W Rwandzie, gdzie żyje 20 tysięcy niewidomych dzieci, ma szansę uczy się tylko niewielka 100-osobowa grupa w jedynej szkole integracyjnej. Otrzymałyśmy zaproszenie od władz kościelnych, aby rozpocząć pracę w Rwandzie. Przełożeni dali mi zgodę na podjecie tego nowego wyzwania z zastrzeżeniem, że zgromadzenie nie jest w stanie zapewnić mi pomocy finansowej. I to był moment na szczególne zawierzenie Bogu. W 2006 roku wyjechałam do Rwandy właściwie bez żadnych środków materialnych, ale z przekonaniem, że jeżeli jest to dzieło Boże – to na pewno powstanie. Pan Bóg wskazywał mi za pośrednictwem różnych osób środki realizacji, a ja coraz wyraźniej widziałam, że rzeczywiście to nie jest tylko dzieło ludzkie.
Gdzieś na dnie serca ciągle kołatało zakończenie przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, w którym na pytanie Jezusa o to, kto jest twoim bliźnim, uczony w Prawie odpowiada: „ten, który okazał swe miłosierdzie pobitemu przez zbójców”. I Jezusowa rada: „idź, i ty czyń podobnie”. To zdanie było jeszcze jednym bodźcem, by mieć ufność i siłę do prowadzenia rozpoczętego dzieła.
Dziś nasza szkoła (pierwsza szkoła dla niewidomych w Rwandzie) liczy 96 dzieci, które przyjeżdżają tu z całego kraju. Potrzeby są jednak daleko większe. Staramy się zapewnić im nie tylko naukę w szkole podstawowej, ale też przygotować do samodzielnego życia.
Cały tekst w miesięczniku WIĘŹ nr 5-6 /2012 (dostępnym także w wersji elektronicznej jako e-book)