Zima 2024, nr 4

Zamów

Ks. Jan Twardowski: Nigdy nie pisałem wierszy dla sztuki

Ksiądz Jan Twardowski w marcu 1991 r. Fot. Włodzimierz Barchacz / NAC

Cała moja wiara opiera się na Miłości, która dostrzega, że w każdym człowieku tkwi tęsknota za miłością – mówił ks. Jan Twardowski w 1997 roku.

Agnieszka Kasprzak: Co Ksiądz myśli o swoich wierszach?

Ks. Jan Twardowski: Jestem wzruszony, że ktoś je czyta. To mi pomaga. To jest wzruszające. Mam obecnie duże nakłady. To mnie przerosło.

W świadomości wielu ludzi istnieje Ksiądz przede wszystkim jako poeta. Tymczasem słyszałam, że ponoć woli Ksiądz mówić o sobie „ksiądz piszący wiersze”. Na czym polega różnica?

– To jest sprawa powołania. Jestem księdzem, który ma mówić o Bogu, sprawować sakramenty święte. Tak się jednak złożyło, że studio­wałem polonistykę, naczytałem się wiele wierszy i pozostała mi wrażliwość na nie. To towarzyszy mojemu kapłaństwu. Wiersze mi nie przeszkadzały, raczej pomagały. Są ludzie, może nieliczni, ale wrażliwi na wiersze, do któ­rych nie trafia kazanie, homilia, dogmatyka, a właśnie trafi wiersz, który jest niedogmatyczny, niedydaktyczny; jest zapisem pewnego przeżycia.

Są ludzie, do któ­rych nie trafia kazanie, homilia, dogmatyka, a trafi wiersz

ks. Jan Twardowski

Udostępnij tekst

Wiele lat temu dostałem do rąk świeżo wydany tomik swoich wierszy, jeszcze pachnący farbą drukarską. Jednocześnie zawołano mnie do chorego. Był jednym z tych niewierzących, do których gorliwi ściągają na siłę księdza. Kiedy przyszedłem, chciał mnie wyrzucić. Zacząłem się tłumaczyć, że jestem trochę poruszony, bo właśnie dostałem wydane swoje wier­sze. Powiedział mi, że nie znosi wierszy, że nie są mu potrzebne. Niemal na siłę przeczytałem mu jeden wiersz, właśnie o kapłaństwie. Powiedział że to mu się nie podoba, brzmi jak katarynka, że są to częstochowskie wiersze. Ale jedna rzecz wydała mu się ciekawa, że ksiądz powiedział coś od siebie samego, to czego nie wyczytał w książkach. Nawiązała się rozmowa, która potem nasz kontakt podtrzymywała.

A więc to kapłaństwo jest pierwszym powołaniem Księdza?

– Na pewno tak.

Powiedział Ksiądz kiedyś, że „wiersz jest poszukiwaniem kontaktu z drugim człowiekiem”. Co to oznacza?

– Dlaczego człowiek pisze wiersze? Wierszy piszą tylko zawodowi literaci ani megalomani, którzy chcą pisać dla przyszłych pokoleń.

Miałem ucznia, który chodził do szkoły zawodowej. Uciekał z języka polskiego, tak go nie znosił. Ale kiedy zakochał się, zaczął pisać wiersze. Chciał swojej ukochanej coś powiedzieć ładniejszym językiem. Wiersz tym różni się od prozy, czym różni się krok marszu od kroku tańca, jest próbą ładniejszego wypowiedzenia się. Jest potrzebą podzielenia się swoim wzruszeniem z drugim człowiekiem. Przypomina pisanie listu, pamiętnika. Jest próbą powiedzenia tego, co najbardziej osobiste.

Gdyby miał Ksiądz określić swój sposób pisania, czy byłoby to tworzenie z potrzeby serca, wyrażenia tego, co jest w człowieku, czy raczej prze­kazania czegoś innym?

– Na pewno z potrzeby serca. To jest szukanie przyjaciela, szukanie kogoś bliskiego. Wielu ludzi poznałem przez wiersze.

A więc byłby to dialog, chociaż niekoniecznie na odległość?

– To jest dialog na odległość, dialog z nieznanym przyjacielem, szuka­nie kogoś bliskiego. Można patrzeć na wiersz, jak na sztukę, ale nie pisa­łem wierszy dla sztuki. Zacząłem pisać w czasach stalinowskich, gdy nie było żadnej możliwości drukowania wierszy religijnych. Ten temat był w pełnie zakazany i nie zanosiło się na to, aby coś się mogło zmienić w krótkim czasie. Nie miałem najmniejszej nadziei na drukowanie i wyda­wanie wierszy. Pisałem dla kilku znajomych.

Dzisiaj ma Ksiądz bardzo szeroki krąg czytelników.

– Chociaż jestem starym człowiekiem, dopiero od roku 1980 znalazłem życzliwą atmosferę. Zaczęto mnie drukować, wznawiać. Mam niektóre dziewiąte, szóste wydania swoich wierszy. Mam czytelników, rozmawiamy w czasie spotkań. Najbardziej dziwi fakt, że są to przeważnie młodzi ludzie. Kiedyś powiedziałem, jakie to szczęście mieć sto lat i spotykać się w towarzystwie młodych ludzi. Wydaje mi się, że przez 40 lat w Polsce uni­kano tematu wiersza mówiącego o Bogu, ogołacano naszą kulturę z treści metafizycznych i dzisiaj, kiedy jest życzliwa atmosfera, słucha się naj­prostszych wierszy religijnych jako czegoś nowego. Pisano wiersze na cześć miasta, maszyn. Te wszystkie tematy są już dzisiaj „przemęczone”.

Chciałabym wrócić jeszcze do warsztatu literackiego. Ksiądz często odżegnuje się od wszelkich naukowych teorii literackich. Ale czy kontakt z teorią literatury w czasie studiów polonistycznych naprawdę nie miał wpływu na twórczość Księdza?

– Nie. Wiele się przewinęło nowych prądów literackich. Były pokole­nia Grochowiaka, Herberta, Barańczaka. Byłem poza wszystkimi szkoła­mi. Nie były mi potrzebne i tego nie żałuję.

Ale czy fascynacja epoką baroku również nie wpłynęła na wiersze Księdza?

– Tak, miała wpływ. Myślę, że nasza poezja w wieku XIX – bardzo wybit­na poezja – służyła problematyce religijno-patriotycznej. Taka była sytuacja, że wiarą wspomagano sprawy narodowe. Mickiewicz pisał o Księdzu Roba­ku – dlatego o księdzu, że miał wywołać powstanie. W okresie baroku sprawa narodowa nie była tak aktualna. Pisano wiersze w poszukiwaniu Boga, wiary (Sęp-Szarzyński, Kochanowski). Przykładem poety religijnego jest król Dawid – najsłynniejszy poeta świata. Jego psalmy śpiewają na całym świecie, nie znając autora. Ciekawe, że jego poezja religijna była jednocześnie poezją miłosną. Adresatem jest tu nie kobieta, tylko Bóg. Kochać Boga można tylko przeżywając uczucia ludzkiej miłości. Ludzkiej miłości towarzyszy smutek, radość, rozpacz, tęsknota. Radość, że się ktoś odmie­nił, rozpacz, że porzucił, tęsknota, że go nie widzę. Takie przeżycia są blis­kie psalmom Dawida. Myślę, że takiej poezji czysto religijnej jest mało. Ona mnie najbardziej interesuje.

Poeci baroku byli również prawdziwymi mistrzami słowa – np. Jan Andrzej Morsztyn. Również współcześni twórcy twierdzą, że literatura to tylko ciężka praca. Czy Ksiądz wierzy w natchnienie’?

– Natchnienie – może nie, ale jest jakaś potrzeba pisania. Jest coś takiego, jest jakiś Anioł Stróż. Ja mam dobrego Anioła Stróża. Modlę się do Anioła Stróża moich wierszy.

Czy mogę zapytać, o co Ksiądz się do niego modli?

– O opiekę nad moimi wierszami.

Czy Ksiądz ma jakąś wizję poety, która byłaby Księdzu szczególnie bliska?

– Przyjaciel człowieka, który z nim przeżywa życie.

Wielu krytyków literackich pisze o Księdza wierszach. Co Ksiądz myśli o ich opiniach?

– Napisałem w „Niecodzienniku”, że pewien profesor powiedział, że co napiszę, to jedni powiedzą bardzo dobre, inni – średnie, jeszcze inni – do niczego i wszystkie opinie będą słuszne. Ale bar­dzo cenne jest. że ktoś w ogóle o tym pisze. Zwraca moją uwagę na pewne rzeczy. Uważam, że autor powinien cenić sobie każdą krytykę.

Jeżeli już jesteśmy przy interpretacji, to co Ksiądz myśli o poezji śpiewanej i o śpiewaniu wierszy Księdza?

– To jest chyba bardzo stara tradycja, pochodząca jeszcze z Grecji, ułatwia odbiór wierszy.

Wiersze Księdza są jednak łatwo odbierane nie tyle dzięki muzycznej interpretacji, ile dzięki miłości, która z nich przebija. Wydaje mi się, że jest to miłość rozumiana w dwóch wymiarach – z jednej strony jako miłość Chrystusowa, z drugiej – bardzo ludzka.

– Cała moja wiara opiera się na Miłości, która dostrzega, że w każ­dym człowieku tkwi tęsknota za miłością. Każdy chce być szczęśliwy, a szczęście można spotkać, kiedy się kocha i jest się kochanym. Miłość nie ogranicza się tylko do miłości między młodą dziewczyną i chłopcem. Jest też miłość matki do dziecka, dziadka do wnuka. Umiera stary człowiek i bardziej cierpi z tego powodu, że córka go nie odwiedziła niż z powodu jakichś fizycznych dolegliwości. Tęsknota za miłością tkwi w człowieku do końca życia. Gdyby nie było życia po śmierci, człowiek byłby oszukany. Miłość, którą spotykamy w życiu, uczy miłości do Pana Boga. Człowiek spotyka się z Bogiem, który go ukochał, kochając ludzi.

Cierpienie nie jest nieszczęściem, jest doświadczeniem, próbą wierności Bogu

ks. Jan Twardowski

Udostępnij tekst

Ktoś mógłby powiedzieć, że ksiądz-stary kawaler, a pisze o miłości. A tak jest dlatego, że to jest najważniejsze w życiu – tęsknota za Bo­giem, której człowiek nie zaspokoi. To jest płomień, który tylko Bóg może ugasić.

Pisząc o tej miłości, stara się Ksiądz unikać wielkich słów. Czy jest to zamierzone?

– Wielkie słowa przeszkadzają w wierszu. Ważny jest szczegół. Na przy­kład – ptak to jest ogólnik. Nie wiadomo wtedy jaki ptak, jakie drzewo. Bar­dzo ważne jest nazywanie szczegółów. Do dzieci mówi się szczegółami.

Ksiądz bardzo często pisze o „miłości zdjętej z krzyża”, miłości Chrystusa na Krzyżu.

– Na krzyż patrzymy jak na znak cierpienia. To jest znak miłości. Bardziej ważne niż w jaki sposób Pan Jezus cierpiał, jest – dlaczego? Cier­piał, bo kochał ludzi. Matka siedząc przy chorym dziecku nie patrzy na sie­bie, nie myśli o tym czy sama cierpi, nie dosypia, męczy się. Miłość do dziecka jest większa niż jej zmęczenie.

Cierpienie jest miarą jej miłości. Za mało się na to zwraca uwagę. Cierpienie nie jest nieszczęściem, jest doświadczeniem, próbą wierności Bogu. Po ludzku patrząc, Bogu. śmierć Jezusa była nonsensem. Zabijają człowieka młodego, niewinnego, na którego czekali trędowaci, chorzy. Jaki to ma sens? To cierpienie staje się potem Mszą Świętą, Odkupieniem, ratunkiem od rozpaczy, dlatego że Jezus jako człowiek zawierzył Bogu w pozornie beznadziejnej sprawie. To, czego pragnie Bóg, może nam się wydawać nonsensem, a później okazuje się, że ma sens. To jest wielki tajemnica wiary – jak mówimy w czasie Przeistoczenia.

A czy Ksiądz miał takie osobiste doświadczenie Krzyża w swoim życiu?

Wesprzyj Więź

– Miałem, czasem spotykało mnie coś przykrego, czułem się pokrzyw­dzony, ale kiedy przyjąłem to jako doświadczenie od Boga, zmieniało się ono w coś dobrego.

Aleksandrze Iwanowskiej zadedykował Ksiądz wiersz: „Nie płac w liście/ nie pisz, że los ciebie kopnął/ … odetchnij i popatrz/ spadają z obłoków / małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia/ a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju/ i zapomnij, że jesteś gdy mówisz, ze kochasz”. Czy taka miłość się nie zdezaktualizowała, czy nie jest za trudna dla współczesnego człowieka?

– Jeśli ktoś się zakocha, to kocha po staroświecku. Ktoś jest postępowy, a gdy się zakocha, to aż w śmieszny sposób. Jest tęsknota za jakimś szczęściem. To znajduję w Bogu. To jest moja wiara. Inaczej byłbym oszukany przez moją Największą Tęsknotę.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 2/1997

Podziel się

6
Wiadomość