Jesień 2024, nr 3

Zamów

PiS zawdzięcza wygraną Kościołowi. Boję się większego sojuszu tronu z ołtarzem

Prezydent Andrzej Duda, abp Stanisław Gądecki i abp Marek Jędraszewski podczas Mszy św. w warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej 13 marca 2019 roku podczas 382. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski. Fot. episkopat.pl

Niektórzy hierarchowie sprawiają dziś wrażenie, jakby tworzyli episkopat nie Polski, ale partii rządzącej.

Wyraźna wygrana partii rządzącej, która cieszy się największym poparciem w Polsce wschodniej, na południu i na Podkarpaciu – gdzie także wpływy Kościoła instytucjonalnego są bodaj największe – budzi we mnie niepokój.

Obawiam się zwłaszcza jednego: jeszcze mocniejszego sojuszu tronu z ołtarzem, sojuszu szkodliwego i dla państwa, i dla Kościoła, zwłaszcza dla jakości świadectwa, jakie daje Kościół.

Swoją wygraną PiS zawdzięcza właśnie Kościołowi. Pamiętamy listy pasterskie czy komunikaty wydane z okazji wyborów – wprawdzie nie było bezpośredniego nawoływania do głosowania na PiS. Ale formułowany przez biskupów katalog zagrożeń był taki, że nietrudno było domyślić się, na której partii Kościołowi zależy. Słyszeliśmy wyliczanki w zakresie seksu, szóstego przykazania, rodziny. Dla mnie i dla moich przyjaciół były to jasne wskazówki, na kogo głosować. Tylko na jedną partię.

Niektórzy hierarchowie sprawiają dziś wrażenie, jakby tworzyli episkopat nie Polski, ale partii rządzącej. Niestety to oni najczęściej występują w mediach, oni są twarzą Kościoła i oni są przez innych hierarchów nazywani przewodnikami Kościoła w Polsce.

Wynik obecnych wyborów skłania mnie do myślenia o początkach wolnej Polski, kiedy Kościół cieszył się wielkim zaufaniem dużej części społeczeństwa i kiedy był potęgą instytucjonalną. Właśnie wtedy, w pierwszych latach po odzyskaniu wolności, niepokoił mnie brak dostatecznych działań Kościoła na rzecz socjalizacji społeczeństwa i kultury obywatelskiej – w kraju, gdzie kapitał społeczny był (i wciąż jest) niewysoki. Symbolem tych negatywnych zjawisk stał się choćby nieufny stosunek przedstawicieli kościelnych struktur do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy czy w ogóle wobec różnych spontanicznych działań społecznych, inicjowanych przez środowiska niezwiązane z Kościołem bądź od niego dalekie.

Boję się, że obecne wyniki wyborów wzmocnią negatywne cechy polskiego Kościoła

Z jednej strony brakuje zatem działań Kościoła na rzecz socjalizacji całego społeczeństwa, uczenia szacunku dla każdego człowieka bez wyjątku, z drugiej – obserwujemy obsesyjną koncentrację niektórych hierarchów na seksie, tak jakby w Dekalogu szóste przykazanie było najważniejsze. Od lat brakuje w Kościele w Polsce pragmatyki duszpasterskiej Jana Pawła II, który nakazywał budować na dobru już istniejącym, a nie okopywać się, zamykać w niedostępnej twierdzy. Jan Paweł II wielokrotnie nawoływał do walki o coś – a nie z kimś. Boję się, że obecne wyniki wyborów wzmocnią negatywne cechy polskiego Kościoła.

Wesprzyj Więź

Od lat niepokoi mnie stosunek Kościoła – bo o niego się w tej chwili najbardziej martwię – do „Solidarności”. W 2001 roku, podczas ostatniej audiencji w Watykanie, papież w ostry, stanowczy sposób nawoływał ją do powrotu do korzeni. Tymczasem „Solidarność” stała się narzędziem politycznym.

Niemal od początku wolności duża część Kościoła hierarchicznego nie potrafiła żyć w warunkach demokracji i pluralizmu – dialogu ze wszystkimi i budowania kultury obywatelskiej. Od dawna Kościół hierarchiczny zdawał się zbytnio koncentrować na własnym wizerunku, wizerunku rzekomo bez skazy. Tymczasem potrzebna jest pokora.

Tej pokory mu brakowało i brakuje.

Podziel się

Wiadomość

Zgadzam się całkowicie z tym, co napisał ambasador Stefan Frankiewicz, komentując wyborcze zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze ta druga kadencja – i prawica populistyczna, posługująca się przewrotnością, kłamstwami, instrumentalnie traktująca religię i Kościół, dająca liczne przykłady nieprzywoitości i arogancji, dzieląca naród – zejdzie ze sceny politycznej w niesławie. Ale największą cenę za sojusz z nia zapłaci własnie Kościół. Bo do władzy dojdzie lewica ze swoim radykalnym programem. A przez te kolejne cztery lata młode pokolenia wyfruną z Kościoła… Może taka jest trudna droga do odnowy polskiego katolicyzmu?

przed chwilą skonczyło się comiesieczne warszawskie spotkanie organizowane przez My, Rodzice – stowarzyszenie matek, ojców i sojuszników osób LGBTQIA. obaerwacja z tego spotkania, w ktorym uczestniczylo kilkanascie osób rodziców osób LGBT i tych osób
Kazdy mówił o swojej rodzinie. Historie rodzin laickich sa zwykłe, acz podszyte strachem, czy nasze dzieci będą mogły bezpiecznie żyć w Polsce, czy zostaną wyszczute z Polski. W każdym razie, wszyscy są ze sobą, nikoniecznie juz w jednym domu, ale te rodziny są CAŁE.
Historie rodzib katolickich byly dramatyczne. W KAŻDEJ gdzies była kompletnie zerwana komunikacja – matka nie rozmawia z synem, bo nie ma ochoty dłydzeć o jego życiu, syn nie rozmswia z matka, bo po tym kiedy kosciół go strsznie skrzywdził, została w tym kościele, ojciec, ktory umiera nie widzac się z jedynym synem, itd.
Mam w uszach wezwania tłuszczy z Bialegostoku, która godziła się na nasze przezycie pod jednym warunkiem, że natychmiast stad wyjedziemy zagranicę, bo tam jest miejsce na takich zbokow jak ja, ojciec trojga dzieci, dziadek ośmiorga wnuków.
Wniosek: nie wierzę kk, kiedy głosi wartosci rodzinne. Moje doświadczenie z setek rozmów na temat rodzin, w ktorych jest dziecko LGBT jest proste. Jest rodzina, miema religii. Jest religia, nie ma rodziny.

Myślę, że rozumiem cierpienie rodziców osób LGBT, ale też wyczuwam w Pana komentarzu poczucie wyższości wynikające z bycia ofiarą. Z powodu niedelikatności, a często instrumentalnego podejścia ludzi Kościoła do LGBT emocje są uprawnione, ale to nie uchyla pytania o potencjalnie destrukcyjne dla tradycyjnej rodziny wdrożenie standardów równości, o czym mówi strategia opracowana w stowarzyszeniu „Miłość Nie Wyklucza” (zwana błędnie planem Rabieja). W strategii tej nie znajduje się nawet próba zrozumienia lęków, nawet jeśli urojonych, tradycyjnej większości – jest ona tylko przedmiotem manipulacji by doprowadzić ją do pogodzenia się z tym, co budzi dziś jej obawy. W powyższym komentarzu wyczuwam właśnie takie „imperialne” aspiracje przebudowania umysłów „tłuszczy”. „Jest religia, nie ma rodziny” pasuje do „religia to zaraza”. Myślę, że jest Pan anty-skutecznym ambasadorem osób LGBT.

Panie Piotrze. Mam żonę i dwoje dzieci. W jaki sposób program „Miłość nie wyklucza” miałby być zagrożeniem dla mojej rodziny? Proszę o konkrety a nie prawicowe biadolenie wynikające z własnych kompleksów (kompleksów pluszowego męczeństwa i niebycia ofiarą).

Obecnie jest to najgorsze że ci pasożyci obecnie dzierżą władzę absolutną w Polsce.Wszystko jest interpretowane zgodnie z pismem świętym co widać po wypowiedziach KK,parlamentu,rządu PiS i wszelkich instytucji państwowych.PiS jest tylko nikczemnym wykonawcą zaleceń KK.Od okrągłego stołu KK trzymał wszystkie władze pod swoją doktryną -Tak dopomóż mi bóg.Obecnie nie obowiązuje żadna konstytucja.W wojsku,policji,szkołach,szpitalach,urzędach a nawet w przedszkolach panują nad sytuacją.To straszne i przerażające jak jesteśmy wpychani w otchłań średniowiecza i herezji KK.Ale to dotyczy nas wszystkich,wszystkich nauk,medycyny,prawa i naszego dnia codziennego.Tylko by to zobaczyć należy posłuchać i zobaczyć co wokół nas się dzieje.