Wielu ludzi – i świeckich, i duchownych – jest przekonanych, że seminarium ma przygotować „gotowy produkt”, który ma się sprawdzić do jubileuszu 50-lecia kapłaństwa. A przecież seminarium nie kończy formacji. Jego kontynuacją jest stała formacja kapłańska – mówią bp Damian Bryl i bp Szymon Stułkowski.
Zbigniew Nosowski: Spotykamy się w murach poznańskiego seminarium duchownego. Chlubi się ono tym, że powstało w 1564 r., rok po dekrecie Soboru Trydenckiego, który zalecał tworzenie seminariów jako specjalnych instytucji dla formacji kapłańskiej. A ja chciałbym zapytać o przyszłość – tego seminarium i w ogóle formacji kapłańskiej.
Pytam o to właśnie Księży Biskupów z powodów oczywistych – obaj Księża należą do młodszej generacji episkopatu, bp Damian Bryl odpowiadał w KEP za przygotowanie nowych zasad formacji kapłańskiej w Polsce, a bp Szymon Stułkowski do niedawna był rektorem seminarium poznańskiego.
Zatem: jak będzie w roku 2064, czyli już za zaledwie 44 lata? Na pewno będzie jakaś formacja kapłańska, ale czy poznańskie seminarium duchowne będzie nadal istniało jako instytucja, kiedy wypadnie akurat jubileusz jego 500-lecia?
Bp Damian Bryl: Jak będzie za niecałe 50 lat, tego oczywiście nie wiemy. Na różnych etapach swojej historii Kościół rozeznaje różne potrzeby i działania, w tym także sposób kształcenia przyszłych kapłanów. Dzisiaj wciąż mocne jest rozeznanie, że właśnie seminarium duchowne jest odpowiednią formą czy instytucją, w której należy formować duchownych.
Również współczesne dokumenty kościelne jednoznacznie mówią, że główną przestrzenią formacyjną jest seminarium. Potwierdza to także ostatni watykański dokument Ratio fundamentalis institutionis sacerdotalis z roku 2016. Dlatego dzisiaj koncentrujemy się na tym, aby seminarium jak najlepiej funkcjonowało.
Bp Szymon Stułkowski: Warto zaznaczyć, że ten watykański dokument był konsultowany właściwie na całym świecie. Nie jest to więc tylko głos zza watykańskiego biurka. Ponadto biskup, który zajmował się jego przygotowaniem, ma doświadczenie pracy formatora. To abp Jorge Carlos Patrón Wong, Meksykańczyk o korzeniach chińskich, obecnie sekretarz pomocniczy ds. seminariów duchownych w Kongregacji ds. Duchowieństwa. Zależało mu na tym, żeby ten dokument powstał w konsultacji z całym światem.
Trzeba dodać, że w Watykanie sprawa formacji do kapłaństwa została przeniesiona z Kongregacji ds. Wychowania Chrześcijańskiego do Kongregacji ds. Duchowieństwa – co ma służyć temu, aby formacja była na jak najwyższym poziomie oraz nie kończyła się w momencie święceń, lecz trwała do końca życia.
NIE TYLKO SEMINARIUM
Owszem, teraz wciąż zasadniczym dominującym modelem formacji są seminaria. Czasem jednak rzeczywistość wymusza zmiany również instytucjonalne. Niektóre kraje pod wpływem sekularyzacji przeszły już tego typu zmiany. Wynikało to, rzecz jasna, ze znaczącego spadku liczby kandydatów do kapłaństwa. Nie dawało się już utrzymać seminarium jako instytucji w tradycyjnym sensie. Czy tego typu procesy mogą też czekać Polskę?
Bp Stułkowski: Patrząc na zmiany, jakie się dokonują w świecie, mogę sobie wyobrazić, że za kilkadziesiąt lat formacja do kapłaństwa będzie wyglądała inaczej. Ale myślę też, że wciąż będzie jakaś instytucja za to odpowiedzialna. Może ona przybrać różne formy i nazwy. Mnie nie przeszkadzałoby, gdyby ona dalej nosiła nazwę seminarium duchownego, ale funkcjonowała inaczej.
Jak inaczej?
Bp Stułkowski: Słychać czasem głosy, że za daleko poszliśmy w kierunku formacji takiej jak w zakonach, opierającej się na odseparowaniu i wyizolowaniu od świata. To odejście jest jednak istotne w formacji do kapłaństwa. Mocno brzmią mi w uszach słowa charyzmatycznego duszpasterza Jana Góry OP, który mówił o formacji kapłańskiej, używając obrazu odejścia od świata na pustynię, by tam w pewnym odosobnieniu – dającym możliwość wejścia w siebie i usłyszenia głosu Boga – „nasiąkać” Nim i przygotować się do misji, jaką zleca. Potem przychodzi czas powrotu do świata, czyli niejako „wyciskania” tego, czym się nasiąknęło – ze świadomością, że trzeba zawsze trwać przy źródle, by ciągle na nowo „nasiąkać” Bogiem, czyli troszczyć się o stałą formację kapłańską.
Ten ostatni aspekt jest niesłychanie ważny. Bo – być może uprzedzając Pańskie pytanie – moim zdaniem problemy duchownych, które ujawnia kryzys związany z wykorzystywaniem seksualnym nieletnich, są wynikiem raczej braku stałej formacji kapłańskiej niż złego wychowania w seminariach. Gdyby formacja stała była prowadzona w sposób odpowiedzialny i dobry, to na pewno mielibyśmy mniej tragedii, mniej ofiar – bo towarzyszylibyśmy bliżej kapłanom w ich posłudze, a wtedy zapaliłyby się wcześniej jakieś lampki alarmowe.
W formacji do kapłaństwa jakaś forma odejścia od świata wydaje mi się więc potrzebna, żeby usłyszeć siebie, usłyszeć Boga i skonfrontować z Nim swoje życie. Natomiast w praktyce, przynajmniej u nas w Poznaniu, klerycy prawie cały czas żyją w kontakcie ze światem, studiując wspólnie z innymi studentami oraz mając kontakt ze wspólnotami parafialnymi czy różnymi grupami duszpasterskimi.
Bp Bryl: Mnie osobiście nie odpowiada określenie „izolacja od świata”, bo na pewno nie o izolację tu chodzi, określenie to wręcz coś wypacza. Chodzi o odosobnienie, które ma klerykom pomóc w procesie dojrzewania. Współczesny styl życia naszych kandydatów jest bardzo szybki, często powierzchowny – niezależnie od tego, czy przychodzą do nas bezpośrednio po maturze, czy po studiach, czy z jakimś doświadczeniem zawodowym. Brakuje im umiejętności zatrzymania, pogłębionego wejścia w siebie, trudniej im przez to o pogłębioną relację z drugim człowiekiem i z Bogiem. Dlatego odpowiednie odosobnienie jest bardzo potrzebne.
Odosobnienie to nie jest celem, ale raczej środowiskiem rozwoju i wzrostu, które pomaga w dojrzewaniu na poziomie ludzkim i w pogłębieniu życia wiarą, sprzyja też solidnym studiom. Na to, co dzieje się w seminarium, patrzymy w perspektywie „całożyciowej”. Ważne jest dla nas zarówno to, kim są nasi klerycy, jaką drogę już przeszli w swoim życiu, jak również to, co będzie się działo z nimi, gdy wyjdą z seminarium. Chcemy im roztropnie towarzyszyć, aby mogli dobrze rozeznać swoje powołanie, odpowiedzialnie je podjąć i wzrastać w nim, służąc Kościołowi. Seminarium jest ważnym etapem, początkiem drogi. Myślimy jednak o całej drodze i w tym kontekście pytamy się o to, jak kształtować jej początek, czyli czas seminarium.
W polskim dokumencie, który powstał pod kierunkiem bp. Bryla, zaciekawiło mnie jego podstawowe ujęcie. Mówi się tam o formowaniu człowieka i chrześcijanina, który ma być uczniem Chrystusa, ma się do Niego upodobnić, by wreszcie zostać pasterzem. Zastosowano tu do formacji kapłańskiej piękną Franciszkową kategorię ucznia-misjonarza.
Bp Stułkowski: Dla mnie natomiast początek prac nad tym dokumentem wiązał się z objęciem funkcji rektora seminarium w 2016 r. Odkryciem było wtedy dla mnie założenie, że formacja seminaryjna to tylko początkowy etap formacji. Jestem przekonany, że wielu ludzi – i świeckich, i konsekrowanych, i duchownych – jest przekonanych, że seminarium ma przygotować „gotowy produkt”, który ma się sprawdzić do, powiedzmy, jubileuszu 50-lecia kapłaństwa. A tu zmieniliśmy myślenie: okres bardzo intensywnej formacji trwającej 6–7 lat nie kończy tego procesu, który powinien być kontynuowany na drogach stałej formacji kapłańskiej.
A wcześniej mówił Ksiądz Biskup, że braki w formacji stałej są większe niż w seminaryjnej. Z jednej strony przypomina mi to nieliczne doświadczenia moich spotkań z grupami księży kilkanaście lat po święceniach, którzy odbywali taką regularną formację – i były to bardzo ważne rozmowy o sprawach fundamentalnych, wyraźnie im potrzebne. Z drugiej strony, myślę też o własnym odkryciu, że mam (i podobnie wielu moich świeckich przyjaciół) skłonność do kończenia większości dyskusji o księżowskich problemach wnioskami o konieczności uzupełnienia formacji seminaryjnej o dodatkowe zajęcia z tego czy owego. I w pewnym momencie zorientowałem się, że w efekcie dawałoby to liczbę zajęć przekraczają wszelkie standardy i możliwości percepcji. Uznałem więc, że nie w mnożeniu zajęć tkwi sedno problemu. Ale nie wiem, w czym tkwi. Może w uczeniu myślenia, kreowaniu odpowiedniego „dyszla w głowie”…
Bp Bryl: …który należy potem stale aktualizować, m.in. przez towarzyszenie duchownym w czasie, gdy już jako duszpasterze mierzą się z realnymi problemami świata.
Bp Stułkowski: W naszej archidiecezji zmieniliśmy formy stałej formacji kapłańskiej, gdy przyszedł do Poznania abp Stanisław Gądecki. Od początku przywiązywał wielką wagę do tej kwestii. W związku z tym została ona głęboko zreformowana i wygląda obecnie inaczej niż kilkanaście lat temu. Jest bardzo zróżnicowana, w zależności od wieku prezbiterów i ich doświadczenia. Ma odpowiadać na autentyczne problemy, które przeżywają i z którymi się mierzą. Rzecz jasna, nie jest to rozwiązanie idealne, wciąż szukamy – ale wiemy, że to właściwy kierunek.
UCZEŃ-MISJONARZ
Wróćmy jednak jeszcze do struktur i instytucji. Wiadomo, że w Polsce ubywa kandydatów do kapłaństwa. Polskie seminaria jako budynki są najczęściej bardzo duże i drogie w utrzymaniu. Już w niektórych mniejszych diecezjach zdarzają się sytuacje, że profesorów jest chyba więcej niż kleryków, więc wiadomo, że jakieś decyzje instytucjonalne będą niezbędne. Czy dyskutuje się o tym na poziomie Konferencji Episkopatu Polski? Czy są jakieś wizje, pomysły, plany?
Bp Bryl: Jesteśmy świadomi, że czekają nas reformy. W nowym dokumencie, o którym mówimy, pojawia się otwarcie nowej drogi, jaką mogą być seminaria międzydiecezjalne lub narodowe. Ale decyzja zawsze zależy od konkretnego biskupa, nie można takich rozwiązań narzucić.
Trzeba myśleć, jak towarzyszyć kandydatom do kapłaństwa, aby rozpoznali swoje powołanie, z oddaniem je podjęli i byli w przyszłości dobrymi pasterzami, którzy nie boją się być blisko człowieka w jego radościach i zmaganiach, ale również z odwagą będą szukali tych, którzy odeszli
Osobiście uważam, że dla owocności formacji niezbędna jest odpowiednia wspólnota. Kapłan realizuje swoją misję we wspólnocie. Wspólnota jest niezbędna dla formacji i potem dla dobrego funkcjonowania duchownego. Pewne procesy nie mogą zaistnieć, gdy w seminarium będą trzy osoby. Potrzebna jest szersza społeczność. Doświadczenie dojrzałego życia we wspólnocie seminaryjnej jest ważne dla dalszego funkcjonowania we wspólnocie parafialnej.
Bp Stułkowski: Inny sposób spojrzenia regionalnego to uwzględnienie zasięgu wydziału teologicznego, do którego przypisane jest dane seminarium jako placówka akademicka. Na przykład na wydziale poznańskim mamy kleryków z kilku okolicznych seminariów diecezjalnych i kilku zakonnych. Toczą się rozmowy o przyszłości, na razie jeszcze bez żadnych decyzji.
A czy doświadczenia innych krajów pod tym względem mogłyby być dla Polski inspirujące?
Bp Stułkowski: Podczas studiów i pracy duszpasterskiej w Wiedniu obserwowałem tamtejsze seminarium. To ciekawe rozwiązanie. Wspólnota seminaryjna właściwie rozeszła się do różnych parafii, do wybranych duszpasterzy. Oni zostali przewodnikami duchowymi dla małych grup kleryków, którzy zamieszkali w ich parafiach. Klerycy żyli w małej wspólnocie z proboszczem, pomagali w duszpasterstwie parafialnym i stamtąd dojeżdżali na uniwersytet. Ale seminarium nie zostało zlikwidowane. Alumni przyjeżdżali tam regularnie na weekendy (raz czy dwa w miesiącu). Nie wiem, jak to obecnie wygląda, ale taki ciekawy eksperyment miał miejsce.
Motywacją dla wprowadzenia takiego rozwiązania była chęć zbliżenia kandydatów do kapłaństwa do życia parafialnego. Wielu z nich bowiem pochodziło z różnych ruchów czy grup, które działają w strukturach pozaparafialnych. Często nie znali oni życia parafialnego, a nawet nie byli związani ze swoją rodzinną parafią. Chodziło też o to, by mogli przyglądać się życiu proboszcza, doświadczyć życia wspólnotowego i różnych form pracy duszpasterskiej w parafii.
U nas tak daleko nie idziemy, ale, rzecz jasna, mamy sporo miejsca w formacji dla praktyk duszpasterskich i katechetycznych. Kiedyś również diakonów wysyłaliśmy na praktykę, ale obecnie zmieniliśmy status ich misji – skoro przyjmują święcenia i są już duchownymi, to otrzymują od biskupa dekret kierujący ich do pracy duszpasterskiej w konkretnej parafii i w konkretnej szkole.
Tego typu doświadczenia wykorzystujemy też pod kątem formacyjnym. Gdy klerycy wrócą z praktyk, rozmawiamy z nimi, pytając o to, co odkryli i czego nauczyli się w tym czasie. Nierzadko mówią np., że zaskoczył ich problem samotności proboszcza w małej parafii. Jest wtedy okazja do rozmów o znaczeniu i zrównoważeniu wspólnoty, relacji i samotności.
Bp Bryl: Bardzo nam zależy, aby klerycy znali rzeczywistość Kościoła w danej diecezji, warunki pracy duszpasterskiej. Seminarium jest rzeczywistością czasową, nie na całe życie. Dlatego ważne jest powolne wprowadzanie w styl życia i zaangażowania kapłańskiego. Kongregacja proponuje, aby czwarty, ostatni etap formacji – nazwany etapem pastoralnym – był czasem włączania kleryków w coraz to nowe pola zaangażowań i odpowiedzialności duszpasterskiej, a także aby święceń udzielać nie bezpośrednio po ukończeniu studiów, tylko po pewnym czasie zaangażowania w życie Kościoła diecezjalnego.
Jeśli chodzi o doświadczenia innych krajów – ciekawe były dla mnie szkolenia dla biskupów, które organizowała watykańska kongregacja. Widzieliśmy tam bardzo różne podejścia do formacji kapłańskiej. Biskupi z Ameryki Południowej podkreślali, że rok propedeutyczny służy im przede wszystkim do wyrównywania różnic edukacyjnych wśród kandydatów. Bo bardzo im zależy, aby seminaria nie zatraciły charakteru wyższych uczelni. My natomiast chcemy oczywiście, żeby nasi klerycy byli solidnie wykształceni, ale nie jest to jedyny, a na pewno nie najważniejszy cel tego etapu. Bardziej zależy nam na wprowadzaniu seminarzystów w głębsze poznanie i rozumienie siebie, w życie modlitwą i liturgią, w budowę dobrych i odpowiedzialnych relacji.
Francuzi z kolei mają już kilka ciekawych przykładów wspólnotowego życia księży. Dla nich fraternité jest bardzo ważnym wymiarem przeżywania kapłaństwa. W praktyce dla kleryków oznacza to małe wspólnoty mieszkające z proboszczem-formatorem przy parafiach (ale nie tak małe jak w Wiedniu), przy równoczesnych zajęciach akademickich.
Mnie osobiście bliskie są rozwiązania hiszpańskie. Wydaje mi się, że polskie rozwiązania są w wielu punktach zbliżone do tamtejszego modelu. W Hiszpanii, która w ostatnich latach mocno się zlaicyzowała, formacja seminaryjna kładzie mocny akcent na wychowanie kapłana, ucznia-misjonarza Jezusa, mającego stabilną tożsamość, gotowość poszukiwania tych, którzy zapomnieli o Jezusie, i dyspozycyjność do niesienia Dobrej Nowiny tym, którzy jeszcze jej nie usłyszeli. Pewnie trzeba i nam coraz mocniejszego akcentu misyjnego.
Czy da się znaleźć jakiś wspólny mianownik tych pozytywnych doświadczeń w innych krajach?
Bp Bryl: Na pewno dominuje założenie, że potrzebne jest seminarium duchowne jako stabilna instytucja stanowiąca środowisko formacji. Praktyczne rozwiązania mogą być potem różne, w zależności od sytuacji.
Główne pytanie brzmi zatem nie: „czy seminarium?”, lecz: „jakie seminarium”. Trzeba myśleć, jak towarzyszyć kandydatom do kapłaństwa, aby rozpoznali swoje powołanie, z oddaniem je podjęli i byli w przyszłości dobrymi pasterzami, którzy nie boją się być blisko człowieka w jego radościach i zmaganiach, ale również z odwagą będą szukali tych, którzy odeszli.
Ważne w formacji jest, abyśmy widzieli człowieka, konkretnego człowieka w całej realności jego kondycji, jego historii, ważnych doświadczeń, przeżyć, zranień i tego wszystkiego, co się w nim i z nim dzisiaj dzieje. Papież Franciszek, podobnie jak jego poprzednicy, mocno podkreśla wagę wymiaru ludzkiego formacji. Właściwie we wszystkich krajach jesteśmy świadomi wpływu doświadczeń każdej osoby, nierzadko bardzo raniących, nie tylko na formację w seminarium, ale także na dalsze kapłańskie życie.
WBREW RODZICOM
A jakie są złe doświadczenia innych krajów (zwłaszcza krajów o podobnej historii i strukturze wyznaniowej, o dominującej kulturze katolickiej), których chcieliby Księża uniknąć przy reformowaniu formacji kapłańskiej w Polsce?
Bp Bryl: Jeśli zauważymy, że w klasycznym ujęciu formacja w seminariach dokonuje się na czterech płaszczyznach: ludzkiej, duchowej, intelektualnej i duszpasterskiej, i każda z nich jest ważna – to niestety zdarzało się przeakcentowanie jakiegoś wymiaru. Mamy doświadczenia środowisk, gdzie bardzo mocno akcentowano poziom studiów teologicznych, prawie nie zauważając życia duchowego. Gdzie indziej zaś, od początku seminarium intensywnie angażowano kleryków w pracę duszpasterską, nie dając możliwości na pogłębione poznanie siebie i swojego człowieczeństwa. W innych miejscach przeakcentowano psychologię i pedagogię w formacji, prawie zapominając o wartości życia przenikniętego Bożą łaską.
Bp Stułkowski: Skrajności w ogóle są niebezpieczne. Zdarzały się sytuacje, że terapia zastępowała formację, albo wręcz uważano, że formacja dokonuje się poprzez terapię.
Bp Bryl: A na drugim krańcu są sytuacje, w których całkowicie odrzuca się psychologię i wszystko to, co ona wnosi, przenosząc refleksję i pracę nad sobą wyłącznie na poziom duchowy.
Wspomniałem już o niebezpieczeństwie przeakcentowania strony intelektualnej. Ale nie wolno zapominać, że studia teologiczne stanowią bardzo ważny składnik formacji. Bardzo zależy nam na tym, aby nasi księża byli solidnie wykształceni, dobrze rozumieli wyznawane prawdy wiary, umieli o nich mówić komunikatywnym językiem, aby potrafili je uzasadnić i obronić. Chcielibyśmy, aby uczyli się nadprzyrodzonego spojrzenia na świat, Kościół, siebie i na wszystko, co się wokół i w nich dzieje, aby umieli rozpoznawać znaki czasu. Dzisiaj bardzo potrzebujemy kapłanów nie tylko inteligentnych, ale także mądrych.
Czy przychodzą wciąż do seminariów kandydaci, którzy myślą o byciu księdzem jako pozycji społecznej?
Bp Stułkowski: U nas już nie. Takie motywacje wymarły śmiercią naturalną.
Kiedy wspominam lata, w których ja rozeznawałem moje powołanie – a był to początek pontyfikatu św. Jana Pawła II: entuzjazm, radość i odkrywanie, jaka moc tkwi w nas, wierzących – i porównuję je z sytuacją dzisiejszą, to myślę, że dziś powołania mogą być dojrzalsze, bo rodzą się w sytuacji skrajnie innej. Młodzi mężczyźni, którzy odkrywają, że Bóg powołuje ich do kapłaństwa, wiedzą, że to nie będzie łatwa droga, że będą musieli zmierzyć się z niezrozumieniem, nieżyczliwością i niekiedy z odrzuceniem.
Dziś mamy odwrotny problem niż traktowanie kapłaństwa jako budowania pozycji społecznej – rodziców, którzy nie godzą się na to, żeby syn szedł do seminarium. Znam sytuacje, że rodzice zgadzali się na studia teologiczne syna, ale koniecznie jako osoby świeckiej. Czasem po paru latach dojrzewali do akceptacji jego powołania do kapłaństwa, ale też niekoniecznie.
To rzeczywiście nowe zjawisko, bo tradycyjnie większym problemem było, że to nie alumn miał powołanie, lecz jego mama…
Bp Stułkowski: Z tym oczywiście też mieliśmy do czynienia. Ale teraz jest odwrotnie. Presja rodziny bywa tak silna, że niektórzy świetni kandydaci rezygnują z seminarium. Swoją drogą, jeszcze wyraźniej widać to w zakonach żeńskich. Tam dość często rodzice mają poczucie, że dziewczyna chce sobie zmarnować życie.
A w jednym i drugim przypadku mówimy nie tylko o rodzicach agnostycznych czy letnich w wierze, lecz o zaangażowanych katolikach, którzy jednak nie akceptują wyboru kapłaństwa lub życia zakonnego swoich dzieci. Krótko mówiąc, nie chcą, by o ich synu mówiono, że skoro ksiądz, to pewnie pedofil…
Bp Bryl: Zdarza się, że – jeśli syn się jednak uprze w swoim wyborze – ojciec nie przyjeżdża nawet na jego święcenia kapłańskie. Próbujemy być blisko z tymi rodzicami, „oswoić” ich. Ale mimo to pojawiają się nieraz dramatyczne sytuacje.
Bp Stułkowski: Ja sam znalazłem się w takiej sytuacji już sporo lat temu. Ojciec uważał, że moja decyzja pójścia do seminarium to rodzinna porażka. Obwiniał mamę, że zbyt religijnie nas wychowywała. Nie przyjął zaproszenia ani na święcenia, ani na prymicję. Potem, pod koniec jego życia, zbliżyły się nasze drogi, ale długo konfrontowałem się z tym problemem. Teraz czerpię z tego życiowego doświadczenia, gdyż mogę łatwiej zrozumieć podobne sytuacje kleryków i pomóc im w budowaniu relacji z rodzicami.
KSIĄDZ ŻYJE Z PODSŁUCHU
Na jakim etapie jest obecnie dokument KEP przedstawiający założenia formacji kapłańskiej na nowe czasy?
Bp Bryl: Został już przyjęty przez KEP. Obecnie jest tłumaczony na język włoski, po czym zostanie wysłany do watykańskiej Kongregacji ds. Duchowieństwa. Aby obowiązywał, musi zostać zatwierdzony w Watykanie, a potem abp Stanisław Gądecki, jako przewodniczący Konferencji Episkopatu, określi termin jego wejścia w życie.
Czy wtedy automatycznie zacznie obowiązywać we wszystkich polskich diecezjach?
Bp Bryl: Polskie Ratio zgodnie z wytycznymi kongregacji ma kanoniczną wagę dekretu ogólnego, czyli jest wiążące dla wszystkich. Po zatwierdzeniu i ogłoszeniu będzie następowała jego aplikacja w diecezjach. W dokumencie ogólnopolskim wskazujemy kierunek formacji, podstawowe zasady, kryteria i normy. Na podstawie tych założeń każde seminarium opracuje nowy, własny statut, regulamin i program wychowawczo-formacyjny.
Jaki zatem kierunek wskazuje Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia?
Bp Bryl: Chcemy w seminarium towarzyszyć osobom, które odczytały swoje powołanie do prezbiteratu. Chcemy to powołanie ze strony Kościoła rozeznawać, następnie potwierdzić przez święcenia. Ale najważniejsze, że chcemy rozpocząć w seminarium proces, który będzie trwał całe życie. Proces formowania ucznia-misjonarza Jezusa, który żyje w bliskiej relacji ze swoim Panem; który rozpoznał, że więź z Chrystusem jest fundamentem wszystkiego; który przyjmuje zaproszenie do oddania siebie w służbie Kościołowi; który widzi w tym oddaniu swoje szczęście; który chce, żeby Dobra Nowina, jaką sam żyje, dotarła do wszystkich; który umacnia osoby trwające we wspólnocie Kościoła, a jednocześnie jest gotów do wyjścia w świat i poszukiwania tych, których w Kościele nie ma; który towarzyszy wiernym w ich dolach i niedolach; na którego można liczyć; który nie boi się bliskości z Bogiem i bliskości z ludźmi; który żyje z ludźmi i dla ludzi; który jest człowiekiem modlitwy i towarzyszy innym na drodze ich modlitwy.
Bp Stułkowski: Patrząc natomiast praktycznie z perspektywy społecznej, chodzi także o podjęcie funkcji lidera w społeczności parafialnej czy lokalnej. Obecnie wielkie miasta przeżywają dużą transformację. Na obrzeża miast wyprowadza się wielu ludzi z centrum, osiedlają się tam, mieszając się z lokalnymi społecznościami, często wciąż jeszcze bardzo wiejskimi. Mamy doświadczenie, że wioska, która liczyła kilkuset mieszkańców, w ciągu czterech lat rozrosła się do prawie kilku tysięcy. W takich okolicznościach bardzo ważna jest integracyjna i socjalizacyjna funkcja parafii i samego proboszcza.
Na ile przyszłościowy polski model duchownego jest formułowany indywidualnie (docelowo: samotny proboszcz na plebanii), na ile wspólnotowo (małe grupy księży obsługujących jakiś określony teren)? Jakieś założenia trzeba przyjąć, bo to są odmienne podejścia.
Bp Bryl: Z tym się wciąż mierzymy i szukamy, także słuchając tych, którzy już mają za sobą doświadczenia w tej dziedzinie. W naszej archidiecezji już obecnie w większości parafii proboszcz jest jedynym duchownym. Dodatkowo w polską kulturę kościelną bardzo mocno wpisana jest osoba proboszcza. Ale widzimy, że w sytuacjach coraz większego niedoboru księży trzeba szukać nowych rozwiązań.
Model kapłańskich ekip duszpasterskich już funkcjonuje w niektórych krajach. Grupa księży mieszka wspólnie, a służy duszpastersko na rozległym terenie obejmującym kilka czy kilkanaście tradycyjnych parafii. Trzeba jednak pamiętać o przyzwyczajeniach wiernych. Niedawno jeden z biskupów hiszpańskich, gdzie wprowadzono takie rozwiązania, mówił mi o nowych problemach, które powstają w takiej sytuacji. Na przykład ludzie nie chcą jeździć na Mszę do sąsiedniej miejscowości. Chcą chodzić u siebie. Trzeba stopniowo ich przekonywać, że w innym miejscu może być więcej osób, więc liturgia będzie piękniejsza, choćby śpiew. Wiadomo, że odległość dzieląca te dwie miejscowości nie jest dla nich problemem. Chodzi o przywiązanie i przyzwyczajenie.
Coraz częściej presja rodziny bywa tak silna, że niektórzy świetni kandydaci rezygnują z seminarium. Rodzice nie chcą, by o ich synu mówiono, że skoro ksiądz, to pewnie pedofil…
Inna trudność to taka, że niektórzy księża nie potrafią żyć we wspólnocie kapłańskiej, więc niekiedy ktoś musi dostać oddzielne mieszkanie. Ciekawym zjawiskiem jest natomiast pragnienie wiernych, żeby było jasne, który z tej grupy duchownych jest ich proboszczem. Od strony formalnej ów biskup tak to rozwiązuje, że gdy np. grupa trzech księży ma pod opieką kilkanaście parafii, to do każdej z nich jeden jest przypisany jako proboszcz, a dwaj pozostali jako wikariusze. Bo ludzie chcą wiedzieć, kto jest proboszczem!
Bp Stułkowski: Mnie się wydaje, że u nas w diecezji zdecydowanie przybywa świeckich liderów – co sprawia, że stajemy się przygotowani na przyszłościową sytuację braku księży. Mam na myśli nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej czy świeckich katechistów (nie mylić z katechetami pracującymi w szkole!), którzy są u nas od wielu lat konsekwentnie przygotowywani do prowadzenia katechezy dorosłych w parafiach, a więc do roli lokalnych przewodników w wierze, przejmujących współodpowiedzialność za wspólnotę. Nie ma żadnego dekretu nakazującego, żeby każda parafia miała katechistę, ale stopniowo idziemy w tym kierunku. Mamy więc parafie, w których jest około dwudziestu katechistów – ale mamy też duże dekanaty, gdzie nie ma żadnego.
Zaś co do modelu duchownego na przyszłość – lubię mówić, że ksiądz to taki facet, który „żyje z podsłuchu”. Jego misją jest najpierw „podsłuchiwanie” Pana Boga i życie w stałej relacji z Nim. Musi się też nauczyć „podsłuchiwać” człowieka, którego spotyka w świątyni i poza nią, podczas odwiedzin duszpasterskich, w kancelarii parafialnej, w szkole, w konfesjonale czy wielu innych miejscach. Podstawową misją duchownego jest zgrać te dwa głosy i doprowadzić do spotkania konkretnego człowieka z żywym Bogiem. Nie należy prowadzić człowieka na „smyczy duszpasterskiej”, lecz towarzyszyć mu w rozwoju jego relacji z Bogiem oraz bliźnimi.
Ten podwójny podsłuch, z którego i dla którego żyje ksiądz, powinien także kształtować jego wrażliwość i język, jakim się posługuje. Bo „podsłuchiwanie” człowieka pozwala go poznać i zrozumieć. Gdy się usłyszy, co ludzie myślą, to czasem jest dla nas jak kubeł zimnej wody – ale to właśnie może pozwolić zweryfikować nasze działania duszpasterskie i sprawić, by były bliższe ludziom.
Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź”, wiosna 2020
Bp Damian Bryl – ur. 1969, duchowny archidiecezji poznańskiej. Doktor teologii, w badaniach naukowych zajmował się duchowością osób świeckich. Był redaktorem naczelnym miesięcznika „Katecheta”, ojcem duchownym w poznańskim Arcybiskupim Seminarium Duchownym, adiunktem na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 2013 do 2021 – biskup pomocniczy archidiecezji poznańskiej. Od stycznia 2021 biskup kaliski.
Bp Szymon Stułkowski – ur. 1961, duchowny archidiecezji poznańskiej. Doktor teologii pastoralnej. Był duszpasterzem akademickim, diecezjalnym duszpasterzem rodzin, adiunktem na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, sekretarzem Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski. W latach 2016–2019 był rektorem Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu. Od roku 2019 – biskup pomocniczy archidiecezji poznańskiej.