Jesień 2024, nr 3

Zamów

Trzeba nam otwartych dłoni, a nie zaciśniętych pięści. Homilia na pogrzebie Pawła Adamowicza

Abp Sławoj Leszek Głódź podczas Mszy św. za Pawła Adamowicza 18 stycznia 2019 r. w Gdańsku. Fot. Grzegorz Mehring / gdansk.pl

Śmierć prezydenta Pawła Adamowicza to wezwanie do definitywnego wyrugowania z przestrzeni życia społecznego języka pogardy, poniżania, deprecjonowania, obdzierania ze czci i godności naszych braci, bliskich, czasem niedawnych przyjaciół. Tak dalej być nie może! Dość! Basta!

Homilia abp Sławoja Leszka Głódzia, metropolity gdańskiego, wygłoszona w Bazylice Mariackiej w Gdańsku 19 stycznia 2019 roku podczas Mszy św. pogrzebowej śp. prezydenta Pawła Adamowicza:

Umiłowani!

Jesteśmy tu dziś, w Bazylice Mariackiej, sławnej gdańskiej świątyni wzniesionej przed wiekami na chwałę Maryi Wniebowziętej, aby otoczyć modlitwą pożegnania naszego brata w wierze, śp. Pawła Adamowicza, Prezydenta Miasta Gdańska. Oddać mu ostatnią posługę: braterstwa, szacunku i uznania. Wyrazić naszą solidarność z Rodziną Pana Prezydenta rażoną gromem nieszczęścia. Zaświadczyć o jedności naszych serc w obliczu tragedii, której ofiarą padł śp. Paweł Adamowicz. W naszej modlitewnej solidarności z Rodziną śp. Prezydenta Gdańska uczestniczy Ojciec Święty Franciszek. Za pośrednictwem księdza Kardynała Konrada Krajewskiego, Jałmużnika Papieskiego, przesłał różańce – znak swej pamięci i jedności – które teraz przekażę Najbliższym Pana Prezydenta Miasta Gdańska z zapewnieniem, iż przytula Ich do serca i modli się za Nich.

Ale nade wszystko jesteśmy po to, aby nagle przerwane życie Pana Prezydenta włączyć w Paschalne Misterium Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Potwierdzić i wypowiedzieć pewność naszej katolickiej wiary, że śmierć nie oddziela nas wzajem od siebie, że pozostajemy nadal w głębokiej łączności z tym, którego żegnamy na drogę wieczności. On przecież nas tylko na tej drodze wyprzedził – nagle i niespodziewanie. Wszyscy tą drogą zdążamy. Wszyscy kiedyś razem będziemy w Chrystusie.

Otwórzmy nasze serca i umysły na ten głos eschatologicznej nadziei. Mocno zabrzmiał on w pierwszym czytaniu z Apokalipsy świętego Jana: „Oto czynię wszystko nowe… I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21,4).

I w życiu i w śmierci należymy do Pana

My jeszcze jesteśmy pośród owych „pierwszych rzeczy”, które stanowią osnowę naszego doczesnego życia. Naszych dokonań, radości, porażek, pragnień, marzeń. Szedł drogą swego doczesnego dynamicznego, twórczego, wybiegającego ku przyszłości życia śp. Paweł Adamowicz. Niedawny zwycięzca w kolejnych wyborach na fotel prezydenta miasta Gdańska. Wychylony ku przyszłości, ku planom, projektom, marzeniom, które były przed nim, z którymi miał się zmierzyć.

21 grudnia usłyszałem po raz ostatni Jego mocny głos. Dzwonił z dalekiego Los Angeles. Składał bożonarodzeniowe i noworoczne życzenia. Dzielił się radością, że córka się tam uczy, cieszył się, że te dni odpoczynku spędzi razem z Rodziną. Cieszył się ze słońca, którego nam zabrakło. Prosiłem, by je przywiózł.

13 stycznia miała miejsce porażająca zbrodnia. Wstrząsnęła milionami polskich serc. Byłem tamtej nocy na OIOM-ie. Widziałem Pana Prezydenta. Nieprzytomnego, otoczonego gronem lekarzy walczących o rozdmuchanie płomienia jego życia. Modliliśmy się o cud, świadomi, jak tragiczny jest jego stan.

Pan ludzkich losów rozrządził inaczej. Nie wysłuchał naszych modlitw. Przy szpitalnym łóżku Prezydenta Gdańska stanął anioł śmierci. Otworzył przed nim bramy wieczności. Przeprowadził na drugą stronę życia. Ku Chrystusowi, którego Paweł Adamowicz stanowił – tak jak każdy chrześcijanin – własność. W liturgii dzisiejszego dnia mówi nam o tym św. Paweł Apostoł: „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie; jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana”. I w życiu, i w śmierci należymy do Pana.

Zarówno śp. Paweł Adamowicz, jak i każdy z nas tu zgromadzonych przez otrzymany chrzest – jak poucza święty Paweł – został zanurzony w śmierć Chrystusa, aby razem z Nim zostać pogrzebanymi i razem z Nim powstać z martwych (por. Rz 6,3-4). Przyoblec się w Chrystusa (Ga 3, 27). Stać się Jego własnością. Uczynić Go centrum swej egzystencji. Fundamentem duchowej tożsamości. Źródłem duchowej siły i godności. „Wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga” (1 Kor 3, 22-23) – to Pawłowe słowa z 1 Listu do Koryntian.

Swoista statua wolności

W kaplicy ostrobramskiej Matki Miłosierdzia, na pomniku upamiętniającym ofiary tragedii smoleńskiej, widnieją słowa zaczerpnięte z Mszału Rzymskiego: Media vita in morte sumus – „W pośrodku życia w śmierci jesteśmy”. Wielu z tych, którzy tamtego dnia lecieli do Katynia, aby na grobach zamordowanych polskich oficerów złożyć wieniec pamięci Ojczyzny było ludźmi, do których nagła śmierć przyszła in media vita – w połowie życia.

Przyszła w połowie życia także do śp. Pawła Adamowicza. Ofiary zbrodniczego, okrutnego, niepojętego w swej scenerii zamachu. „Gdańsk jest szczodry, Gdańsk dzieli się dobrem, Gdańsk chce być miastem solidarności!”. Tak mówił Prezydent chwilę przed tragicznym zamachem podczas końcowego finału dorocznej kwesty Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Odczytujemy te słowa jako swoisty testament. Wyznanie i deklarację miłości, uznania, szacunku, zachwytu dla Gdańska. Był jego prezydentem 20 lat.

Powraca telewizyjny obraz Prezydenta Pawła z wzniesioną ku górze ręką. „To jest swoista statua wolności dla Gdańska, ale nie tylko”. Takie słowa wpisałem w Księdze Kondolencyjnej. W ręce trzymał światełko skierowane ku niebu. Ku światłości wiekuistej, gdzie mieszka Bóg „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2,4). Jakby sygnał, jakby oznajmienie – nieuświadomione wtedy – że niebawem i on będzie zmierzał ku Temu, który „zna wszystko” (1 J, 20).

„Gdańsk jest szczodry, Gdańsk dzieli się dobrem, Gdańsk chce być miastem solidarności!”. Tak mówił Prezydent chwilę przed tragicznym zamachem. Odczytujemy te słowa jako testament

Należał do pokolenia, które na drodze swych młodzieńczych lat odczuło tchnienie wichru Solidarności. Weszło w jego nurt – wtedy prześladowanej, zepchniętej do podziemia – kiedy nastał czas uniwersyteckich studiów. Pokolenie ogarnięte pragnieniem wolności i w służbie wolności. Student Paweł Adamowicz – wydawca i drukarz podziemnego studenckiego pisma. Jeden z tysięcy tych, którzy pamiętnego 12 czerwca 1987 roku, na gdańskiej Zaspie słuchali słów św. Jana Pawła, który mówił wtedy za tych, którzy wtedy mówić nie mogli – za ludzi „Solidarności”. Witał papież Gdańsk: „Miasto ludzi morza, miasto ludzi pracy, wielkiej pracy (…) miasto i środowisko, w którym zrodziła się na nowo potrzeba odnowy człowieka przez pracę. Wyzwolenie człowieka przez pracę”.

Po 1989 roku włączył się w życie społeczne, polityczne, a przede wszystkim samorządowe. Takim go znaliście od lat i takim ja go znalem od 2008 roku. Lider gdańskich samorządowców. Od 1998 roku prezydent Gdańska. Zwycięzca podczas kolejnych wyborów. Ofiarował tej służbie rodzinnemu miastu swoje serce, zapał, kompetencje, wrażliwość, inteligencję, także twórczą wyobraźnię. Patriota Gdańska. Jakże wiele zrobił, aby nasze miasto wyrastało nad poziomy. Piękniało. Nasycało się rozmaitymi inwestycjami w służbie gdańskiej pamięci, edukacji, artyzmu, zdrowia, życia społecznego, użyteczności publicznej. Aby promieniowało przedsięwzięciami artystycznymi, kulturalnymi. Przyciągało ku sobie, szczególnie latem, innych. Było gościnne, atrakcyjne. Wielkie i dumne. Świadome swej ważnej roli w historii współczesności ojczyzny i chrześcijańskiej Europy.

Był człowiekiem wiary

Kościół katolicki w Gdańsku doznał od niego wiele pomocy. Wspomagał remonty historycznych zabytkowych gdańskich świątyń. Konserwację licznych zabytków sztuki sakralnej. Wiele działań Kościoła, szczególnie tych o wymiarze społecznym, mogło liczyć na wsparcie ze strony Prezydenta Gdańska.

Dziękuję za nie w godzinie pożegnania, Panie Prezydencie. Dziękuję za Pana obecność na wielu kościelnych uroczystościach, zawsze z łańcuchem prezydenckim na piersiach. Dziękuję za świadectwo wspólnoty włodarza miasta z Kościołem katolickim, który towarzyszy gdańskiej wspólnocie od godzin jego początku. Od misji św. Wojciecha, który u schyłku X wieku do słowiańskiego Gdańska przyniósł światło Ewangelii i sakrament chrztu, który wiązał drogę gdańskich pokoleń z Chrystusem.

Śp. Prezydent był człowiekiem wiary, praktykującym katolikiem. Nie wstydził się swojej wiary. Często żartobliwie podkreślał, że gdy jest w Brukseli i siada z posłami, to rozpoczyna posiłek od znaku krzyża. Był związany mocnymi więzami przyjaźni z mym poprzednikiem, śp. arcybiskupem Tadeuszem Gocłowskim. Uważał go za swego duchowego ojca, korzystał wiele z jego doświadczenia i rozeznania zagadnień społecznych i politycznych.

Paweł Adamowicz zaniesie przed tron Boga naręcze swoich dobrych czynów w służbie rodziny, bliźnich, wspólnoty Gdańska

Niebawem minie jedenaście lat od naszego poznania w dniu mego ingresu do archikatedry w Gdańsku-Oliwie. Jakże wiele przez te lata było naszych spotkań, rozmów… Także znaków pamięci i szacunku. Wspomnę jeden. Odwiedził mnie w warszawskim szpitalu w czasie mej ciężkiej choroby.

Śp. Pan Prezydent Paweł Adamowicz stanął już w prawdzie swego tragicznie przerwanego życia przed Bożym majestatem. Przed Bogiem żywych i umarłych. Sprawiedliwym, wiernym i miłosiernym. Zda mu sprawę z włodarstwa swego. Zaniesie naręcze swoich dobrych czynów w służbie rodziny, bliźnich, wspólnoty Gdańska, której tyle lat przewodził. Otrzyma za nie wieczną zapłatę stosownie do swych czynów i wiary. W jego ostatniej drodze niechaj towarzyszy Panu Prezydentowi nasza modlitwa kierowana ku Matce Miłosierdzia, Rozdawczyni łask, Przewodniczce na drogach wieczności. Tak wiele było modlitwy w ostatnich dniach. Niech dalej trwają i nie ustają. Niech będą świadectwem naszych serc pozostających w harmonii z Bożym miłosierdziem. Tę miłość do Matki Miłosierdzia, tej z Ostrej Bramy, posiadł od swoich Rodziców przybyłych do Gdańska z ziemi wileńskiej.

Bogaty plon życia naszego brata Pawła – ludzką miarą oceniany – i jego oddana służba gdańskiej wspólnocie na stanowisku jej Prezydenta, stały u źródeł mej decyzji o złożeniu jego prochów w tej szacownej świątyni, nazywanej Koroną Miasta Gdańska.

Przez wieki składano w niej na wieczne odpocznienie zasłużonych gdańszczan, patrycjuszy, burmistrzów. Pierwsi z nich, Konrad Leczkow i Albert Hecht, zostali w jej murach pochowani w XIV wieku. Przed niespełna dziesięciu laty w kaplicy Matki Bożej Miłosierdzia, złożyliśmy podniesione ze smoleńskiego pobojowiska doczesne szczątki Macieja Płażyńskiego, marszałka Sejmu, współtwórcę polskiej i gdańskiej wolności, ofiarę tragedii smoleńskiej. To był pierwszy powrót do dawnej tradycji. Do zainicjowania panteonu osób, które dobrze zasłużyły się Gdańskowi i Ojczyźnie. Prezydent Adamowicz będzie drugim, którego prochy w tych dostojnych murach oczekiwać będą na dzień chwały, w którym „Bóg nasz przybędzie” (Ps 50, 3), Chrystus „przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z nim” (Mt 25, 31 – 32).

Powrót do ważnych słów

Śmierć brata naszego Pawła, którego dziś chrześcijańskim pogrzebem żegnamy, wstrząsnęła wspólnotą naszego narodu. Zda się, że ku naszemu miastu, ku ojczyźnie, nadbiegło dramatyczne pytanie Boga z Księgi Rodzaju, skierowane do Kaina, zabójcy brata swego, Abla: „Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku Mnie z ziemi”.

Przez wielu to, co się wydarzyło w niedzielny wieczór na Węglowym Targu, zostało odebrane jako potężny, gwałtowny, niemilknący dzwon na trwogę. Jako wezwanie do rachunku sumienia. Do koniecznej przemiany stylu naszego życia politycznego, wspólnotowego, społecznego, medialnego. Do definitywnego wyrugowania z polskiej polityki – więcej, z przestrzeni życia społecznego – języka pogardy, poniżania, deprecjonowania, obdzierania ze czci i godności naszych braci, bliskich, czasem niedawnych przyjaciół. Wypływa ten język z serc, w których wygasł płomień miłości do ojczyzny, do polskiej wspólnoty. Wyrasta z niekontrolowanej miarą sumienia pychy, która jest nieodrodnym dzieckiem pogardy. Tak być nie może! Dosyć! Basta! Stop!

To pycha buduje mury osobności. Wzywa do ich obrony. Niezdolna do autorefleksji, do dostrzeżenia w swych sercach braku miłości, imperatywu pokoju, szacunku dla racji i poglądów innych, podważania tego, co jest rezultatem demokratycznych zasad. Trzeba nam braterstwa serc, dłoni otwartych, a nie zaciśniętych pięści.

Dźwięk tego dzwonu wzywa nas do odbudowy polskiej wspólnoty wedle miary miłości, zaufania, szacunku. Do definitywnego zakończenia recydywy swoistej walki klas (w nowym przebraniu i propagandowym instrumentarium), pamiętanej dobrze przez starsze pokolenie. Przynosiła opłakane owoce społecznych krzywd, konfliktów, destabilizację polskiej wspólnoty. To dotyczy także wypłukiwania z przestrzeni publicznej roli Kościoła, jego zadań i posłannictwa.

Tak, drodzy bracia i siostry, trzeba nam powrotu do hierarchii trwałych, sprawdzonych wartości, budowanych na fundamencie rodziny, szkoły, Kościoła. Powrotu niezbędnego, koniecznego niczym koło ratunkowe wrzucone na wzburzoną głębinę polskiej wspólnoty. Tych wartości, dzięki którym Polska trwa. Z których wyrosła przed stu laty jej utracona niepodległość, odebrana przez sąsiadów w sytuacji wewnętrznej słabości i głębokich podziałów. Powrotu do wartości, które w polskie pokiereszowane opresją komunistycznej ideologii życie, wniosła Solidarność. A „Solidarność – to znaczy jeden i drugi (…) A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni – przeciw drugim”. Tak mówił, tu, w Gdańsku, na Zaspie, św. Jan Paweł II. Wielu zapomniało o tym doszczętnie. A to zadanie niespełnione, jesteśmy za to odpowiedzialni. Trzeba je podjąć.

Ojciec Święty Franciszek w tegorocznym Orędziu na Światowy Dzień Pokoju przypomina, że „przekazanie pokoju znajduje się w centrum misji uczniów Chrystusa”, a „polityka jeśli jest realizowana z podstawowym poszanowaniem dla życia, wolności i godności ludzi, może naprawdę stać się wzniosłą formą miłości”. Tej formy miłości potrzebuje Polska – jak „łania pragnie wody ze strumieni”.

Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, nasze społeczeństwo potrzebuje „budowniczych pokoju”, którzy mogliby być autentycznymi posłańcami i świadkami Boga Ojca

Nasza ojczyzna potrzebuje takiego kształtu polityki polskiej. Takiego – motywowanego miłością, szacunkiem – kształtu polskiej wspólnoty narodowej. Mówię o tym, wobec was, bracia i siostry, którzy jesteście dziećmi Narodu i Kościoła. Wobec nas wszystkich, którzy mamy obowiązek współtworzyć Polskę zgodną, sprawiedliwą, miłującą, solidarną.

Dzisiaj – odwołuję się jeszcze raz do słów Ojca Świętego Franciszka – bardziej niż kiedykolwiek, nasze społeczeństwa (pośród nich i nasze, polskie) potrzebują „budowniczych pokoju”, którzy mogliby być „autentycznymi posłańcami i świadkami Boga Ojca, który chce dobra i szczęścia rodziny ludzkiej”. Dziś winniśmy wrócić to słów ważnych: proszę, dziękuję, przepraszam. Słów, o których mówił Ojciec Święty.

Umiłowani! Pora już kończyć. Zbliża się czas, kiedy pośród nas w sakramencie ołtarza stanie Chrystus. Poprzez chrzest święty włączył się w Jego śmierć i Jego zmartwychwstanie ten, którego dziś odprowadzamy na drogę wieczności, śp. Paweł Adamowicz.

Wesprzyj Więź

Zbliża się także czas wzajemnego przekazania sobie znaku pokoju. Przekażmy go w duchowy sposób, bo nie wszyscy będą w stanie to uczynić bezpośrednio, najbliższej rodzinie śp. Pawła Adamowicza: Małżonce, Córkom, Rodzicom, Bratu. Niech odczują naszą bliskość, empatię, wspólnotę, braterstwo naszych serc. Przekażmy także znak pokoju lekarzom. Zrobili co mogli. Walczyli wiele godzin o życie śp. Pawła. Bóg rozrządził inaczej. Należy im się wielkie uznanie. Wdzięczność i podziw, także za zachętę do modlitwy. A była to 2.30 w poniedziałek nad ranem.

„Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł” – w Ewangelii dzisiejszego dnia rozległ się pełen bólu i zawodu głos Marty, siostry Łazarza. Panie, gdybyś tu był…

A przecież jest coś większego niż śmierć, niż nagłe rozstanie media vita – w pośrodku życia. Odpowiedziała Mu: „Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”. Wiara ewangelicznej Marty jest wiarą milionów chrześcijan, Polaków. Trzeba z nią iść w życie i z niej czerpać. Ta wiara była także wiarą śp. Pawła Adamowicza, prezydenta Miasta Gdańska, którego dziś żegnamy naszą ufną modlitwą. Niech go ogarnie światłość Bożej miłości, światłość nieba – i niech w niej trwa.

Podziel się

Wiadomość

Po co umieszczacie jego słowa? Kilka tygodni temu dał Kurskiemu medal za upowszechnianie „prawdy”. Ten człowiek nie ma żadnego autorytetu, żeby komukolwiek przewodzić i komukolwiek wyjaśniać co jest dobre a co złe.