rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Kogo obchodzą prawa Polaków w Niemczech?

Spotkanie szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej z kanclerz Angelą Merkel 26 sierpnia w Warszawie. Na zdjęciu premier Beata Szydło wita kanclerz Merkel. Fot. P. Tracz / KPRM

Państwo niemieckie ogranicza prawa socjalne Polaków mieszkających w RFN. Bezczynne są w tej sprawie i polski rząd, i opozycja, tak chętnie podkreślająca swoje bliskie kontakty z CDU.

Pierwszego grudnia br. niemiecki Bundestag dokonał – największej od czasu otwarcia w 2011 r. rynku pracy – korekty ustawowej w zakresie praw obywateli innych państw UE mieszkających w Niemczech. Najliczniejszą grupą, którą hipotetycznie dotkną dotkliwe ograniczenia praw socjalnych, są Polacy.  Wydarzenie to – bardzo istotne z punktu widzenia przebywających za Odrą rodaków – przeszło właściwie bez echa zarówno podczas uroczystości zakończenia obchodów jubileuszu 25-lecia podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy między RP a RFN, jak i podczas odbywającego się w miniony weekend Kongresu Organizacji Polonijnych. O ustawie nie wiedział nawet zagadnięty na ten temat podczas spotkania z Polonią w Hamburgu szef polskiej dyplomacji.

Przeciwko „turystyce socjalnej”

Od 2011 roku Polakom (oraz obywatelom innych państw UE zamieszkujących w Niemczech) przysługują w sferze socjalnej niemalże identyczne prawa jak obywatelom RFN. Upraszczając sprawę, w większości przypadków już po kilku miesiącach pobytu w Niemczech mogą oni ubiegać się nie tylko o zasiłki na dzieci, zasiłek mieszkaniowy, ale też dodatkowo występować z wnioskiem o przyznanie zasiłku socjalnego, gwarantującego utrzymanie tzw. minimum egzystencji (zwanego Arbeitslosengeld 2 – ALG 2, albo Hartz IV, od nazwiska jednego z twórców reform socjalnych kanclerza Schrödera). Prawa te potwierdził w grudniu 2015 roku Federalny Trybunał Socjalny w Kassel, który orzekł, że imigrantom z innych państw unijnych pełnia praw socjalnych przysługuje już po sześciu miesiącach samego pobytu (czyli nie pracy!) w RFN.

Powyższe rozstrzygnięcie przeraziło rząd federalny, który w szczycie tzw. kryzysu uchodźczego nie chciał utrzymywać kolejnego, niekontrolowalnego źródła dopływu migrantów mogących dodatkowo obciążyć niemiecki system socjalny. Już wiosną br. socjaldemokratyczna (sic!) federalna minister pracy w rządzie Angeli Merkel, Andrea Nahles, zaczęła prace nad projektem ustawy mającym radykalnie ograniczyć prawa obywateli UE pozostających dłuższy czas bez pracy na terenie Niemiec. W październiku rząd federalny przesłał projekt do Bundestagu, który to 1 grudnia przyjął go bez poprawek, kierując go następnie do rozpatrzenia przez Bundesrat.

Nowe przepisy są ewidentnie niekonstytucyjne i sprzeczne z prawem UE

O co chodzi w nowej ustawie? Zdaniem jej autorów oraz polityków „wielkiej koalicji” CDU–CSU-SPD, ma ona uniemożliwić pobieranie świadczeń osobom, które przyjechały do Niemiec nie po to, aby podjąć pracę, lecz w celu wykorzystania hojnego (w porównaniu ze wschodnioeuropejskimi krajami pochodzenia) systemu zabezpieczeń socjalnych. Mając to na względzie, uzyskanie prawa do pobierania ALG 2 uwarunkowano aż pięcioletnim okresem nieprzerwanego pobytu w Niemczech. Po wejściu w życie ustawy osoby, które nie spełnią takiego warunku, będą miały możliwość ubiegania się o jednomiesięczne świadczenie zabezpieczające podstawowe potrzeby oraz uzyskania pożyczki celem pokrycia kosztów powrotu do kraju pochodzenia.

W medialnym przekazie rząd i posłowie partii rządzących zwracają uwagę na to, że chodzi o wyeliminowanie zjawiska „turystyki socjalnej” migrantów z innych państw UE, którzy przyjeżdżają do Niemiec jedynie w celu korzystania z różnego rodzaju zasiłków. Problem polega na tym, że – jak dotychczas – trudno było potwierdzić to, aby było to zjawisko masowe, obciążające ponad miarę budżety samorządów i federacji. Obywatele innych państw UE nie wyróżniali się tutaj jakoś szczególnie na tle Niemców. Koszty ponoszone przez władze publiczne RFN są i tak zresztą niewspółmierne wobec korzyści, które niemiecka gospodarka i budżet uzyskuje m.in. wskutek dopływu pracowników z innych państw Europy i dostępu do rynków środkowej i wschodniej Europy.

„Wymuszanie głodem”

Temat ten pojawił się w niemieckiej debacie publicznej w roku 2014, czyli jeszcze przed „falą uchodźczą”, za przyczyną bawarskiej CSU – i już wtedy zwracano uwagę na populistyczny charakter postulatów partii Horsta Seehofera. I choć w publicznych wystąpieniach polityków CSU (jak i Alternatywy dla Niemiec – AfD) mówiono głównie o obywatelach Rumunii i Bułgarii, to przyjęta właśnie przez niemiecki parlament ustawa najmocniej uderza w najliczniej reprezentowaną w Niemczech grupę narodową obywateli UE, czyli w Polaków.

Kluczowy problem polega na tym, że ustawa – poza wprowadzeniem aż pięcioletniego okresu karencji na otrzymywanie świadczeń z Hartz IV – nieprecyzyjnie określa sytuację obywateli UE, którzy co prawda podjęli pracę w Niemczech, wykonywali ją przez pewien czas, ale po jakimś czasie ją utracili i nie zdołali w okresie otrzymywania rzeczywistego świadczenia dla bezrobotnych po utracie pracy (tzw. Arbeitslosengeld 1) znaleźć innego zatrudnienia. W przypadku osób, które przybyły do Niemiec z rodziną i zdołały przez 2-4 lata zapuścić tutaj korzenie, pozbawienie ich świadczeń zabezpieczających minimum egzystencji może prowadzić do rzeczywistych dramatów. Kilka dni temu media niemieckie donosiły, że w samym Berlinie, większość z kilkutysięcznej rzeszy bezdomnych mieszkających na jego ulicach stanowią Polacy. Niewykluczone, że jednym z efektów wejścia w życie ustawy minister Nahles będzie wylądowanie na ulicy przez polskie rodziny, które po kilkuletnim pobycie w RFN – pozbawione dalszej pomocy socjalnej i nie mając dokąd wracać w Polsce – nie będą już w stanie wyjść z finansowej i socjalnej zapaści. W związku z powyższym dopiero wtedy realnie wzrośnie zainteresowanie niemieckich Jugendamtów polskimi dziećmi.

Niemieckie media donoszą, że większość z kilkutysięcznej rzeszy bezdomnych w Berlinie to Polacy

Co ciekawe, ustawa została negatywnie oceniona przez większość organizacji społecznych opiniujących jej projekt w toku procesu legislacyjnego (pomijając, co zrozumiałe przedstawicieli samorządów, które w części ponoszą te koszty). Wśród krytyków były nie tylko organizacje humanitarne czy związki zawodowe, ale również tak prestiżowe organizacje jak Niemieckie Stowarzyszenie Adwokatów czy Nowe Stowarzyszenie Sędziów i Prokuratorów. Zwłaszcza te ostatnie zrzeszenia wskazują jednoznacznie, że przepisy ustawy z 1 grudnia 2016 r. w ewidentny sposób naruszają zarówno przepisy traktatowe UE (zwłaszcza zakaz dyskryminacji), jak i przepisy niemieckiej Konstytucji, na czele z zasadami poszanowania ludzkiej godności i państwa socjalnego. Cytują one m.in. pogląd jednego z sędziów Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, który przy okazji jednej z wcześniejszych  spraw stwierdził mniej więcej tyle, iż „wymuszanie głodem” przez państwo opuszczenia Niemiec jest niedopuszczalną metodą prowadzenia polityki migracyjnej. Jest zatem niemal pewne, że ustawa upadnie przy pierwszej lepszej okazji przed Trybunałem w Karlsruhe. Trudno jednak ocenić, ile dramatów wydarzy się, zanim do Trybunału zostanie skierowane odpowiednie pytanie bądź skarga na kanwie konkretnej sprawy i zanim dojdzie do uchylenia ewidentnie niekonstytucyjnych i sprzecznych z prawem UE postanowień.

Zamierzona bezczynność?

Wesprzyj Więź

Dla przeciętnego obserwatora zaskakująca jest nie tylko treść tych regulacji – ewidentnie sprzecznych z „europejskim duchem”, ale od dłuższego czasu otwarcie zapowiadanych i podejmowanych przez niemiecki rząd – ile bierność, jeśli nie niemoc polskich władz w tej materii.

Trudno dostrzec jakiekolwiek zauważalne działania polityczne lub medialne w ochronie interesów Polaków w Niemczech czy to ze strony ekipy obecnie rządzącej – premier Beaty Szydło, szefa MSZ czy nowego ambasadora w Berlinie – czy to działaczy Platformy Obywatelskiej, współdziałającej przecież z CDU w jednej frakcji w Parlamencie Europejskim i obnoszącej się dobrymi kontaktami z kolegami z partii Angeli Merkel. Co gorsza – można odnieść wrażenie, że ta bezczynność jest zamierzona. Jakby nie było, rosnąca emigracja Polaków w dobie pogłębiającego się kryzysu demograficznego niekoniecznie jest na rękę państwu polskiemu (w przeciwieństwie do płynących z Zachodu „rodzinnych transferów finansowych”).

Jeśli dodamy do powyższego zupełny brak zainteresowania tematem osób zebranych na berlińskim Kongresie Organizacji Polonijnych, tradycyjnie pochłoniętych głównie „nieśmiertelnym” zagadnieniem statusu mniejszości polskiej w Niemczech – to można być poważnie zatroskanym nie tylko o los wielu zwykłych Polaków próbujących z różnymi skutkami budować swoją lepszą przyszłość nad Szprewą, Menem i Łabą, ale również, w przyszłości, o inne polskie sprawy.

Podziel się

Wiadomość

Jak wobec tego wyglada sytuacja Polakow w innych krajach EU?Jak wyglada sytuacja obywateli EU w Polsce? Czy warunki wzgledem obywateli Unii sa takie same na terenie calej EU , czy tez sa zroznicowane z powodu na rozna sytuacje materialna krajow? Dotyczy to obcokrajowcow , mniejszosci narodowe jak mniemam maja inny status , sa obywatelami danego panstwa odmiennej narodowosci.

Wielkie dzięki za ten tekst. Trudno dowiedzieć się czegokolwiek w sprawie możliwych następstw reformy Nahles. Berliński okręg partii Razem zadał niemieckiemu ministerstwu kilka z pytań, które porusza również ten tekst. A jest ich sporo. Już teraz np. polscy kurierzy rozwożący po Niemczech przesyłki Deutsche Post pracują poniżej minimalnej, ponad ustawowy czas pracy i śpią w… furgonetkach. Poczta umywa ręce: zatrudnia ich polski pośrednik. Czy po wejściu w życie tej reformy tacy pracodawcy nie dostaną do ręki kolejnego kija (zamiast marchewki) na swoich pracowników? Czy obok pana Brzóski z Polski nie pojawi się jakiś jego niemiecki odpowiednik – Herr Birschke?