Kampania wyborcza na ostatniej prostej. Coraz bardziej wybrzmiewają w niej pogarda i obrażanie politycznych przeciwników.
Nie rozmawiamy ze sobą, ale mówimy obok siebie. Napędzamy się własnymi narracjami. Szydzimy i obrażamy przeciwników. Jeśli myślimy odpowiedzialnie o Polsce, to musimy w końcu przestać to robić i zacząć szukać obszarów wspólnych. Jeśli chcemy myśleć o lepszej przestrzeni publicznej jutra, zacznijmy dbać o kulturę dialogu już dziś.
Wspólnota „Polska” jest podzielona. Wymiana ciosów służy eskalacji konfliktów, a nie szukaniu tego, co nas łączy. Mowa nienawiści jest coraz bardziej obecna w szkole, na ulicy, w sieci, w polskiej debacie publicznej po obu stronach barykady. Realne przykłady to kierowane nienawiścią morderstwo prezydenta Pawła Adamowicza, wydanie politycznych aktów zgonu, parodiowane msze święte podczas Marszu Równości, akcje hejterskie w Ministerstwie Sprawiedliwości, w Inowrocławiu i wiele innych. Niektórzy twierdzą, że pojęcie „mowa nienawiści” jest jak ameba – trudne do zdefiniowania. Z perspektywy ofiary sprawa wygląda zupełnie inaczej – jest sprawca i realna krzywda. Trudno z tym polemizować. Jeszcze trudniej przeciwdziałać.
Jeden z kandydatów zrobił spot w nurcie kultury gamingu zachęcający do zabijania „PiSowskich zombie”
Zaniedbaliśmy wyznaczanie granic kultury wypowiedzi. Nie odrobiliśmy lekcji pt. „mowa nienawiści we współczesnej Polsce”, a negatywne skutki mogą odczuwać dziś młodzież, nauczyciele, rodzice, wyborcy – my wszyscy. Chciałabym, abyśmy pracowali nad tym, jak przeciwdziałać mowie nienawiści, tak jak udało się wprowadzić „zieloną zmianę” do polskich domów. Obywatele i obywatelki wiedzą, jakie są wymierne korzyści segregacji śmieci czy możliwości dopłaty do rozwiązań dobrych dla środowiska. Wiele brakuje, aby skutecznie przeciwdziałać w kolejnym ważnym temacie współczesnego świata – mowie nienawiści. Brakuje edukacji w szkołach. Brakuje wyposażenia w praktyczną wiedzę rodziców, co robić, gdy ich dzieci spotkają się z cyberbullyingiem, sextingiem czy hejtem w sieci. Brakuje kompleksowych badań i popularyzacji materiałów dotyczących przeciwdziałania ze strony ekspertów i organizacji zajmujących się tym tematem. Brakuje środków na stałe wsparcie ze strony trenerów i trenerek dla nauczycieli i uczniów w walce z mową nienawiści.
Tylko w mojej fundacji co miesiąc otrzymujemy kilka zapytań o wsparcie w tym aspekcie ze strony szkół. Brakuje świadomości u polityków, że operowanie językiem mowy nienawiści negatywnie wpływa na ich wyborców – to miecz obosieczny. Musimy wszyscy zadać sobie kluczowe pytanie, co trzeba zrobić, by uchronić się przed coraz szerzej rozprzestrzeniającą się mową nienawiści, której skutki są czasem tragiczne.
Kandydaci Koalicji Europejskiej zorganizowali wystawę ich billboardów, na których nieznani sprawcy poucinali im głowy, połamali postaci, dorysowali swastyki
Od lat zajmuję się przeciwdziałaniem mowie nienawiści poprzez edukację i muszę również przyznać, że w kontekście obecnej kampanii wyborczej język debaty znacząco się wyostrzył. Jeden z kandydatów zrobił spot w nurcie kultury gamingu zachęcający do zabijania „PiSowskich zombie”. Prezentowany spot kandydata do Sejmu bulwersuje i mobilizuje do głośnego sprzeciwu wobec takiej retoryki. Wiem, że kampania rządzi się szczególnymi prawami i wiem, że środowisko graczy lubi tę konwencję, ale w naszym wspólnym interesie – wyborców i polityków, jest dbanie o wzajemny szacunek.
Kandydat na posła próbuje znaleźć swoją wyborczą niszę i wpisać się tym spotem w świat graczy komputerowych, portretując przeciwnika politycznego jako zombie do uśmiercenia. Tak konstruowany spot wyborczy wpisuje się jednak w najniższe standardy polityczne. Z drugiej strony w świętokrzyskim kandydaci Koalicji Europejskiej zorganizowali wystawę ich billboardów, na których nieznani sprawcy poucinali im głowy, połamali postaci, dorysowali swastyki etc. Jedno i drugie, to podżeganie do nienawiści, odczłowieczenie przeciwników politycznych, które jest tylko o krok od fizycznej agresji w świecie rzeczywistym.
To niepokojące, bo historia pokazuje dobitnie jedną prawdę, o której zapominamy, że słowa mają ogromną moc sprawczą. Mowa nienawiści, czyli kierowanie negatywnych wypowiedzi wobec osób, podkreślając ich odmienność ze względu na płeć, pochodzenie, rasę, orientację czy niepełnosprawność, jest tylko wstępem do zbrodni. Odczłowieczanie ludzi, poniżanie, porównywanie do zwierząt, to de facto wypuszczenie dżinów z butelki. Historia pokazuje, że od takich obelg do tragedii dzieli tylko krok.
Kampania wyborcza jest już na ostatniej prostej. Coraz bardziej wybrzmiewają w niej pogarda i obrażanie politycznych przeciwników. Z drugiej strony, zaglądając w programy wyborcze zdecydowanej większości kandydatów do Sejmu, nie widać, aby ktokolwiek z nich zamierzał ten problem w przyszłości rozwiązać.
Szanowni kandydaci i kandydatki weźcie to pod rozwagę. Szanowni wyborcy i wyborczynie, naciskajcie na kandydatów, by więcej uwagi poświęcali temu problemowi. Dla dobra nas wszystkich.
Pojęcie „mowa nienawiści” jest używane jako zarzut po obu stronach frontu walki na śmierć i życie (bo przecież nie dyskusji ani sporu politycznego). Odnoszę wrażenie, że żadnej ze stron nie zależy na powrocie do normalności; obie idą w zaparte. Żadne wezwania do umiaru nie mają szans. Zobaczymy co z tego wyniknie na dłuższą metę, a właściwie to już widzimy.
Niestety, nie zdajemy egzaminu jako naród ani jako społeczeństwo. Moim zdaniem wynika to z niskiego poziomu kształcenia w polskich szkołach wszelkiego typu, od przedszkola do doktoratu. Dopuszczamy, by każdy mógł otrzymać świadectwo maturalne, a następnie bez egzaminu dostać się na jedną z kilku wskazanych przez siebie uczelni (a uczelniom nie wolno egzaminować kandydatów), a następnie mógł przejść przez egzaminy nie przeczytawszy ani jednaj książki (a tylko tzw. 'kserówki’). Poszerzamy zastępy matołów przekonanych, że kłamstwo jest tyle samo warte co prawda, byle było opłacalne. To stąd tyle więlkich i mniejszych afer. Dla Zachodu – jak powiedział ostatnio Norman Davies – Polska to taka czarna dziura między Niemcami i Rosją. Niestety, to nie ma szansy się zmienić. Nie widać nowego Stanisława Konarskiego ani jemu podobnych. A droga do zmiany prowadzi tylko przez rzetelne kształcenie.