Znaczna część polskich katolików nie widzi nic niestosownego w wypowiedzi arcybiskupa Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”, dostał on nawet brawa podczas homilii – mówi teolog Sebastian Duda w radiu TOK FM.
Sebastian Duda, teolog, redaktor „Więzi”, autor książki „Przesilona wątpliwość”, był wczoraj gościem Agnieszki Lichnerowicz w audycji „Światopogląd” w radiu TOK FM. Rozmowa dotyczyła słów abp. Marka Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie” i możliwych reakcjach na nie w polskim episkopacie.
Publicysta wyjaśniał działanie struktur hierarchicznych w Kościele. – Metropolita krakowski, podobnie jak każdy biskup ordynariusz, jest szefem na swoim własnym terenie, zarządcą diecezji. Zwykle biskupi nie wypowiadają się więc na temat innych biskupów. Chcielibyśmy, żeby któryś z nich tąpnął. Jeżeli jednak biskup zabiera głos na swoim terenie, to jego prawo – mówił.
Zdaniem teologa myślenie, że ktoś od razu powiedział papieżowi Franciszkowi o wypowiedzi abp. Jędraszewskiego, jest naiwnością. – Papież nie musi o tym wiedzieć. Jak się dowie, to znowu my nie musimy się o tym dowiedzieć – zaznaczył.
Sebastian Duda zauważył, że oburzenie na słowa metropolity krakowskiego nie jest wcale powszechne w polskim Kościele. – Znaczna część katolików nie widzi nic niestosownego w wypowiedzi arcybiskupa Jędraszewskiego, dostał on nawet brawa podczas homilii – mówił.
Wśród samych biskupów jest bardzo wyraźna frakcja propisowska, frakcja prorządowa, a druga frakcja jest mniejsza i niesłyszalna – podkreślił teolog. Jego zdaniem istnieje „duże ryzyko schizmy, w samym polskim Kościele silny jest ruch antyfranciszkowy”, sam papież przecież – jak przypomniał redaktor „Więzi” – apelował o szacunek dla osób homoseksualnych.
DJ
Moim zdaniem, chrześcijanina-katolika, obecny zawzięty spór o podejście do osób LGBT w prawodawstwie i w Kościele jest cząstką głębszego problemu: czym (kim?) ma być Kościół w obecnym burzliwym i niebezpiecznym okresie dziejów – „znakiem i narzędziem zbawienia i jedności rodzaju ludzkiego” (Lumen gentium) czy „obrońcą cywilizacji chrześcijańskiej”. Retoryka niektórych hierarchów („tęczowa zaraza”, „”bezbożne pogaństwo” itp.) to język „wojowników kulturowych”, którzy stroją się w szaty obrońców Tradycji (patrz Tornielli, Vanini, „Dzień sądu”). Wojując ze „złym światem” (teraz: z ideologią LGBT), występują w skali Kościoła Powszechnego z wściekłym oporem przeciwko „rewolucji duszpasterskiej” papieża Franciszka i jego próbom reformy Kurii Rzymskiej. Tu widzę sedno problemu. Czym ma być Kościół – walczyć ze złym światem (z barbarzyńcami, poganami), czy budować od podstaw, w ludzkich sercach, królestwo Boże? Kim na być biskup – „wojownikiem kulturowym” (jak abp Jędraszewski) czy pasterzem, duszpasterzem? (wstrzymam się od podania osobowego wzoru, by nie zapeszyć)…
Postscriptum. Abp Jędraszewski posłużył się epitetem „czerwona zaraza” pod adresem komunizmu. Postacią sztandarową dla mądrego i skutecznego konfrontowania się z komunizmem, nie tylko w sferze ideologii, ale i praktyki, jest Sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński. Czy on użył kiedykolwiek z ambony albo w liście pasterskim takich określeń, jak „czerwona zaraza” albo „bezbożny komunizm”? A kardynał Wojtyła, dziś święty Jan Paweł II? Dlaczego z nich nie biorą przykładu arcybiskupi Jędraszewski i Dzięga? Na pewno „świat” wciąż rodzi jakieś nowe ideologie, w których – jak pisał Poeta – „z ziarna prawdy wyrasta roślina kłamstwa”. Ale dla Kościoła przecież podstawową drogą ma być człowiek! Nie zwalczanie błędnych idei. Mówiąc o „bezbożnym pogaństwie” abp Dzięga wylewa dziecko (człowieka) z kąpielą. Chociażby spójrzmy, ile dobra niesie w praktyce ruch gender. Ci młodzi ojcowie czule opiekujący się małymi dziećmi… Ale co o tym mogą wiedzieć starsi panowie, obsługiwani przez siostrzyczki?