rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Bezdomność duszy

Na zdjęciu kościół oo. Dominikanów w Lizbonie / Fot. José Carlos Babo / Flickr / CC BY-NC-ND 2.0

Ostatecznie nie liczy się to, kim się jest, jaki się ma stan materialny, ani nawet skąd się pochodzi. Ostatecznie liczy się wiara.

Znajomy kaznodzieja ze Słowacji, prof. Anton Fabian, ma zwyczaj zaczynać kazanie od mniej lub bardziej śmiesznego dowcipu. Na przykład od takiego. Pewien bezdomny obchodził dookoła piękny kabriolet z opuszczonym dachem. Poklepał właściciela po ramieniu i mówi: „Widzę, że też jesteś bez dachu nad głową”. Kiedy znalazłem tę anegdotkę w kazaniach, które mi przysłał, pomyślałem, że to dobry punkt wyjścia do homilii na dzisiejszą Ewangelię, w której też jest przecież o dachu – o dachu, pod który setnik nie miał śmiałości zaprosić Jezusa, bo nie czuł się tego godzien.

Wesprzyj Więź

Słowa setnika – mówiąc w dzisiejszych kategoriach – zrobiły zawrotną karierę. W końcu – choć w polskiej wersji są nieco zmienione – powtarzamy jej w każdej Mszy Świętej: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Polskie „przyszedł do mnie” nie oddaje chyba jednak tego, co powinny wyrażać słowa, które wypowiadamy, gdy kapłan ukazuje nam Ciało Pańskie i zaprasza do Jego przyjęcia w Komunii. Ciekawe, że wiele języków w liturgii Mszy św. zostawiło jednak słowo „dach” i wyrażenie „wejść pod dach”. Tak jest na przykład w Mszy łacińskiej, w tekście niemieckim czy angielskim. Wierni modlący się w tych językach wciąż mówią do Chrystusa, że nie są godni, by wszedł pod ich dach. Słowo „dach” pojawia się w języku polskim w różnych związkach: „mieć dach nad głową”, „nie mieć dachu nad głową, zostać pozbawionym dachu nad głową” czyli „być bezdomnym”. Ciekawe, że w j. niemieckim bezdomny to właśnie „Obdachlose”, czyli ktoś, kto pozbawiony jest dachu. Ale jest też wyrażenie „przyjąć kogoś pod dach”, czyli przenocować. Dach to dom.

Setnik wiedział, że jego dom nie jest godzien, by przyjmować Jezusa z Nazaretu. Był przecież poganinem, dla Żyda kimś niewierzącym. Łukasz zapisał, że setnik „posłyszał o Jezusie”. Wiedział, że ten Jezus z Nazaretu był wielkim prorokiem potężnym w słowie i w czynach. Dlatego też nie poszedł do Jezusa sam, do czego się zresztą przyznaje, ale wysłał do Niego starszyznę żydowską. Miał świadomość przepaści, jak jest między nim a Jezusem. Kiedy dowiedział się, że Jezus jest już blisko, uświadomił sobie swoją kompletną niegodność i dlatego wysłał przyjaciół, by Jezusa zatrzymać w drodze. Nie bardzo sobie wyobrażał, by sam Jezus mógł wejść pod dach jego domu, pod jego dach. Można by powiedzieć: spanikował. „Lecz powiedz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony” – mówi więc do Jezusa. Wystarczy Boże słowo. Św. Augustyn tak interpretuje to wydarzenie: „Uważając siebie za niegodnego tego, aby Chrystus wszedł pod jego dach, czuł się godny, aby Jezus wszedł do jego serca”. Tak też się dzieje. Jezus przenika jego wnętrze. „Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu” – mówi o nim do tłumu, który za nim szedł. Przecież nie chodzi o dom, o ściany, o jakiekolwiek warunki materialne, ale o serce, o duszę – jak to wyrażamy w modlitwie przed Komunią: „powiedz słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Ostatecznie nie liczy się to, kim się jest, jaki się ma stan materialny, ani nawet skąd się pochodzi. Ostatecznie liczy się wiara. Można się czuć niegodnym – jak setnik, można być poganinem – jak setnik. Ważne, by w sercu uwierzyć w moc Jezusa i Jego słowa. I można mieć wiarę większą niż cały Izrael.

Wspomniany na początku prof. Anton Fabian swoją anegdotę o bezdomnym i o właścicielu kabrioletu tak komentuje: „Jest różnica między być bezdomnym i nie mieć dachu nad głową a być milionerem i nie mieć dachu w kabriolecie. Ciało właściciela tego samochodu wozi się w pięknym samochodzie. Ale na pierwszy rzut oka nie widać, czy jego dusza wozi się w luksusie. Czy jest szczęśliwy czy smutny, spokojny czy zmartwiony, zmęczony czy rozczarowany? Może się okazać, że ciałem jest milionerem, ale duszą jest bezdomny. Czym dach na domu jest dla ciała, tym Bóg dla duszy człowieka”. W swojej pysze, temu właścicielowi kabrioletu może się nawet wydawać, że jego samochód byłby godzien samego Jezusa. Choć – jak wiemy – fałszywe jest to myślenie. A ten bezdomny nie ma nawet dachu, pod który ewentualnie mógłby zaprosić Jezusa. I choć bezdomność ciała jest okrutna – i trzeba zrobić wszystko, by jej zapobiec – bezdomność duszy jest od niej okrutniejsza. Domem duszy jest bowiem wiara. A tę może mieć nawet setnik okupacyjnego wojska, poganin i tzw. niewierzący. Nigdy nie wiadomo – a na pewno na pierwszy rzut oka nie widać – czym i w jakim luksusie wozi się czyjaś dusza. Czym się wozi ciało, widać od razu. Ale to za mało.

Podziel się

Wiadomość

Dziękuję z dalekiej Rzeczpospolitej Norwidowskiej:

Niechże nie uczą mię gdzie ma Ojczyzna…

Ojczyzna moja nie stąd stawa czołem;
Ja ciałem zza Eufratu,
A duchem sponad Chaosu się wziąłem:
Czynsz płacę światu.

Naród mię żaden nie zbawił ni stworzył;
Wieczność pamiętam przed wiekiem;
Klucz Dawidowy usta mi otworzył,
Rzym nazwał człekiem…