Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Mimo wszystko w obronie „polityki historycznej”

Fragment obrazu „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki (1878).

Wiele wskazuje na to, że w dobie zawłaszczania opowieści o dziejach najnowszych przez jeden obóz polityczny rzeczowa wymiana argumentów jest trudniejsza, jeśli nie niemożliwa.

Historio, historio, / tyle w tobie marzeń, / bywa, że cię piszą / kłamcy i gówniarze. / Orszaki, dworaki, / szum pawich piór! / Historio, historio, / ty żarłoczny micie, / co dla ciebie znaczy / jedno ludzkie życie? – Agnieszka Osiecka, „Historia”

 Zacznę od osobistego wspomnienia[1]. W 2007 r., w Łodzi, organizowaliśmy wspólnie z Janem Pomorskim i Sławomirem M. Nowinowskim konferencję zatytułowaną „Pamięć i polityka historyczna. Doświadczenia Polski i jej sąsiadów”. Współorganizatorem tego spotkania, które zgromadziło wielu znaczących badaczy z kraju i z zagranicy, był Oddział Łódzki Instytutu Pamięci Narodowej, kierowany wówczas przez Marka Drużkę. We „Wprowadzeniu” do książki, która ukazała się rok później, pisaliśmy m.in.: „Zapowiedź prowadzenia konsekwentnej polityki historycznej wywołuje w Polsce skrajne reakcje: jedni odrzucają ją a limine, inni z kolei wiążą z nią przesadne nadzieje. W ferworze dyskusji zapomina się, że polityka historyczna jest intelektualnym i obywatelskim wyzwaniem. Można oczywiście sprowadzić ja do urzędowej propagandy, do historycznej legitymizacji władzy, można jednak sprawić, by stała się programem nie tylko historycznego, ale także obywatelskiego myślenia. Realizacja tak ambitnego celu wymaga jednak gruntownego rozpoznania przykładów uprawiania polityki historycznej. Tej dobrej i tej złej”[2].

Myśleliśmy wówczas, że możliwe będzie wprowadzenie refleksji nad polityką historyczną, uwolnioną od bieżących konotacji aksjologicznych, do debaty akademickiej. Sądziliśmy, że stanie się „samodzielnym przedmiotem badań dla historyków, politologów, socjologów i psychologów społecznych, antropologów kulturowych i medioznawców”[3]. Mimo, że od tego czasu powstało wiele interesujących studiów nad wspomnianą tematyką[4], to jednak mam głębokie poczucie niespełnienia i zawodu. Z różnych powodów – związanych z niechęcią środowiska, dominującymi w mediach czarno-białymi ocenami polityki historycznej, wreszcie pogłębiającymi się w ostatnim czasie podziałami politycznymi i ideologicznymi w społeczeństwie – sensowna i rzeczowa dyskusja nad statusem polityki historycznej nie stała się częścią debaty publicznej, a przede wszystkim akademickiej.

Dziś wiele wskazuje na to, że w dobie zawłaszczania opowieści o dziejach najnowszych przez jeden obóz polityczny rzeczowa wymiana argumentów jest jeszcze trudniejsza, jeśli nie niemożliwa. Oczywiście nie znaczy to, że jako temat polityka historyczna zniknęła z debaty publicznej. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że rozmowa o niej przybiera niekiedy formy karykaturalne, kompromitujące biorących w niej udział kolegów, skądinąd z tytułami naukowymi i z niemałym dorobkiem. Udostępniony mi ostatnio przez jednego z młodszych badaczy zestaw facebookowych wypowiedzi jednego z historyków sprawujących kierowniczą funkcję we władzach Instytutu Pamięci Narodowej na długo pozostanie w mojej pamięci. Obecna w tych wypowiedziach ilość wulgaryzmów, ledwo maskowanej ksenofobii, pseudoironii oraz brak jakiegokolwiek szacunku dla przeciwnika, żeby poprzestać tylko na tych w miarę neutralnych określeniach, głęboko mnie zasmuciły.

„Druga strona” nie pozostaje oczywiście dłużna, choć warto podkreślić, że wypowiada się w formie nieco bardziej kulturalnej. Odwołam się tym razem do tekstów prasowych. Daniel Passent pisał na łamach „Polityki” o „karykaturalnej, zakłamanej, pseudo «polityce historycznej»”, biorąc to określenie w cudzysłów, bo jego zdaniem „polityka historyczna to oksymoron, w przyrodzie występuje albo polityka, albo historia”[iv]. Z kolei pisarz Zygmunt Miłoszewski w deklarował wywiadzie, że obecnie „zamiast Ministerstwa Kultury mamy Ministerstwo Nabzdyczonej Polityki Historycznej”[5].

Taka sytuacja uświadomiła mi dobitnie, jak mało pozostało w nas, mówię o części środowiska historyków, ludzkich odczuć, chęci do wyrażenia gestów solidarności z innymi badaczami, często wbrew deklarowanej postawie ideowej. Na tym tle szczególnej wagi nabiera list podpisany przez Andrzeja Nowaka i Timothy’ego Snydera w obronie Muzeum II Wojny Światowej, żeby poprzestać na tym, może najbardziej spektakularnym, przykładzie.


[1] Tekst został wygłoszony podczas konferencji „Przeszłość w dyskursach publicznych. Narracje – wizualizacje – konceptualizacje”, która odbyła się w dniach 25–27 października 2017 r. w Kazimierzu Dolnym.
[2] S. M. Nowinowski, J. Pomorski, R. Stobiecki, „Wprowadzenie”, w: „Pamięć i polityka historyczna. Doświadczenia Polski i jej sąsiadów”, Łódź 2008, s. 8. Zob. także w wielu miejscach aktualny, choć pisany w 2010 r. artykuł R. Traby, „Polityka wobec historii: kontrowersje i perspektywy”, „Teksty Drugie” 2010, , nr 1-2, s. 300–319. Tamże bogaty wybór literatury.
[3] Tamże, s. 9.
[4] W tym kontekście można wymienić m. in. prace: B. Korzeniewskiego, L. Nijakowskiego, A. Szpocińskiego, R. Traby.
[5] D. Passent, „Nadgorliwość ukarana”, „Polityka” 2017, nr 36.
[6] „A my nie chcemy uciekać stąd”, z Z. Miłoszewskim rozmawia M. Nogaś, „Gazeta Wyborcza” 9-10 listopada 2017. Zob. także, bardziej zniuansowaną krytykę K. Pomiana, „Historia, pamięć, polityka”, w: „Pamięć. Rejestry i terytoria / Memory. Registers and Territories”, Kraków 2013, s. 22–24 (dwujęzyczny album wydany przez Międzynarodowe Centrum Kultury z okazji wystawy pod tym samym tytułem, konsultacja naukowa J. Purchla).

Wesprzyj Więź

Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, wiosna 2018.

KUP „WIĘŹ” w wersji papierowej lub elektronicznej!

Więź, wiosna 2018

Kwartalnik WIĘŹ, nr 1/2018

Podziel się

Wiadomość

“Dziś wiele wskazuje na to, że w dobie zawłaszczania opowieści o dziejach najnowszych przez jeden obóz polityczny rzeczowa wymiana argumentów jest jeszcze trudniejsza, jeśli nie niemożliwa. (…) DRUGA STRONA NIE POZOSTAJE OCZYWIŚCIE DŁUŻNA …” – I już inaczej czyta się ten artykuł, widać bowiem, że Autor nie bierze udziału w polityce, tylko szuka prawdy, nie jest jednostronny. Przykładów polityki historycznej nagrywanej przez PiS każdy zna wiele, przypomnijmy więc dwa przykłady tej drugiej strony. Pierwszy, “odgórny” jakim było wyrzucenie z preambuły niedoszłej konstytucji UE wzmianki o korzeniach chrześcijańskich i rozpoczęcie historii Europy od oświecenia. Drugi, lokalny, to polityka historyczna środowiska Gazety Wyborczej dotycząca historii Żydów polskich. Już Muzeum Polin jest uznawane przez bliskiego J.Grossowi prof.Grabowskiego za przejaw polityki historycznej, bo za mało mówi o zbrodniach Polaków na Żydach, przykrywając je wielowiekową dobrą historią wzajemnych relacji. A w skali mikro polityki historycznej przypomnijmy oskarżenie A.Macierewicza przez uznanego przeciwnika prawicowej polityki historycznej o sypanie na przyjaciół po Marcu ’68, czemu uczciwie zaprzeczył W.Onyszkiewicz. Myślę, że podobne ekscesy prawicowych historyków są tu dobrze znane, więc ich nie będę przytaczać. Każda wspólnota jeśli chce przetrwać musi mieć pogląd na swoją historię, czego przykładem niech będzie obchodzona corocznie przez środowiska ateistów rocznica skazania na śmierć K.Łyszczyńskiego w XVII wieku za ateizm w wersji podkoloryzowanej. Jak prowadzenie takiej polityki pogodzić z prawdą? Chyba wszystkie, nawet upokarzające naszą “rodzinę” historie trzeba ujawniać, a co najwyżej w ramach polityki historycznej wypracowywać jeśli nie usprawiedliwienie, to zrozumienie dla trudnych faktów. Oczywiście, lepiej byłoby nie uprawiać polityki historycznej, ale jeżeli Niemcy, Rosja, Ukraina, Izrael taką uprawiają (kto temu zaprzeczy?) to wezwania do rezygnacji z niej byłoby jak działalność naiwnych w swojej szlachetności pacyfistów na Zachodzie w latach ’70 żądających rozbrojenia, z konieczności tylko jednej strony, na którą mieli wpływ.

“(…) In the end, two mutually exclusive versions of the past have been cultivated, exaggerated, and manipulated by politicians, and two “virtualized realities,” two sets of simulacra, have formed a basis for a very real conflict whose cost now is being measured by human lives. Obviously, conflict over history is part of a bigger picture, which includes social, economical, socio-psychological and many other components. This is exactly a case of how history can go wrong—in every possible sense”.GK
Wolny przekład:
Ostatecznie dwie wzajemnie wykluczające się wersje przeszłości zostały kultywowane, wyolbrzymione i manipulowane przez polityków, a dwie “zwirtualizowane rzeczywistości” – dwa zestawy symulakrów – stały się podstawą prawdziwego konfliktu, którego koszt mierzy się obecnie ludzkim życiem. Oczywiście konflikt o historię jest częścią szerszego obrazu, który obejmuje elementy społeczne, ekonomiczne, socjopsychologiczne i wiele innych. Jest to dokładnie przypadek, w którym historia może pójść źle – w każdym możliwym znaczeniu.”