek Andryszczyk (44l)

@Autor
Rzetelnie, szczegółowo opisany przypadek i padły ważne słowa

„(…) mówiąc językiem kościelnym – jest to ignorancja zawiniona. Miał on bowiem, jako biskup diecezjalny, skąd się dowiedzieć. A ignorancją zawinioną nazywa teologia moralna sytuację, w której ktoś nie wiedział, choć wiedzieć powinien.”

Dość tłumaczenia się biskupów czy kardynałów „ja nie wiedziałem” albo „nie przekazywano mi” albo innych żałosnych tego typu tłumaczeń.

Jako biskupi muszą o tym wiedzieć, to jest ich obowiązek a jeśli nie wiedzą to jak napisał Pan Zbigniew jest to ignorancja zawiniona.

Niestety sądzę, że większość diecezji można by przeanalizować pod takim kątem jak w tym artykule.

Bardzo proszę teraz napisać o diecezji bydgoskiej i JT. Jak on przenosił księży. W Gnieźnie działo się to samo. Poruszony WP, kpina. On i jego poprzednicy. Szkoda gadać. Jeden artykuł by nie wystarczył.

Jeśli komuś przeszkadza taki biskup i cały ten system, to niech po prostu nie chodzi do kościoła.
400 lat temu też protestantom nie pasowali biskupi, kardynałowie i wreszcie papież – i znaleźli na to sposób.
Tego się nie da uzdrowić, bo od zawsze w tej instytucji były nadużycia.
Jeśli ktoś się łudzi, że zmieni ponad tysiącletnią tradycję, to jest w błędzie.

Jestem Kaliszanką. Chodziłam na religie jako dziecko do kościoła franciszkanów. Były to lata 80te poprzedniego wieku.
Lekcje religii były okropnym przeżyciem. Do teraz mam traumę.
Ksiądz bił nas, szczególnie katował na religii chłopców. Bił nie tylko wskaźnikiem, także sznurem przy sutannie.
Jak się chciał wyżyć to zabierał dzieci gdzie na krużganki. Za mała i głupia byłam, aby to jakoś szczególnie kojarzyć.

Jak nie chciałam iść na religię, dostawałam od mamy niezłe reprymendy.

Wiem, że ten ksiądz był często przenoszony.
Skargi rodziców na nic nie zdawały.

Pamietam tez siostry pomagające przygotować dzieci do komunii – także zbiór potworów – krzyczmy na nas i nas wyśmiewały. Do dziś mam traumę, ze śpiewać nie wypada.

Uwazam, że kościół to okropna zgnilizna. Przyciąga szczególny rodzaj kanalii. I wśród tych kanalii żywi się niewinnością i naiwnością dzieci. A rodzice maja oczy zaklejone.

Bardzo wyważony, bardzo potrzebny artykuł. Czuję jednak niepewność (nie wiem, co do końca o tym myśleć) co do tropienia biskupa siedleckiego za próbę dania szansy księdzu Łukaszowi w nowej diecezji, którą jak się wydaje przeszedł pozytywnie. Dlaczego nie mógł dalej tam pozostać? Nowy biskup się zestrachał opinii publicznej? Jeżeli nie miał kontaktu z dziećmi (żadna poszlaka o tym nie świadczy), dlaczego krytycznie Autor ocenia jego zaangażowanie duszpasterskie? Kiedyś ze swoją grupą modlitewną wyjechaliśmy na kilka dni do ośrodka rekolekcyjnego, obok którego był ośrodek odwykowy dla księży alkoholików. Przyszli do nas na liturgię pokutną, ja tylko jedną taką spowiedź miałem w życiu. Nie przyjmuję więc zarzutu, że spowiadał, zwłaszcza w Wielki Piątek. „upadły” ksiądz pomagał mi poznać własną upadłość. Bo z artykułu można implicite wywnioskować, o co Autora nie podejrzewam, że nie ma dla takich księży powrotu. Biskup siedlecki wiedział o wyroku, wiedział o jego zatarciu, dochował staranności, by ks.Łukasz nie miał kontaktu z dziećmi, a kościelne procedury nie były w jego odpowiedzialności, więc czemu go piętnować wymieniając nazwisko w kontekście bp.Napierały i bp Janiaka? Co miał biskup siedlecki powiedzieć Watykanowi, skoro nie znał szczegółów wydarzeń? Zresztą mi nie chodzi o biskupa siedleckiego, da sobie radę, chodzi mi o księdza Łukasza i odzyskanie go dla Kościoła, z czym zaniechania biskupów w jego sprawie nie mają niczego wspólnego. Uważam, że tu Autor poszedł o jeden krok za daleko, co nie podważa całości artykułu.

Odzyskanie go dla Kościoła?…

Hahahaha!

Jeśli ktoś miał wyrok, to nie może być nauczycielem, nawet kierowcą – nie mówiąc już o tym, że gdyby chciał być sędzią – nie ma takiej możliwości…

…tyle Kościół opowiada o zasadach… nie ma rozwodów, seks przed ślubem to grzech, prezerwatyw nie wolno używać… grzeszy się myślą…

A tutaj – kryminalista…
…odzyskanie dla kościoła…

W normalnym społeczeństwie nie miałby szans nawet na bycie kasjerem w biedrze.

Akurat nieprawda.
Po zatarciu skazania usuwa się wzmiankę o skazaniu z Centralnego Rejestru Skazanych, na pytanie o karalność delikwent pisze „nie karany” i może dostać zaświadczenie o niekaralności.

To nie jest miejsce na „ha, ha, ha”. Człowiek dostał 4 lata zakazu wykonywania zawodu nauczyciela, może powinien więcej, ale niekoniecznie dożywotnio.

Niemniej problem jest taki, że jako Kościół potrzebujemy mechanizmu kontroli takiego „odzyskanego” księdza – powszechnego i obowiązkowego. Z księżmi – alkoholikami czasem tak jest, że trafiają pod opiekę innego kapłana, z przygotowaniem teoretycznym i/lub praktycznym (często jest to też alkoholik, ale trzeźwy od kilkunastu lat) i są od niego jakoś zależni. W tym przypadku powinno być podobnie, nie trzeba tego od razu ogłaszać, ale w diecezji kto chce, ten będzie wiedział, że np. ksiądz A lub ojciec B zajmują się trudnymi przypadkami w tym pilnowaniem, żeby podopieczni nie zrobili komuś ani sobie krzywdy. I w takiej sytuacji jak opisana można oficjalnie lub off the record podać te informacje dziennikarzowi zajmującemu się tematem

@garcio
„(…)może powinien więcej, ale niekoniecznie dożywotnio.”

Z tym się nie zgadzam. Nie mamy prawa ryzykować, że człowiek, który wykorzystywał seksualnie dzieci mając ponownie z nimi kontakt mógłby je znowu wykorzystać ! Absolutnie nie mamy.

Czy takiemu skazanemu na 1,5 roku więzienia w zawieszaniu (sic!) na 3 lata, z 4 letnim zakazem wykonywania zawodu nauczyciela powierzyłbyś swoje dziecko po tych 4 latach ?

Nie ? To czemu od innych wymagasz żeby ryzykowali bezpieczeństwem swoich dzieci ?

Na czym do tej pory polegał „nadzór” przełożonych nad takimi bandytami już widzieliśmy w praktyce.
Na przykład wspaniały nadzór i poręczenie kard. Gulbinowicza za bandytę który dalej wykorzystywał dzieci !

Taka osoba nie ma prawa wykonywać już nigdy zwodu wymagającego kontaktu z dziećmi anu młodzieżą.
Wiele zakonów ma gospodarstwa – to jest odpowiednie miejsce na pokutę i żałowanie za grzechy w formie ciężkiej pracy.

Ci przełożeni już są spaleni jeśli chodzi o jakikolwiek nadzór. Nie mają nawet najmniejszej wiarygodności w tej materii.

A czy ja napisałem, że ktoś się ma zajmować dziećmi? W Kościele jest sporo miejsc, gdzie będą pracować księża bez styczności z dziećmi. Chodziło mi o to, żeby ktoś ich pilnował.

Pana rozwiązanie „skierować do pracy w gospodarstwie zakonnym” ma dużą szansę skończyć się tym, że gościu odejdzie z kapłaństwa. Jak napisał pan Nosowski, jego wyrok uległ zatarciu, więc będzie bez problemu mógł się zatrudnić w szkole, domu kultury czy na jakiś koloniach. Nikt o niczym nie będzie wiedział, dopóki nie skrzywdzi, może poważniej, jakiegoś dziecka.

@garcio
Kwestia „zatarcia wyroku” – w tym jest własnie problem (!) że wyroki które są ogłaszane „bez zawieszenia” nie zacierają się nigdy w przypadku pedofilii.

A ten gość dostał karę w zawieszeniu ! Proste rozwiązanie jest takie żeby prawnie zakazać wymierzania kar w zawieszeniu w przypadku czynów pedofilnych i żaden wyrok się nie zatrze.

„Kodeks stanowi jasno, że nie podlega zatarciu skazanie na karę pozbawienia wolności bez warunkowego zawieszenia jej wykonania za przestępstwo przeciwko wolności seksualnej i obyczajowości jeżeli pokrzywdzonym jest osoba małoletnia poniżej 15 lat.”

Co do argumentu:
„Pana rozwiązanie „skierować do pracy w gospodarstwie zakonnym” ma dużą szansę skończyć się tym, że gościu odejdzie z kapłaństwa.”

Droga wolna ! ja nie chcę widzieć przy ołtarzu publicznie osób które gwałciły dzieci !
I wielu innych tez sobie tego nie życzy.
Jestem zwolennikiem automatycznego wydalania z kapłaństwa duchownych skazanych prawomocnym wyrokiem z pedofilię więc problem „że gościu odejdzie z kapłaństwa” rozwiąże się zanim tenże taką nawet decyzję podejmie.

Bycie świeckim to nie tragedia., ja nim jestem i jakoś sobie radzę w życiu.

Może dla jednego człowieka przejście do stanu świeckiego nie będzie tragedią, dla innego będzie, ale to nie jest istota sprawy. Chodzi o ochronę dzieci: lepiej że takim pokaleczonym psychicznie człowiekiem zajmie się ktoś kompetentny, kto zna jego przeszłość, niż żeby wyjechał on na drugi koniec Polski, albo nawet za granicę i był zostawiony sam sobie.

I nawet jak kara nie ulegnie zatarciu, odbędzie kilka lat odsiadki, to nie wszędzie potrzeba zaświadczenia o niekaralności i raczej mało kto sprawdza rejestr skazanych.

@garcio
„Chodzi o ochronę dzieci: lepiej że takim pokaleczonym psychicznie człowiekiem zajmie się ktoś kompetentny, kto zna jego przeszłość(…)”

Mam nadzieję że nie masz na myśli niewiarygodnych biskupów w tej materii czyli skazanego kolegów ?
Podawałem przykład Gulbinowicza który znał i ręczył za przestępcę a ten w dalszym ciągu wykorzystywał dzieci ! To mało ? Nawet jedno dziecko wykorzystane przez kapłana to o jedno za dużo !

Hierarchia w Polsce nie ma moralnego mandatu do sprawowania kontroli nad żadnym przestępcą seksualnym bo zbyt dużo biskupów i kardynałów ma „coś za uszami” w tej materii.

Do tego uprawnione są organa państwowe, więzienia, kuratorzy, specjalistyczne szpitale etc i te sprawy należy zostawić Państwu.

@garcio
„I nawet jak kara nie ulegnie zatarciu, odbędzie kilka lat odsiadki, to nie wszędzie potrzeba zaświadczenia o niekaralności i raczej mało kto sprawdza rejestr skazanych.”

Sprawdzać są prawnie zobowiązani ci którzy zatrudniają do wyszczególnionych zawodów. Nie sprawdzenie w takim przypadku także jest karalne.

'Dyrektorzy szkół, a także organizatorzy wypoczynku czy zajęć dla dzieci są zobowiązani sprawdzać, czy osoby, które zamierzają zatrudnić, figurują w rejestrze. Jeśli tak – nie będą mogli przyjąć ich do pracy. Za niedopełnienie tego obowiązku grożą kary – aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 1000 zł. „

(…)dbająca też o kapłaństwo księdza,”

Nic mnie nie obchodzi kapłaństwo nadane przez tych, którzy sami okazali się być nieodpowiedzialni w doborze kandydata (formacja się kłania drodzy wychowawcy seminaryjni!), człowiekowi który okazał się być przestępcą seksualnym wobec dzieci !

Najważniejsze co musimy mieć na uwadze to brak jakiejkolwiek możliwości popełnienia takiego czynu ponownie przez tego samego bandytę oraz niedopuszczanie do kapłaństwa spaczonych kandydatów !

Jak jesteś taki mądry to daj mu swoje dzieci na „wychowanie” po 4 letnim okresie zakazu pracy z dziećmi.
Ale obawiam się, że brak empatii z twojej strony jest spowodowany tym, że nie masz własnych dzieci (bo może jesteś sam duchownym ?)

Ciekawe byłoby takie zestawienie – Ile procentowo osób, z tych którzy tak zaciekle bronią biskupów za krycie pedofilii oraz samych sprawców, jest duchownymi ? a ile świeckimi ?

Obawiam się, że około 90 % z tych zaciekłych komentarzy, które tak zawzięcie odwracają kota ogonem to mogą być sami duchowni natomiast śmiem twierdzić, że 90 % świeckich jest oburzona i ma tego dość.

Mogą to być znamienne proporcje, wielce mówiące o tym jaki obecnie jest nastrój w społeczeństwie. Ja obserwuję już w różnych środowiskach, że wkurzenie na hierarchów osiąga powoli apogeum. Wystarczy zrobić popcorn i poczekać na rozwój wydarzeń.

Potępić to potrafi każdy głupi, ale sztuką jest pomóc i zmienić. Więzienie i potępienie pedofila to za mało w chrześcijaństwie, to tylko przesunięcie problemu. Pytanie: jak pomóc pedofilowi, który boi się swoich złych skłonności ? Jeśli morderca wychodzący z więzienia idzie do pracy, zakłada rodzinę, modli się w kościele itd – to również ksiądz przestępca ma swoje miejsce i szansę w życiu kościoła.

„Pytanie: jak pomóc pedofilowi, który boi się swoich złych skłonności ? ”

Chciałbym w to wierzyć. Przykłady z życia pokazują że wielu nawet po kilkudziesięciu latach nie rozumie co złego zrobiła dzieciom (vide ks. Cybula…proszę jeszcze raz przesłuchać co za brednie wygadywał)

Większość z nich to boi się… zdemaskowania.

Taki były ksiądz owszem może mieć „swoje” miejsce ale już nigdy nie w pracy z dziećmi ani nie w kapłaństwie. Poza kapłaństwem tez jest życie. Wielu ludzi nie jest kapłanami i jakoś sobie w życiu dają radę prawda ? Skoro wg wielu księży to tylko „zawód” to cóż za problem zmienić zawód ?

Znam wielu byłych księży którzy odeszli na własne życzenie i radzą sobie bardzo dobrze w życiu, żeby nie powiedzieć że lepiej.

Jeśli do duchownych i hierarchii to nie dotrze to niedługo będziecie odprawiać msze razem ze swoimi kolegami „pedofilami” do pustych ławek.

Czy słyszałeś o pedofilu na przykład nauczycielu po wyroku, którego koledzy ze szkoły domagają się przywrócenia na stanowisko wuefisty ? Domyślasz się jaka byłaby reakcja rodziców ?
A wy bronicie swoich kolegów przestępców jak niepodległości jakby od tego czy zostaną wyrzuceni czy nie zależała wasza przyszłość. Choć w sumie to zależy ale niestety odwrotnie niż pan myśli.

Jeszcze uprzedzając argument o tragedii danego duchownego wyrzuconego z duchowieństwa…

Cóż, zapewne to jest / będzie dla niego jakaś tragedia ale nie sądzę, że większa od tragedii zgwałconego dziecka !

Poza tym jest jeszcze inna kwestia. Jak mówi wielu seksuologów np. Lew-Starowicz lub dr Czernikiewicz wielu z tych sprawców to nie są pedofile w sensie medycznym (aż około 70%!), ci dopuszczają się aktów zastępczych. Cytuję:

„- Jestem zaniepokojony, ponieważ nie rozróżnia się podstawowych kwestii: pedofilii i czynu pedofilnego – przyznał w rozmowie z Agatą Kowalską w audycji „Post Factum” dr Wiesław Czernikiewicz, seksuolog. I tłumaczył: – Pedofilia jest chorobą sfery seksualnej – zaburzeniem preferencji seksualnych. Jest perwersją. Natomiast znakomita większość czynów pedofilnych, czyli zachowań seksualnych osoby dorosłej w stosunku do dziecka, bo aż 70 proc., jest popełniana przez osoby, które wcale nie są pedofilami, tylko z różnych powodów w sposób zastępczy wykorzystują dziecko do zaspokojenia swojego popędu.”

„(…) – Pedofil jest osobą chorą i jest zupełnie inaczej traktowany w klinice seksuologicznej. Ba, inaczej jest traktowany przez prawo, bo jeśli jest rozpoznanie u sprawcy pedofilii, to sąd ma prawo skierować go na leczenie po odbyciu kary albo odbywa on karę pozbawienia wolności w warunkach leczniczych. Natomiast cała reszta sprawców to pospolici przestępcy, popełniający czyny przestępcze.”

„(…)- Jeżeli mówimy w tej chwili o zachowaniach pedofilnych wśród księży, to ta grupa nie różni się od grupy mężczyzn w innych zawodach – mówił gość TOK FM. – W tej grupie też zapewne jest tylko 30 proc. osób, których seksualność jest zaburzona. A cała reszta podejmuje tego typu zachowania, bo uważa np., że jest ono mniej niemoralne niż pełny kontakt seksualny z dojrzałą kobietą. Tacy, którzy mają orientację homoseksualną, ale ją wypierają i podejmują z chłopcami takie zachowania – mają przekonanie, że jak będą dotykać chłopca, to jest to seks niepełny, może mniej niemoralny.

– W przypadku księży duże znaczenie ma, że jest to grupa zamknięta i dotyczy jej celibat – kontynuował dr Czernikiewicz. – Popęd seksualny jest naturalną cechą prawie każdego człowieka, z której nie można zrezygnować. Niektórzy muszą walczyć z popędem, dlatego popadają w obsesję i wtedy przestają kontrolować swoje zachowania – tłumaczył seksuolog w rozmowie z Agatą Kowalską.”

Dlatego tyle razy na tych łamach podkreślam kwestie formacji kapłanów, to na tym poziomie należy badać ich pod względem psycho-seksulanym i tym, którzy sobie nie radzą ze swoją seksualnością od razu podziękować za współpracę.

Szanowny Panie Redaktorze,
Szanowni Czytelnicy,

przedstawiany obecnie w mediach obraz funkcjonowania diecezji kaliskiej jest zdecydowanie niepełny.
W najbliższych dniach odpowiednie instytucje zarówno kościelne jak i świeckie zostaną powiadomione nie tylko o wykorzystywaniu seksualnym jakiego doświadczyłem w WSD w Kaliszu Ale również skali homoseksualnego lobby w diecezji jak i całkowitej ignorancji zgłoszenia tego faktu przez jej ordynariusza.
Tekst w/w powiadomienia zostanie również przesłany redakcji Więzi.

To byłoby bardzo potrzebne w obecnej sytuacji świadectwo, jako, że nadużycia seksualne w seminariach mogą być jedną z ważniejszych przyczyn tolerancji wobec wszelkich nadużyć seksualnych w Kościele

Artykuł ważny, choć miejscami jednak upraszcza ocenę sytuacji i nie pokazuje także szerszych kulturowych uwarunkowań takich patologicznych zachowań (przyzwolenie części elit i nie tylko w społeczeństwie na pornografię, gry komputerowe epatujące i pobudzające erotycznie, wulgarna edukację seksualną typu A, etc) i mechanizmy zmowy i ukrywania obecne w wielu środowiskach. Problem jest zatem szerszy, choć szczególnie bolesny w przypadku bardzo nielicznych (na 30 tys. duchownych w Polsce ilość udokumentowanych przypadków jest marginalna, choć i tak samo w sobie zło pozostaje złem i takie sytuacje absolutnie są naganne) w KK. Zadaniem całego społeczeństwa, prawodawców jest ochrona dzieci i młodzieży przed nadużyciami seksualnymi, demoralizacją nie tylko przez osoby duchowne dopuszczającymi się pedo-, efobofilii i innych form nadużyć seksulanych ale także wielu innych zawodów zaufania publicznego – lekarzy,nauczycieli, wychowawców, harcerzy (aktualne skandale i bankructwo w USA tamtejszego harcerstwa z powodu skandali seksualnych) chórmistrzów (latami przyzwolenie na nadużycia seksualne wobec chórzystów Wojciecha Kroloppa, przy wiedzy władz miasta a nierzadko rodziców ofiar)

@Jerzy2 i audycji jaką Pan wspomina w swoim komentarzu, Niestety dr Czernikiewicz (zaproszony przez Agatę Kowalską z TOK FM, radykalną feministkę, aktywną działaczką promującą ideologię LGBT, a i antyklerykałkę, która nie zaprasza byle kogo do studia) nie unika, co prawda nie wprost,forsowania tezy, że celibat jest czymś niezdrowym bo wbrew popędowi seksualnemu, z którego nikt zdrowy nie można zrezygnować. Czy uważa zatem, że bez rozładowania tego popędu nie można żyć. Ale już nie wspomina o dojrzałej sublimacji popędu. Nie wspomn, że w seminariach od lat prowadzone są badania psychologiczne kandydatów. Teoria substytucji – czyny pedofilne (de facto efebofilne – bo najczęściej dotyczą nastolatków w okresie dojrzewania a nie dzieci) popełniają nie pedofile a zaburzone osoby stosując zastępcze wyładowania popędu, nie mogąc inaczej, jest dosyć wątpliwa. Sprawy są bardziej skomplikowane jak to pokazuje przykład notorycznego (134 przypadki) pedo i efebofila ks. Geoghana, ostatecznie usuniętego ze stanu kapłańskiego w 1998 i osadzonego na dożywocie w więzieniu. Miał on kilka zaświadczeń od psychiatrów, że wyleczył się i na podstawie tych zaświadczeń wracał do pracy duszpasterskiej. Lekarze psychiatrzy też gubili się i mylili w diagnozach. Więcej https://www.pulitzer.org/winners/boston-globe-1