Jesień 2024, nr 3

Zamów

Odeuropeizować chrześcijaństwo

Kościół św. Franciszka, Salta, Argentyna. Fot. Tobias Mayr / na licencji CC

Jedną z przyczyn wielkiego kryzysu, jaki współcześnie dotknął Kościół, jest utożsamianie chrześcijaństwa z kulturą zachodnią.

Fragment książki Victora Codiny SJ „Kościół wykluczonych. Teologia z perspektywy Nazaretu”, tłum. Kasper Mariusz Kaproń OFM, Wydawnictwo WAM, Kraków 2018

Głosy postulujące konieczność uwolnienia się chrześcijaństwa z ram kultury zachodnioeuropejskiej i odeuropeizowania chrześcijaństwa są coraz mocniej słyszalne i znajdują coraz większy oddźwięk wśród teologów i pasterzy Kościoła. W Azji teologowie (na przykład Aloysius Pieris, Michael Amaladoss i Juan Masiá) oraz Konferencje Episkopatów (Synod Azjatycki) mocno nawołują do tego, aby wiary chrześcijańskiej nie redukować jedynie do kultury zachodniej, która była często narzucana mieszkańcom Azji przez europejskich misjonarzy. Zeuropeizowanie wiary jest bowiem przeszkodą w dialogu z religiami azjatyckimi i z tamtejszą kulturą, a w konsekwencji utrudnia ewangelizację obszarów o innej kulturze i mentalności. To samo można oczywiście odnieść do obszarów Oceanii. Teologowie afrykańscy (Albert Nolan, Allan Boesak, Jean-Marc Ela, Eloi Messi Metogo, Engelbert Mveng) mówią o konieczności tworzenia myśli teologicznej, która jest zakorzeniona w kulturze tego kontynentu. Kościół w Afryce powinien mieć oblicze afrykańskie, gdyż zbyt często chrześcijaństwo jest utożsamiane z narzuconą kulturą Zachodu. W Europie co światlejsi teologowie (na przykład Johann Baptist Metz i José Ignacio González Faus[1]) ukazują szkody, jakie chrześcijaństwu przyniosło utożsamianie go z kulturą i filozofią grecko-łacińską. Także południowoamerykańscy teologowie wzywają do odeuropeizowania chrześcijaństwa (Agenor Brighenti[2], Carlos Palacio[3]), gdyż ułatwi to dialog z pierwotnymi kulturami indiańskimi. Agenor Brighenti przeciwstawia łacińską myśl augustyniańską, dominującą w Kościele zachodnim, tradycji św. Ireneusza – o wiele bardziej związanej z Pismem i o wiele bliższej myśli Kościoła latynoamerykańskiego.

Wielki kryzys, jaki współcześnie dotknął Kościół, szczególnie w Europie Zachodniej (na przykład dechrystianizacja, obojętność religijna, odejście od praktyk religijnych, spadek liczby powołań), wynika z bardzo wielu różnorodnych przyczyn, jednakże jedną z nich jest utożsamianie chrześcijaństwa z kulturą zachodnią. Hiszpański teolog Juan Antonio Estrada Díaz, czerpiąc z myśli Johanna Baptista Metza i Jürgena Habermasa, stwierdził, że w chrześcijaństwie europejskim o wiele wyraźniejszy i bardziej wyczuwalny jest duch Aten niż Jerozolimy[4].

Myśląc o Ameryce Łacińskiej, jestem osobiście przekonany, że gdyby kontynent ten zewangelizowali misjonarze z Kościołów wschodnich, to owoce ewangelizacji byłyby o wiele bardziej widoczne, a wiara o wiele lepiej zinkulturowana i głębsza, niż wynikło to z misji łacińskiego Kościoła Europy Zachodniej.

 Pobieżne spojrzenie na historię

Aby nie wydawało się, że inicjatywa zmiany paradygmatu jest teologiczną nowinką i odejściem od nauczania Kościoła, należy przypomnieć, że już Kościół pierwotny zmierzył się z wyzwaniem, jakim było przejście od obrzezania do nowości chrztu. Obrzezanie, mocno związane z wiarą Izraela i stanowiące istotową część tejże wiary, zostało porzucone na rzecz chrztu, będącego obrzędem chrześcijańskiej inicjacji, co jednak nie nastąpiło w sposób bezkonfliktowy, lecz w wyniku licznych sporów teologicznych, których najbardziej wyrazistym przykładem jest tak zwany Sobór Jerozolimski (Dz 15).

Dochodzi następnie do otwarcia na świat grecko-łaciński. Stary Testament już dużo wcześniej przetłumaczono na język grecki (Septuaginta), Nowy Testament zaś w całości spisano po grecku. Pierwsi autorzy kościelni (Justyn, Orygenes), a następnie ojcowie Kościoła oraz pierwsze sobory wszczepiły wiarę chrześcijańską w świat kultury greckiej. W ten sposób dokonał się autentyczny proces inkulturacji. Terminy takie jak logos (rozum), hipóstasis (osoba), ousía (istnienie) są pochodzenia greckiego i świadczą o dokonującym się procesie wejścia w nową kulturę, co współcześnie określa się terminem „inkulturacja”. Ojcowie greccy (na przykład Grzegorz z Nyssy) są pod wpływem myśli platońskiej, a ściśle neoplatońskiej.

Inkulturacja chrześcijaństwa w świat grecko-rzymski doprowadziła do zniekształcenia pierwotnego oblicza Bożego przesłania

Także Augustyn, pomimo że jest Afrykańczykiem i działa w środowisku łacińskim Imperium Rzymskiego, jest pod silnym wpływem neoplatonizmu. Wpływy kultury helleńskiej (a dokładniej neoplatońskiej), na myśl ojców Kościoła były studiowane przez licznych współczesnych autorów (między innymi przez Jeana-Guinole’a-Marie Daniélou i Hansa Urs von Balthasara). Wszyscy oni wskazują na pozytywny proces inkulturacji chrześcijaństwa w świat grecko-rzymski, jednakże owa inkulturacja – jak każda – nie niwelując prawdy Ewangelii, doprowadziła do zniekształcenia pierwotnego oblicza Bożego przesłania, które ciągle musi być odkrywane i oczyszczane z kulturowych naleciałości.

Do tragicznego w skutkach podziału na Kościół łaciński i Kościół wschodni (tak zwany Kościół prawosławny) w XI wieku doszło przede wszystkim z powodu różnic kulturowych i politycznych między łacińskim Rzymem a helleńskim Bizancjum, a nie ze względu na kwestie ściśle teologiczne.

Od tego czasu Kościół rzymski coraz mocniej akcentował charakterystyczne dla siebie elementy kultury łacińskiej i zachodniej (rzymski jurydyzm, moralizm, centralizm, racjonalizm), podobnie jak elementy kultury ludów gallikańskich i germańskich. „Odkrycie” Arystotelesa przez Zachód w jeszcze większym stopniu doprowadziło do racjonalizacji myśli chrześcijańskiej i zagubienia symboliki na rzecz dialektyki. Jest to proces, który wywarł negatywny wpływ na Kościół zachodni. W gruncie rzeczy reakcja Lutra i innych reformatorów o nic innego jak pragnienie powrotu do języka Pisma Świętego.

Współczesność z całym jej bagażem (Georg Wilhelm Hegel, Wilhelm Dilthey, Charles Darwin, Friedrich Nietzsche, Karl Marx) jest konsekwencją Christianitas wymierzoną przeciwko niej i jest skutkiem nadmiernej hellenizacji wiary chrześcijańskiej, bo jest ukierunkowana przede wszystkim na naturę, a nie na historię.

Kościół wykluczonych
Victor Codina SJ, „Kościół wykluczonych. Teologia z perspektywy Nazaretu”, tłum. Kasper Mariusz Kaproń OFM, Wydawnictwo WAM, Kraków 2018

Sobór Watykański II uznał za swój program otwarcie się na wszystkie kultury i religie, jednakże nam, wiernym trzeciego tysiąclecia, pozostaje konkretne zadanie do wykonania: porzucenie paradygmatu Christianitas Europy, zaangażowanie na rzecz dialogu międzyreligijnego, wspieranie procesów decentralizacji i powstawania poza światem zachodniej cywilizacji Kościołów lokalnych, w pełni autonomicznych i mających własne oblicze, otwarcie się na świat postmodernistyczny, wsłuchując się w jego słuszne postulaty, zmierzenie się z wyzwaniami dotyczącymi ludzi młodych, kobiet, problemami ekologii i tak dalej. Wyzwania te Kościół będzie mógł właściwie podjąć i otworzyć się na nowe wyzwania, jeżeli zgodzi się odeuropeizować swoją myśl i zdobędzie się na odwagę odejścia od grecko-rzymskiego paradygmatu.

Wesprzyj Więź

Nie chodzi oczywiście o zanegowanie wszystkiego tego, co pozytywne w inkulturacji chrześcijaństwa w świat i kulturę grecko-łacińską (prawa człowieka, humanizm, poczucie wolności, demokrację, rozwój techniki i postęp), a jedynie o nieabsolutyzowanie tej kultury, zrelatywizowanie jej, odpowiednie skomplementowanie, przyporządkowanie jej wyższym wartościom i wyjście ponad nią.

Myśl zachodnia, chociaż w ciągu wieków osiągnęła wielkie zdobycze, które są podstawą kultury europejskiej i północnoamerykańskiej, to jednak pogrążyła się w wielkim kryzysie, stając się ponadto narzędziem funkcjonalnym wielkich imperiów kolonialnych w przeszłości i neokolonialnych współcześnie, które doprowadziły do ekonomicznej i społecznej dominacji w świecie neoliberalnego kapitalizmu, dyskryminacji i pogwałcenia praw ogromnej części ludzkości. W konsekwencji chrześcijaństwo utożsamiane jest dzisiaj z zachodnim światem pogrążającym się w chaosie i z myślą europejską, która obecnie weszła w stan wielkiego kryzysu[5].


[1] J.I. González Faus, „Deshelenizar el cristianismo”, w: „Calidad cristiana, Calidad cristiana”, Santander 2006, s. 185–225.
[2] A. Brighenti, „Algunas coordenadas teológicas en torno al discipulado y la misión en América Latina hoy”, Amerindia 2006.
[3] C. Palacio, „Concilium” nr 314 (2006).
[4] J.A. Estrada, „La imposible teodicea”, Madrid 1997, s. 393.
[5] J.I. González Faus, „Crítica de la razón occidental”, „Sal Terrae” nr 79/3 (1991), s. 251–259; V. Codina, „Fe latinoamericana y desencanto occidental”, w: J. Comblin, J. Sobrino, J.I. González Faus (red.), „Cambio social y pensamiento cristiano en América Latina”, Madrid 1993, s. 270–295.

Podziel się

Wiadomość

„Myśląc o Ameryce Łacińskiej, jestem osobiście przekonany, że gdyby kontynent ten zewangelizowali misjonarze z Kościołów wschodnich, to owoce ewangelizacji byłyby o wiele bardziej widoczne, a wiara o wiele lepiej zinkulturowana i głębsza, niż wynikło to z misji łacińskiego Kościoła Europy Zachodniej.”

Tego nikt nie wie, bo jesteśmy w obszarze intuicji. Intuicji, które o nas świadczą. A powyższa intuicja świadczy o Autorze, że książka, którą napisał raczej nie jest poszukiwaniem prawdy, a próbą przekonania nas do prawdy już odnalezionej, kierującej się prawdopodobnie uprzedzeniami do wspólnoty, z której Autor wyszedł, niczym prawie „self-hating Jew”. To, że cywilizacja Zachodu ma własne ograniczenia oraz zbrodnie to tylko część prawdy. Gdyby nie Zachód, chrześcijaństwo nie dotarłoby do Boliwii, gdzie Autor wyrzeka na Zachód. Kościoły wschodnie nie podejmowały z podobnym rozmachem co zachodnie misji, ale ktoś może argumentować, że nie miały ku temu warunków. Ale prawosławie rosyjskie miało w XIX wieku kapitalne warunki do misji, a podjęło je jedynie w śladowym wymiarze. To zachodni chrześcijanie zewangelizowali świat i żadne dzielenie włosa na czworo temu nie zaprzeczy. To nie jest argument, by chrześcijaństwo się nie inkulturowało, by odpuścić przygodne atrybuty „zachodnie” chrześcijaństwa jeśli dziś stanowią barierę między tamtymi ludami a Bogiem. Ale bez tak radykalnego odcinania się od przeszłości. Warto przyjrzeć się chrześcijaństwu na Dalekim Wschodzie. Współczesny Kościół japoński przyjął taktykę „inkulturacyjną” i widać, że nie jest dla Japończyków pociągający, nie widzą różnicy, a chrześcijaństwo pozostaje na marginesie (nie tylko ilościowym). W Korei Południowej, Indiach i w Chinach te misje ewangelizacyjne, które przyjęły model konfrontacyjny wobec tamtych „porządków” rozwijają się jak burza. Nawet laiccy obrońcy praw człowieka przyznają, że kultury dalekowschodnie mają kłopoty z adaptacją tych wartości, bo jednostka jest tam śmieciem. Jak więc inkulturować chrześcijaństwo podkreślające godność człowieka, z Jezusem Chrystusem? Jego głoszenie już jest postrzegane jako agresywne przez tamtejsze kultury, bo rzeczywiście, sprzeciwia się ich korzeniom. Na Jezusa „bezosobowego” jeszcze nikt z postępowych teologów pomysłu nie znalazł. Zanim reformatorzy nie zburzą tego, co lepiej lub gorzej ale jakoś działa niech pokażą, jak ma wyglądać ich własna idea Kościoła. Czy gdzieś już potrafili się zakorzenić na ugorze? W Ameryce Południowej sprawa wygląda trochę inaczej – tam już nie ma nie zwesternizowanych w większym lub mniejszym stopniu Indian z wyjątkiem ostatnich plemion w dżungli amazońskiej. Doszło do tragedii, bo cywilizacja Zachodnia nie była na tyle dojrzała gdy odkryła nowy kontynent by zachować powściągliwość pozwalającą tamtej kulturze na odnalezienie nowego sensu uzasadniającego jej istnienie, który to brak doprowadził do jej zwiędnięcia. Dziś lepiej tam poprawiać zachodnie chrześcijaństwo niż zastanawiać się nad wyważaniem otwartych drzwi w postaci inkulturacji do już nieistniejących kultur.