Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Między głosowaniem a wyborami. Jak postąpić 10 maja?

W Światowy Dzień Ziemi, 22 kwietnia 2020 r., w towarzystwie leśniczego leśnictwa Bączki pod Garwolinem prezydent Andrzej Duda dosadzał drzewa na odnowionym zrębie. Fot. Jakub Szymczuk / KPRP

Nawet jeśli 10 maja odbędzie się głosowanie, na pewno nie będą to wybory i nie zostanie wybrany prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Kto troszczy się o Polskę, powinien odmówić udziału w tym swoistym oszustwie.

Wiele osób zadaje mi pytanie: głosować w wyborach prezydenckich czy nie? Jak postąpić 10 maja, jeśli dojdzie do głosowania korespondencyjnego? Czy lepiej powstrzymać się od jakiegokolwiek udziału, czy może zagłosować, starając się wybrać jak najlepiej i zgodnie z własnym sumieniem?

Wydaje się, że konieczne jest najpierw uporządkowanie kilku podstawowych pojęć, by uzyskać wskazówki racjonalnego i słusznego postępowania w zaistniałej sytuacji.

Lawina bieg od tego zmienia…

Przede wszystkim warto powiedzieć, że uczestnictwo w wyborach jest w sposób oczywisty najlepszym świadectwem miłości do ojczyzny. Jest obywatelskim prawem (a w niektórych krajach także obowiązkiem). Głosować w wyborach to tak jakby troszczyć się o bliskich, to współuczestniczyć w losach własnej wspólnoty. Trudno wyobrazić sobie piękniejsze święto demokracji od wolnych, demokratycznych wyborów, cieszących się wysoką frekwencją. Każdy, kto kocha Polskę, powinien w nich zawsze uczestniczyć.

Kilka razy przyszło mi głosować poza miejscem zamieszkania. W ostatnich wyborach parlamentarnych głosowałem w Oslo, w wyborach do Parlamentu Europejskiego – w Broku nad Bugiem. W pierwszym przypadku poświęciłem kilka godzin krótkiego weekendowego pobytu w Norwegii. W drugim – zerwałem się z rana po weselu kuzynki, by zdążyć oddać głos przed dalszym rodzinnym świętowaniem i powrotem do domu. W obu przypadkach musiałem też odstać swoje w oczekiwaniu po zaświadczenie o prawie do głosowania. Ale zawsze było warto.

I nie były to jakiekolwiek niedogodności w zestawieniu z pięknem wyborczego aktu – z poczuciem, że jestem częścią wolnej i demokratycznej ojczyzny. Mimo podróży nie wyobrażałem sobie, by zaniechać udziału w wyborach, pozostawić wybór innym, nie wziąć odpowiedzialności. Nawet wtedy, gdy polityczna oferta nie była zbyt przekonywająca (niestety coraz rzadziej taka jest). W końcu, jak pisał Miłosz, „lawina bieg od tego zmienia po jakich toczy się kamieniach”. Indywidualne wybory mogą przecież zmieniać bieg historii – i zmieniają go. Dlatego to nieprawda, że jeden głos się nie liczy. Jeden głos zmienia wszystko. 

Karta wyborcza to nie list

Ta perspektywa nakazywałaby w sposób naturalny zrobić wszystko, by również w obecnych okolicznościach oddać głos. Byłoby tak, gdybyśmy mieli wciąż do czynienia z wyborami.

Trzeba jednak wyraźnie oddzielić dwa pojęcia: wyborów i głosowania. Podstawą każdych wyborów jest odpowiednio zorganizowane głosowanie, ale nie każde głosowanie zasługuje na miano wyborów, a już na pewno nie na miano wyborów uczciwych, wolnych i demokratycznych.

Podstawą każdych wyborów jest odpowiednio zorganizowane głosowanie, ale nie każde głosowanie zasługuje na miano wyborów

By można było mówić o wyborach, procedura głosowania musi cechować się jeszcze odpowiednimi przymiotami i spełniać warunki określone Konstytucją i uznanymi standardami. Zgodnie z art. 127 ust. 1 Konstytucji prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest wybierany w wyborach powszechnych, równych, bezpośrednich i w głosowaniu tajnym. Ponadto należy uwzględniać wypracowane standardy demokratycznych i wolnych wyborów, które wynikają orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego czy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a także z przynależności Polski do międzynarodowych organizacji zajmujących się ochroną demokracji i praw człowieka.

Europejski Trybunał Praw Człowieka wielokrotnie orzekał w indywidualnych sprawach, wypowiadając się o naruszeniach Europejskiej Konwencji Praw Człowieka związanych z procesem wyborczym. Wśród niekwestionowanych w rozwiniętych demokracjach zasad (wskazywanych choćby przez OBWE czy polskiego Rzecznika Praw Obywatelskich) można wyróżnić m.in. zakaz zmieniania reguł głosowania w określonym czasie poprzedzającym wybory czy wypracowanie odpowiednich standardów kampanii wyborczej zapewniających uczciwe i rzetelne podejmowanie decyzji przez obywateli.

Prawo do wolnych i demokratycznych wyborów, jako prawo fundamentalne, to coś o wiele więcej niż prawo do udziału w głosowaniu. Karta wyborcza to nie list. To coś o wiele więcej – jest materialną treścią mojej niematerialnej więzi z ojczyzną. Dlatego wybory muszą być zaplanowane, zorganizowane i przeprowadzone w taki sposób, by uczestnictwo w nich odpowiadało zasadom ustrojowym, a nie stawało się jedynie papierkiem lakmusowym legitymizującym takie czy inne rządy. Jeśli uznamy inaczej, to równie dobrze możemy mówić o rzeczywistych wyborach w reżimach totalitarnych i autorytarnych. A przecież i tam odbywają się takie lub inne głosowania… 

Czy można to nazwać wyborami?

Tymczasem w obecnej sytuacji – niezależnie od tego, czy odbędzie się głosowanie korespondencyjne, tradycyjne, czy też w jeszcze innej formie – wyborów ani w rozumieniu prawa, ani z punktu widzenia standardów kultury politycznej w moim przekonaniu po prostu nie będzie. Z co najmniej kilku powodów, spośród których najważniejsze to brak uczciwej kampanii wyborczej oraz manipulacje nad regułami wyborczymi po formalnym ogłoszeniu kampanii.

Jeśli dojdzie do głosowania korespondencyjnego, to nie będą to wybory, o których mowa w polskiej ustawie zasadniczej. A jeśli głosowanie miałoby się odbyć według dotychczasowych zasad, to nie będzie ono należycie przeprowadzone.

Czy można bowiem nazwać wyborami głosowanie, które przeprowadzać ma Poczta Polska pod okiem przedstawiciela większości rządzącej, a nie Państwowej Komisji Wyborczej? Czy można nazwać wyborami głosowanie, które jawi się jako niepowszechne; w którym nie będą mogli wziąć udziału obywatele polscy rozsiani po całym świecie? Czy można nazwać wyborami głosowanie niepoprzedzone szeroką i aktywną kampanią? Czy można nazwać wyborami głosowanie, w którym wzięcie udziału wiąże się z zagrożeniem dla życia i zdrowia biorących w nim udział obywateli? Czy można nazwać wyborami głosowanie, którego reguły nie są znane na kilkanaście dni przed ich planowanym terminem? Czy można wreszcie nazwać wyborami głosowanie, które nie jest przygotowane, a do którego „przygotowania” odbywają się z naruszeniem powszechnie obowiązującego w Polsce prawa, bo bez poszanowania zasady legalizmu i z usiłowaniem uzyskania dostępu do danych osobowych bez ustawowego uprawnienia? Trudno nawet uznać, by podczas tego głosowania zachowana zostałaby zasada tajności.

Idea głosowania korespondencyjnego sama w sobie nie jest zła. Opowiadałem się za utrzymaniem możliwości głosowania korespondencyjnego jako uzupełniającej możliwości udziału w procesie wyborczym, gdy obecni zwolennicy głosowania korespondencyjnego 10 maja uważali je za ogromne zagrożenie. Jest oczywiste, że głosowanie korespondencyjne może doskonale wspierać tradycyjne wybory, umożliwiając udział w nich większej liczbie osób, na przykład osobom z niepełnosprawnościami lub starszym. Tyle tylko, że nie sposób wprowadzać go jako jedynej możliwości na kilkanaście dni przed wyborami i zastępować nim na łapu capu normalnego procesu wyborczego. A z tym niestety mamy do czynienia. 

Albo jako społeczeństwo wspólnie respektujemy zasady demokratycznego państwa prawnego – jednego dla nas wszystkich, albo aktualna większość może przegłosować wszystko i w każdych okolicznościach

Nie sposób nie odnotować opinii Sądu Najwyższego na temat procedowanej obecnie w Senacie ustawy o głosowaniu korespondencyjnym w wyborach prezydenckich, w której szczegółowo przedstawiono liczne uwagi odnośnie proponowanych rozwiązań. Konkluzja SN głosi, że „opiniowana ustawa, z racji trybu w jakim została uchwalona przez Sejm oraz z uwagi na jej liczne wady merytoryczne, których następstwem jest brak spójności systemowej tego aktu normatywnego z pozostałymi źródłami prawa powszechnie obowiązującego, nie powinna być przedmiotem dalszych prac legislacyjnych”.

Dlatego w głosowaniu korespondencyjnym 10 maja (jeśli się odbędzie), odwrotnie niż w prawdziwych wyborach, kierując się miłością do ojczyzny nie można uczestniczyć. Byłoby to tak, jakby wziąć udział w przestępstwie, licząc, że jednak wyniknie z niego jakieś dobro. Nie mają znaczenia sondaże, określające szanse tego czy innego kandydata, chodzi o pryncypia. Albo jako społeczeństwo wspólnie respektujemy zasady demokratycznego państwa prawnego – jednego dla nas wszystkich, albo aktualna większość może przegłosować wszystko i w każdych okolicznościach, a jedyną zasadą jest to, że nie ma żadnych zasad.

Wydaje się, że świadomy i troszczący się o Polskę obywatel winien w tej sytuacji odmówić udziału w głosowaniu korespondencyjnym, gdyż pozostaje tylko taki rodzaj obywatelskiego sprzeciwu w obecnej sytuacji. Każda inna forma uczestnictwa – choćby oddanie głosu nieważnego – będzie służyła udawaniu, że wybory się odbyły. Byłby to zatem udział w swoistym oszustwie.

Cóż pomoże atrapa wyborów?

Co w zamian? W Konstytucji zostało przewidziane rozwiązanie na obecny czas. Dawno już winien być wprowadzony stan nadzwyczajny, a konkretnie stan klęski żywiołowej, co automatycznie wiąże się z przełożeniem wyborów i wcale nie oznacza ani radykalnego ograniczenia konstytucyjnych wolności i praw, ani konieczności płacenia solennych odszkodowań przez państwo.

Niestety mamy do czynienia z faktycznym stanem nadzwyczajnym, choć formalnie nie wprowadzonym, przy jednoczesnym ograniczaniu naszych wolności i praw – poprzez rządzenie całym krajem za pomocą niekonstytucyjnych rozporządzeń.

Daliśmy się zamknąć w domach nie dlatego, że rząd uchwalił odpowiednie prawo, ale w trosce o zdrowie, z poczucia odpowiedzialności. Właśnie dlatego, jak sądzę, Polacy generalnie zastosowali się do treści aktów wykonawczych regulujących codzienne życie, mimo ich wątpliwej legalności. Co gorsze, zasypuje się nas coraz to bardziej absurdalnymi pomysłami, np. jeśli nie głosowanie korespondencyjne, to zmiana Konstytucji. Cui bono? Dlaczego? Po co? Czy naprawdę nie można skorzystać z rozwiązań przewidzianych w Konstytucji z 1997 r.? O co naprawdę chodzi? O dobro Polski czy o władzę?

Powtórzmy – jeśli nawet 10 maja odbędzie się głosowanie, to na pewno nie będą to wybory, a tym samym na pewno nie zostanie w nim wybrany prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Cóż zatem pomoże Polsce prezydent wybrany nielegalnie? Cóż pomoże atrapa wyborów, skoro możliwe, że zachorują i zginą kolejni ludzie? Cóż pomoże głosowanie korespondencyjne, gdy pogrzebane zostaną demokracja, praworządność, rudymentarna uczciwość oraz ostatnie strzępy poczucia narodowej wspólnoty?

Wesprzyj Więź

Na koniec przywołajmy art. 82 Konstytucji, według którego obowiązkiem obywatela jest wierność Rzeczypospolitej Polskiej oraz troska o dobro wspólne, zaś zgodnie z art. 83 każdy ma obowiązek przestrzegania prawa Rzeczypospolitej Polskiej. I właśnie w poczuciu wierności wobec Rzeczypospolitej, przestrzegając prawa i troszcząc się o dobro wspólne warto i trzeba odmówić udziału w głosowaniu, które wyborami nie będzie.

A gdy wrócą prawdziwe wybory, wszyscy do urn!

O bojkot wyborów spierali się wcześniej Jerzy Sosnowski i Zbigniew Nosowski

Podziel się

Wiadomość

Co za bzdura.
Nie idąc do wyborów legalizujemy poczynania obecnej władzy. W tym sposób przeprowadzania jakichkolwiek zmian w prawie. Tym samy oddając im władzę na kolejne lata. Chyba, że właśnie o to chodzi autorowi. To przepraszam. Wtedy artykuł powinien być oparty tagiem “akcja reklamowa”, albo “Aktykul opłacony w całości z funduszu KW kandydata na prezydenta AD”.

A mnie Pan przekonuje. Dla mnie tak samo wielkim problemem jest “głosowanie do skrzynki pocztowej”, jak i bardzo niesprawiedliwa kampania wyborcza, a właściwie jej brak w przypadku wszystkich kandydatów oprócz Pana Dudy.

Ten niby prezydent,zamiast studzić napięcia to je podgrzewa. Ten człowiek jest marionetką pis i za wszelką ceną chce wygrać w wyborach niekonstytucyjnych, bo będą to wybory nie równe nie tajne oraz nie są bezpośrednie z godnie z art.96 z Konstytucją. Ten człowiek podpisze wszystko co mu Kaczyński podrzuci on nie ma honoru, ale tak mają ludzie którzy uważają siebie za przeudo katolików i lepszy sort.

Odpowiadając Tomkowi – sięgając pamięcią do lat powojennych gdy niepodzielnie rządziła w Polsce taka czy inna partia komunistyczna (też wzywająca do masowego udziału w wyborach) nie można zaakceptować Twojego komentarza.

Ludzie!
z sondaży wynika, że wynik wyborów nie jest przesądzony. Są sensowni kandydaci opozycyjni z energią. (naliczyłem dwóch). Oczekiwanie oczywistego fałszerstwa to chyba projekcja wyobrażeń. Jeśli się go boimy, to organizujmy obywatelski monitoring. Jeśli będzie więcej takich poglądów i wypowiedzi, jak autora tekstu, to w końcu jedni zostaną z władzą, na której im zależy, a drudzy z poczuciem swej moralnej wyższości, które najwyraźniej jest dla nich główną wartością w życiu publicznym (co tłumaczyło już kiedyś upadek np Unii Demokratycznej). Pozdrawiam.